Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2010
Dystans całkowity: | 116.01 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 08:11 |
Średnia prędkość: | 14.18 km/h |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 29.00 km i 2h 02m |
Więcej statystyk |
Piątek, 29 października 2010
Moja pierwsza zabrzańska iluminacja
Moja pierwsza zabrzańska iluminacja
Darek przesłał mi artykuł mówiący o inauguracji iluminacji ratusza w Zabrzu... „ciekawe” - pomyślałam... zgodnie z ideą walki ze wszelakimi dołami i monotonią nieustannego tynkowania i remontowania dałam się skusić i w piątek po pracy popędziłam Cytrynką na Helenkę do Anetki i Darka by zobaczyć tą piękną imprezę.
Szybkie ratowanie mieszkania przed pożarem, wietrzenie i jedziemy!
Mamy 5 minut by dojechać do pętli w Rokitnicy, gdzie jesteśmy umówieni z Danielem.
Przy zjeździe z górki, podczas naciśnięcia na korbę, korba przekręca mi się prawie o pełny obrót nie pociągając za sobą łańcucha... hmmm nie podoba mi się to.
Poznajemy się z Danielem i ruszamy rowerówką do Zabrza. Co jakiś czas przeskakuje mi... nawet nie wiem co mi przeskakuje... napęd ma co prawda 13000 km ale wykazywał tylko niewielkie symptomy zużycia na 4 z tyłu... nie mam pojęcia co to... nie jest to zbyt bezpieczne... jeśli będę chciała przyspieszyć przed samochodem albo ruszyć na skrzyżowaniu... no cóż... jedziemy dalej.
Jedziemy pofocić przy fontannie.
Fontanna w Zabrzu
Kościół widoczny z placu przy fontannie
Podczas ruszania korba przekręca mi się o pół obrotu i ląduję na rurce... brr... niezbyt przyjemne i trochę bolesne... doprowadza mnie to nawet do tego, że krzyczę: „mam dość tego roweru!”
Trudno – trzeba dalej jechać spokojnie i bez nacisku :)
Z drugiej strony: będąc na miejscu roweru też bym się na siebie obraziła, że nie jeżdżę ostatnio prawie w ogóle...
Jedziemy pod ratusz i tu...
ech...
za krótko, za szybko...
W momencie gdy grupka starszych ludzi przechodzi obok rzucam: "I ja na takie coś przyjechałam specjalnie z Dąbrowy???" Pan odpowiada: "To już tu chyba nie przyjedziecie". :-)
Po „spektaklu” wracamy do Rokitnicy i na Helenkę.
Pomimo... fajnie było.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Darek przesłał mi artykuł mówiący o inauguracji iluminacji ratusza w Zabrzu... „ciekawe” - pomyślałam... zgodnie z ideą walki ze wszelakimi dołami i monotonią nieustannego tynkowania i remontowania dałam się skusić i w piątek po pracy popędziłam Cytrynką na Helenkę do Anetki i Darka by zobaczyć tą piękną imprezę.
Szybkie ratowanie mieszkania przed pożarem, wietrzenie i jedziemy!
Mamy 5 minut by dojechać do pętli w Rokitnicy, gdzie jesteśmy umówieni z Danielem.
Przy zjeździe z górki, podczas naciśnięcia na korbę, korba przekręca mi się prawie o pełny obrót nie pociągając za sobą łańcucha... hmmm nie podoba mi się to.
Poznajemy się z Danielem i ruszamy rowerówką do Zabrza. Co jakiś czas przeskakuje mi... nawet nie wiem co mi przeskakuje... napęd ma co prawda 13000 km ale wykazywał tylko niewielkie symptomy zużycia na 4 z tyłu... nie mam pojęcia co to... nie jest to zbyt bezpieczne... jeśli będę chciała przyspieszyć przed samochodem albo ruszyć na skrzyżowaniu... no cóż... jedziemy dalej.
Jedziemy pofocić przy fontannie.
Fontanna w Zabrzu
Kościół widoczny z placu przy fontannie
Podczas ruszania korba przekręca mi się o pół obrotu i ląduję na rurce... brr... niezbyt przyjemne i trochę bolesne... doprowadza mnie to nawet do tego, że krzyczę: „mam dość tego roweru!”
Trudno – trzeba dalej jechać spokojnie i bez nacisku :)
Z drugiej strony: będąc na miejscu roweru też bym się na siebie obraziła, że nie jeżdżę ostatnio prawie w ogóle...
Jedziemy pod ratusz i tu...
ech...
za krótko, za szybko...
W momencie gdy grupka starszych ludzi przechodzi obok rzucam: "I ja na takie coś przyjechałam specjalnie z Dąbrowy???" Pan odpowiada: "To już tu chyba nie przyjedziecie". :-)
Po „spektaklu” wracamy do Rokitnicy i na Helenkę.
Pomimo... fajnie było.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 25.00km
- Czas 01:31
- VAVG 16.48km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 października 2010
Kategoria Kellysek :), W towarzystwie ;)
Proza życia...
Proza życia...
Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko
Co zechcesz powiedz tylko
Naprawdę na dużo mnie stać
Dla Ciebie mógłbym wszystko zmienić
Mógłbym nawet uwierzyć
Naprawdę na dużo mnie stać
Dla Ciebie zrywam polne kwiaty
Szukam tych najrzadszych
Naprawdę na dużo mnie stać
Najchętniej zamknąłbym cię w klatce,
Bo kocham na Ciebie patrzeć
Naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
Otwórz oczy zobacz sam
Przed nami mgła
Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko
Co zechcesz powiedz tylko
Naprawdę na dużo mnie stać
Przez Ciebie wpadłem w głęboką depresję
Już teraz nie wiem kim jestem,
Bo naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
Otwórz oczy, zobacz sam
Przed nami mgła
Zamykam oczy
Nie chcę widzieć, nie chcę czuć
Czy to koniec już?
To koniec już... *
Czy miłość polega na oddaniu wszystkiego drugiej osobie? Częściowo tak, częściowo... Czy miłość wymaga poświęceń? Wymaga... Miłość to sztuka kompromisu, kompromisu a nie pójścia na siłę tam gdzie chce ta druga osoba.
Niektórzy by zdobyć „drugą połówkę” udają, zmieniają się by być takim jakim życzy sobie ta druga osoba.
„Jeżdżenie na rowerze to moja pasja” (to co, że ostatni raz jeździłam na rowerze, który dostałam na Komunię);
„Tak, możemy się spotkać dzisiaj z Twoimi wspaniałymi Przyjaciółmi” (to co, że gardzę ludźmi takiego pokroju jak oni);
„Też nie mam telewizora” (to co, że nie mam telewizora, bo się akurat zepsuł, a nie z powodu, że go w ogóle nie oglądam – tak jak moja „połówka”);
„Jasne, wcale możemy nie jeździć do mojej mamy, brata skoro sobie życzysz” (to co, że ich kocham);
„Też uwielbiam aktywnie spędzać czas” (to co, że wolałbym posiedzieć spokojnie przed telewizorem zamiast ganiać po górach, lasach, jeździć na rowerze);
„Też uwielbiam „to robić”” (pomimo tego, że seks najchętniej uprawiałabym/łbym raz na miesiąc, po bożemu, po ciemku a najlepiej tylko i wyłącznie w celach prokreacji).
Osoby zauroczone czasami zmieniają się by sprostać osobie, którą chcą zdobyć, przymykają oczy na rzeczy, które w tym momencie są dla nich błahe, niestety po latach wychodzą...
Nawet jeśli na początku jest pięknie i wydaje się zasadne takie zachowanie, po latach zaczyna męczyć jak odcisk... po latach nie chce się już udawać...
Nie chodzi o to, by łączyć się z osobami identycznymi, bo to też byłoby nudne ale ważne, by po latach, gdy zauroczenie minie, łączyło nas „coś”, coś innego jak problemy życia codziennego.
Wie immer sitzen sie am Frühstückstisch, während er wie gewohnt die Zeitung liest.
Wie jedesmal sagt sie: "Leg sie endlich weg und kümmer Dich mehr um mich!"
Er denkt: "Sie begreift mich nie"; sie denkt: "Was ist mit ihm los?"
Sie würden sich so gern verstehn, denn sie lieben sich beide so.
Er redet ständig von Freiheit, sie träumt vom Glück zu zweit,
er will sie nicht belasten, sie will seine Sorgen teilen, und sie reden an sich vorbei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.
Wenn sie mehr Zeit mit ihm verbringen will, so wie es früher angeblich war,
fürchtet er um seinen Stammtisch-Tag und vertröstet sie auf nächstes Mal.
Weil er so schöne Luftschlösser bauen kann, zieht sie jedesmal dort ein und glaubt daran,
und wenn er alle diese Pläne dann wieder umstößt, steht sie mit leeren Händen da.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.
Sie suchen sich, sie brauchen sich, sie lieben sich, doch sie finden sich nie.
Während er die Spätnachrichten sieht, wartet sie auf ihn im Bett.
Wenn er dann endlich in die Kissen kriecht, schläft sie schon tief und fest.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
Sie suchen sich, sie brauchen sich, sie lieben sich, doch sie finden sich nie.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.**
Niektórzy, po doprowadzeniu tej drugiej osoby do ołtarza myślą, że już tak będzie, że będą ze sobą do grobowej deski. Tak powinno być w modelowym świecie... ale żyjemy w zwykłym świecie, któremu do ideału trochę brakuje.
Winni za to jesteśmy my sami... nie koleżanka / kolega z pracy, nie pani z mięsnego, nie modelka ani aktorka... po prostu my.
Nie wiem czemu ludziom zdaje się, że jak już są zaobrączkowani to nic nie jest w stanie rozłączyć. Tak by było gdyby się szanowali, dbali o związek, nie zmieniali się na siłę dla tej drugiej osoby, myśleli o tej drugiej osobie, cieszyli się z jej sukcesów i martwili jej porażkami.
Nie wiem czemu popełniamy tak podstawowe błędy...
Można okłamywać drugą osobę.
Można narzucać swoje zdanie, bez poznania zdania drugiej osoby.
Można godzinami słuchać, po raz pięćdziesiąty, zwierzeń przyjaciółki/przyjaciela ale mężowi/żonie przerywa się w połowie pierwszego zdania, bo sobie właśnie coś przypomniałam/em, co nie może poczekać aż on/ona skończy.
Można prawie ze sobą nie rozmawiać.
Można nie mówić o pewnych rzeczach.
Można ukrywać powody swojego działania.
Można się gniewać i foszyć bez przedstawienia drugiej osobie powodu.
Można krytykować jej/jego hobby, o którym wiedzieliśmy od początku.
Można wiele...
… ale po co?
Kiedyś kochały oczy
Kiedyś kochały dłonie
Kiedyś kochały usta
O tak....
Kiedyś kochały dusze
Kiedyś kochały serca
Kiedyś nie łzy rządziły
Miłością było życie
Ale..
Miłość chyba
Miłość chyba
Miłość chyba zabrał czas
Wtedy płonęły oczy
Wtedy płonęły dłonie
Wtedy płonęły usta
O tak...
Wtedy płonęły dusze
Wtedy płonęły serca
Wtedy płonęły ciała
Paliliśmy się cali
Ale...
Ogień chyba
Ogień zgasł
Ogień chyba
Zgasł już w nas
Teraz w popiołach dusze
W popiołach nasze sny
W popiołach też uczucia
W popiołach ja i ty
popiół jeszcze tli...
Taką mała iskrą
Ale..
Miłość chyba
Miłość chyba
Miłość chyba
Zabrał czas***
Nadchodzi taka chwila gdy trzeba się rozejść, nic już nie pomaga i mniejsze zło to zakończenie całej tej farsy...
Jeśli nie ma dzieci to nie problem... jeśli dzieci są, to i tak sądzę, że lepiej jest gdy dzieci mają spokojnych rodziców żyjących osobno niż rodziców, którzy potrafią się tylko kłócić, żyjących w zakłamaniu, stresie, nienawiści... Bo od miłości do nienawiści jest blisko...
Wiem, na pewno wiem,
to już nie długo przyjdzie czas
że zmusi mnie ktoś lub coś
abym otworzył moje serce
Lecz nie, nie będziesz to Ty
Lecz nie, nie będziesz to Ty
Chciałem powiedzieć Ci,
że ze mnie nie jest taki zwykły man
Nie będziesz miała ze mnie nic,
bo dla Ciebie skończyłem się
Widzisz Mała, nawet dobrze mi z tym
Widzisz Mała, nawet dobrze mi z tym
Może to śmiesznie brzmi
nie nie kocham Cię, nie!
Tak to prawda jest
przestań w końcu, no przestań zgrywać się
idź sobie stąd, no daj spokój mi
Nie, nie graj ciałem - na to nie nie,
na to nie nie nabierzesz mnie, nie nabierzesz mnie
Nie, bo widzisz ja już nie, nie kocham Cię
Nie, nie kocham Cię, nie kocham Cię****
Niektórzy się odezwą, że nie wiem co piszę bo nie mam dzieci... niech się odzywają... ale mam tą zdolność uczenia się na swoich i na cudzych błędach... może za dużo się uczę... może... ale nie żałuję moich życiowych decyzji i tylko czasami łóżko przypomina mi o tym, że jestem sama...
...łóżko – bo nie jestem w stanie sama go przesunąć, przenieść do innego pokoju :-)
Są to moje luźne przemyślenia, które narodziły się w mojej głowie podczas tynkowania... może każdy znajdzie coś ze swojego życia, może ktoś poczuje się dotknięty... może... nie jest to moim celem... nie wiem czy w ogóle jest jakiś cel w umieszczeniu takiego wpisu... ale miałam ochotę wypuścić moje myśli na wolność...
Dzisiaj, pomimo tego, że weekend to jedyne dni gdzie mogę „powalczyć” od rana do wieczora na „polu bitwy” musiałam... musiałam pojeździć.
Wstając rano po strasznie zimnej nocy (zmarzłam okrutnie, pomimo włączonej maszynki elektrycznej para z buzi leciała...) oczom moim ukazał się piękny widok (sorki za jakość – okna brudne :)):
Skończyłam walkę z tynkowaniem i już po 13:00 byłam w domku, szybka kąpiel i na rower!
W międzyczasie odbieram telefon od ewci0706, że jest właśnie pod moim domem (z którego godzinę temu odjechałam) szkoda... ale pytam się czy możemy się spotkać na Pogorii... raczej nie bo się z grzybkiem spieszą... ok...
Już prawie gotowa odbieram drugi telefon – jednak są na Pogorii – super – pędzę więc na spotkanie :)
Spotykamy się na III.
Przejeżdżamy podziwiając jakąś dziwną maszynę, która pracuje przy budowaniu mola. Czyżby drugi Sopot? :D
Następnie jedziemy na IV, po czym jedziemy do Sarnowa na izotonik i pogawędkę.
Czas szybko upływa i trzeba się pożegnać, jedziemy na Pogorię IV, Ewcia z Grześkiem jadą do domu a ja jadę jeszcze na tamę i z powrotem.
Jesień w pełni.
Jedzie się super, niestety muszę wracać do mieszkania – o 18:00 mam korepetycje :(
Zaszalałam, pomimo luźnego, spacerowego tempa z Ewcią i Grześkiem nakręciłam taką średnią - masakra.
Potrzebowałam tego...
To jeszcze parę fotek mojego weekendowego dzieła:
A tyle zużyłam zaprawy przez sobotę i pół niedzieli:
Obserwatorka rzeczy ulotnych i dziwnych – Bobka Budownicza – pozdrawia wszystkich tu zaglądających :)
* Myslovitz - "Dla Ciebie".
** Die Toten Hosen - "Er denkt, sie denkt"
*** Totentanz - „Czas ognia”.
**** Dżem - „Wiem na pewno wiem nie nie kocham Cię”
Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko
Co zechcesz powiedz tylko
Naprawdę na dużo mnie stać
Dla Ciebie mógłbym wszystko zmienić
Mógłbym nawet uwierzyć
Naprawdę na dużo mnie stać
Dla Ciebie zrywam polne kwiaty
Szukam tych najrzadszych
Naprawdę na dużo mnie stać
Najchętniej zamknąłbym cię w klatce,
Bo kocham na Ciebie patrzeć
Naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
Otwórz oczy zobacz sam
Przed nami mgła
Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko
Co zechcesz powiedz tylko
Naprawdę na dużo mnie stać
Przez Ciebie wpadłem w głęboką depresję
Już teraz nie wiem kim jestem,
Bo naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał
Otwórz oczy, zobacz sam
Przed nami mgła
Zamykam oczy
Nie chcę widzieć, nie chcę czuć
Czy to koniec już?
To koniec już... *
Czy miłość polega na oddaniu wszystkiego drugiej osobie? Częściowo tak, częściowo... Czy miłość wymaga poświęceń? Wymaga... Miłość to sztuka kompromisu, kompromisu a nie pójścia na siłę tam gdzie chce ta druga osoba.
Niektórzy by zdobyć „drugą połówkę” udają, zmieniają się by być takim jakim życzy sobie ta druga osoba.
„Jeżdżenie na rowerze to moja pasja” (to co, że ostatni raz jeździłam na rowerze, który dostałam na Komunię);
„Tak, możemy się spotkać dzisiaj z Twoimi wspaniałymi Przyjaciółmi” (to co, że gardzę ludźmi takiego pokroju jak oni);
„Też nie mam telewizora” (to co, że nie mam telewizora, bo się akurat zepsuł, a nie z powodu, że go w ogóle nie oglądam – tak jak moja „połówka”);
„Jasne, wcale możemy nie jeździć do mojej mamy, brata skoro sobie życzysz” (to co, że ich kocham);
„Też uwielbiam aktywnie spędzać czas” (to co, że wolałbym posiedzieć spokojnie przed telewizorem zamiast ganiać po górach, lasach, jeździć na rowerze);
„Też uwielbiam „to robić”” (pomimo tego, że seks najchętniej uprawiałabym/łbym raz na miesiąc, po bożemu, po ciemku a najlepiej tylko i wyłącznie w celach prokreacji).
Osoby zauroczone czasami zmieniają się by sprostać osobie, którą chcą zdobyć, przymykają oczy na rzeczy, które w tym momencie są dla nich błahe, niestety po latach wychodzą...
Nawet jeśli na początku jest pięknie i wydaje się zasadne takie zachowanie, po latach zaczyna męczyć jak odcisk... po latach nie chce się już udawać...
Nie chodzi o to, by łączyć się z osobami identycznymi, bo to też byłoby nudne ale ważne, by po latach, gdy zauroczenie minie, łączyło nas „coś”, coś innego jak problemy życia codziennego.
Wie immer sitzen sie am Frühstückstisch, während er wie gewohnt die Zeitung liest.
Wie jedesmal sagt sie: "Leg sie endlich weg und kümmer Dich mehr um mich!"
Er denkt: "Sie begreift mich nie"; sie denkt: "Was ist mit ihm los?"
Sie würden sich so gern verstehn, denn sie lieben sich beide so.
Er redet ständig von Freiheit, sie träumt vom Glück zu zweit,
er will sie nicht belasten, sie will seine Sorgen teilen, und sie reden an sich vorbei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.
Wenn sie mehr Zeit mit ihm verbringen will, so wie es früher angeblich war,
fürchtet er um seinen Stammtisch-Tag und vertröstet sie auf nächstes Mal.
Weil er so schöne Luftschlösser bauen kann, zieht sie jedesmal dort ein und glaubt daran,
und wenn er alle diese Pläne dann wieder umstößt, steht sie mit leeren Händen da.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.
Sie suchen sich, sie brauchen sich, sie lieben sich, doch sie finden sich nie.
Während er die Spätnachrichten sieht, wartet sie auf ihn im Bett.
Wenn er dann endlich in die Kissen kriecht, schläft sie schon tief und fest.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage.
Sie leben zu zweit in Einsamkeit und vermissen sich dabei.
Sie suchen sich, sie brauchen sich, sie lieben sich, doch sie finden sich nie.
So geht es für viele Jahre, bis ans Ende ihrer Tage,
denn beide können nicht ohne einander sein.**
Niektórzy, po doprowadzeniu tej drugiej osoby do ołtarza myślą, że już tak będzie, że będą ze sobą do grobowej deski. Tak powinno być w modelowym świecie... ale żyjemy w zwykłym świecie, któremu do ideału trochę brakuje.
Winni za to jesteśmy my sami... nie koleżanka / kolega z pracy, nie pani z mięsnego, nie modelka ani aktorka... po prostu my.
Nie wiem czemu ludziom zdaje się, że jak już są zaobrączkowani to nic nie jest w stanie rozłączyć. Tak by było gdyby się szanowali, dbali o związek, nie zmieniali się na siłę dla tej drugiej osoby, myśleli o tej drugiej osobie, cieszyli się z jej sukcesów i martwili jej porażkami.
Nie wiem czemu popełniamy tak podstawowe błędy...
Można okłamywać drugą osobę.
Można narzucać swoje zdanie, bez poznania zdania drugiej osoby.
Można godzinami słuchać, po raz pięćdziesiąty, zwierzeń przyjaciółki/przyjaciela ale mężowi/żonie przerywa się w połowie pierwszego zdania, bo sobie właśnie coś przypomniałam/em, co nie może poczekać aż on/ona skończy.
Można prawie ze sobą nie rozmawiać.
Można nie mówić o pewnych rzeczach.
Można ukrywać powody swojego działania.
Można się gniewać i foszyć bez przedstawienia drugiej osobie powodu.
Można krytykować jej/jego hobby, o którym wiedzieliśmy od początku.
Można wiele...
… ale po co?
Kiedyś kochały oczy
Kiedyś kochały dłonie
Kiedyś kochały usta
O tak....
Kiedyś kochały dusze
Kiedyś kochały serca
Kiedyś nie łzy rządziły
Miłością było życie
Ale..
Miłość chyba
Miłość chyba
Miłość chyba zabrał czas
Wtedy płonęły oczy
Wtedy płonęły dłonie
Wtedy płonęły usta
O tak...
Wtedy płonęły dusze
Wtedy płonęły serca
Wtedy płonęły ciała
Paliliśmy się cali
Ale...
Ogień chyba
Ogień zgasł
Ogień chyba
Zgasł już w nas
Teraz w popiołach dusze
W popiołach nasze sny
W popiołach też uczucia
W popiołach ja i ty
popiół jeszcze tli...
Taką mała iskrą
Ale..
Miłość chyba
Miłość chyba
Miłość chyba
Zabrał czas***
Nadchodzi taka chwila gdy trzeba się rozejść, nic już nie pomaga i mniejsze zło to zakończenie całej tej farsy...
Jeśli nie ma dzieci to nie problem... jeśli dzieci są, to i tak sądzę, że lepiej jest gdy dzieci mają spokojnych rodziców żyjących osobno niż rodziców, którzy potrafią się tylko kłócić, żyjących w zakłamaniu, stresie, nienawiści... Bo od miłości do nienawiści jest blisko...
Wiem, na pewno wiem,
to już nie długo przyjdzie czas
że zmusi mnie ktoś lub coś
abym otworzył moje serce
Lecz nie, nie będziesz to Ty
Lecz nie, nie będziesz to Ty
Chciałem powiedzieć Ci,
że ze mnie nie jest taki zwykły man
Nie będziesz miała ze mnie nic,
bo dla Ciebie skończyłem się
Widzisz Mała, nawet dobrze mi z tym
Widzisz Mała, nawet dobrze mi z tym
Może to śmiesznie brzmi
nie nie kocham Cię, nie!
Tak to prawda jest
przestań w końcu, no przestań zgrywać się
idź sobie stąd, no daj spokój mi
Nie, nie graj ciałem - na to nie nie,
na to nie nie nabierzesz mnie, nie nabierzesz mnie
Nie, bo widzisz ja już nie, nie kocham Cię
Nie, nie kocham Cię, nie kocham Cię****
Niektórzy się odezwą, że nie wiem co piszę bo nie mam dzieci... niech się odzywają... ale mam tą zdolność uczenia się na swoich i na cudzych błędach... może za dużo się uczę... może... ale nie żałuję moich życiowych decyzji i tylko czasami łóżko przypomina mi o tym, że jestem sama...
...łóżko – bo nie jestem w stanie sama go przesunąć, przenieść do innego pokoju :-)
Są to moje luźne przemyślenia, które narodziły się w mojej głowie podczas tynkowania... może każdy znajdzie coś ze swojego życia, może ktoś poczuje się dotknięty... może... nie jest to moim celem... nie wiem czy w ogóle jest jakiś cel w umieszczeniu takiego wpisu... ale miałam ochotę wypuścić moje myśli na wolność...
Dzisiaj, pomimo tego, że weekend to jedyne dni gdzie mogę „powalczyć” od rana do wieczora na „polu bitwy” musiałam... musiałam pojeździć.
Wstając rano po strasznie zimnej nocy (zmarzłam okrutnie, pomimo włączonej maszynki elektrycznej para z buzi leciała...) oczom moim ukazał się piękny widok (sorki za jakość – okna brudne :)):
Skończyłam walkę z tynkowaniem i już po 13:00 byłam w domku, szybka kąpiel i na rower!
W międzyczasie odbieram telefon od ewci0706, że jest właśnie pod moim domem (z którego godzinę temu odjechałam) szkoda... ale pytam się czy możemy się spotkać na Pogorii... raczej nie bo się z grzybkiem spieszą... ok...
Już prawie gotowa odbieram drugi telefon – jednak są na Pogorii – super – pędzę więc na spotkanie :)
Spotykamy się na III.
Przejeżdżamy podziwiając jakąś dziwną maszynę, która pracuje przy budowaniu mola. Czyżby drugi Sopot? :D
Następnie jedziemy na IV, po czym jedziemy do Sarnowa na izotonik i pogawędkę.
Czas szybko upływa i trzeba się pożegnać, jedziemy na Pogorię IV, Ewcia z Grześkiem jadą do domu a ja jadę jeszcze na tamę i z powrotem.
Jesień w pełni.
Jedzie się super, niestety muszę wracać do mieszkania – o 18:00 mam korepetycje :(
Zaszalałam, pomimo luźnego, spacerowego tempa z Ewcią i Grześkiem nakręciłam taką średnią - masakra.
Potrzebowałam tego...
To jeszcze parę fotek mojego weekendowego dzieła:
A tyle zużyłam zaprawy przez sobotę i pół niedzieli:
Obserwatorka rzeczy ulotnych i dziwnych – Bobka Budownicza – pozdrawia wszystkich tu zaglądających :)
* Myslovitz - "Dla Ciebie".
** Die Toten Hosen - "Er denkt, sie denkt"
*** Totentanz - „Czas ognia”.
**** Dżem - „Wiem na pewno wiem nie nie kocham Cię”
- DST 32.99km
- Czas 01:50
- VAVG 17.99km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 8 października 2010
Alles wird vorübergehen
Manchmal läuft es wie im Märchen,
wo's immer gut ausgeht,
wo alles eine Fügung hat
und man von Schicksal spricht.
Und weil du gerade glücklich bist,
glaubst du ans Happy End.
Es ist schön, wenn du sagst, dass du mich liebst,
auch wenn ich dabei denk:
Alles wird vorübergehen.
Du denkst, dass du ewig lebst,
dass du hier sicher bist,
mit all den vielen netten Freunden,
den lieben Menschen um dich.
Wenn der Boden unter deinen Füßen bricht,
gibt's keinen Haltegriff.
Ob du loslässt oder ob du kämpfst,
es reißt dich einfach mit.
Alles wird vorübergehen.
Die gute und die schwere Zeit -
nichts bleibt jemals stehen.
Eine Hand voll Glück reicht nie für zwei,
man muss nehmen, was man kriegt.
Ich hab keine Angst zu sterben,
solange du bei mir bist,
doch halt dich nicht an meiner Liebe fest.
Dzisiaj wpis nierowerowy ale jak się jest uzależnionym od bs to trzeba czasami zrobić wpis bez km.
Zabiegana, zalatana, zapracowana, za... za... za... za dużo mająca rzeczy na głowie nie mam czasu na rower...
Jutro kolejna odskocznia od tego... koncert Die Toten Hosen w Krakowie i to w Bikestatsowym towarzystwie OMC.
Przygotowania w toku:
I pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu nie cierpiałam zespołów niemieckojęzycznych. Miałam alergię na język niemiecki... dostałam drgawek z obrzydzenia słysząc ich kawałki...
Przez pewnego Bikestatsowicza przesłuchałam "na siłę" DTH. W ostatnim tygodniu męczyłam go non stop. Po wsłuchaniu się w muzykę DTH i teksty... dostaję drgawek ale zupełnie z innego powodu ;-)
*Die Toten Hosen - "Alles wird vorübergehen"
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 października 2010
Kategoria Z Helenką :), W towarzystwie ;), Orientacyjnie :-), Kellysek :)
Jesienna Odyseja 2010 - dzień drugi
Odyseja Rożnowska 2010 – dzień drugi.
Zagubiłem się w mieście kawał drogi od domu
Chciałem przejść niezauważony, przemknąć po kryjomu
Że nie wiem gdzie jestem, gdy pojąłem wreszcie
Efekt jest taki, że zgubiłem się w mieście
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty...
Polazłem w rejony, gdzie nikt o zdrowych zmysłach
Nie chodzi nocą, ani nawet za dnia
Nie ma co panikować, trzeba pomyśleć o tym,
By najprędzej jak się da znaleźć drogę z powrotem
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty...
Nie ma nic znajomego, co by wrócić po śladach
A boję się zapytać stojących na rogach
I tak budzę zdziwienie na twarzach zewsząd
Niemal wypisane mam na czole, że nie jestem stąd *
Po wczorajszym NKL postanowilismy z Darkiem pojeździć lajtowo po okolicy z mapą. Bez pośpiechu, bez zaliczania punktów - czysta rekreacja.
Pogoda piękna.
Jemy na spokojnie śniadanie, przygotowujemy się do pakowania i jedziemy.
Po zjechaniu z asfaltu w teren mylimy drogę (pięknie jesteśmy zorientowani :)).
Nawet krowa patrzy na nas z politowaniem
Po błądzeniu wyjeżdżamy w końcu na asfalt... zaniepokojeni jesteśmy tym, że do końca nie jesteśmy pewni którędy dokładnie jechaliśmy... ech...
Pogoda piękna, dookoła rozpościerają się cudowne widoki.
Co chwila stajemy, robimy zdjęcia i wydajemy achy i ochy z zachwytu.
Przejeżdżamy obok drzewa i kapliczki, przy której był rozłożony wczoraj jeden z punktów
Dalej droga prowadzi w dół
W pewnym momencie nachylenie drogi jest tak duże, że boję się zjeżdżać... masakra – pierwszy raz boję się zjeżdżać po asfalcie... żenujące.
Podczas zjazdu obserwuję drogę pod górę... jest taka sama jak ta, którą jadę... nie chce mi się tam wjeżdżać...
Namawiam więc Darka by odpuścić i zjechać nad jezioro Rożnowskie i jechać brzegiem jeziora.
Piękne widoki
Czasami brzeg jest strasznie zanieczyszczony, zastanawiamy się czy to efekt podtopień.
Kanapki spożywamy na murku przy moście, mając przed sobą taki widok:
Czas szybko mija, trzeba wracać. W tym ośrodku mieszkamy:
Mycie, pakowanie i oczekujemy na zakończenie Odysei, dekoracje zwycięzców, rozmawiając z mavikiem i Piotrem. Mavik – jak zwykle uśmiechnięty ;-)
Piękny widok ;-) Buty – jak na Odyseję, mało ubłocone :)
W takich domkach mieszkamy (komuno wróć!):
W oczekiwaniu na dekoracje:
Mavik z Piotrem zajmują III miejsce – gratulacje!
Po rozdaniu nagród w jesiennej Odysei organizator rozdaje nagrody w klasyfikacji wiosenno-jesiennej i tu SZOK! - otrzymujemy nagrodę... miny musimy mieć z Darkiem bezcenne :)
Nagrody możemy sobie wybrać – wybieram podkoszulkę termoaktywną z długim rękawem – przyda się, bo zima tuż, tuż. Darek wybiera kurtkę rowerową. Za chwile losowanie pozostałych nagród i tu... jesteśmy wylosowani. Wybieram koszulkę kolarską, Darek wybiera taką samą koszulkę dla Anetki.
Organizator nas zaskoczył... chwilę zastanawiamy się czy nie słyszał naszej krytycznej rozmowy z mavikiem i Piotrem (mówiliśmy o tym, że powinno być losowanie nagród, że zawsze jest mało nagród, nie tak jak na Bikeoriencie).
Pomimo NKL, pomimo małej ilości przepedalonych kilometrów było super. No i dzięki temu, że nocleg rezerwowałam samodzielnie, nie przez organizatora, za nocleg zapłaciłam 25 zł a nie 30 :-) (taki niesmaczek organizacyjny pozostał :-)).
Pamiątka po wczorajszej wywrotce:
Darek – dzięki za wspólne pedalenie.
*KULT - „Zagubiłem się w mieście”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Zagubiłem się w mieście kawał drogi od domu
Chciałem przejść niezauważony, przemknąć po kryjomu
Że nie wiem gdzie jestem, gdy pojąłem wreszcie
Efekt jest taki, że zgubiłem się w mieście
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty...
Polazłem w rejony, gdzie nikt o zdrowych zmysłach
Nie chodzi nocą, ani nawet za dnia
Nie ma co panikować, trzeba pomyśleć o tym,
By najprędzej jak się da znaleźć drogę z powrotem
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice, czy ja to ty...
Nie ma nic znajomego, co by wrócić po śladach
A boję się zapytać stojących na rogach
I tak budzę zdziwienie na twarzach zewsząd
Niemal wypisane mam na czole, że nie jestem stąd *
Po wczorajszym NKL postanowilismy z Darkiem pojeździć lajtowo po okolicy z mapą. Bez pośpiechu, bez zaliczania punktów - czysta rekreacja.
Pogoda piękna.
Jemy na spokojnie śniadanie, przygotowujemy się do pakowania i jedziemy.
Po zjechaniu z asfaltu w teren mylimy drogę (pięknie jesteśmy zorientowani :)).
Nawet krowa patrzy na nas z politowaniem
Po błądzeniu wyjeżdżamy w końcu na asfalt... zaniepokojeni jesteśmy tym, że do końca nie jesteśmy pewni którędy dokładnie jechaliśmy... ech...
Pogoda piękna, dookoła rozpościerają się cudowne widoki.
Co chwila stajemy, robimy zdjęcia i wydajemy achy i ochy z zachwytu.
Przejeżdżamy obok drzewa i kapliczki, przy której był rozłożony wczoraj jeden z punktów
Dalej droga prowadzi w dół
W pewnym momencie nachylenie drogi jest tak duże, że boję się zjeżdżać... masakra – pierwszy raz boję się zjeżdżać po asfalcie... żenujące.
Podczas zjazdu obserwuję drogę pod górę... jest taka sama jak ta, którą jadę... nie chce mi się tam wjeżdżać...
Namawiam więc Darka by odpuścić i zjechać nad jezioro Rożnowskie i jechać brzegiem jeziora.
Piękne widoki
Czasami brzeg jest strasznie zanieczyszczony, zastanawiamy się czy to efekt podtopień.
Kanapki spożywamy na murku przy moście, mając przed sobą taki widok:
Czas szybko mija, trzeba wracać. W tym ośrodku mieszkamy:
Mycie, pakowanie i oczekujemy na zakończenie Odysei, dekoracje zwycięzców, rozmawiając z mavikiem i Piotrem. Mavik – jak zwykle uśmiechnięty ;-)
Piękny widok ;-) Buty – jak na Odyseję, mało ubłocone :)
W takich domkach mieszkamy (komuno wróć!):
W oczekiwaniu na dekoracje:
Mavik z Piotrem zajmują III miejsce – gratulacje!
Po rozdaniu nagród w jesiennej Odysei organizator rozdaje nagrody w klasyfikacji wiosenno-jesiennej i tu SZOK! - otrzymujemy nagrodę... miny musimy mieć z Darkiem bezcenne :)
Nagrody możemy sobie wybrać – wybieram podkoszulkę termoaktywną z długim rękawem – przyda się, bo zima tuż, tuż. Darek wybiera kurtkę rowerową. Za chwile losowanie pozostałych nagród i tu... jesteśmy wylosowani. Wybieram koszulkę kolarską, Darek wybiera taką samą koszulkę dla Anetki.
Organizator nas zaskoczył... chwilę zastanawiamy się czy nie słyszał naszej krytycznej rozmowy z mavikiem i Piotrem (mówiliśmy o tym, że powinno być losowanie nagród, że zawsze jest mało nagród, nie tak jak na Bikeoriencie).
Pomimo NKL, pomimo małej ilości przepedalonych kilometrów było super. No i dzięki temu, że nocleg rezerwowałam samodzielnie, nie przez organizatora, za nocleg zapłaciłam 25 zł a nie 30 :-) (taki niesmaczek organizacyjny pozostał :-)).
Pamiątka po wczorajszej wywrotce:
Darek – dzięki za wspólne pedalenie.
*KULT - „Zagubiłem się w mieście”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 17.23km
- Czas 01:18
- VAVG 13.25km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 października 2010
Kategoria góry, Kellysek :), Orientacyjnie :-), W towarzystwie ;), Z Helenką :)
Odyseja Rożnowska - dzień 1
Odyseja Rożnowska 2010
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
Ze świata czterech stron,
z jarzębinowych dróg,
gdzie las spalony,
wiatr zmęczony,
noc i front,
gdzie nie zebrany plon,
gdzie poczerniały głóg,
wstaje dzień.
Słońce przytuli nas
do swych rąk.
I spójrz: ziemia aż ciężka od krwi,
znowu urodzi nam zboża łan,
złoty kurz.
Przyjmą kobiety nas
pod swój dach.
I spójrz: będą śmiać się przez łzy.
Znowu do tańca ktoś zagra nam.
Może już
za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś.
Chleby upieką się w piecach nam.
I spójrz: tam gdzie tylko był dym,
kwiatem zabliźni się wojny ślad,
barwą róż.
Dzieci urodzą się nowe nam.
I spójrz: będą śmiać się, że my
znów wspominamy ten podły czas,
porę burz.
Za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś,
za noc, za dzień,
doczekasz się,
wstanie świt.*
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
będziemy sklasyfikowani...
Wiedzieliśmy, że mało jeździmy w tym roku, że kondycja pozostawia wiele do życzenia ale pojechaliśmy. W tym roku, z powodu innych obowiązków byłam tylko na Odysei Wiosennej i BikeOriencie, resztę rajdów na orientację odpuściłam – trzeba było ustawić priorytety. Przed Odyseją wspominamy, że kiedyś zajmowało się 31 miejsce na 85 startujących team'ów :),
5 miejsce w kategorii MIX
To nic, jedziemy. Jedziemy rekreacyjnie, chociaż na trasie orienteering maraton.
Na starcie
Po drodze podziwiamy widoki i przystajemy by zrobić zdjęcie :)
Darek z widoczkiem
Pierwszy punkt, który zamierzamy zaliczyć to 8. Jadąc na nią, nie kontrolujemy drogi i jak przystajemy, to okazuje się, że wjechaliśmy w złą ścieżkę.
To nic, zgodnie z naszym postawionym celem: „próbujemy na skróty a nie na łatwiznę” postanawiamy dotrzeć do tego punktu terenem.
Przedzieramy się leśnymi ścieżkami, po dość stromym zjeździe okazuje się, ze Darek zgubił mapę z mapnikiem... świetnie! Darek wraca na górę w poszukiwaniu mapnika a ja czekam na Niego.
Czas mija a Darka nie ma. W międzyczasie badam okolicę i szukam grzybów :-)
Okazuje się, że jakoś umknęły nam narysowane na mapie cienkie, niebieskie linie i zabrnęliśmy w miejsce otoczone z 3 stron strumykami... bosko! Zachowujemy się jak zupełni amatorzy, a przecież to nie jest nasz pierwszy rajd na orientację.
Zaczynam się obawiać, że zgubimy się z Darkiem – długo Go nie ma, a ja nie mam komórki przy sobie. Cóż nawet jak bym ją miała to by mi to nic nie dało – w tych okolicach nie było w ogóle zasięgu z Orange.
Wreszcie widzę Darka... uff to by był dopiero niewypał – zgubić się z partnerem z drużyny na rajdzie na orientację, hehehe.
Rowery czekające na Darka
No cóż decydujemy się na przeprawę przez strumyk. Na początku myślimy, że trzeba będzie ściągnąć buty ale jakoś udaje nam się przejść przez niego suchą nogą. Chociaż łatwo nie było :-)
Przeprawa przez strumyk
Zaliczamy 8 i jedziemy na 1.
Po drodze co chwilę staję by zrobić zdjęcie.
Czasami bywało pod górkę... :)
Darek foci górkę :)
Górka, która z dołu wyglądała na „nie do wjechania” zostaje przez nas pokonana – i mnie i Darkowi udaje się na nią wjechać – fajnie ;-)
Na 1 trafiamy bez problemu – o dziwo ;p
Zjeżdżając z 1 przejeżdżamy obok szpitala leśnego partyz. A.K.
Kierujemy się na 3. Przed samą trójką zaliczam glebę – zabłocone spd nie chce się wypiąć gdy zarzuca mnie na podmokłej trawie, przewracam się na bok, lądując na rurce i obijając kolano oraz rękę.
Po zaliczeniu 3 jedziemy w kierunku 4. Na skrzyżowaniu dróg, przy kapliczce robimy przerwę na popas.
Uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy, ile przejechaliśmy, ile czasu minęło i... postanawiamy zmienić wcześniej zaplanowaną trasę – już wiemy, że naprawdę jedziemy już tylko rekreacyjnie – nie mamy szans na zdobycie ośmiu punktów :( no cóż i tak jest pięknie, pedalimy dalej podziwiając widoki, robiąc zdjęcia, śmiejąc się, odreagowujemy naszą ostatnio szarą i zagmatwaną rzeczywistość.
Postanawiamy wracać, zaliczając po drodze 10 i 11.
Na 10:
Po zaliczeniu 10 plany znowu ulegają zmianie – patrząc na poziomice na mapie odpuszczamy 11 i kierujemy się do bazy rajdu.
Kąpiel i siedzimy nad jeziorem czekając na pozostałych uczestników. Jak tu jest pięknie!
Zachód słońca nad jeziorem Rożnowskim
Wieczorem ognisko z kiełbaskami i piwo. Pogaduchy ze znajomymi. Organizator tym razem zaskoczył pozytywnie. Ognisko i pieczenie kiełbasek jest nie tylko na stronie internetowej ale także w realu ;-) Idziemy spać wiedząc, że jutro będzie czysta rekreacja...
Relacja Darka.
* Strachy na Lachy - „Nim wstanie dzień”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
Ze świata czterech stron,
z jarzębinowych dróg,
gdzie las spalony,
wiatr zmęczony,
noc i front,
gdzie nie zebrany plon,
gdzie poczerniały głóg,
wstaje dzień.
Słońce przytuli nas
do swych rąk.
I spójrz: ziemia aż ciężka od krwi,
znowu urodzi nam zboża łan,
złoty kurz.
Przyjmą kobiety nas
pod swój dach.
I spójrz: będą śmiać się przez łzy.
Znowu do tańca ktoś zagra nam.
Może już
za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś.
Chleby upieką się w piecach nam.
I spójrz: tam gdzie tylko był dym,
kwiatem zabliźni się wojny ślad,
barwą róż.
Dzieci urodzą się nowe nam.
I spójrz: będą śmiać się, że my
znów wspominamy ten podły czas,
porę burz.
Za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś,
za noc, za dzień,
doczekasz się,
wstanie świt.*
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
będziemy sklasyfikowani...
Wiedzieliśmy, że mało jeździmy w tym roku, że kondycja pozostawia wiele do życzenia ale pojechaliśmy. W tym roku, z powodu innych obowiązków byłam tylko na Odysei Wiosennej i BikeOriencie, resztę rajdów na orientację odpuściłam – trzeba było ustawić priorytety. Przed Odyseją wspominamy, że kiedyś zajmowało się 31 miejsce na 85 startujących team'ów :),
5 miejsce w kategorii MIX
To nic, jedziemy. Jedziemy rekreacyjnie, chociaż na trasie orienteering maraton.
Na starcie
Po drodze podziwiamy widoki i przystajemy by zrobić zdjęcie :)
Darek z widoczkiem
Pierwszy punkt, który zamierzamy zaliczyć to 8. Jadąc na nią, nie kontrolujemy drogi i jak przystajemy, to okazuje się, że wjechaliśmy w złą ścieżkę.
To nic, zgodnie z naszym postawionym celem: „próbujemy na skróty a nie na łatwiznę” postanawiamy dotrzeć do tego punktu terenem.
Przedzieramy się leśnymi ścieżkami, po dość stromym zjeździe okazuje się, ze Darek zgubił mapę z mapnikiem... świetnie! Darek wraca na górę w poszukiwaniu mapnika a ja czekam na Niego.
Czas mija a Darka nie ma. W międzyczasie badam okolicę i szukam grzybów :-)
Okazuje się, że jakoś umknęły nam narysowane na mapie cienkie, niebieskie linie i zabrnęliśmy w miejsce otoczone z 3 stron strumykami... bosko! Zachowujemy się jak zupełni amatorzy, a przecież to nie jest nasz pierwszy rajd na orientację.
Zaczynam się obawiać, że zgubimy się z Darkiem – długo Go nie ma, a ja nie mam komórki przy sobie. Cóż nawet jak bym ją miała to by mi to nic nie dało – w tych okolicach nie było w ogóle zasięgu z Orange.
Wreszcie widzę Darka... uff to by był dopiero niewypał – zgubić się z partnerem z drużyny na rajdzie na orientację, hehehe.
Rowery czekające na Darka
No cóż decydujemy się na przeprawę przez strumyk. Na początku myślimy, że trzeba będzie ściągnąć buty ale jakoś udaje nam się przejść przez niego suchą nogą. Chociaż łatwo nie było :-)
Przeprawa przez strumyk
Przeprawa przez strumyk© kosma100
Zaliczamy 8 i jedziemy na 1.
Po drodze co chwilę staję by zrobić zdjęcie.
Czasami bywało pod górkę... :)
Darek foci górkę :)
Górka, która z dołu wyglądała na „nie do wjechania” zostaje przez nas pokonana – i mnie i Darkowi udaje się na nią wjechać – fajnie ;-)
Na 1 trafiamy bez problemu – o dziwo ;p
Zjeżdżając z 1 przejeżdżamy obok szpitala leśnego partyz. A.K.
Kierujemy się na 3. Przed samą trójką zaliczam glebę – zabłocone spd nie chce się wypiąć gdy zarzuca mnie na podmokłej trawie, przewracam się na bok, lądując na rurce i obijając kolano oraz rękę.
Po zaliczeniu 3 jedziemy w kierunku 4. Na skrzyżowaniu dróg, przy kapliczce robimy przerwę na popas.
Uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy, ile przejechaliśmy, ile czasu minęło i... postanawiamy zmienić wcześniej zaplanowaną trasę – już wiemy, że naprawdę jedziemy już tylko rekreacyjnie – nie mamy szans na zdobycie ośmiu punktów :( no cóż i tak jest pięknie, pedalimy dalej podziwiając widoki, robiąc zdjęcia, śmiejąc się, odreagowujemy naszą ostatnio szarą i zagmatwaną rzeczywistość.
Widoczek :)© kosma100
Postanawiamy wracać, zaliczając po drodze 10 i 11.
Na 10:
Po zaliczeniu 10 plany znowu ulegają zmianie – patrząc na poziomice na mapie odpuszczamy 11 i kierujemy się do bazy rajdu.
Kąpiel i siedzimy nad jeziorem czekając na pozostałych uczestników. Jak tu jest pięknie!
Zachód słońca nad jeziorem Rożnowskim
Wieczorem ognisko z kiełbaskami i piwo. Pogaduchy ze znajomymi. Organizator tym razem zaskoczył pozytywnie. Ognisko i pieczenie kiełbasek jest nie tylko na stronie internetowej ale także w realu ;-) Idziemy spać wiedząc, że jutro będzie czysta rekreacja...
Relacja Darka.
* Strachy na Lachy - „Nim wstanie dzień”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 40.79km
- Czas 03:32
- VAVG 11.54km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze