Wpisy archiwalne w kategorii
100 km OMC
Dystans całkowity: | 675.86 km (w terenie 11.00 km; 1.63%) |
Czas w ruchu: | 38:07 |
Średnia prędkość: | 17.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.30 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 96.55 km i 5h 26m |
Więcej statystyk |
Sobota, 5 listopada 2011
Kategoria 100 km OMC, Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), W oczojebnej kamizelce, W towarzystwie ;), Z Helenką :)
Koń jaki jest, każdy widzi, Zabrze jakie jest, Darek nam pokaże :-)
Od słowa do słowa i gdzieś na blogu nakłoniliśmy z Amigą Darka by pokazał nam Zabrze, tzn. ciekawe miejsca w Zabrzu.
Po upojnym, piątkowym wieczorze z Kudłatą nie wstaję o 5:00 ani o 6:00, więc postanawiam jechać do Zabrza pociągiem.
A więc Łosień – Ząbkowice – stacja PKP.
Koleje Śląskie spóźniają się 10 minut.
Jadę Elfem... Europa, XXI wiek, piękny pociąg ale wieszaków rowerowych NIET!
Wsiadam do ostatnich drzwi i najpierw stoję w przejściu, a później pcham się do końca, opieram rower w przejściu a sama siadam na fotelu.
Po drodze wsiada amiga, a na dworcu pkp w Zabrzu spotykam Darka i Wika.
Zaczynamy naszą podróż po Zabrzu.
Na początek „płaskorzeźba” :-)
Darek opowiada Amidze anegdotę o płaskorzeźbie.
Wchodzimy do punktu informacji turystycznej, gdzie dostajemy mapy, przewodniki i płytkę „nagraną w różnych językach” :-)
Pedalimy na cmentarz żydowski.
To miejsce ma swój urok...
Niestety nawet tutaj znajdzie się ktoś...
Kolejna atrakcja to stalowy dom.
Następnie oglądamy wagoniki w Biskupicach
i wieżę ciśnień.
Huta Zabrze
Po drodze napotykamy na znaki, których w Zagłębiu nie uświadczysz... ach te zabobony ;p
Pedalimy do parku im. Jana Pawła II.
Kolejna „atrakcja” to budowany przez 40 lat szpital, który teraz niszczeje.
Kręcimy do szybu Maciej, gdzie jesteśmy zaproszeni do środka. Kierownik opowiada nam z taką pasją, że rzeczy, które by mnie dawno znudziły ciekawią...
W szybie Maciej spędzamy z godzinę, później jedziemy na cmentarz jeńców radzieckich.
Kolejny pomnik...
Kolejny szyb...
Wieża... tu po raz kolejny dzisiaj zastanawiam się nad biznesem ;-)
Pomnik... tu też mówię o biznesie ;-)
Luiza
Grupa Śląsk
Wystawa zdjęć w Luizie... jeszcze wiele miejsc muszę zobaczyć...
Śląska panorama - Biskupice
Kościół Św. Jadwigi
A kominy dymią...
Staw...
Jesienna droga do Rokitnicy
Jesienny Wiku ;-)
Kolejny stalowy dom... tym razem w Rokitnicy
Kręcimy na Helenkę, gdzie czeka na nas pyszny obiadek – dzięki Anetko ;-)
Pogaduchy i śmiechy i... trzeba wracać.
Jadę z Amigą drogą nr 94. W Siemianowicach Amiga skręca na Katowice, a ja przez Czeladź, Będzin, D.G. Do domku.
W domku robię zdjęcie mapom i przewodnikom, które dostałam w centrum informacji turystycznej w Zabrzu.
To nie tak łatwo zrobić zdjęcie mapom, gdy jest Musta :-)
Było super.
Darku – dzięki, za wspaniałe przewodnictwo, Amiga, Wiku – dzięki za wspaniałe towarzystwo :-)
Kolejna wycieczka – Tour de Łosień ;-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Po upojnym, piątkowym wieczorze z Kudłatą nie wstaję o 5:00 ani o 6:00, więc postanawiam jechać do Zabrza pociągiem.
A więc Łosień – Ząbkowice – stacja PKP.
Koleje Śląskie spóźniają się 10 minut.
Jadę Elfem... Europa, XXI wiek, piękny pociąg ale wieszaków rowerowych NIET!
Wsiadam do ostatnich drzwi i najpierw stoję w przejściu, a później pcham się do końca, opieram rower w przejściu a sama siadam na fotelu.
Po drodze wsiada amiga, a na dworcu pkp w Zabrzu spotykam Darka i Wika.
Zaczynamy naszą podróż po Zabrzu.
Na początek „płaskorzeźba” :-)
Płaskorzeźba :-)© kosma100
Darek opowiada Amidze anegdotę o płaskorzeźbie.
Darek opowiada Amidze anegdotę o płaskorzeźbie ;-)© kosma100
Wchodzimy do punktu informacji turystycznej, gdzie dostajemy mapy, przewodniki i płytkę „nagraną w różnych językach” :-)
Pedalimy na cmentarz żydowski.
To miejsce ma swój urok...
Brama cmentarza żydowskiego© kosma100
Cmentarz żydowki w Zabrzu© kosma100
Cmentarz żydowski w Zabrzu© kosma100
Cmentarz© kosma100
Cmentarz© kosma100
Cmentarz© kosma100
Niestety nawet tutaj znajdzie się ktoś...
Koszerne?© kosma100
Kolejna atrakcja to stalowy dom.
Dom ze stali w Zabrzu© kosma100
Następnie oglądamy wagoniki w Biskupicach
Wagoniki w Biskupicach© kosma100
i wieżę ciśnień.
Wieża© kosma100
Huta Zabrze
Huta© kosma100
Po drodze napotykamy na znaki, których w Zagłębiu nie uświadczysz... ach te zabobony ;p
Takich znaków w Zagłębiu nie ma© kosma100
Pedalimy do parku im. Jana Pawła II.
Czesław Zabrzaninem ;-)© kosma100
Kolejna „atrakcja” to budowany przez 40 lat szpital, który teraz niszczeje.
Budujemy (przez 40 lat) szpital© kosma100
Kręcimy do szybu Maciej, gdzie jesteśmy zaproszeni do środka. Kierownik opowiada nam z taką pasją, że rzeczy, które by mnie dawno znudziły ciekawią...
Szyb Maciej© kosma100
Szyb Maciej© kosma100
Gdzie jest Góra a gdzie dół?© kosma100
Szyb Maciej - radosna twórczość pracowników© kosma100
Szyb Maciej - radosna twórczość pracowników© kosma100
Szyb Maciej - radosna twórczość pracowników© kosma100
Szyb Maciej - radosna twórczość pracowników© kosma100
Cmentarz jeńców radzieckich© kosma100
W szybie Maciej spędzamy z godzinę, później jedziemy na cmentarz jeńców radzieckich.
Cmentarz jeńców radzieckich© kosma100
Kolejny pomnik...
Pomnik© kosma100
Kolejny szyb...
Szyb© kosma100
Wieża... tu po raz kolejny dzisiaj zastanawiam się nad biznesem ;-)
Wieża© kosma100
Pomnik... tu też mówię o biznesie ;-)
Pomnik© kosma100
Darek© kosma100
Luiza
Luiza© kosma100
Grupa Śląsk
Grupa Śląsk© kosma100
Wystawa zdjęć w Luizie... jeszcze wiele miejsc muszę zobaczyć...
Jeszcze wiele miejsc muszę zobaczyć ;-)© kosma100
Śląska panorama - Biskupice
Śląska panorama - Biskupice© kosma100
Kościół Św. Jadwigi
Kościół św. Jadwigi© kosma100
A kominy dymią...
A kominy dymią...© kosma100
Staw...
Staw© kosma100
Staw© kosma100
Jesienna droga do Rokitnicy
Jesienna droga do Rokitnicy© kosma100
Jesienny Wiku ;-)
Jesienny Wiku© kosma100
Kolejny stalowy dom... tym razem w Rokitnicy
Stalowy dom© kosma100
Kręcimy na Helenkę, gdzie czeka na nas pyszny obiadek – dzięki Anetko ;-)
Pogaduchy i śmiechy i... trzeba wracać.
Jadę z Amigą drogą nr 94. W Siemianowicach Amiga skręca na Katowice, a ja przez Czeladź, Będzin, D.G. Do domku.
W domku robię zdjęcie mapom i przewodnikom, które dostałam w centrum informacji turystycznej w Zabrzu.
To nie tak łatwo zrobić zdjęcie mapom, gdy jest Musta :-)
To nie tak łatwo zrobić zdjęcie mapom, gdy jest Musta :-)© kosma100
To nie tak łatwo zrobić zdjęcie mapom, gdy jest Musta :-)© kosma100
To nie tak łatwo zrobić zdjęcie mapom, gdy jest Musta :-)© kosma100
Było super.
Darku – dzięki, za wspaniałe przewodnictwo, Amiga, Wiku – dzięki za wspaniałe towarzystwo :-)
Kolejna wycieczka – Tour de Łosień ;-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 99.20km
- Czas 05:30
- VAVG 18.04km/h
- VMAX 44.40km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 października 2011
Kategoria 100 km OMC, Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Zawsze bardzo boleśnie odczuwałam nieodwracalność zdarzeń...
Zawsze bardzo boleśnie odczuwałem nieodwracalność zdarzeń. Kiedy mama po raz pierwszy zaprowadziła mnie do przedszkola, płakałem jak bóbr, ale był to tylko strach przed nieznanym. Kiedy mnie stamtąd zabierała, bo po wakacjach miałem już pójść do szkoły, beczałem dwa razy głośniej. Beczałem, ponieważ wiedziałem, że nigdy już tam nie wrócę, że dzieje się coś nieodwracalnego. Kiedy zdałem egzamin maturalny, wziąłem od kolegi zmiętego papierosa i poszedłem do ubikacji. Jak wiele razy przedtem, zapaliłem stojąc na muszli. Ale przedtem nie odczuwałem żalu, że coś już się nie powtórzy.*
Dzisiaj nie będzie tekstu piosenki... dzisiaj będzie cytat z książki mojego Wujka – Jerzego Nowosada... Wujka, którego już nie ma między nami... który odszedł ale po którym zostało mi wiele wspomnień, wiele bardzo miłych chwil... pogawędki do rana... no i to poczucie humoru... mam je chyba po Nim... ;-)
Jerzy Nowosad – o sobie:
„Już na długo przed urodzeniem oznaczałem się kolosalnym poczuciem czarnego humoru, czego najlepszym dowodem było późniejsze przyjście na świat. Po pewnym czasie orzekłem samokrytycznie, że dowcip ów był z gatunku raczej miernych, w związku z czym postanowiłem zająć się czymś poważnie.
Pierwszy dowcip opublikowałem w klasie czwartej szkoły podstawowej. Nasza klasa pomagała wychowawczyni w prowadzeniu szkolnej biblioteki. Pewnego dnia układałem książki na półkach, zaś trzy panie nauczycielki zajęte były rozmową w przeciwległym końcu pokoju. W pewnej chwili weszła ówczesna moja sympatia i zapytała mnie: „Czy są dziewczynki?” – mając oczywiście na myśli swoje koleżanki.
Są – odpowiedziałem mając na myśli nauczycielki – ale dorosłe.
Tego to historycznego dnia przylgnęło do mnie niejasne określenie człowieka, o którym należy wiedzieć, że nie wiadomo co i kiedy powie.
Nieco poważniej zająłem się tymi niepoważnymi sprawami na studiach. W tym zajmowaniu posunąłem się do tego stopnia, że kiedy Rada Uczelniana Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach ogłosiła literacki konkurs o „Zielony Kwadrat”, miałem czelność wziąć w nim udział. Ku zdumieniu wszystkich, a szczególnie tych, którzy mieli poważne wątpliwości co do kompletu klepek danych mi przez naturę do dyspozycji, jury kierowane przez pana Aleksandra Baumgartena przyznało mi pierwszą nagrodę oraz „Zielony Kwadrat”. Laur ten spłynął na mnie za króciutkie opowiadanie, humoreskę właściwie, noszącą tytuł Gubernator”. Sukces ten spowodował, że w swej bezczelnej zarozumiałości, zjawiłem się z maszynopisem humoreski w redakcji „Karuzeli” i po upływie pewnego czasu znalazłem ją na jej łamach. Było to w styczniu 1967 roku i od tego czasu stale, nie bez satysfakcji połączonej z przyjemnością, współpracuję z tym uśmiechniętym czasopismem. Kąśliwie uśmiechniętym, muszę dodać.
Jak mi się wydaje, jestem jednym z najmłodszych jej współpracowników, przeto i niewiele mam o sobie do powiedzenia. Niekiedy zdarzają mi się nieomal anegdotyczne sytuacje, których przyczyną jest mój młody wiek i fakt zderzenia nazwiska przy nagłówku felietonu z twarzą właściciela nazwiska. Rzecz w tym, że nie wszyscy wierzą, że mając tyle lat i taką gębę, można w ogóle pisać coś podobnego. Wszelkie próby wytłumaczenia z mojej strony kwitowane są uśmiechem pełnym wyrozumiałości, który rozumieć należy: „On pisze, a więc nie wiadomo jak tam u niego było w dzieciństwie”.
Poza tym, drugim moim wielkim nałogiem jest kabaret. Miałem przyjemność być autorem i aktorem niewielkiego, bo dwuosobowego teatrzyku piosenki, niestety wszelkie z nim związane plany zmuszony zostałem odwiesić na jakiś czas na kołku.
Cóż więcej z planów?. Mam apetyt na niewielki tomik felietonów, między innymi tych drukowanych w macierzystym piśmie, ale na razie kończy się to jedynie na apetycie.
O innych planach nie mogę powiedzieć niczego poza enigmatycznym ho! ho!
Dziękuję za uwagę.”
Pomarudzę...
Znowu kolejne „święta”...
Nie cierpię świąt wszelakiej maści... nie cierpię bo... nie cierpię... nie cierpię schematów, ramek itp.
Kolejne „święto” do odfajkowania to Święto Zmarłych – 1 listopad.
Święto, w zamyśle, może fajne ale niestety rzeczywistość zniekształciła niestety zamiar...
Teraz ważne jest ile kwiatów i zniczów będzie na grobie, w jakich kozaczkach wybiorę się, czy pokażę nowe palto, czy przyjdę z mężem/żoną trzymając się za rękę (nieważne co było parę dni temu), fajnie jak przyprowadzę córeczkę i synka - „parka” musi być...
Tak jak inne święta poszły w innym kierunku (i dlatego „Lubię to nie”), to też poszło za innymi...
Rzadko chodzę na grób mojej Mamy... naprawdę rzadko – 3-5 razy w roku?
Ale myślę o Niej często... prawie codziennie...
Myślę, co było by gdyby... co by powiedziała na to co robię, co bym Jej powiedziała... rozmawiam z Nią prawie codziennie... to taki „mój adwokat Boga” (chociaż kociołek w piekle już rezerwuję), bo wiem, że trafiła do nieba... za to, co dała innym ludziom, ilu pomogła, zawsze z uśmiechniętą twarzą...
Groby są „fajne” - pozwalają nie zapomnieć... dla mnie zbędne...
I pytania: „Byłaś już na grobie?”, „To Ty przywiozłaś kwiaty?” itp. są żałosne...
Miałam sprzątać... ale wczoraj umyłam okna, które nie były myte od grudnia 2010 roku i wystarczy :)
Postanowiłam pojechać na grób mojej dobrej Znajomej, która zmarła nagle... która była SUPER CZŁOWIEKIEM, SUPER NAUCZYCIELEM...
Trochę trudności miałam, bo przez ten tydzień, codziennie usiłowałam sobie przypomnieć jak miała na nazwisko... bezskutecznie... dobrze, że imię pamiętałam....
Na początek jadę do wsiowego sklepu po 2 znicze.
Później na grób Mamy.
„Miejsce zarezerwowane” - no comments...
Kolejny „cel” - grób Koleżanki...
A więc – Łosień – Niegowonice – Ogrodzieniec.
Po drodze – chyba dzięki jesieni zauważam, po raz pierwszy, pomnik.
Dalej... jesienna droga ;-)
Dojeżdżam do Ogrodzieńca.
Atakuje mnie reklama atrakcji (i dobrze).
Następnie – ś(m)cieżka rowerowa... po pierwsze „górki” przed wjazdem na posesje mogą wywrócić wnętrzości do góry nogami, po drugie... czemu wjazd też jest czerwony???
W Ogrodzieńcu (ot tak!) przypominam sobie nazwisko Kumpeli...
Zamek Ogrodzieniec – Podzamcze – dzisiaj nie jest moim celem ;-)
Po paru kilometrach trafiam na Biskupice... ups! Pomyliłam kierunki? :D
Dojeżdżam do Dobrakowa i na cmentarz...
Wchodzę, kierując się „intuicją”... gdzie to było na pogrzebie...
Trafiam „tubylczynię” i uderzam do niej... pytam się i okazuje się, że stoję przy grobie kumpeli... magia...
Ech...
Zapalam znicz...
Ruszam z powrotem inną drogą. Przez Siadcza, Szyce, Sierbowice, Szypowice, Siamoszyce.
Po drodze kolejny pomnik.
Siamoszyce
Przez Mokrus, Giebło do Ogrodzieńca, następnie do Niegowonic.
Ujechałam się... albo to nie był mój dzień, albo było dużo podjazdów.
Jadę jeszcze do p. Heni, do sklepu i do domku.
Marzę o kąpieli...
Marzę... wchodzę do łazienki i...
Przypominam sobie, że wczoraj wpakowałam wszystkie kwiatki do wanny w celu reanimacji.
O.K. Wezmę prysznic... Otwieram drzwi i...
Lepszy jeden lokator niż 20.
Edit: nie JEDEN – zapomniałam, że mam kota ;-)
Więc wynoszę kwiatka, kota i mogę wziąć prysznic ;-)
Fajny dzień... dużo myslałam... o kimś... o czymś... o życiu...
* Jerzy Nowosad - "Czerwone oczy".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Dzisiaj nie będzie tekstu piosenki... dzisiaj będzie cytat z książki mojego Wujka – Jerzego Nowosada... Wujka, którego już nie ma między nami... który odszedł ale po którym zostało mi wiele wspomnień, wiele bardzo miłych chwil... pogawędki do rana... no i to poczucie humoru... mam je chyba po Nim... ;-)
Jerzy Nowosad – o sobie:
„Już na długo przed urodzeniem oznaczałem się kolosalnym poczuciem czarnego humoru, czego najlepszym dowodem było późniejsze przyjście na świat. Po pewnym czasie orzekłem samokrytycznie, że dowcip ów był z gatunku raczej miernych, w związku z czym postanowiłem zająć się czymś poważnie.
Pierwszy dowcip opublikowałem w klasie czwartej szkoły podstawowej. Nasza klasa pomagała wychowawczyni w prowadzeniu szkolnej biblioteki. Pewnego dnia układałem książki na półkach, zaś trzy panie nauczycielki zajęte były rozmową w przeciwległym końcu pokoju. W pewnej chwili weszła ówczesna moja sympatia i zapytała mnie: „Czy są dziewczynki?” – mając oczywiście na myśli swoje koleżanki.
Są – odpowiedziałem mając na myśli nauczycielki – ale dorosłe.
Tego to historycznego dnia przylgnęło do mnie niejasne określenie człowieka, o którym należy wiedzieć, że nie wiadomo co i kiedy powie.
Nieco poważniej zająłem się tymi niepoważnymi sprawami na studiach. W tym zajmowaniu posunąłem się do tego stopnia, że kiedy Rada Uczelniana Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach ogłosiła literacki konkurs o „Zielony Kwadrat”, miałem czelność wziąć w nim udział. Ku zdumieniu wszystkich, a szczególnie tych, którzy mieli poważne wątpliwości co do kompletu klepek danych mi przez naturę do dyspozycji, jury kierowane przez pana Aleksandra Baumgartena przyznało mi pierwszą nagrodę oraz „Zielony Kwadrat”. Laur ten spłynął na mnie za króciutkie opowiadanie, humoreskę właściwie, noszącą tytuł Gubernator”. Sukces ten spowodował, że w swej bezczelnej zarozumiałości, zjawiłem się z maszynopisem humoreski w redakcji „Karuzeli” i po upływie pewnego czasu znalazłem ją na jej łamach. Było to w styczniu 1967 roku i od tego czasu stale, nie bez satysfakcji połączonej z przyjemnością, współpracuję z tym uśmiechniętym czasopismem. Kąśliwie uśmiechniętym, muszę dodać.
Jak mi się wydaje, jestem jednym z najmłodszych jej współpracowników, przeto i niewiele mam o sobie do powiedzenia. Niekiedy zdarzają mi się nieomal anegdotyczne sytuacje, których przyczyną jest mój młody wiek i fakt zderzenia nazwiska przy nagłówku felietonu z twarzą właściciela nazwiska. Rzecz w tym, że nie wszyscy wierzą, że mając tyle lat i taką gębę, można w ogóle pisać coś podobnego. Wszelkie próby wytłumaczenia z mojej strony kwitowane są uśmiechem pełnym wyrozumiałości, który rozumieć należy: „On pisze, a więc nie wiadomo jak tam u niego było w dzieciństwie”.
Poza tym, drugim moim wielkim nałogiem jest kabaret. Miałem przyjemność być autorem i aktorem niewielkiego, bo dwuosobowego teatrzyku piosenki, niestety wszelkie z nim związane plany zmuszony zostałem odwiesić na jakiś czas na kołku.
Cóż więcej z planów?. Mam apetyt na niewielki tomik felietonów, między innymi tych drukowanych w macierzystym piśmie, ale na razie kończy się to jedynie na apetycie.
O innych planach nie mogę powiedzieć niczego poza enigmatycznym ho! ho!
Dziękuję za uwagę.”
Pomarudzę...
Znowu kolejne „święta”...
Nie cierpię świąt wszelakiej maści... nie cierpię bo... nie cierpię... nie cierpię schematów, ramek itp.
Kolejne „święto” do odfajkowania to Święto Zmarłych – 1 listopad.
Święto, w zamyśle, może fajne ale niestety rzeczywistość zniekształciła niestety zamiar...
Teraz ważne jest ile kwiatów i zniczów będzie na grobie, w jakich kozaczkach wybiorę się, czy pokażę nowe palto, czy przyjdę z mężem/żoną trzymając się za rękę (nieważne co było parę dni temu), fajnie jak przyprowadzę córeczkę i synka - „parka” musi być...
Tak jak inne święta poszły w innym kierunku (i dlatego „Lubię to nie”), to też poszło za innymi...
Rzadko chodzę na grób mojej Mamy... naprawdę rzadko – 3-5 razy w roku?
Ale myślę o Niej często... prawie codziennie...
Myślę, co było by gdyby... co by powiedziała na to co robię, co bym Jej powiedziała... rozmawiam z Nią prawie codziennie... to taki „mój adwokat Boga” (chociaż kociołek w piekle już rezerwuję), bo wiem, że trafiła do nieba... za to, co dała innym ludziom, ilu pomogła, zawsze z uśmiechniętą twarzą...
Groby są „fajne” - pozwalają nie zapomnieć... dla mnie zbędne...
I pytania: „Byłaś już na grobie?”, „To Ty przywiozłaś kwiaty?” itp. są żałosne...
Miałam sprzątać... ale wczoraj umyłam okna, które nie były myte od grudnia 2010 roku i wystarczy :)
Postanowiłam pojechać na grób mojej dobrej Znajomej, która zmarła nagle... która była SUPER CZŁOWIEKIEM, SUPER NAUCZYCIELEM...
Trochę trudności miałam, bo przez ten tydzień, codziennie usiłowałam sobie przypomnieć jak miała na nazwisko... bezskutecznie... dobrze, że imię pamiętałam....
Na początek jadę do wsiowego sklepu po 2 znicze.
Później na grób Mamy.
„Miejsce zarezerwowane” - no comments...
Miejsce zarezerwowane... no comments© kosma100
Kolejny „cel” - grób Koleżanki...
A więc – Łosień – Niegowonice – Ogrodzieniec.
Po drodze – chyba dzięki jesieni zauważam, po raz pierwszy, pomnik.
Pomnik - bohaterom Armii Czerwonej© kosma100
Dalej... jesienna droga ;-)
Jesienna droga© kosma100
Dojeżdżam do Ogrodzieńca.
Atakuje mnie reklama atrakcji (i dobrze).
Reklama atrakcji© kosma100
Następnie – ś(m)cieżka rowerowa... po pierwsze „górki” przed wjazdem na posesje mogą wywrócić wnętrzości do góry nogami, po drugie... czemu wjazd też jest czerwony???
Ś(m)cieżka rowerowa© kosma100
W Ogrodzieńcu (ot tak!) przypominam sobie nazwisko Kumpeli...
Zamek Ogrodzieniec – Podzamcze – dzisiaj nie jest moim celem ;-)
Zamek Podzamcze Ogrodzieniec© kosma100
Po paru kilometrach trafiam na Biskupice... ups! Pomyliłam kierunki? :D
Biskupice...© kosma100
Dojeżdżam do Dobrakowa i na cmentarz...
Wchodzę, kierując się „intuicją”... gdzie to było na pogrzebie...
Trafiam „tubylczynię” i uderzam do niej... pytam się i okazuje się, że stoję przy grobie kumpeli... magia...
Ech...
Ech... 33 lata...© kosma100
Zapalam znicz...
Światełko...© kosma100
Ruszam z powrotem inną drogą. Przez Siadcza, Szyce, Sierbowice, Szypowice, Siamoszyce.
Po drodze kolejny pomnik.
Pomnik...© kosma100
Siamoszyce
Siamoszyce© kosma100
Siamoszyce© kosma100
Przez Mokrus, Giebło do Ogrodzieńca, następnie do Niegowonic.
Niegowonice skałki© kosma100
Niegowonice skałki© kosma100
Ujechałam się... albo to nie był mój dzień, albo było dużo podjazdów.
Jadę jeszcze do p. Heni, do sklepu i do domku.
Marzę o kąpieli...
Marzę... wchodzę do łazienki i...
Lokatorzy w wannie© kosma100
Przypominam sobie, że wczoraj wpakowałam wszystkie kwiatki do wanny w celu reanimacji.
O.K. Wezmę prysznic... Otwieram drzwi i...
Lokator pod prysznicem© kosma100
Lepszy jeden lokator niż 20.
Edit: nie JEDEN – zapomniałam, że mam kota ;-)
Więc wynoszę kwiatka, kota i mogę wziąć prysznic ;-)
Fajny dzień... dużo myslałam... o kimś... o czymś... o życiu...
* Jerzy Nowosad - "Czerwone oczy".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 98.87km
- Czas 04:57
- VAVG 19.97km/h
- VMAX 47.30km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 lipca 2011
Kategoria 100 km OMC, In the rain..., Kellysek :), KKW 2011, Kosmacz - Powsinoga :), Ponad 50 km ;), W oczojebnej kamizelce, Z Helenką :)
KKW dzień 2 - Sobota w Sobotę ;-)
O 6:00 pobudka, śniadanie i o 7:15 ruszamy z Wikiem z Ulesia.
W Kłomnicach wsiadamy w pociąg do koluszek.
Ciężko się wsiada z obładowanymi sakwami do pociągu. Dobrze, że jesteśmy we dwoje. Dajemy radę ;-)
W Koluszkach przesiadka – w ostatniej chwili udaje nam się zdążyć na pociąg do Skierniewic.
Z racji tego, że trasę zmieniłam w ostatni dzień przed KKW zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza trasa jest zbyt ambitna ale co tam – jedziemy. W każdej chwili możemy zmienić plany – liczy się FUN ;-)
W Skierniewicach lądujemy o 12:00, odwiedzamy Wokulskiego.
Na dworcu w Skierniewicach prawie jak w Danii ;-)
Udajemy się na lodzika na Rynek.
Na tymże rynku molestujemy profesora Pieniążka.
Kościół pw. św. Jakuba Apostoła
Wyjezdżamy ze Skierniewic. Gdy opuszczamy „bramy miasta” to zaczyna padać :(
Przed nami jazda drogą numer 705. Ubieramy kamizelki odblaskowe i jedziemy.
Droga, chociaż prowadzi przez Puszczę Bolimowską nie sprawia nam przyjemności, z powodu padającego deszczu i sporego ruchu, w tym pędzących TIRów. Na dodatek droga jest wąska :(
Temu się też spieszyło :/
W pewnym momencie zaczyna za nami jechać rowerzysta na składaku. Rozmawiamy – bardzo miły pan, który też sporo jeździ na rowerze. Zagadujemy się i przejeżdżamy boczną drogę, w którą mieliśmy skręcić.
Zawracamy z Wikiem by jechać boczną drogą – wolimy nadrobić kilometrów niż jechać po drodze „terapeutycznej”.
Boczna droga, która prowadzi przez Puszczę Bolimowską jest najpierw szutrowa, później piaszczysta.
Nie przeszkadza nam to – już wolę piachy niż TIRy. Jedzie się bardzo przyjemnie ;-)
Wyjeżdżamy z lasu i trafiamy na budowę autostrady.
Jadąc „na azymut” docieramy do miejscowości Piasek a następnie do Nieborowa.
W Nieborowie nie możemy niestety zwiedzać parku prowadząc rowery więc Wiku idzie zwiedzać a ja pilnuję rowerów.
Zastanawiam się czy jechać z Wiktorem do muzeum sromów ale taka edukacja należy raczej do ojców ;p
Z Nieborowa pedalimy niebieskim Szlakiem Książęcym, który prowadzi przez Arkadię do Łowicza.
W Arkadii rezygnujemy ze zwiedzania parku i pedałujemy dalej szlakiem w kierunku Łowicza.
Przed samym Łowiczem łapię kapcia.
Kapeć zrobiony, jedziemy dalej.
W Łowiczu obiado-kolacja. Najpierw obiad, później dogrywka pizzą.
Do obiadu zamawiam zielone piwo, którego jeszcze nie piłam.
Podczas gdy Wiku czeka na pizzę ja idę do IT dowiedzieć się czy są gdzieś w pobliżu schroniska młodzieżowe – nie bardzo nam się uśmiecha spać dzisiaj pod namiotem – jesteśmy zmoknięci.
Gdy wracam dowiaduję się jak to Wiku wzbudził litość u pani barmanki i otrzymał 2 sosy za friko. Wzbudzając litość u następnej pani dostajemy pudełko do zapakowania pizzy na wynos.
W punkcie IT dostałam kontakt do schroniska, które jest w szkole w Sobocie.
Mieliśmy dzisiaj spać w Piątku ale Piątek w sobotę? Nie wypada. Lepsza Sobota w Sobocie ;-)
20:00 ruszamy, późno... 20 km przed nami.
Jedzie się super. Jadąc podziwiamy widoki, przestało padać i pogoda zrobiła się super.
Zaczynamy mieć ochotę na nocleg w namiocie. Mam na uwadze, że dzisiaj był ciężki dzień, a jutro 3-ci dzień wyprawy (gdzie podobno przychodzi kryzys) decyduję więc, że śpimy w schronisku.
O 21:30 jesteśmy pod szkołą, gdzie mieści się schronisko.
Mieliśmy zapłacić: 15 zł za mnie i 12 zł za Wiktora. Płacimy razem 23 zł ;-)
Płacimy i zostajemy sami z kluczami do szkoły ;-)
Jutro kolejny dzień...
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Ekipa KKW gotowa do drogi ;-)© kosma100
W Kłomnicach wsiadamy w pociąg do koluszek.
Ciężko się wsiada z obładowanymi sakwami do pociągu. Dobrze, że jesteśmy we dwoje. Dajemy radę ;-)
W Koluszkach przesiadka – w ostatniej chwili udaje nam się zdążyć na pociąg do Skierniewic.
Z racji tego, że trasę zmieniłam w ostatni dzień przed KKW zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza trasa jest zbyt ambitna ale co tam – jedziemy. W każdej chwili możemy zmienić plany – liczy się FUN ;-)
W Skierniewicach lądujemy o 12:00, odwiedzamy Wokulskiego.
Wiku z Wokulskim© kosma100
Na dworcu w Skierniewicach prawie jak w Danii ;-)
Prawie jak w Danii© kosma100
Udajemy się na lodzika na Rynek.
Lodzik na Rynku w Skierniewicach© kosma100
Na tymże rynku molestujemy profesora Pieniążka.
Molestujemy profesora Pieniążka© kosma100
Kościół pw. św. Jakuba Apostoła
Kościół© kosma100
Wyjezdżamy ze Skierniewic. Gdy opuszczamy „bramy miasta” to zaczyna padać :(
Przed nami jazda drogą numer 705. Ubieramy kamizelki odblaskowe i jedziemy.
Zaczyna padać :(© kosma100
Droga, chociaż prowadzi przez Puszczę Bolimowską nie sprawia nam przyjemności, z powodu padającego deszczu i sporego ruchu, w tym pędzących TIRów. Na dodatek droga jest wąska :(
Temu się też spieszyło :/
Ten jechał za szybko...© kosma100
W pewnym momencie zaczyna za nami jechać rowerzysta na składaku. Rozmawiamy – bardzo miły pan, który też sporo jeździ na rowerze. Zagadujemy się i przejeżdżamy boczną drogę, w którą mieliśmy skręcić.
Zawracamy z Wikiem by jechać boczną drogą – wolimy nadrobić kilometrów niż jechać po drodze „terapeutycznej”.
Boczna droga, która prowadzi przez Puszczę Bolimowską jest najpierw szutrowa, później piaszczysta.
Nie przeszkadza nam to – już wolę piachy niż TIRy. Jedzie się bardzo przyjemnie ;-)
:)© kosma100
Wyjeżdżamy z lasu i trafiamy na budowę autostrady.
Budowa autostrady© kosma100
Jadąc „na azymut” docieramy do miejscowości Piasek a następnie do Nieborowa.
W Nieborowie nie możemy niestety zwiedzać parku prowadząc rowery więc Wiku idzie zwiedzać a ja pilnuję rowerów.
Nieborów© kosma100
Zastanawiam się czy jechać z Wiktorem do muzeum sromów ale taka edukacja należy raczej do ojców ;p
Muzeum sromów - 400 ruchomych rzeźb ;-)© kosma100
Z Nieborowa pedalimy niebieskim Szlakiem Książęcym, który prowadzi przez Arkadię do Łowicza.
W Arkadii rezygnujemy ze zwiedzania parku i pedałujemy dalej szlakiem w kierunku Łowicza.
Przed samym Łowiczem łapię kapcia.
Kapeć ;-(© kosma100
Kapeć zrobiony, jedziemy dalej.
W Łowiczu obiado-kolacja. Najpierw obiad, później dogrywka pizzą.
Do obiadu zamawiam zielone piwo, którego jeszcze nie piłam.
Zielone piwo... mniam ;-)© kosma100
Podczas gdy Wiku czeka na pizzę ja idę do IT dowiedzieć się czy są gdzieś w pobliżu schroniska młodzieżowe – nie bardzo nam się uśmiecha spać dzisiaj pod namiotem – jesteśmy zmoknięci.
Gdy wracam dowiaduję się jak to Wiku wzbudził litość u pani barmanki i otrzymał 2 sosy za friko. Wzbudzając litość u następnej pani dostajemy pudełko do zapakowania pizzy na wynos.
W punkcie IT dostałam kontakt do schroniska, które jest w szkole w Sobocie.
Mieliśmy dzisiaj spać w Piątku ale Piątek w sobotę? Nie wypada. Lepsza Sobota w Sobocie ;-)
20:00 ruszamy, późno... 20 km przed nami.
Jedzie się super. Jadąc podziwiamy widoki, przestało padać i pogoda zrobiła się super.
Zaczynamy mieć ochotę na nocleg w namiocie. Mam na uwadze, że dzisiaj był ciężki dzień, a jutro 3-ci dzień wyprawy (gdzie podobno przychodzi kryzys) decyduję więc, że śpimy w schronisku.
O 21:30 jesteśmy pod szkołą, gdzie mieści się schronisko.
Mieliśmy zapłacić: 15 zł za mnie i 12 zł za Wiktora. Płacimy razem 23 zł ;-)
Płacimy i zostajemy sami z kluczami do szkoły ;-)
Niezła miejscówka do spania ;-)© kosma100
Jutro kolejny dzień...
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 90.54km
- Czas 05:47
- VAVG 15.66km/h
- VMAX 28.90km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 15 kwietnia 2011
Kategoria 100 km OMC, Kosmacz - Powsinoga :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Na Mini Odyseję ;-)
Rzuciły się kwiaty na polne drogi
Czerwone róże na czerwone czołgi
Czerwone róże na czerwone czołgi
Piła Tango
Kłopotów chmary i chmur potoki
Czerwone obłoki na czerwone samoloty
Czerwone obłoki na czerwone samoloty
Ponad rzecz realną
Przed okamgnieniami
Krew płynie z szafy
Strumieniami
W całym niebie rewolucja w całym niebie pożar wielki
Czerwone anioły na czerwone sukienki
Czerwone anioły na czerwone sukienki
Piła Tango
Słodkie dintojry i grzeszne rozkosze
Czerwone noże na czerwone warkocze
Czerwone noże na czerwone warkocze*
Z racji tego, że na początku roku Bułgarskie Centrum miało jechać na Harpagana miałam dzisiaj dzień urlopu.
Zmieniliśmy zdanie i postanowiliśmy z moim Rowerowym Partnerem jechać na Mini Odyseję, kosztem Harpagana. Nie dorośliśmy jeszcze do niego... ale jak będziemy duzi to na pewno tam pojedziemy ;-)
Po załatwieniu obowiązków, pakuję sakwy i o godzinie 11:30 ruszam w kierunku Miechowa.
Łosień – Błędów – Chechło – Kwaśniow – Bydlin.
Rower ;)© kosma100
Sakwy na rowerze, brak pośpiechu, brak problemów powodują, że czuję klimat wyprawy... rozmyślam o najbliższym wypadzie na Balaton... fajnie się jedzie. Zachwycam się widokami. Zadowolona pedałuję przez pola i lasy.
Widok :)© kosma100
Coś dla Młynarza ;-)
Coś dla Młynarza© kosma100
Umarłe drzewa proszą o litość© kosma100
Przejezdżam przez Wolbrom i za radą kumpla kieruję się na boczną drogę. Ostro pod górę – ostrzegał mnie :)
Na górze krzyż.
Krzyż© kosma100
Po drodze mijam dziwną wodę...
Dziwna woda© kosma100
Czemu dziwna?
Wodna kapliczka© kosma100
Podziwiam widoki, co chwila zatrzymuję się by cyknąć fotę.
Słupy© kosma100
Pola...© kosma100
Ląduje we wsi Wielkanoc ;-) - tak o sobie piszą: „Miejscowość o niezwykłej nazwie, jedynej w Polsce i wśród trzech na świecie. Pierwsze wzmianki o Wielkanocy sięgają 1382 r., a w 1768 r. ślub tutaj wziął legendarny podróżnik Maurycy Beniowski”.
No to w tym roku Wielkanoc mam już zaliczoną ;-)
Wielkanoc© kosma100
Dojeżdżam do Miechowa, 64 km na liczniku.
Miechów© kosma100
Zostawiam sakwy w MDK-u i ruszam pojeździć po okolicy.
Polami...
Pola...© kosma100
Wpadam także na kolację do karczmy gdzieś po drodze.
Kolacja© kosma100
Później jadę na skróty przez las...
„Jadę” to nadinterpretacja ;-)
W lesie... hmmm bloto...© kosma100
Grube opony ;-)© kosma100
Dojeżdżam do MDK-u gdzie czeka na mnie jeszcze koncert :) i pogawędki z dyrektorem MDK-u.
Idę spać, nie mogąc się doczekać jutra...
* Strachy na Lachy - „Krew z szafy”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 98.70km
- Czas 05:39
- VAVG 17.47km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 sierpnia 2009
Kategoria 100 km OMC, Do pracy / z pracy, Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), We dwoje - ja i mój rowerek ;))), Z Helenką :)
II Bytomska Masa Krytyczna
Rankiem do pracy - standardowo - D.G. - Katowice.
Po południu z Katowic - Gliwicką przez Chorzów, Świętochłowice, Bytom, Zabrze na Helenkę.
Późnym popołudniem z djk71 z Helenki do Bytomia na Masę Krytyczną.
Na skrzyżowniu w Miechowicach gościu wjechał we mnie, z tyłu, samochodem. Dobrze, że powoli ruszał, a nie szybko, bo z mojego roweru nic by nie zostało. A tak nic mi się nie stało, ani też Kellyskowi.
Na Masie Krytycznej w Bytomiu spotkaliśmy DARIUSZA79.
Poznałam także Dyniogłowego, Keszola, Dartha i jeszcze parę osób :-)
Ogólnie było bardzo fajnie.
Po masie pojechaliśmy na chwilę posiedzieć i pogadać oraz uzupełnić płyny, a później już z Darkiem pojechaliśmy na Helenkę.
Bardzo udany dzień :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Po południu z Katowic - Gliwicką przez Chorzów, Świętochłowice, Bytom, Zabrze na Helenkę.
Późnym popołudniem z djk71 z Helenki do Bytomia na Masę Krytyczną.
Na skrzyżowniu w Miechowicach gościu wjechał we mnie, z tyłu, samochodem. Dobrze, że powoli ruszał, a nie szybko, bo z mojego roweru nic by nie zostało. A tak nic mi się nie stało, ani też Kellyskowi.
Na Masie Krytycznej w Bytomiu spotkaliśmy DARIUSZA79.
Poznałam także Dyniogłowego, Keszola, Dartha i jeszcze parę osób :-)
Ogólnie było bardzo fajnie.
Po masie pojechaliśmy na chwilę posiedzieć i pogadać oraz uzupełnić płyny, a później już z Darkiem pojechaliśmy na Helenkę.
Bardzo udany dzień :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 96.00km
- Czas 05:30
- VAVG 17.45km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 maja 2009
Kategoria 100 km OMC, góry, In the rain..., Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), Na trzech kółkach :), Ponad 50 km ;), W towarzystwie ;)
Ride the lighting w Beskidach
Tam na dole zostało,
wszystko to, co mnie męczy,
Patrząc z góry wokoło,
świat wydaje się lepszy...
Molestowana ostatnio nieustannie pięknymi zdjęciami Beskidów przez niradharę i Kajmana postanowiłam odwiedzić, dawno przeze mnie nie odwiedzane, Beskidy.
Od słowa do słowa okazało się, że nie tylko Beskidy odwiedzę ale też Winowajców mojej wycieczki w Beskidy :)
Pobudka o 5:00 pakowanie – chciałam przetestować nowy namiot no i Bikestatsową przyczepkę.
O 6:36 pociąg z Dąbrowy Górniczej do Katowic, w Katowicach przesiadka i już bezpośrednio do Żywca.
W tym mieście powstaje napój Bogów :D
Wysiadłam w Żywcu i ruszam kierując się na drogę 946 na Suchą Beskidzką, ponieważ wymyśliłam sobie zdobycie Przełęczy Kocierskiej z przyczepką...
Po 30 minutach jazdy w Żywcu według drogowskazów ląduję... na skrzyżowaniu, na którym byłam pół godziny temu!!!
Na wyjazd z miasta (które wcale nie jest duże!) tracę godzinę – 12 km zrobiłam by wyjechać z miasta.
Zadowolona jadę dalej. Pierwszy podjazd po wyjeździe z miasta zaskakuje (chyba zapomniałam co to góry) i prawdę powiedziawszy od tego momentu zaczynam się zastanawiać czy nie zmienić planów... Ale jadę.
Jezioro Żywieckie
W drodze na przełęcz Kocierską
Jedzie mi się nawet fajnie – nie myślę o podjazdach tylko podziwiam widoków, nie martwię się tym, że może mi „braknąć przerzutek” – jadę na 1/2.
Było już dawno pod górę, a tu dopiero teraz znak? No to będzie jeszcze bardziej pod górę :-)
Droga na Przełęcz mija mi szybko, bezboleśnie i sprawia wielką frajdę – uwielbiam się wspinać. Wolę jazdę pod górę niż z góry.
Podjeżdżam pod Kocierz, gdzie dzwonię do Piotrka i robię małą sesję zdjęciową.
Kocierz
Kellysek z przyczepką w Beskidach
Od tego momentu zjeżdżam. Boję się osiągać większe prędkości (przyczepkę jednak czuć) więc systematycznie zdzieram klocki hamulcowe.
Wjeżdżam do województwa Małopolskiego.
Po małych perypetiach orientacyjnych z Piotrkiem w końcu się spotykamy :-)
Piotrek zabiera mnie by pokazać ciekawe miejsca.
Jedziemy na zaporę w Czańcu.
Zapora Czaniec
Następnie pedałujemy do Kobiernic na spotkanie z Elą i Gero :D
Zaczyna padać deszcz. Staramy się go przeczekać prowadząc ciekawe rozmowy. Deszcz, burza, grad – full service :-)
Przestaje padać ruszamy – Gospodarze chcą oprowadzić mnie po okolicy.
Niestety deszcz znowu zaczyna padać. Nam to jednak nie przeszkadza – jest ciepło, deszcz też nie jest zimny – pedałujemy więc w deszczu rozmawiając.
Robimy też deszczowe zdjęcia – reakcja Pani za kierownicą, która zatrzymuje się by niradhara mogła zrobić zdjęcie Piotrka ze mną (jesteśmy po drugiej stronie ulicy) wywołuje uśmiech na naszych twarzach – dziękujemy Pani – Ludzie jednak są mili, gdy tylko się nie spieszą :-)
Zwiedzam okoliczne stawy, przestaje padać i nawet wychodzi tęcza.
Następnie zatrzymujemy się przy Klasztorze.
W parku Pan Biker robi nam pamiątkową fotkę – o dziwo nawet ładnie wykadrował (nie tak artystycznie jak Pani ostatnio robiąc zdjęcie Eli ;))
Wracamy do Kobiernic.
Namiotu nie mam okazji przetestować.
Dzięki samo zatrzaskującym się kluczykom spędzamy wspólnie wieczór. Po wieczorze pełnym ciekawych rozmów idziemy spać – jutro wstaje nowy dzień – część z nas ma obowiązki, część obowiązkowe przyjemności :)
A tu profil trasy: Żywiec - Przełęcz Kocierska - Kobiernice
Elu i Piotrze – bardzo dziękuję :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
wszystko to, co mnie męczy,
Patrząc z góry wokoło,
świat wydaje się lepszy...
Molestowana ostatnio nieustannie pięknymi zdjęciami Beskidów przez niradharę i Kajmana postanowiłam odwiedzić, dawno przeze mnie nie odwiedzane, Beskidy.
Od słowa do słowa okazało się, że nie tylko Beskidy odwiedzę ale też Winowajców mojej wycieczki w Beskidy :)
Pobudka o 5:00 pakowanie – chciałam przetestować nowy namiot no i Bikestatsową przyczepkę.
O 6:36 pociąg z Dąbrowy Górniczej do Katowic, w Katowicach przesiadka i już bezpośrednio do Żywca.
W tym mieście powstaje napój Bogów :D
Dworzec PKP w Żywcu© kosma100
Wysiadłam w Żywcu i ruszam kierując się na drogę 946 na Suchą Beskidzką, ponieważ wymyśliłam sobie zdobycie Przełęczy Kocierskiej z przyczepką...
Po 30 minutach jazdy w Żywcu według drogowskazów ląduję... na skrzyżowaniu, na którym byłam pół godziny temu!!!
Na wyjazd z miasta (które wcale nie jest duże!) tracę godzinę – 12 km zrobiłam by wyjechać z miasta.
Zadowolona jadę dalej. Pierwszy podjazd po wyjeździe z miasta zaskakuje (chyba zapomniałam co to góry) i prawdę powiedziawszy od tego momentu zaczynam się zastanawiać czy nie zmienić planów... Ale jadę.
Jezioro Żywieckie
Jezioro Żywieckie© kosma100
W drodze na przełęcz Kocierską
W drodze na przełęcz Kocierską© kosma100
Potok w Beskidach© kosma100
Jedzie mi się nawet fajnie – nie myślę o podjazdach tylko podziwiam widoków, nie martwię się tym, że może mi „braknąć przerzutek” – jadę na 1/2.
Było już dawno pod górę, a tu dopiero teraz znak? No to będzie jeszcze bardziej pod górę :-)
Podjazd na Przełęcz Kocierską© kosma100
Droga na Przełęcz mija mi szybko, bezboleśnie i sprawia wielką frajdę – uwielbiam się wspinać. Wolę jazdę pod górę niż z góry.
Podjeżdżam pod Kocierz, gdzie dzwonię do Piotrka i robię małą sesję zdjęciową.
Kocierz
Kocierz© kosma100
Kellysek z przyczepką w Beskidach
Kellysek z przyczepką na Kocierskiej© kosma100
Kocierz© kosma100
Od tego momentu zjeżdżam. Boję się osiągać większe prędkości (przyczepkę jednak czuć) więc systematycznie zdzieram klocki hamulcowe.
Wjeżdżam do województwa Małopolskiego.
Województwo Małopolskie ;-)© kosma100
Po małych perypetiach orientacyjnych z Piotrkiem w końcu się spotykamy :-)
Piotrek zabiera mnie by pokazać ciekawe miejsca.
Jedziemy na zaporę w Czańcu.
Zapora Czaniec
Zapora Czaniec© kosma100
Na Zaporze Czaniec© kosma100
Następnie pedałujemy do Kobiernic na spotkanie z Elą i Gero :D
Zaczyna padać deszcz. Staramy się go przeczekać prowadząc ciekawe rozmowy. Deszcz, burza, grad – full service :-)
Przestaje padać ruszamy – Gospodarze chcą oprowadzić mnie po okolicy.
Niestety deszcz znowu zaczyna padać. Nam to jednak nie przeszkadza – jest ciepło, deszcz też nie jest zimny – pedałujemy więc w deszczu rozmawiając.
Robimy też deszczowe zdjęcia – reakcja Pani za kierownicą, która zatrzymuje się by niradhara mogła zrobić zdjęcie Piotrka ze mną (jesteśmy po drugiej stronie ulicy) wywołuje uśmiech na naszych twarzach – dziękujemy Pani – Ludzie jednak są mili, gdy tylko się nie spieszą :-)
Deszczowe zdjęcia na deszczowej przejażdżce© kosma100
Zwiedzam okoliczne stawy, przestaje padać i nawet wychodzi tęcza.
Następnie zatrzymujemy się przy Klasztorze.
Święty© kosma100
Kościół© kosma100
W parku Pan Biker robi nam pamiątkową fotkę – o dziwo nawet ładnie wykadrował (nie tak artystycznie jak Pani ostatnio robiąc zdjęcie Eli ;))
Pamiątkowa fotka© Kajman
Wracamy do Kobiernic.
Namiotu nie mam okazji przetestować.
Dzięki samo zatrzaskującym się kluczykom spędzamy wspólnie wieczór. Po wieczorze pełnym ciekawych rozmów idziemy spać – jutro wstaje nowy dzień – część z nas ma obowiązki, część obowiązkowe przyjemności :)
A tu profil trasy: Żywiec - Przełęcz Kocierska - Kobiernice
Elu i Piotrze – bardzo dziękuję :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 96.55km
- Teren 1.00km
- Czas 05:28
- VAVG 17.66km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 kwietnia 2009
Kategoria 100 km OMC, Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), Ponad 50 km ;), W towarzystwie ;)
Ząbkowice Śląskie - Wrocław
Karuzela, karuzela
Świat się kręci i umiera
Słońce świeci, słońce gaśnie
Będzie ciemniej albo jaśniej
Polityka, polityka
Tu wojenna gra muzyka
Jest rakieta, ruch lotnika
Polityka, polityka
Ambasada, ambasada
Tutaj bombę się podkłada
Czarną chustę się zakłada
Ambasada, ambasada
Telewizja, telewizja
Superwizja, schizowizja
Otumania i ogłupia
Telewizja, telewizja
A ja wierzę w święte jeże
Kocham siebie i należę
Kiedy piję, piję szczerze
Kiedy piję, Bóg mnie strzeże
Społeczeństwo, społeczeństwo
Dyscyplina, posłuszeństwo
Psychopaci i zboczeńcy
Społeczeństwo, społeczeństwo
Narkotyki, narkotyki
Złoty strzał i są wyniki
Wydłużają się rubryki
Narkotyki, narkotyki
Karuzela, karuzela
Świat się kręci i umiera
Słońce świeci, słońce gaśnie
Będzie ciemniej albo jaśniej
Dzisiaj miałam zaplanowaną trasę Z Ząbkowic Śląskich do Wrocławia.
Czesiek był tak miły, że zaproponował, że spotkamy się gdzieś pośrodku i popedalimy razem do Wrocka.
Ruszyłam: Ząbkowice Śląskie – Olbrachcice Wielkie no i tu się pogubiłam.
Pojechałam gdzieś na okrągło.
Po tysiącach telefonów, zgadaliśmy się z Cześkiem, że mam wyjechać w Niemczy na ósemkę i jechać ósemką aż do spotkania z Cześkiem.
Tak też się stało.
Spotkaliśmy się w Wilkowie Wielkim, gdzie pojechaliśmy na grochówkę :D
Przystronie – Ratajno – Oleszna – Piotrówek.
W Piotrówku udaliśmy się na wieżę – fajna ale zaniedbana i pewnie w najbliższym czsie zostanie rozebrana albo się zawali :(
Widok z wieży
Księżniczka z wieży spuszcza warkocz by Książe wspiął się po tym warkoczu - próba nieudana ;)
A tak się schodzi po takich schodach jak się ma lęk wysokości.
Zjazd z wieży
Gdzieś po drodze – widok na Ślężę.
A teraz mała zagdaka dla Wrocławskich Bikerów:
Co to jest i gdzie to jest?
Taki miły skrócik i jeszcze milszy popas ;-)
Kellysek i Kameleon, no i Czesiek :)
Tym oto sposobem dotarłam do MUR, gdzie spędziłam fantastyczny wieczór ;-)
Dziękuję za gościnę :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)©
Świat się kręci i umiera
Słońce świeci, słońce gaśnie
Będzie ciemniej albo jaśniej
Polityka, polityka
Tu wojenna gra muzyka
Jest rakieta, ruch lotnika
Polityka, polityka
Ambasada, ambasada
Tutaj bombę się podkłada
Czarną chustę się zakłada
Ambasada, ambasada
Telewizja, telewizja
Superwizja, schizowizja
Otumania i ogłupia
Telewizja, telewizja
A ja wierzę w święte jeże
Kocham siebie i należę
Kiedy piję, piję szczerze
Kiedy piję, Bóg mnie strzeże
Społeczeństwo, społeczeństwo
Dyscyplina, posłuszeństwo
Psychopaci i zboczeńcy
Społeczeństwo, społeczeństwo
Narkotyki, narkotyki
Złoty strzał i są wyniki
Wydłużają się rubryki
Narkotyki, narkotyki
Karuzela, karuzela
Świat się kręci i umiera
Słońce świeci, słońce gaśnie
Będzie ciemniej albo jaśniej
Dzisiaj miałam zaplanowaną trasę Z Ząbkowic Śląskich do Wrocławia.
Czesiek był tak miły, że zaproponował, że spotkamy się gdzieś pośrodku i popedalimy razem do Wrocka.
Ruszyłam: Ząbkowice Śląskie – Olbrachcice Wielkie no i tu się pogubiłam.
Pojechałam gdzieś na okrągło.
Po tysiącach telefonów, zgadaliśmy się z Cześkiem, że mam wyjechać w Niemczy na ósemkę i jechać ósemką aż do spotkania z Cześkiem.
Tak też się stało.
Spotkaliśmy się w Wilkowie Wielkim, gdzie pojechaliśmy na grochówkę :D
Grochówka© kosma100
Przystronie – Ratajno – Oleszna – Piotrówek.
W Piotrówku udaliśmy się na wieżę – fajna ale zaniedbana i pewnie w najbliższym czsie zostanie rozebrana albo się zawali :(
Wieża© kosma100
Widok z wieży
widok z wieży w Piotrkowie© kosma100
Księżniczka z wieży spuszcza warkocz by Książe wspiął się po tym warkoczu - próba nieudana ;)
Księżniczka na wieży© kosma100
A tak się schodzi po takich schodach jak się ma lęk wysokości.
Tak się schodzi z lękiem wysokości ;)© kosma100
Zjazd z wieży
zjazd z wieży© kosma100
zjazd z wieży z Piotrówka© kosma100
Gdzieś po drodze – widok na Ślężę.
Ślęża© kosma100
A teraz mała zagdaka dla Wrocławskich Bikerów:
Co to jest i gdzie to jest?
Zagadka© kosma100
Taki miły skrócik i jeszcze milszy popas ;-)
Autostrada ;-)© kosma100
Kellysek i Kameleon, no i Czesiek :)
Kellysek i Kameleon© kosma100
Tym oto sposobem dotarłam do MUR, gdzie spędziłam fantastyczny wieczór ;-)
Dziękuję za gościnę :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)©
- DST 96.00km
- Teren 10.00km
- Czas 05:16
- VAVG 18.23km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze