Informacje

  • Wszystkie kilometry: 67375.98 km
  • Km w terenie: 3398.25 km (5.04%)
  • Czas na rowerze: 170d 11h 50m
  • Prędkość średnia: 16.46 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kosma100.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Indoring ;-)

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk
Czwartek, 1 grudnia 2011 Kategoria Indoring ;-)

Indoring (5)

Po tygodniowej chorobie poszłam na indoring...
Ciężko było ale... lepiej mi ;-)

Od wczoraj mój Old Room ma nowy nabytek ;-)
Maszyna po Wujku ;-) © kosma100


Old room © kosma100


Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Wtorek, 22 listopada 2011 Kategoria Indoring ;-)

Indoring (4)


Aniołowie jeśli tylko są
Kryją się w metalowych bunkrach
Takie listy szybko drą
Chcą mnie dziś, chcą mnie widzieć jutro

Paru kumpli już tam jest
Mówią, że krzyżyk piecze w usta
Nauczeni nie bać się
Tylko coś nie pozwala usnąć

Zawsze iść - rozkaz, który mam we krwi
Małą wojnę w sobie mieć
Z każdym z was walczyć do utraty tchu
I bez złów...

Mogę zwalić ciebie z nóg
Wrogu mój, co wykrzywiasz usta
Nie przepraszaj, tylko wstań
Nigdy już nie zobaczysz lustra

Ludzie są po to, żeby żyć i tańczyć
Ludzie są po to, żeby mogli walczyć
Ludzie są i nie będą nigdy lepsi
Ludzie są...

Tacy są...
Ktoś zapłacił za twój ból
Za szampana łyk
Od tej chwili będziesz mój
Nie odwracaj się
Patrz mi w oczy, patrz*


Podobało mi się :-)
Kręciłyśmy między innymi przy tej piosence ;-)

Dzisiaj kolejne opowiadania Wujka:
OSTATNI AUTOBUS
Czerwona maska wychyliła się zza zakrętu i autobus wyjechał na krótką prostą. Światła sklepowych neonów zaiskrzyły się na szybach. Z sykiem sprężonego powietrza rozsunęły się drzwi. Kierowca nawet nie spojrzał w moją stronę. Widziałem jego profil, gdy burknął:
- Do zajezdni.
Poza mną na przystanku nie było nikogo. Para ziewających policjantów odeszła kwadrans wcześniej, dwie damy o obyczajach lekkich jak hel wsiadły do taksówki. Znów syknęły drzwi. Mokry asfalt zamigotał odbitym światłem kierunkowskazu.
Usiadłem na czwartym fotelu za kabiną kierowcy. Wyprostowałem zmęczone nogi, głowę oparłem o szybę. Do zajezdni było przynajmniej czterdzieści pięc minut jazdy.
- Jak leci, staruszku?
Wewnątrz autobusu panował półmrok. Ale parę rzeczy spostrzegłem. Była wysoka, ładna, zgrabna. Za to rysy twarzy nieco wulgarne, miała coś... tak, to określenie pasowało najbardziej... coś z dziwki.
- Już sobie popatrzyłeś?
Jeszcze nie. Błyszczące pończochy opinały jej długie nogi, a popielata spódniczka była dostatecznie krótka, żeby wywołać kilka przyjemnych skojarzeń. Na bluzkę miała narzucone coś, co pewnie nazywało się bardzo efektownie, ale poza określeniem „granatowy żakiecik” nic jakoś nie przyszło mi do głowy.
- No, to daj teraz ognia.
Usiadła w fotelu przede mną i założyła nogę na nogę. Ja tymczasem pogmerałem w kieszeni, wyjąłem zapalniczkę.
- Uhm, ładna.
Guzik mnie obchodziło, że kierowca wydrze gębę, gdy tylko poczuje zapach dymu. Błysnął płomyk.
Wyraziste zielone oczy, mały prosty nos, pełne usta. Makijaż delikatny, prawie niewidoczny; skóra gładka, pozbawiona nawet zmarszczek mimicznych. Trochę lalkowata, przeszło mi przez głowę. I chyba skądś ją znam.
- I jak wypadłam? – wypuściła strużkę dymu.
- Cztery plus.
- Szkoda, liczyłam na więcej. Potrzymaj.
Oddała mi papierosa. Bez najmniejszego wstydu podciągnęła spódniczkę i poprawiła zapięcie pończochy. Udawanie, że patrzę w inną stronę uznałem w tej sytuacji za zbytek galanterii.
- Może być „piątka” – mruknąłem, gdy skończyła.
- Miły jesteś – cmoknęła mnie w koniec nosa. Zrobiła to tak naturalnie, jakbyśmy się znali co najmniej dwie godziny, a nie pięć minut. Było w jej stroju coś drażniącego. Biała, prawie szkolna bluzka nie pasowała do błyszczących pończoch, buty na wysokim obcasie dziwnie kontrastowały ze spokojną, popielatą spódniczką. Odwróciłem głowę, spojrzałem w okno.
- Już ci się nie podobam.
Temu kierowcy bardzo spieszyło się do domu. Światła ulicy zlały się w jedną linię barw. Przez chwilę miałem wrażenie, że pudło autobusu zaczyna pękać.
Dziewczyna wstała, uchyliła okno, wyrzuciła niedopałek. Autobus wszedł ostro w zakręt, głośno zgrzytnęły łącza przegubu. Z wdziękiem poleciała na moje kolana; jej ramię poczułem na karku. Musiała mieć w tym dużą praktykę, bo cały incydent wyglądał na zupełnie przypadkowy.
- A teraz jak?
- Celująco. Przez chwilę myślałem, że chce mi odryżć usta. Przyssała się do nich tak, jakby od tego zależało uratowanie połowy Europy. Szarpnąłem głowę w bok.
- Nie wysilaj się. Dawno przekroczyłem pięćdziesiątkę. A kiedy widzę nagą kobietę, wiem że coś powinienem zrobić, ale nie pamiętam co.
- Łżesz bez przekonania i wbrew sobie. To, co czuję pod prawym udem, nie jest chyba kluczem do mieszkania. Ciągle wojownik?
-Emerytowany i znudzony. Wolę nie słyszeć tego, co ten facet zza kierownicy mógłby mieć na nasz temat do powiedzenia.
- Jedzie za szybko, żeby gapić się w tył. Poza tym przysłania nas ściana kabiny.
Ponownie spojrzałem w okno. Kierowca chyba zwariował – gnał przez centrum miasta ponad setkę.
- Popatrz na mnie. Kogoś ci przypominam, prawda? Przed chwilą o tym pomyślałeś.
Do autobusu wpadło mocniejsze światło.
Ładne, delikatne rysy. Uroda subtelna, pełna ciepła, trochę jakby nierealna. Gorączkowo szukałem tej twarzy w pamięci i wciąż trafiałem w pustkę. Ale z pewnością gdzieś już tę dziewczynę widziałem. Może nie ją samą. Raczej matkę.
- Przypomnij sobie: pokój z oknem wychodzącym na zaniedbany ogród.
Zaprzeczyłem ruchem głowy.
- Na środku okrągły stół z trzema krzesłami. Pod ścianą etażerka, na niej staromodne radio z zielonym okiem. Dalej szeroki tapczan przykryty jasną narzutą.
- Nie pamiętam. Zejdź już.
Wstała nagle, odeszła dwa kroki.
- Zawsze widziałeś to tak.
Jedną rękę oparła o wyimaginowaną futrynę. Drugą, niby to zawstydzona i niepewna, uniosła skraj spódniczki tak, że mogłem zobaczyć podwiązki.
Serce gwałtownie ruszyło mi do gardła. Poczułem się jak ktoś, kto u szczytu schodów stracił nagle równowagę. Błyszczące pończochy. Wtedy takich nie było. Mogły istnieć tylko w wyobraźni. W mojej. Pantofle na wysokim obcasie, błyszczące pończochy i szkolna, biała bluzka. Takie zestawienie można było tylko wymyśleć. Ale tę twarz widywałem naprawdę. Należała do dziewczyny ze starszej klasy. Nie taka piękna, nie tak gładka, jednak realna. Idealne rysy? Nie. Tylko wyidealizowane. Wyidealizowane rysy postaci z sennych marzeń. Tamtej dziewczyny nigdy nie poznałem. Za wysokie progi. Mogłem o niej tylko rozmyślać.
- Kim jesteś? Po co to wszystko?
Mocnym ruchem zdarła z siebie spódnicę. Nie wiedzieć czemu, biel jej ud wydała mi się przerażająca. Chciałem coś powiedzieć, ale zabrakło mi tchu. Jak na zwolnionym filmie, kołysząc biodrami, ruszyła ku mnie. Usłyszałem jej głos, teraz jakby zmieniony, który cedził powoli każde słowo:
- Nie bój się. To będzie przyjemne.
Usiadła okrakiem na moich kolanach, ramieniem oplotła kark.
- Powiedz, że to nieprawda – wycharczałem.
- Ależ to prawda, mój miły. Wiedziałeś przecież, że któregoś dnia przyjdę.
- Chryste, ale nie teraz i nie w tym miejscu.
- Nie ma złego czasu i złych miejsc.
Wpiła się ustami w moje usta. Jej ramię niczym żelazna obręcz zaczęło zgniatać mi kark. Resztką sił usiłowałem zepchnąć ją z siebie, resztką woli próbowałem zamknąć oczy. Delikatną, subtelną twarz pokryły rysy zmarszczek. Skóra zaczęła pękać i złazić płatami, odsłaniając mięso, ścięgna, tkankę tłuszczową. Oczy spłynęły w krwawych strugach, a włosy zmieniły się w czarną zgorzel, zza której wyzierały nagie kości czaszki.
- Przecież mówiłam ci, że to będzie przyjemne.

Przed bramą zajezdni kierowca wyhamował ostro, otworzył drzwi kabiny i wrzasnął:
- Koniec jazdy!
Zaniepokojony zbyt długą ciszą, zapalił wewnętrzne oświetlenie, i wylazł zza kierownicy. Jedyny pasażer autobusu, wtulony w fotel, z przekrzywioną głową, wyglądał jakby spał.
- Niech cię diabli!
Kierowca chwycił siedzącego za ramiona, szarpnął energicznie i ryknął:
- Panie! Koniec kursu!
Głowa tamtego opadła w tył, zwiotczałe ciało osunęło się z fotela i z tępym stukiem uderzyło o podłogę. Spod półprzymkniętych powiek patrzyły w sufit szkliste, martwe oczy.

* Lady Pank - "Mała wojna".


Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 listopada 2011 Kategoria Indoring ;-)

Indoring (3)

Dzisiaj, po ponad tygodniowej przerwie, Indoring :-)
Przerwa spowodowana pracą w fabryce - trzeba wykonać 300 % normy... ja nie dam rady?
:-)
Ale miło było ;-)
Z nową prowadzącą, muzyka do bani ale bardzo szybko zleciała ta godzinka... chyba byłam wyposzczona ;-)

Zdjęcie z KKW2011 - muszę uzupełnić wpisy...
Samotny jeździec, tzn. pływak, żeglarz ;-) © kosma100


Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Wtorek, 8 listopada 2011 Kategoria Indoring ;-)

Indoor Cycling (2)

Chcę wiedzieć ile razy jestem na "treningu", więc wpisuje puste wpisy.
Nie wiem czy jutro wstanę z łóżka... nie wiedziałam, że AŻ TAK człowiek może się spocić ;-)

Postanowiłam we wpisach z Indoor Cyclingu umieszczać teksty mojego Wujka - Jerzego Nowosada.
Zacznę od humoresek, publikowanych na ramach "Karuzeli".

Opublikowana 25.01.1967
GUBERNATOR
Dziś nasze miasto przeżywa swój wielki dzień. Przyjeżdża gubernator. Ulice przystrojone są flagami, wspaniałymi girlandami i różnokolorowymi wstęgami. Na rynku ustawiono podium, a na nim fotel dla gubernatora.
Burmistrz ze zdenerwowaniem powtarzał po raz trzydziesty pierwszy słowa przemówienia. Tłum ludzi ze zniecierpliwieniem oczekiwał przyjazdu wielkiego gościa. Tylko gwardia honorowa stała nieporuszona, jakby nie interesowała się niczym.
Nagle rozległ się krzyk: Jedzie!!! Tłum zafalował. Po kilku chwilach w asyście dragonów wjechała na rynek kuta złotymi gwoździami kareta. Huknął salut z dział. Gwardia honorowa sprezentowała broń. Drzwi karety otwarły się i wyszedł gubernator.
-Niech żyje!! Niech żyje!! – rozległ się głos rozentuzjazmowanego tłumu.
Burmistrz z gracją wprowadził gościa na podium. Tłum uciszył się. Burmistrz z przejęciem zaczął przemówienie:
- Dziś jest wielki dzień naszego miasta. Ja, burmistrz, rada miejska i wy zacni mieszczanie z radością i ze zniecierpliwieniem oczekiwaliśmy tego dnia, kiedy jego wspaniałość zaszczyci naszą skromną mieścinę swoją szlachetną osobą. Azaliż nie dzieje się to tak, jakby Słońce nawiedziło Ziemię, a porównanie to nic a nic nie jest przesadzone...
- Gubernator jest świnią!! – ten głos rozległ się z tłumu.
Burmistrz zadrżał. Nieznacznie kiwnął głową w kierunku wachmistrza policji. Gdzieś w końcu tłumu zakotłowało się. Krzykacz był ujęty. Burmistrz mówił dalej:
- Jego wspaniałość to dla nas więcej niż Słońce. Jego wspaniałość to dla nas cudowny eliksir życia, jak woda dla spragnionego i chleb dla głodnego.
Gubernator uśmiechnął się do zmarzniętych dziewczynek ubranych w stroje ludowe. Nagle wśród ciszy rozległ się tętent końskich kopyt. Na rynek wpadł jeździec w barwach prezydenta. Podjechał do podium, po czym wyciągnąwszy zza pasa rulon opieczętowany pieczęcią prezydenta zaczął czytać:
„My miłościwie panujący prezydent podajemy do wiadomości, że z dniem dzisiejszym gubernator piątej prowincji zostaje zdymisjonowany. Podpisano: ja, prezydent.”
Goniec zwinął rulon i wśród ciszy wyjechał z rynku. Kiedy zniknął za zakrętem, rozległy się gwizdy.Burmistrz wyprostował się, popatrzył z góry na tłum, po czym szybkim ruchem zrzucił gubernatora ze złoconego fotela.
Z rozmachem kopnął go w tyłek. Tłum zaczął ryczeć.
- Dać mu w mordę! Napluć mu w twarz! Gubernator kretyn!! Bałwan !! Skuć mu pysk !! Podbić mu oko!!
Wszystkie życzenia tłumu burmistrz spełniał natychmiast. W pewnej chwili zatrzymał się, obciągnął frak i podniósł rękę. Tłum ucichł. Burmistrz zaczął mówić:
- Jesteśmy oto świadkami historycznej chwili, kiedy nowa, światła myśl polityczna zaczyna zwyciężać, kiedy nowa wspaniała filozofia zaczyna dawać cudowne owoce. Pozwólcie zatem, zacni mieszczanie, że w waszym imieniu wręczę ten order człowiekowi, który w czasach wielkiego zacofania, ciemnoty politycznej ośmielił się powiedzieć nam czystą, nieskalaną, dziewiczą prawdę.
Policjanci wśród wiwatującego tłumu nieśli człowieka, który krzyknął, że gubernator to świnia.

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Poniedziałek, 7 listopada 2011 Kategoria Indoring ;-)

Indoor Cycling 1

:-)
Było super!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl