Wpisy archiwalne w kategorii
Kellysek :)
Dystans całkowity: | 17087.09 km (w terenie 587.71 km; 3.44%) |
Czas w ruchu: | 947:04 |
Średnia prędkość: | 18.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.20 km/h |
Liczba aktywności: | 426 |
Średnio na aktywność: | 40.11 km i 2h 13m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 15 listopada 2010
Kategoria Kellysek :), Urzędowo - remontowo, W oczojebnej kamizelce, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Black...
Hey... oooh...
Sheets of empty canvas, untouched sheets of clay
Were laid spread out before me as her body once did.
All five horizons revolved around her soul
As the earth to the sun
Now the air I tasted and breathed has taken a turn
Ooh, and all I taught her was everything
Ooh, I know she gave me all that she wore
And now my bitter hands chafe beneath the clouds
Of what was everything.
Oh, the pictures have all been washed in black, tattooed everything...
I take a walk outside
I'm surrounded by some kids at play
I can feel their laughter, so why do I sear?
Oh, and twisted thoughts that spin round my head
I'm spinning, oh, I'm spinning
How quick the sun can drop away
And now my bitter hands cradle broken glass
Of what was everything?
All the pictures have all been washed in black, tattooed everything...
All the love gone bad turned my world to black
Tattooed all I see, all that I am, all I'll be... yeah...
Uh huh... uh huh... ooh...
I know someday you'll have a beautiful life,
I know you'll be a sun in somebody else's sky, but why
Why, why can't it be, can't it be mine*
Z racji tego, że wynegocjowałyśmy zakończenie szkolenia z negocjacji o 15:45 (planowo było o 17:00) mogłam zrobić mały przeciąg na rowerze :-)
Pojechałam do Sądu w Dąbrowie.
Odebrałam co trzeba i ruszyłam na Pogorię.
Miałam ochotę pojeździć...
Jazda po ciemku to nie jest jednak to, co lubię najbardziej :(
Na Pogorii koszmar – nic nie widać... pełno pieszych i nieoświetlonych rowerzystów... ech... jadę do centrum.
Z centrum w kierunku Będzina, następnie na Mydlice.
Mam lęki przed jazdą po ciemku... obawiam się, że zaraz koś we mnie wjedzie :(
Pomimo cieszę się, że chociaż tyle pojeździłam :-)
* Pearl Jam - „Black”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 12.48km
- Czas 00:49
- VAVG 15.28km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 listopada 2010
Kategoria Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Na urodzinki...
Trzeba mi wielkiej wody,
tej dobrej i tej złej,
na wszystkie moje pogody,
niepogody duszy mej,
trzeba mi wielkiej drogi
wśród wiecznie młodych bzów,
na wszystkie moje złe bogi
niebogi z moich snów.
Oceanów mrukliwych
i strumieni życzliwych,
piachów siebie niepewnych
i opowieści rzewnych,
drogi biało-srebrzystej,
dróżki nieuroczystej,
czarnych głębin niepewnych
i ptasich rozmów śpiewnych.
I tylko taką mnie ścieżką poprowadź,
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
i gdzie muzyka gra, muzyka gra,
nie daj mi, Boże, broń Boże skosztować
tak zwanej życiowej mądrości,
dopóki życie trwa, póki życie trwa.
Trzeba mi wielkiej wody,
tej dobrej i tej złej,
na wszystkie moje pogody,
niepogody duszy mej -
trzeba mi wielkiej psoty,
trzeba mi psoty, hej!
na wszystkie moje tęsknoty,
ochoty duszy mej,
wielkich wypraw pod Kraków,
nocnych rozmów rodaków,
wysokonogich lasów
i bardzo dużo czasu.
I tylko taką mnie ścieżką poprowadź,
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
i gdzie muzyka gra, muzyka gra,
nie daj mi, Boże, broń Boże skosztować
tak zwanej życiowej mądrości,
dopóki życie trwa, póki życie trwa.
I tylko taką mnie ścieżką poprowadź...*
Mydlice - Manhattan - na urodziny Martusi.
Po 18:00 z powrotem.
* tekst: Agnieszka Osiecka
wykonanie, którego ostatnio słucham: Raz Dwa Trzy.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 10.97km
- Czas 00:39
- VAVG 16.88km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 listopada 2010
Kategoria Kellysek :), W oczojebnej kamizelce, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Nichts bleibt für die Ewigkeit
Kosmiczne wspomnienio-zwierzenia...
Du merkst nicht, wie die Tage vergehn
Auch wenn es so scheint, sie bleiben nicht stehn
Sie tropfen stetig vor sich hin
Wie ein Wasserhahn, der undicht ist
Wenn du nachts hellwach in deinem Bett liegst
Hörst du, wie es leise tickt
Es ist 'ne Uhr in dir, sie läuft nur für dich
Sie erinnert dich dran, wie spät es ist
Jeden Tag stirbt ein Teil von dir
Jeden Tag schwindet deine Zeit
Jeden Tag ein Tag, den du verlierst
Nichts bleibt für die Ewigkeit
Jeder Atemzug kostet dich Sekunden
Wieviel Minuten kriegst du für dein Geld
Los, wir schenken uns gegenseitig ein paar Stunden
Schmeissen Jahre von uns weg
Von gestern und für morgen leben
Niemals für das Hier und Jetzt
Du merkst, während du an deinen Plänen sitzt
Wie das Leben an dir vorüberzieht
Jeden Tag stirbt ein Teil von dir
Jeden Tag schwindet deine Zeit
Jeden Tag ein Tag, den du verlierst
Nichts bleibt für die Ewigkeit
Nichts bleibt für die Ewigkeit
Jeden Tag stirbt ein Teil von dir
Jeden Tag schwindet deine Zeit
Jeden Tag ein Tag, den du verlierst
Nichts bleibt für die Ewigkeit
Jeden Tag stirbt ein Teil von dir
Jeden Tag schwindet deine Zeit
Jeden Tag ein Tag, den du verlierst
Nichts bleibt für die Ewigkeit
Nichts bleibt für die Ewigkeit
Nichts bleibt für die Ewigkeit*
1 listopad... dzień, w którym wszyscy przypominają sobie o tych, którzy odeszli...
To co, że na co dzień nawet o nich nie pomyślą...
Ważne by na 1 listopada grób był wysprzątany, obowiązkowo kwiaty w wazonie, w doniczce i mnóstwo zniczy...
Wiem, mam dziwne podejście do niektórych spraw ale tak już mam...
Nie potrzebuję pomników by o kimś pamiętać...
Minęło 13 lat od czasu gdy Mama odeszła...
Powiedzenie, że czas leczy rany jest nie do końca prawdziwe.
Czas leczy rany po szoku, który następuje po śmierci ukochanej osoby.
Czas nie leczy ran, które mamy z racji tego, że ta osoba odeszła... tu jest z roku na rok coraz gorzej.
Tęsknimy...
Tęsknimy coraz bardziej.
Brakuje nam tej osoby... i wiemy, że już nie wróci do nas...
Nie potrzebuję pomników, nie potrzebuję kwiatów, nie potrzebuję zniczy...
Z Mamą rozmawiam często... bardzo często... dziękuję Jej za zrządzenia losu, żalę się na kłody pod nogami, mówię, ze chciałabym by tu była...
Sama chciałabym być spalona i by mnie Przyjaciele rozrzucili w górach i podczas wycieczek rowerowych... ewentualna tablica gdzieś tam...
Mama była wspaniałą Osobą... po Niej odziedziczyłam spontaniczność, radość życia, ducha imprezowego, wrażliwość na czyjeś nieszczęścia i ból...
I wiem, że robi wszystko by zarezerwować mi tam kociołek z widokiem na góry ;-)
Żałuje dzisiaj, że 13 lat temu nie byłam na tyle dojrzała by pomóc Mamie... żałuję, że nie miałam tego doświadczenia i myślenia co teraz... żałuję... gdybym miała, to może dzisiaj rozmawiałabym z Różą osobiście a nie tylko w wyimaginowanych rozmowach...
Pomimo tego...
Zapominam cię
Co mam zrobić z tym?
Jeszcze tylko wspomnień garść
W mej pamięci wciąż się tli
Zapominam cię
Swoje robi czas
Znów przywołać próżno chcę
Twoje imię któryś raz
Wszystko to co było
Przecież to jest w nas
Tak niesprawiedliwy
Tylko jest ten czas
Strefa półcienia
To ten pierwszy krok
Potem zapomnienia
Bezlitosny mrok
Zapominam cię
W tłumie gubisz się
Jak samotna w morzu łódź
Na obszernym znikasz tle
Zapominam cię
Zwolna idą w kąt
Jakiś uśmiech, słowo, gest
Coraz dalej, dalej stąd
Wszystko to co było...
Zapominam cię
Nie tak miało być
Przecież miłość nasza wiem
Miała wiecznie, wiecznie żyć
Zapominam cię
Co mam robić z tym?
Jeszcze tylko wspomnień garść
W mej pamięci wciąż się tkwi**
Dlatego gdyby nie to, że obiecałam Bratu, że będę robić za szofera pewnie bym pojechała gdzieś na rower...
Pomimo 4,5 h snu wstaję wyspana. Kawa, śniadanie, pakowanie sakw (znicze i ubranie cywilne) i wyjeżdżam.
Pogoda zwala mnie z nóg... pierwszy raz tak piękna pogoda jest 1 listopada... szok... chyba za ciepło się ubrałam.
Jadę na Pogorię III.
Jest pięknie:
ogoria w błękicie© kosma100
Widząc dywan „utkany” z liści nie mogę się oprzeć drobnemu szaleństwu... robię 6 zdjęć...
Spojrzenia biegaczy i rowerzystów... bezcenne ;-)
Jestem w szoku jak dużo biegaczy i rowerzystów spotykam... nie spodziewałam się tego.
Każdy kiedyś (s)padnie...
Jadę na Pogorię IV
Dojeżdżam do miejsca gdzie Przemsza wpada do Pogorii IV i robię foty
Gdy już zamierzam ruszyć z powrotem nadjeżdża biker, którego mijałam parę minut temu i zaczyna rozmowę. Zainteresowały Go moje sakwy... tłumaczę, że mam w tych sakwach tylko znicze i ubranie :) I tak poznaję Marka z Łaz. Wspólnie pedalimy na Pogorię III rozmawiając o wyprawach, naszych rekordach itp. Pewnie kiedyś pojeździmy... pewnie nie w tym roku.
Jadę do Brata...
Następnie jadę jako towarzyszka pieszych...
Po zaliczeniu Tour de groby wracam do mieszkania.
Ciemno ale jak ciepło. Jestem pod wrażeniem, nawet mam ochotę popływać w basenie...
ale nie mam stroju kąpielowego więc odpuszczam :)
A to rezultat zabawy mavica z moim zdjęciem :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
*Die Toten Hosen - „Nichts bleibt für die Ewigkeit”
**Budka Suflera - „Strefa półcienia”.
- DST 30.77km
- Czas 01:53
- VAVG 16.34km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 października 2010
Kategoria Kellysek :), W towarzystwie ;)
Proza życia...
Proza życia...
Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko
Co zechcesz powiedz tylko
Naprawdę na dużo mnie stać
Dla Ciebie mógłbym wszystko zmienić
Mógłbym nawet uwierzyć
Naprawdę na dużo mnie stać
Dla Ciebie zrywam polne kwiaty
Szukam tych najrzadszych
Naprawdę na dużo mnie stać
Najchętniej zamknąłbym cię w klatce,
Bo kocham na Ciebie patrzeć
Naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
Otwórz oczy zobacz sam
Przed nami mgła
Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko
Co zechcesz powiedz tylko
Naprawdę na dużo mnie stać
Przez Ciebie wpadłem w głęboką depresję
Już teraz nie wiem kim jestem,
Bo naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
Otwórz oczy, zobacz sam
Przed nami mgła
Zamykam oczy
Nie chcę widzieć, nie chcę czuć
Czy to koniec już?
To koniec już... *
Czy miłość polega na oddaniu wszystkiego drugiej osobie? Częściowo tak, częściowo... Czy miłość wymaga poświęceń? Wymaga... Miłość to sztuka kompromisu, kompromisu a nie pójścia na siłę tam gdzie chce ta druga osoba.
Niektórzy by zdobyć „drugą połówkę” udają, zmieniają się by być takim jakim życzy sobie ta druga osoba.
„Jeżdżenie na rowerze to moja pasja” (to co, że ostatni raz jeździłam na rowerze, który dostałam na Komunię);
„Tak, możemy się spotkać dzisiaj z Twoimi wspaniałymi Przyjaciółmi” (to co, że gardzę ludźmi takiego pokroju jak oni);
„Też nie mam telewizora” (to co, że nie mam telewizora, bo się akurat zepsuł, a nie z powodu, że go w ogóle nie oglądam – tak jak moja „połówka”);
„Jasne, wcale możemy nie jeździć do mojej mamy, brata skoro sobie życzysz” (to co, że ich kocham);
„Też uwielbiam aktywnie spędzać czas” (to co, że wolałbym posiedzieć spokojnie przed telewizorem zamiast ganiać po górach, lasach, jeździć na rowerze);
„Też uwielbiam „to robić”” (pomimo tego, że seks najchętniej uprawiałabym/łbym raz na miesiąc, po bożemu, po ciemku a najlepiej tylko i wyłącznie w celach prokreacji).
Osoby zauroczone czasami zmieniają się by sprostać osobie, którą chcą zdobyć, przymykają oczy na rzeczy, które w tym momencie są dla nich błahe, niestety po latach wychodzą...
Nawet jeśli na początku jest pięknie i wydaje się zasadne takie zachowanie, po latach zaczyna męczyć jak odcisk... po latach nie chce się już udawać...
Nie chodzi o to, by łączyć się z osobami identycznymi, bo to też byłoby nudne ale ważne, by po latach, gdy zauroczenie minie, łączyło nas „coś”, coś innego jak problemy życia codziennego.
Wie immer sitzen sie am Frühstückstisch, während er wie gewohnt die Zeitung liest.
Wie jedesmal sagt sie: "Leg sie endlich weg und kümmer Dich mehr um mich!"
Er denkt: "Sie begreift mich nie"; sie denkt: "Was ist mit ihm los?"
Sie würden sich so gern verstehn, denn sie lieben sich beide so.
Er redet ständig von Freiheit, sie träumt vom Glück zu zweit,
er will sie nicht belasten, sie will seine Sorgen teilen, und sie reden an sich vorbei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.
Wenn sie mehr Zeit mit ihm verbringen will, so wie es früher angeblich war,
fürchtet er um seinen Stammtisch-Tag und vertröstet sie auf nächstes Mal.
Weil er so schöne Luftschlösser bauen kann, zieht sie jedesmal dort ein und glaubt daran,
und wenn er alle diese Pläne dann wieder umstößt, steht sie mit leeren Händen da.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.
Sie suchen sich, sie brauchen sich, sie lieben sich, doch sie finden sich nie.
Während er die Spätnachrichten sieht, wartet sie auf ihn im Bett.
Wenn er dann endlich in die Kissen kriecht, schläft sie schon tief und fest.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
Sie suchen sich, sie brauchen sich, sie lieben sich, doch sie finden sich nie.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.**
Niektórzy, po doprowadzeniu tej drugiej osoby do ołtarza myślą, że już tak będzie, że będą ze sobą do grobowej deski. Tak powinno być w modelowym świecie... ale żyjemy w zwykłym świecie, któremu do ideału trochę brakuje.
Winni za to jesteśmy my sami... nie koleżanka / kolega z pracy, nie pani z mięsnego, nie modelka ani aktorka... po prostu my.
Nie wiem czemu ludziom zdaje się, że jak już są zaobrączkowani to nic nie jest w stanie rozłączyć. Tak by było gdyby się szanowali, dbali o związek, nie zmieniali się na siłę dla tej drugiej osoby, myśleli o tej drugiej osobie, cieszyli się z jej sukcesów i martwili jej porażkami.
Nie wiem czemu popełniamy tak podstawowe błędy...
Można okłamywać drugą osobę.
Można narzucać swoje zdanie, bez poznania zdania drugiej osoby.
Można godzinami słuchać, po raz pięćdziesiąty, zwierzeń przyjaciółki/przyjaciela ale mężowi/żonie przerywa się w połowie pierwszego zdania, bo sobie właśnie coś przypomniałam/em, co nie może poczekać aż on/ona skończy.
Można prawie ze sobą nie rozmawiać.
Można nie mówić o pewnych rzeczach.
Można ukrywać powody swojego działania.
Można się gniewać i foszyć bez przedstawienia drugiej osobie powodu.
Można krytykować jej/jego hobby, o którym wiedzieliśmy od początku.
Można wiele...
… ale po co?
Kiedyś kochały oczy
Kiedyś kochały dłonie
Kiedyś kochały usta
O tak....
Kiedyś kochały dusze
Kiedyś kochały serca
Kiedyś nie łzy rządziły
Miłością było życie
Ale..
Miłość chyba
Miłość chyba
Miłość chyba zabrał czas
Wtedy płonęły oczy
Wtedy płonęły dłonie
Wtedy płonęły usta
O tak...
Wtedy płonęły dusze
Wtedy płonęły serca
Wtedy płonęły ciała
Paliliśmy się cali
Ale...
Ogień chyba
Ogień zgasł
Ogień chyba
Zgasł już w nas
Teraz w popiołach dusze
W popiołach nasze sny
W popiołach też uczucia
W popiołach ja i ty
popiół jeszcze tli...
Taką mała iskrą
Ale..
Miłość chyba
Miłość chyba
Miłość chyba
Zabrał czas***
Nadchodzi taka chwila gdy trzeba się rozejść, nic już nie pomaga i mniejsze zło to zakończenie całej tej farsy...
Jeśli nie ma dzieci to nie problem... jeśli dzieci są, to i tak sądzę, że lepiej jest gdy dzieci mają spokojnych rodziców żyjących osobno niż rodziców, którzy potrafią się tylko kłócić, żyjących w zakłamaniu, stresie, nienawiści... Bo od miłości do nienawiści jest blisko...
Wiem, na pewno wiem,
to już nie długo przyjdzie czas
że zmusi mnie ktoś lub coś
abym otworzył moje serce
Lecz nie, nie będziesz to Ty
Lecz nie, nie będziesz to Ty
Chciałem powiedzieć Ci,
że ze mnie nie jest taki zwykły man
Nie będziesz miała ze mnie nic,
bo dla Ciebie skończyłem się
Widzisz Mała, nawet dobrze mi z tym
Widzisz Mała, nawet dobrze mi z tym
Może to śmiesznie brzmi
nie nie kocham Cię, nie!
Tak to prawda jest
przestań w końcu, no przestań zgrywać się
idź sobie stąd, no daj spokój mi
Nie, nie graj ciałem - na to nie nie,
na to nie nie nabierzesz mnie, nie nabierzesz mnie
Nie, bo widzisz ja już nie, nie kocham Cię
Nie, nie kocham Cię, nie kocham Cię****
Niektórzy się odezwą, że nie wiem co piszę bo nie mam dzieci... niech się odzywają... ale mam tą zdolność uczenia się na swoich i na cudzych błędach... może za dużo się uczę... może... ale nie żałuję moich życiowych decyzji i tylko czasami łóżko przypomina mi o tym, że jestem sama...
...łóżko – bo nie jestem w stanie sama go przesunąć, przenieść do innego pokoju :-)
Są to moje luźne przemyślenia, które narodziły się w mojej głowie podczas tynkowania... może każdy znajdzie coś ze swojego życia, może ktoś poczuje się dotknięty... może... nie jest to moim celem... nie wiem czy w ogóle jest jakiś cel w umieszczeniu takiego wpisu... ale miałam ochotę wypuścić moje myśli na wolność...
Dzisiaj, pomimo tego, że weekend to jedyne dni gdzie mogę „powalczyć” od rana do wieczora na „polu bitwy” musiałam... musiałam pojeździć.
Wstając rano po strasznie zimnej nocy (zmarzłam okrutnie, pomimo włączonej maszynki elektrycznej para z buzi leciała...) oczom moim ukazał się piękny widok (sorki za jakość – okna brudne :)):
Skończyłam walkę z tynkowaniem i już po 13:00 byłam w domku, szybka kąpiel i na rower!
W międzyczasie odbieram telefon od ewci0706, że jest właśnie pod moim domem (z którego godzinę temu odjechałam) szkoda... ale pytam się czy możemy się spotkać na Pogorii... raczej nie bo się z grzybkiem spieszą... ok...
Już prawie gotowa odbieram drugi telefon – jednak są na Pogorii – super – pędzę więc na spotkanie :)
Spotykamy się na III.
Przejeżdżamy podziwiając jakąś dziwną maszynę, która pracuje przy budowaniu mola. Czyżby drugi Sopot? :D
Następnie jedziemy na IV, po czym jedziemy do Sarnowa na izotonik i pogawędkę.
Czas szybko upływa i trzeba się pożegnać, jedziemy na Pogorię IV, Ewcia z Grześkiem jadą do domu a ja jadę jeszcze na tamę i z powrotem.
Jesień w pełni.
Jedzie się super, niestety muszę wracać do mieszkania – o 18:00 mam korepetycje :(
Zaszalałam, pomimo luźnego, spacerowego tempa z Ewcią i Grześkiem nakręciłam taką średnią - masakra.
Potrzebowałam tego...
To jeszcze parę fotek mojego weekendowego dzieła:
A tyle zużyłam zaprawy przez sobotę i pół niedzieli:
Obserwatorka rzeczy ulotnych i dziwnych – Bobka Budownicza – pozdrawia wszystkich tu zaglądających :)
* Myslovitz - "Dla Ciebie".
** Die Toten Hosen - "Er denkt, sie denkt"
*** Totentanz - „Czas ognia”.
**** Dżem - „Wiem na pewno wiem nie nie kocham Cię”
Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko
Co zechcesz powiedz tylko
Naprawdę na dużo mnie stać
Dla Ciebie mógłbym wszystko zmienić
Mógłbym nawet uwierzyć
Naprawdę na dużo mnie stać
Dla Ciebie zrywam polne kwiaty
Szukam tych najrzadszych
Naprawdę na dużo mnie stać
Najchętniej zamknąłbym cię w klatce,
Bo kocham na Ciebie patrzeć
Naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
Otwórz oczy zobacz sam
Przed nami mgła
Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko
Co zechcesz powiedz tylko
Naprawdę na dużo mnie stać
Przez Ciebie wpadłem w głęboką depresję
Już teraz nie wiem kim jestem,
Bo naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
Otwórz oczy, zobacz sam
Przed nami mgła
Zamykam oczy
Nie chcę widzieć, nie chcę czuć
Czy to koniec już?
To koniec już... *
Czy miłość polega na oddaniu wszystkiego drugiej osobie? Częściowo tak, częściowo... Czy miłość wymaga poświęceń? Wymaga... Miłość to sztuka kompromisu, kompromisu a nie pójścia na siłę tam gdzie chce ta druga osoba.
Niektórzy by zdobyć „drugą połówkę” udają, zmieniają się by być takim jakim życzy sobie ta druga osoba.
„Jeżdżenie na rowerze to moja pasja” (to co, że ostatni raz jeździłam na rowerze, który dostałam na Komunię);
„Tak, możemy się spotkać dzisiaj z Twoimi wspaniałymi Przyjaciółmi” (to co, że gardzę ludźmi takiego pokroju jak oni);
„Też nie mam telewizora” (to co, że nie mam telewizora, bo się akurat zepsuł, a nie z powodu, że go w ogóle nie oglądam – tak jak moja „połówka”);
„Jasne, wcale możemy nie jeździć do mojej mamy, brata skoro sobie życzysz” (to co, że ich kocham);
„Też uwielbiam aktywnie spędzać czas” (to co, że wolałbym posiedzieć spokojnie przed telewizorem zamiast ganiać po górach, lasach, jeździć na rowerze);
„Też uwielbiam „to robić”” (pomimo tego, że seks najchętniej uprawiałabym/łbym raz na miesiąc, po bożemu, po ciemku a najlepiej tylko i wyłącznie w celach prokreacji).
Osoby zauroczone czasami zmieniają się by sprostać osobie, którą chcą zdobyć, przymykają oczy na rzeczy, które w tym momencie są dla nich błahe, niestety po latach wychodzą...
Nawet jeśli na początku jest pięknie i wydaje się zasadne takie zachowanie, po latach zaczyna męczyć jak odcisk... po latach nie chce się już udawać...
Nie chodzi o to, by łączyć się z osobami identycznymi, bo to też byłoby nudne ale ważne, by po latach, gdy zauroczenie minie, łączyło nas „coś”, coś innego jak problemy życia codziennego.
Wie immer sitzen sie am Frühstückstisch, während er wie gewohnt die Zeitung liest.
Wie jedesmal sagt sie: "Leg sie endlich weg und kümmer Dich mehr um mich!"
Er denkt: "Sie begreift mich nie"; sie denkt: "Was ist mit ihm los?"
Sie würden sich so gern verstehn, denn sie lieben sich beide so.
Er redet ständig von Freiheit, sie träumt vom Glück zu zweit,
er will sie nicht belasten, sie will seine Sorgen teilen, und sie reden an sich vorbei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.
Wenn sie mehr Zeit mit ihm verbringen will, so wie es früher angeblich war,
fürchtet er um seinen Stammtisch-Tag und vertröstet sie auf nächstes Mal.
Weil er so schöne Luftschlösser bauen kann, zieht sie jedesmal dort ein und glaubt daran,
und wenn er alle diese Pläne dann wieder umstößt, steht sie mit leeren Händen da.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.
Sie suchen sich, sie brauchen sich, sie lieben sich, doch sie finden sich nie.
Während er die Spätnachrichten sieht, wartet sie auf ihn im Bett.
Wenn er dann endlich in die Kissen kriecht, schläft sie schon tief und fest.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
Sie suchen sich, sie brauchen sich, sie lieben sich, doch sie finden sich nie.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.**
Niektórzy, po doprowadzeniu tej drugiej osoby do ołtarza myślą, że już tak będzie, że będą ze sobą do grobowej deski. Tak powinno być w modelowym świecie... ale żyjemy w zwykłym świecie, któremu do ideału trochę brakuje.
Winni za to jesteśmy my sami... nie koleżanka / kolega z pracy, nie pani z mięsnego, nie modelka ani aktorka... po prostu my.
Nie wiem czemu ludziom zdaje się, że jak już są zaobrączkowani to nic nie jest w stanie rozłączyć. Tak by było gdyby się szanowali, dbali o związek, nie zmieniali się na siłę dla tej drugiej osoby, myśleli o tej drugiej osobie, cieszyli się z jej sukcesów i martwili jej porażkami.
Nie wiem czemu popełniamy tak podstawowe błędy...
Można okłamywać drugą osobę.
Można narzucać swoje zdanie, bez poznania zdania drugiej osoby.
Można godzinami słuchać, po raz pięćdziesiąty, zwierzeń przyjaciółki/przyjaciela ale mężowi/żonie przerywa się w połowie pierwszego zdania, bo sobie właśnie coś przypomniałam/em, co nie może poczekać aż on/ona skończy.
Można prawie ze sobą nie rozmawiać.
Można nie mówić o pewnych rzeczach.
Można ukrywać powody swojego działania.
Można się gniewać i foszyć bez przedstawienia drugiej osobie powodu.
Można krytykować jej/jego hobby, o którym wiedzieliśmy od początku.
Można wiele...
… ale po co?
Kiedyś kochały oczy
Kiedyś kochały dłonie
Kiedyś kochały usta
O tak....
Kiedyś kochały dusze
Kiedyś kochały serca
Kiedyś nie łzy rządziły
Miłością było życie
Ale..
Miłość chyba
Miłość chyba
Miłość chyba zabrał czas
Wtedy płonęły oczy
Wtedy płonęły dłonie
Wtedy płonęły usta
O tak...
Wtedy płonęły dusze
Wtedy płonęły serca
Wtedy płonęły ciała
Paliliśmy się cali
Ale...
Ogień chyba
Ogień zgasł
Ogień chyba
Zgasł już w nas
Teraz w popiołach dusze
W popiołach nasze sny
W popiołach też uczucia
W popiołach ja i ty
popiół jeszcze tli...
Taką mała iskrą
Ale..
Miłość chyba
Miłość chyba
Miłość chyba
Zabrał czas***
Nadchodzi taka chwila gdy trzeba się rozejść, nic już nie pomaga i mniejsze zło to zakończenie całej tej farsy...
Jeśli nie ma dzieci to nie problem... jeśli dzieci są, to i tak sądzę, że lepiej jest gdy dzieci mają spokojnych rodziców żyjących osobno niż rodziców, którzy potrafią się tylko kłócić, żyjących w zakłamaniu, stresie, nienawiści... Bo od miłości do nienawiści jest blisko...
Wiem, na pewno wiem,
to już nie długo przyjdzie czas
że zmusi mnie ktoś lub coś
abym otworzył moje serce
Lecz nie, nie będziesz to Ty
Lecz nie, nie będziesz to Ty
Chciałem powiedzieć Ci,
że ze mnie nie jest taki zwykły man
Nie będziesz miała ze mnie nic,
bo dla Ciebie skończyłem się
Widzisz Mała, nawet dobrze mi z tym
Widzisz Mała, nawet dobrze mi z tym
Może to śmiesznie brzmi
nie nie kocham Cię, nie!
Tak to prawda jest
przestań w końcu, no przestań zgrywać się
idź sobie stąd, no daj spokój mi
Nie, nie graj ciałem - na to nie nie,
na to nie nie nabierzesz mnie, nie nabierzesz mnie
Nie, bo widzisz ja już nie, nie kocham Cię
Nie, nie kocham Cię, nie kocham Cię****
Niektórzy się odezwą, że nie wiem co piszę bo nie mam dzieci... niech się odzywają... ale mam tą zdolność uczenia się na swoich i na cudzych błędach... może za dużo się uczę... może... ale nie żałuję moich życiowych decyzji i tylko czasami łóżko przypomina mi o tym, że jestem sama...
...łóżko – bo nie jestem w stanie sama go przesunąć, przenieść do innego pokoju :-)
Są to moje luźne przemyślenia, które narodziły się w mojej głowie podczas tynkowania... może każdy znajdzie coś ze swojego życia, może ktoś poczuje się dotknięty... może... nie jest to moim celem... nie wiem czy w ogóle jest jakiś cel w umieszczeniu takiego wpisu... ale miałam ochotę wypuścić moje myśli na wolność...
Dzisiaj, pomimo tego, że weekend to jedyne dni gdzie mogę „powalczyć” od rana do wieczora na „polu bitwy” musiałam... musiałam pojeździć.
Wstając rano po strasznie zimnej nocy (zmarzłam okrutnie, pomimo włączonej maszynki elektrycznej para z buzi leciała...) oczom moim ukazał się piękny widok (sorki za jakość – okna brudne :)):
Skończyłam walkę z tynkowaniem i już po 13:00 byłam w domku, szybka kąpiel i na rower!
W międzyczasie odbieram telefon od ewci0706, że jest właśnie pod moim domem (z którego godzinę temu odjechałam) szkoda... ale pytam się czy możemy się spotkać na Pogorii... raczej nie bo się z grzybkiem spieszą... ok...
Już prawie gotowa odbieram drugi telefon – jednak są na Pogorii – super – pędzę więc na spotkanie :)
Spotykamy się na III.
Przejeżdżamy podziwiając jakąś dziwną maszynę, która pracuje przy budowaniu mola. Czyżby drugi Sopot? :D
Następnie jedziemy na IV, po czym jedziemy do Sarnowa na izotonik i pogawędkę.
Czas szybko upływa i trzeba się pożegnać, jedziemy na Pogorię IV, Ewcia z Grześkiem jadą do domu a ja jadę jeszcze na tamę i z powrotem.
Jesień w pełni.
Jedzie się super, niestety muszę wracać do mieszkania – o 18:00 mam korepetycje :(
Zaszalałam, pomimo luźnego, spacerowego tempa z Ewcią i Grześkiem nakręciłam taką średnią - masakra.
Potrzebowałam tego...
To jeszcze parę fotek mojego weekendowego dzieła:
A tyle zużyłam zaprawy przez sobotę i pół niedzieli:
Obserwatorka rzeczy ulotnych i dziwnych – Bobka Budownicza – pozdrawia wszystkich tu zaglądających :)
* Myslovitz - "Dla Ciebie".
** Die Toten Hosen - "Er denkt, sie denkt"
*** Totentanz - „Czas ognia”.
**** Dżem - „Wiem na pewno wiem nie nie kocham Cię”
- DST 32.99km
- Czas 01:50
- VAVG 17.99km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 października 2010
Kategoria Z Helenką :), W towarzystwie ;), Orientacyjnie :-), Kellysek :)
Jesienna Odyseja 2010 - dzień drugi
Odyseja Rożnowska 2010 – dzień drugi.
Zagubiłem się w mieście kawał drogi od domu
Chciałem przejść niezauważony, przemknąć po kryjomu
Że nie wiem gdzie jestem, gdy pojąłem wreszcie
Efekt jest taki, że zgubiłem się w mieście
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty...
Polazłem w rejony, gdzie nikt o zdrowych zmysłach
Nie chodzi nocą, ani nawet za dnia
Nie ma co panikować, trzeba pomyśleć o tym,
By najprędzej jak się da znaleźć drogę z powrotem
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty...
Nie ma nic znajomego, co by wrócić po śladach
A boję się zapytać stojących na rogach
I tak budzę zdziwienie na twarzach zewsząd
Niemal wypisane mam na czole, że nie jestem stąd *
Po wczorajszym NKL postanowilismy z Darkiem pojeździć lajtowo po okolicy z mapą. Bez pośpiechu, bez zaliczania punktów - czysta rekreacja.
Pogoda piękna.
Jemy na spokojnie śniadanie, przygotowujemy się do pakowania i jedziemy.
Po zjechaniu z asfaltu w teren mylimy drogę (pięknie jesteśmy zorientowani :)).
Nawet krowa patrzy na nas z politowaniem
Po błądzeniu wyjeżdżamy w końcu na asfalt... zaniepokojeni jesteśmy tym, że do końca nie jesteśmy pewni którędy dokładnie jechaliśmy... ech...
Pogoda piękna, dookoła rozpościerają się cudowne widoki.
Co chwila stajemy, robimy zdjęcia i wydajemy achy i ochy z zachwytu.
Przejeżdżamy obok drzewa i kapliczki, przy której był rozłożony wczoraj jeden z punktów
Dalej droga prowadzi w dół
W pewnym momencie nachylenie drogi jest tak duże, że boję się zjeżdżać... masakra – pierwszy raz boję się zjeżdżać po asfalcie... żenujące.
Podczas zjazdu obserwuję drogę pod górę... jest taka sama jak ta, którą jadę... nie chce mi się tam wjeżdżać...
Namawiam więc Darka by odpuścić i zjechać nad jezioro Rożnowskie i jechać brzegiem jeziora.
Piękne widoki
Czasami brzeg jest strasznie zanieczyszczony, zastanawiamy się czy to efekt podtopień.
Kanapki spożywamy na murku przy moście, mając przed sobą taki widok:
Czas szybko mija, trzeba wracać. W tym ośrodku mieszkamy:
Mycie, pakowanie i oczekujemy na zakończenie Odysei, dekoracje zwycięzców, rozmawiając z mavikiem i Piotrem. Mavik – jak zwykle uśmiechnięty ;-)
Piękny widok ;-) Buty – jak na Odyseję, mało ubłocone :)
W takich domkach mieszkamy (komuno wróć!):
W oczekiwaniu na dekoracje:
Mavik z Piotrem zajmują III miejsce – gratulacje!
Po rozdaniu nagród w jesiennej Odysei organizator rozdaje nagrody w klasyfikacji wiosenno-jesiennej i tu SZOK! - otrzymujemy nagrodę... miny musimy mieć z Darkiem bezcenne :)
Nagrody możemy sobie wybrać – wybieram podkoszulkę termoaktywną z długim rękawem – przyda się, bo zima tuż, tuż. Darek wybiera kurtkę rowerową. Za chwile losowanie pozostałych nagród i tu... jesteśmy wylosowani. Wybieram koszulkę kolarską, Darek wybiera taką samą koszulkę dla Anetki.
Organizator nas zaskoczył... chwilę zastanawiamy się czy nie słyszał naszej krytycznej rozmowy z mavikiem i Piotrem (mówiliśmy o tym, że powinno być losowanie nagród, że zawsze jest mało nagród, nie tak jak na Bikeoriencie).
Pomimo NKL, pomimo małej ilości przepedalonych kilometrów było super. No i dzięki temu, że nocleg rezerwowałam samodzielnie, nie przez organizatora, za nocleg zapłaciłam 25 zł a nie 30 :-) (taki niesmaczek organizacyjny pozostał :-)).
Pamiątka po wczorajszej wywrotce:
Darek – dzięki za wspólne pedalenie.
*KULT - „Zagubiłem się w mieście”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Zagubiłem się w mieście kawał drogi od domu
Chciałem przejść niezauważony, przemknąć po kryjomu
Że nie wiem gdzie jestem, gdy pojąłem wreszcie
Efekt jest taki, że zgubiłem się w mieście
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty...
Polazłem w rejony, gdzie nikt o zdrowych zmysłach
Nie chodzi nocą, ani nawet za dnia
Nie ma co panikować, trzeba pomyśleć o tym,
By najprędzej jak się da znaleźć drogę z powrotem
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty...
Nie ma nic znajomego, co by wrócić po śladach
A boję się zapytać stojących na rogach
I tak budzę zdziwienie na twarzach zewsząd
Niemal wypisane mam na czole, że nie jestem stąd *
Po wczorajszym NKL postanowilismy z Darkiem pojeździć lajtowo po okolicy z mapą. Bez pośpiechu, bez zaliczania punktów - czysta rekreacja.
Pogoda piękna.
Jemy na spokojnie śniadanie, przygotowujemy się do pakowania i jedziemy.
Po zjechaniu z asfaltu w teren mylimy drogę (pięknie jesteśmy zorientowani :)).
Nawet krowa patrzy na nas z politowaniem
Po błądzeniu wyjeżdżamy w końcu na asfalt... zaniepokojeni jesteśmy tym, że do końca nie jesteśmy pewni którędy dokładnie jechaliśmy... ech...
Pogoda piękna, dookoła rozpościerają się cudowne widoki.
Co chwila stajemy, robimy zdjęcia i wydajemy achy i ochy z zachwytu.
Przejeżdżamy obok drzewa i kapliczki, przy której był rozłożony wczoraj jeden z punktów
Dalej droga prowadzi w dół
W pewnym momencie nachylenie drogi jest tak duże, że boję się zjeżdżać... masakra – pierwszy raz boję się zjeżdżać po asfalcie... żenujące.
Podczas zjazdu obserwuję drogę pod górę... jest taka sama jak ta, którą jadę... nie chce mi się tam wjeżdżać...
Namawiam więc Darka by odpuścić i zjechać nad jezioro Rożnowskie i jechać brzegiem jeziora.
Piękne widoki
Czasami brzeg jest strasznie zanieczyszczony, zastanawiamy się czy to efekt podtopień.
Kanapki spożywamy na murku przy moście, mając przed sobą taki widok:
Czas szybko mija, trzeba wracać. W tym ośrodku mieszkamy:
Mycie, pakowanie i oczekujemy na zakończenie Odysei, dekoracje zwycięzców, rozmawiając z mavikiem i Piotrem. Mavik – jak zwykle uśmiechnięty ;-)
Piękny widok ;-) Buty – jak na Odyseję, mało ubłocone :)
W takich domkach mieszkamy (komuno wróć!):
W oczekiwaniu na dekoracje:
Mavik z Piotrem zajmują III miejsce – gratulacje!
Po rozdaniu nagród w jesiennej Odysei organizator rozdaje nagrody w klasyfikacji wiosenno-jesiennej i tu SZOK! - otrzymujemy nagrodę... miny musimy mieć z Darkiem bezcenne :)
Nagrody możemy sobie wybrać – wybieram podkoszulkę termoaktywną z długim rękawem – przyda się, bo zima tuż, tuż. Darek wybiera kurtkę rowerową. Za chwile losowanie pozostałych nagród i tu... jesteśmy wylosowani. Wybieram koszulkę kolarską, Darek wybiera taką samą koszulkę dla Anetki.
Organizator nas zaskoczył... chwilę zastanawiamy się czy nie słyszał naszej krytycznej rozmowy z mavikiem i Piotrem (mówiliśmy o tym, że powinno być losowanie nagród, że zawsze jest mało nagród, nie tak jak na Bikeoriencie).
Pomimo NKL, pomimo małej ilości przepedalonych kilometrów było super. No i dzięki temu, że nocleg rezerwowałam samodzielnie, nie przez organizatora, za nocleg zapłaciłam 25 zł a nie 30 :-) (taki niesmaczek organizacyjny pozostał :-)).
Pamiątka po wczorajszej wywrotce:
Darek – dzięki za wspólne pedalenie.
*KULT - „Zagubiłem się w mieście”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 17.23km
- Czas 01:18
- VAVG 13.25km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 października 2010
Kategoria góry, Kellysek :), Orientacyjnie :-), W towarzystwie ;), Z Helenką :)
Odyseja Rożnowska - dzień 1
Odyseja Rożnowska 2010
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
Ze świata czterech stron,
z jarzębinowych dróg,
gdzie las spalony,
wiatr zmęczony,
noc i front,
gdzie nie zebrany plon,
gdzie poczerniały głóg,
wstaje dzień.
Słońce przytuli nas
do swych rąk.
I spójrz: ziemia aż ciężka od krwi,
znowu urodzi nam zboża łan,
złoty kurz.
Przyjmą kobiety nas
pod swój dach.
I spójrz: będą śmiać się przez łzy.
Znowu do tańca ktoś zagra nam.
Może już
za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś.
Chleby upieką się w piecach nam.
I spójrz: tam gdzie tylko był dym,
kwiatem zabliźni się wojny ślad,
barwą róż.
Dzieci urodzą się nowe nam.
I spójrz: będą śmiać się, że my
znów wspominamy ten podły czas,
porę burz.
Za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś,
za noc, za dzień,
doczekasz się,
wstanie świt.*
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
będziemy sklasyfikowani...
Wiedzieliśmy, że mało jeździmy w tym roku, że kondycja pozostawia wiele do życzenia ale pojechaliśmy. W tym roku, z powodu innych obowiązków byłam tylko na Odysei Wiosennej i BikeOriencie, resztę rajdów na orientację odpuściłam – trzeba było ustawić priorytety. Przed Odyseją wspominamy, że kiedyś zajmowało się 31 miejsce na 85 startujących team'ów :),
5 miejsce w kategorii MIX
To nic, jedziemy. Jedziemy rekreacyjnie, chociaż na trasie orienteering maraton.
Na starcie
Po drodze podziwiamy widoki i przystajemy by zrobić zdjęcie :)
Darek z widoczkiem
Pierwszy punkt, który zamierzamy zaliczyć to 8. Jadąc na nią, nie kontrolujemy drogi i jak przystajemy, to okazuje się, że wjechaliśmy w złą ścieżkę.
To nic, zgodnie z naszym postawionym celem: „próbujemy na skróty a nie na łatwiznę” postanawiamy dotrzeć do tego punktu terenem.
Przedzieramy się leśnymi ścieżkami, po dość stromym zjeździe okazuje się, ze Darek zgubił mapę z mapnikiem... świetnie! Darek wraca na górę w poszukiwaniu mapnika a ja czekam na Niego.
Czas mija a Darka nie ma. W międzyczasie badam okolicę i szukam grzybów :-)
Okazuje się, że jakoś umknęły nam narysowane na mapie cienkie, niebieskie linie i zabrnęliśmy w miejsce otoczone z 3 stron strumykami... bosko! Zachowujemy się jak zupełni amatorzy, a przecież to nie jest nasz pierwszy rajd na orientację.
Zaczynam się obawiać, że zgubimy się z Darkiem – długo Go nie ma, a ja nie mam komórki przy sobie. Cóż nawet jak bym ją miała to by mi to nic nie dało – w tych okolicach nie było w ogóle zasięgu z Orange.
Wreszcie widzę Darka... uff to by był dopiero niewypał – zgubić się z partnerem z drużyny na rajdzie na orientację, hehehe.
Rowery czekające na Darka
No cóż decydujemy się na przeprawę przez strumyk. Na początku myślimy, że trzeba będzie ściągnąć buty ale jakoś udaje nam się przejść przez niego suchą nogą. Chociaż łatwo nie było :-)
Przeprawa przez strumyk
Zaliczamy 8 i jedziemy na 1.
Po drodze co chwilę staję by zrobić zdjęcie.
Czasami bywało pod górkę... :)
Darek foci górkę :)
Górka, która z dołu wyglądała na „nie do wjechania” zostaje przez nas pokonana – i mnie i Darkowi udaje się na nią wjechać – fajnie ;-)
Na 1 trafiamy bez problemu – o dziwo ;p
Zjeżdżając z 1 przejeżdżamy obok szpitala leśnego partyz. A.K.
Kierujemy się na 3. Przed samą trójką zaliczam glebę – zabłocone spd nie chce się wypiąć gdy zarzuca mnie na podmokłej trawie, przewracam się na bok, lądując na rurce i obijając kolano oraz rękę.
Po zaliczeniu 3 jedziemy w kierunku 4. Na skrzyżowaniu dróg, przy kapliczce robimy przerwę na popas.
Uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy, ile przejechaliśmy, ile czasu minęło i... postanawiamy zmienić wcześniej zaplanowaną trasę – już wiemy, że naprawdę jedziemy już tylko rekreacyjnie – nie mamy szans na zdobycie ośmiu punktów :( no cóż i tak jest pięknie, pedalimy dalej podziwiając widoki, robiąc zdjęcia, śmiejąc się, odreagowujemy naszą ostatnio szarą i zagmatwaną rzeczywistość.
Postanawiamy wracać, zaliczając po drodze 10 i 11.
Na 10:
Po zaliczeniu 10 plany znowu ulegają zmianie – patrząc na poziomice na mapie odpuszczamy 11 i kierujemy się do bazy rajdu.
Kąpiel i siedzimy nad jeziorem czekając na pozostałych uczestników. Jak tu jest pięknie!
Zachód słońca nad jeziorem Rożnowskim
Wieczorem ognisko z kiełbaskami i piwo. Pogaduchy ze znajomymi. Organizator tym razem zaskoczył pozytywnie. Ognisko i pieczenie kiełbasek jest nie tylko na stronie internetowej ale także w realu ;-) Idziemy spać wiedząc, że jutro będzie czysta rekreacja...
Relacja Darka.
* Strachy na Lachy - „Nim wstanie dzień”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
Ze świata czterech stron,
z jarzębinowych dróg,
gdzie las spalony,
wiatr zmęczony,
noc i front,
gdzie nie zebrany plon,
gdzie poczerniały głóg,
wstaje dzień.
Słońce przytuli nas
do swych rąk.
I spójrz: ziemia aż ciężka od krwi,
znowu urodzi nam zboża łan,
złoty kurz.
Przyjmą kobiety nas
pod swój dach.
I spójrz: będą śmiać się przez łzy.
Znowu do tańca ktoś zagra nam.
Może już
za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś.
Chleby upieką się w piecach nam.
I spójrz: tam gdzie tylko był dym,
kwiatem zabliźni się wojny ślad,
barwą róż.
Dzieci urodzą się nowe nam.
I spójrz: będą śmiać się, że my
znów wspominamy ten podły czas,
porę burz.
Za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś,
za noc, za dzień,
doczekasz się,
wstanie świt.*
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
będziemy sklasyfikowani...
Wiedzieliśmy, że mało jeździmy w tym roku, że kondycja pozostawia wiele do życzenia ale pojechaliśmy. W tym roku, z powodu innych obowiązków byłam tylko na Odysei Wiosennej i BikeOriencie, resztę rajdów na orientację odpuściłam – trzeba było ustawić priorytety. Przed Odyseją wspominamy, że kiedyś zajmowało się 31 miejsce na 85 startujących team'ów :),
5 miejsce w kategorii MIX
To nic, jedziemy. Jedziemy rekreacyjnie, chociaż na trasie orienteering maraton.
Na starcie
Po drodze podziwiamy widoki i przystajemy by zrobić zdjęcie :)
Darek z widoczkiem
Pierwszy punkt, który zamierzamy zaliczyć to 8. Jadąc na nią, nie kontrolujemy drogi i jak przystajemy, to okazuje się, że wjechaliśmy w złą ścieżkę.
To nic, zgodnie z naszym postawionym celem: „próbujemy na skróty a nie na łatwiznę” postanawiamy dotrzeć do tego punktu terenem.
Przedzieramy się leśnymi ścieżkami, po dość stromym zjeździe okazuje się, ze Darek zgubił mapę z mapnikiem... świetnie! Darek wraca na górę w poszukiwaniu mapnika a ja czekam na Niego.
Czas mija a Darka nie ma. W międzyczasie badam okolicę i szukam grzybów :-)
Okazuje się, że jakoś umknęły nam narysowane na mapie cienkie, niebieskie linie i zabrnęliśmy w miejsce otoczone z 3 stron strumykami... bosko! Zachowujemy się jak zupełni amatorzy, a przecież to nie jest nasz pierwszy rajd na orientację.
Zaczynam się obawiać, że zgubimy się z Darkiem – długo Go nie ma, a ja nie mam komórki przy sobie. Cóż nawet jak bym ją miała to by mi to nic nie dało – w tych okolicach nie było w ogóle zasięgu z Orange.
Wreszcie widzę Darka... uff to by był dopiero niewypał – zgubić się z partnerem z drużyny na rajdzie na orientację, hehehe.
Rowery czekające na Darka
No cóż decydujemy się na przeprawę przez strumyk. Na początku myślimy, że trzeba będzie ściągnąć buty ale jakoś udaje nam się przejść przez niego suchą nogą. Chociaż łatwo nie było :-)
Przeprawa przez strumyk
Przeprawa przez strumyk© kosma100
Zaliczamy 8 i jedziemy na 1.
Po drodze co chwilę staję by zrobić zdjęcie.
Czasami bywało pod górkę... :)
Darek foci górkę :)
Górka, która z dołu wyglądała na „nie do wjechania” zostaje przez nas pokonana – i mnie i Darkowi udaje się na nią wjechać – fajnie ;-)
Na 1 trafiamy bez problemu – o dziwo ;p
Zjeżdżając z 1 przejeżdżamy obok szpitala leśnego partyz. A.K.
Kierujemy się na 3. Przed samą trójką zaliczam glebę – zabłocone spd nie chce się wypiąć gdy zarzuca mnie na podmokłej trawie, przewracam się na bok, lądując na rurce i obijając kolano oraz rękę.
Po zaliczeniu 3 jedziemy w kierunku 4. Na skrzyżowaniu dróg, przy kapliczce robimy przerwę na popas.
Uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy, ile przejechaliśmy, ile czasu minęło i... postanawiamy zmienić wcześniej zaplanowaną trasę – już wiemy, że naprawdę jedziemy już tylko rekreacyjnie – nie mamy szans na zdobycie ośmiu punktów :( no cóż i tak jest pięknie, pedalimy dalej podziwiając widoki, robiąc zdjęcia, śmiejąc się, odreagowujemy naszą ostatnio szarą i zagmatwaną rzeczywistość.
Widoczek :)© kosma100
Postanawiamy wracać, zaliczając po drodze 10 i 11.
Na 10:
Po zaliczeniu 10 plany znowu ulegają zmianie – patrząc na poziomice na mapie odpuszczamy 11 i kierujemy się do bazy rajdu.
Kąpiel i siedzimy nad jeziorem czekając na pozostałych uczestników. Jak tu jest pięknie!
Zachód słońca nad jeziorem Rożnowskim
Wieczorem ognisko z kiełbaskami i piwo. Pogaduchy ze znajomymi. Organizator tym razem zaskoczył pozytywnie. Ognisko i pieczenie kiełbasek jest nie tylko na stronie internetowej ale także w realu ;-) Idziemy spać wiedząc, że jutro będzie czysta rekreacja...
Relacja Darka.
* Strachy na Lachy - „Nim wstanie dzień”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 40.79km
- Czas 03:32
- VAVG 11.54km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 września 2010
Kategoria Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;))), Z Helenką :)
X Zabrzańskie Szosowe Wyścigi Rowerowe Niezrzeszonych
X Zabrzańskie Szosowe Wyścigi Rowerowe Niezrzeszonych
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Ciała nasze diabłom zaprzedane
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Święty bałagan i błogosławiony zamęt
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Czasami starczy tylko splunąć na szczęście
Spojrzymy sobie w oczy będziemy wiedzieć więcej
Ja to w sobie zapominam czasem
Czasem w sobie zapominam że
Ja to w sobie zapominam czasem
Czasem w sobie zapominam że
A wtedy
Przed tobą wtedy stanę sam na rekach
I jeden Bóg To Wie
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
To jest nasz spisek i nasza sekretna zmowa
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Dwa nie wysłane listy trzy nie napisane słowa
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Strachom i lachom i na przekór wrogom
Jesteśmy tu sufitem jesteśmy tu podłogą
Ja to w sobie zapominam czasem
Czasem w sobie zapominam że
Ja to w sobie zapominam czasem
Czasem w sobie zapominam że
A wtedy
Przed tobą wtedy stanę sam na rekach
I jeden Bóg To Wie
Bóg to jeden wie
Jeden Bóg to wie
Jeden Bóg to wie to nie jest wszystko jedno
Bóg to jeden wie mnie nie jest wszystko jedno*
Wczoraj wieczorem Darek zagadał, że Igorek startuje w Wyścigu. Pomyślałam, że może też wystartuje – będzie to jakaś mobilizacja do ruszenia tyłka, chociaż po wczorajszym karczowaniu siekierą drzew i żywopłotu, a następnie obcięciu żywopłotu przez całą noc ręce mi drętwiały i bardzo mnie bolą.
Wstałam, porozcierałam obolałe kończyny i ruszyłam do Zabrza na zawody.
Dąbrowa Górnicza – Będzin – Czeladź – Siemianowice Śląskie – Bytom – Zabrze.
W Bytomiu, na sygnalizacji świetlnej spotykam pijanego pieszego ;-)
Dojeżdżam dość wcześnie, czekam więc na Rodzinkę K.
Igorek na starcie dostaje ostatnie wskazówki Trenerów :-)
Igorek na starcie... hmm :-)
W każdej kategorii albo policja albo karetka jechała razem z uczestnikami wyścigu
Policja się lansuje ;-)
START!!! Igorek!!!
Sporo konkurencji ma Igorek :)
To nic. Igorek jedzie wspaniale i zdobywa brązowy medal :)
Igorek na podium
Igorek z medalem
Przyszła kolej i na mnie. Startuję razem z kobietami powyżej 30 lat oraz z mężczyznami (nie wiem z jakiej kategorii wiekowej).
Kibicuje mi spora grupa – rodzina Rodzinki K, więc nie mogę ich zawieść...
Kobiety mają do przejechania tylko jedno okrążenie więc wymyślam sobie taktykę „na maxa”. Startujemy, ruszam dość szybko, po pewnym czasie dochodzi mnie grupka na kolarkach... uff faceci :) pierwsza połowa trasy jest lekko pod górkę a ja jadę na przełożeniu 3-6 masakra :) Zaczynam się męczyć... jest ciężko... 2-3 i nie mam siły kręcić... ale na szczęście widzę nawrotkę, co oznacza, że teraz będzie tylko z górki.
Powoli chce mnie dojść grupka, nie widzę czy jest tam kobieta więc uciekam, okazuje się, że kobiety tam nie było. Takim oto sposobem zdobywam złoto w kategorii kobiet od 30 do 39 lat :)
Podobało mi się :) Na koronacji okazuje się, że nie mam pierwszego miejsca – organizator się pomylił... idę wyprostować tą pomyłkę i staję na pudle. Oprócz medalu, nagrody (kask) otrzymuję pamiątkową smycz (Dynio się ucieszy).
Następnie w deszczyku ruszam do domku.
Podobało mi się. Teraz bolą mnie nie tylko dłonie :)
* Strachy na Lachy - “BTW (mamy tylko siebie).
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Ciała nasze diabłom zaprzedane
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Święty bałagan i błogosławiony zamęt
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Czasami starczy tylko splunąć na szczęście
Spojrzymy sobie w oczy będziemy wiedzieć więcej
Ja to w sobie zapominam czasem
Czasem w sobie zapominam że
Ja to w sobie zapominam czasem
Czasem w sobie zapominam że
A wtedy
Przed tobą wtedy stanę sam na rekach
I jeden Bóg To Wie
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
To jest nasz spisek i nasza sekretna zmowa
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Dwa nie wysłane listy trzy nie napisane słowa
Mamy tylko siebie wielką mamy moc
Strachom i lachom i na przekór wrogom
Jesteśmy tu sufitem jesteśmy tu podłogą
Ja to w sobie zapominam czasem
Czasem w sobie zapominam że
Ja to w sobie zapominam czasem
Czasem w sobie zapominam że
A wtedy
Przed tobą wtedy stanę sam na rekach
I jeden Bóg To Wie
Bóg to jeden wie
Jeden Bóg to wie
Jeden Bóg to wie to nie jest wszystko jedno
Bóg to jeden wie mnie nie jest wszystko jedno*
Wczoraj wieczorem Darek zagadał, że Igorek startuje w Wyścigu. Pomyślałam, że może też wystartuje – będzie to jakaś mobilizacja do ruszenia tyłka, chociaż po wczorajszym karczowaniu siekierą drzew i żywopłotu, a następnie obcięciu żywopłotu przez całą noc ręce mi drętwiały i bardzo mnie bolą.
Wstałam, porozcierałam obolałe kończyny i ruszyłam do Zabrza na zawody.
Dąbrowa Górnicza – Będzin – Czeladź – Siemianowice Śląskie – Bytom – Zabrze.
W Bytomiu, na sygnalizacji świetlnej spotykam pijanego pieszego ;-)
Dojeżdżam dość wcześnie, czekam więc na Rodzinkę K.
Igorek na starcie dostaje ostatnie wskazówki Trenerów :-)
Igorek na starcie... hmm :-)
W każdej kategorii albo policja albo karetka jechała razem z uczestnikami wyścigu
Policja się lansuje ;-)
START!!! Igorek!!!
Sporo konkurencji ma Igorek :)
To nic. Igorek jedzie wspaniale i zdobywa brązowy medal :)
Igorek na podium
Igorek z medalem
Przyszła kolej i na mnie. Startuję razem z kobietami powyżej 30 lat oraz z mężczyznami (nie wiem z jakiej kategorii wiekowej).
Kibicuje mi spora grupa – rodzina Rodzinki K, więc nie mogę ich zawieść...
Kobiety mają do przejechania tylko jedno okrążenie więc wymyślam sobie taktykę „na maxa”. Startujemy, ruszam dość szybko, po pewnym czasie dochodzi mnie grupka na kolarkach... uff faceci :) pierwsza połowa trasy jest lekko pod górkę a ja jadę na przełożeniu 3-6 masakra :) Zaczynam się męczyć... jest ciężko... 2-3 i nie mam siły kręcić... ale na szczęście widzę nawrotkę, co oznacza, że teraz będzie tylko z górki.
Powoli chce mnie dojść grupka, nie widzę czy jest tam kobieta więc uciekam, okazuje się, że kobiety tam nie było. Takim oto sposobem zdobywam złoto w kategorii kobiet od 30 do 39 lat :)
Podobało mi się :) Na koronacji okazuje się, że nie mam pierwszego miejsca – organizator się pomylił... idę wyprostować tą pomyłkę i staję na pudle. Oprócz medalu, nagrody (kask) otrzymuję pamiątkową smycz (Dynio się ucieszy).
Następnie w deszczyku ruszam do domku.
Podobało mi się. Teraz bolą mnie nie tylko dłonie :)
* Strachy na Lachy - “BTW (mamy tylko siebie).
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 68.23km
- Czas 03:21
- VAVG 20.37km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 września 2010
Kategoria Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Pogoria wieczorową porą...
Pogoria wieczorową porą...
Dzisiaj będzie bez tekstu piosenki...
Zaraz po pracy miałam jechać na spotkanie z firmą budowlaną. Szczęście, że firma kończyła prace na Łęknicach - dzielnicy Dąbrowy, która znajduje się przy Pogorii III. Nie mogłam się oprzeć i szybciutko po pracy wpadłam do mieszkania by się przebrać i wsiąść na rower.
Zapomniałam, że po ostatniej przejażdżce łańcuchowi należało się smarowanie... ech jechałam na strasznym świerszczu :( (mam nadzieję, że Kellysek mi wybaczy).
Po spotkaniu, przejechałam się na Pogorię.
Pogoria powoli kładzie się do snu...
Popedaliłam szybko do mieszkania...
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Dzisiaj będzie bez tekstu piosenki...
Zaraz po pracy miałam jechać na spotkanie z firmą budowlaną. Szczęście, że firma kończyła prace na Łęknicach - dzielnicy Dąbrowy, która znajduje się przy Pogorii III. Nie mogłam się oprzeć i szybciutko po pracy wpadłam do mieszkania by się przebrać i wsiąść na rower.
Zapomniałam, że po ostatniej przejażdżce łańcuchowi należało się smarowanie... ech jechałam na strasznym świerszczu :( (mam nadzieję, że Kellysek mi wybaczy).
Po spotkaniu, przejechałam się na Pogorię.
Pogoria powoli kładzie się do snu...
Popedaliłam szybko do mieszkania...
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 11.13km
- Czas 00:36
- VAVG 18.55km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 września 2010
Kategoria We dwoje - ja i mój rowerek ;))), Ponad 50 km ;), Kellysek :), Czarna lista kierowców bałwanów
Tropiąc ścieżki rowerowe w Dąbrowie :-)
Zamykam siebie w sobie
By już nie widzieć łez
Potoków zwykłych ludzi…
Jak dziwnie modlą się
Jak dziwnie pieszczą słowa
Którymi krzyczy strach!
Jak serca kryją w dłoniach
Gdy wszystko mija…
Ja dam wam znak…
Dosyć już!
Piekła na ziemi starczy…
Ile tak można bez sensu walczyć?
Ile jeszcze?
Ile potrzeba krwi by wybaczyć?
Ile dziecięcych łez …
Słów rozpaczy??
Ile jeszcze?
Odchodzę stąd w niechęci
Nie ma tu dla mnie nic
Bezbarwne twarze śmierci
Już nie potrafią żyć…
Znów piszą nowe hymny
Znów słyszę wrogi śpiew
Znów serca kryją w dłoniach
Gdy wszystko mija…
Ja dam wam znak…*
Wczoraj miałam dzień dla siebie – postanowiłam odpocząć od wszystkiego i wszystkich.
I tak by było gdybym nie postanowiła „z nudów” upgradować Vistę do 7... no comments...
Mam dużo rowerowych Znajomych, z którymi od czasu do czasu jeżdżę. Jestem także przyzwyczajona do samotnego pedalenia, przejechałam kilkadziesiąt tysięcy samotnych kilometrów i nie przeszkadzało mi to.
Dzisiaj jednak miałam parcie na towarzystwo w pedaleniu...
Opis na gg, jeden telefon, drugi, sms tu, sms tam i nic...
Pojechałam więc sama.
Postanowiłam pojechać oznakowaną, stworzoną niedawno trasą rowerową biegnącą od Pogorii IV do Tucznawy.
A więc Mydlice – Pogoria III – tam w końcu mam zaszczyt jechać drogą rowerową asfatową wokół Pogorii III.
Pogoria IV
Wzburzona woda spuszczana do Pogorii ze zbiornika Przeczyckiego
W Wojkowicach Kościelnych drogowskaz:
jadę więc w kierunku wskazanym przez drogowskaz... błąd... bo to nie ten kierunek ;)
po jakimś czasie zaczynam się irytować, że nie ma żadnego palika, że jestem na drodze „Dębowego Świata”, w Ujejscu przy cmentarzu wyciągam mapę i... error, faktycznie nie tu miałam jechać ale znak co innego wskazywał... postanawiam „dogonić” drogę rowerową w Trzebiesławicach.
Doganiam.
Dalej jadę już drogą rowerową.
Po drodze mijam Pomnik Armii Radzieckiej, myślałam, że nie spotkam już w dzisiejszych czasach takich pomników.
Droga podoba mi się. Wjeżdżam w teren i tu „trening” przed Odyseją. Nawierzchnia drogi rowerowej
i dalej lasem...
W Sikorce wyjeżdżam na skrzyżowaniu. Mapy, które spotykam na drogach rowerowych to porażka... ta w Sikorce nie mówi nic... nie wiem po co ona tam... chyba dla picu, że jest :(
Napotykam na Pomnik Idzikowskiego... fajnie, bo zapomnialam kto to był Idzikowski, teraz sobie przypomniałam.
Następnie drogą polną, którą nie jechałam pojechałam z Tucznawy w kierunku Okradzionowa i Błędowa. Fajna droga, przez pola, dzisiaj było tam mnóstwo kałuż.
Skrzyżowanie dróg...
… to skrzyżowanie przypomniało mi pewne skrzyżowanie... chciałam zapodać linka ale nie umieściłam przecież jeszcze wszystkich zdjęć z mojej zeszłorocznej wyprawy :( więc linka nie będzie :D
Dębowy Świat
Wyjechalam na drogę, pomiędzy Łośniem a Błędowem ruszyłam więc zobaczyć jak ekipa remontowa się spisuje.
Remont trwa...
remont again :) łazienka
Z Łośnia popedaliłam w kierunku Ząbkowic, tam postanowiłam zobaczyć kopalnię dolomitu – jeszcze tu nie byłam. Niestety jestem tam o 13:30 – w tych godzinach jest strefa zrzutu kamieni, może w niedzielę nie pracują ale nie chce ryzykować...
Kopalnia dolomitu w oddali
Jeszcze tu wrócę!
Na rondzie w Ząbkowicach ocieram się o kosę Bialej Damy. Wszystko to przez dziadka za kierownicą :(
Zawsze stosowalam na drodze regułę ograniczonego zaufania, po ubiegłorocznym potrąceniu nie ufałam nikomu na drodze (no oprócz paru Przyjaciół), dzisiaj też jadąc na rondzie (mając pierwszeństwo) nie ufałam nikomu. Ale widząc samochód, który zwolnił byłam pewna, że zwolnił, bo mnie widzi... okazało się inaczej... gdy zobaczyłam, że jedzie wprost na mnie zaczęłam głośno krzyczeć i odbiłam w lewo (na moje szczęście nic nie jechało tym pasem)... gościu usłyszał i zwolnił... masakra, nawet nie przeprosił a gdyby nie mój krzyk i podejrzliwość do wszystkich uczestników ruchu zbierali by mnie z asfaltu :( Jechałam roztrzęsiona a ów palant wyprzedził mnie na centymetry!!!
Chciałam go dogonić gdzieś na światłach i zrobić mu wykład ale nie dałam rady... ech... brak słów.
Pojechałam w kierunku Pogorii III przez drogę rowerową przez Antoniów, znalazlam grzybka na jajecznicę
i innego grzybka :-)
Ogólnie: POTRZEBOWAŁAM TEGO (bike'a a nie kierowcy-debila).
To był dzień tylko dla mnie... nie dla remontu, nie dla Rodziny, nie dla Przyjaciół ale dla mnie... potrzebowałam tego! Dużo myślałam też o Pewnej Osobie, której w końcu założę konto na BikeStats :)
* Carrion - „Nibyraj”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 60.89km
- Teren 40.00km
- Czas 03:43
- VAVG 16.38km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 sierpnia 2010
Kategoria Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), Ponad 50 km ;), W towarzystwie ;), Z Helenką :)
Z Żonatymi to...
Z Żonatymi to nawet nie można porządnie pojeździć na rowerze :p
Weekend w doborowym towarzystwie dobiegł końca, tzn. trzeba było się ewakuować by dotrzeć do domku przed jutrzejszą pracą.
Trudno było wrócić do szarej rzeczywistości, tym bardziej, że przede mną prawie 7-mio godzinna podróż koleją :(
Postanowiłam jechać rowerem z Jasienia do Zielonej Góry. Rankiem, gdy wszyscy jeszcze spali, rentgeniłam googlowską mapę i postanowiłam jechać do Nowej Soli zamiast do Zielonej Góry. 58,7 km – tyle wskazywało google.
Postanowili mi potowarzyszyć Darek z Młynarzem (to bardzo milo z Ich strony). Popedaliliśmy więc w trójkę.
Darek założył nowe okulary rowerowe i w drogę!
Jasień – Nowogród Bobrzański – Niwiska – Kamienica – Radwanów.
Tutaj mężczyźni postanowili wrócić do swych tęskniących Żonek (no tak... z żonatymi tak jest ;p) i zawrócili a ja pojechałam dalej.
Jeszcze raz wielkie dzięki za odwiezienie :-)
Mirocin Dolny – Studzieniec – Lubieszów – Nowa Sól.
I w pociąg, który jest już 30 minut spóźniony... :(
To był bardzo udany weekend – odskocznia od całego tego... w którym ostatnio żyję bardzo intensywnie.
Dzięki wszystkim za taki piękny weekend!
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Weekend w doborowym towarzystwie dobiegł końca, tzn. trzeba było się ewakuować by dotrzeć do domku przed jutrzejszą pracą.
Trudno było wrócić do szarej rzeczywistości, tym bardziej, że przede mną prawie 7-mio godzinna podróż koleją :(
Postanowiłam jechać rowerem z Jasienia do Zielonej Góry. Rankiem, gdy wszyscy jeszcze spali, rentgeniłam googlowską mapę i postanowiłam jechać do Nowej Soli zamiast do Zielonej Góry. 58,7 km – tyle wskazywało google.
Postanowili mi potowarzyszyć Darek z Młynarzem (to bardzo milo z Ich strony). Popedaliliśmy więc w trójkę.
Darek założył nowe okulary rowerowe i w drogę!
Jasień – Nowogród Bobrzański – Niwiska – Kamienica – Radwanów.
Tutaj mężczyźni postanowili wrócić do swych tęskniących Żonek (no tak... z żonatymi tak jest ;p) i zawrócili a ja pojechałam dalej.
Jeszcze raz wielkie dzięki za odwiezienie :-)
Mirocin Dolny – Studzieniec – Lubieszów – Nowa Sól.
I w pociąg, który jest już 30 minut spóźniony... :(
To był bardzo udany weekend – odskocznia od całego tego... w którym ostatnio żyję bardzo intensywnie.
Dzięki wszystkim za taki piękny weekend!
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 59.00km
- Czas 02:50
- VAVG 20.82km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze