Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2011
Dystans całkowity: | 781.13 km (w terenie 22.00 km; 2.82%) |
Czas w ruchu: | 40:37 |
Średnia prędkość: | 19.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.30 km/h |
Liczba aktywności: | 20 |
Średnio na aktywność: | 39.06 km i 2h 01m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 31 października 2011
Kategoria Do pracy / z pracy, Kellysek :), W oczojebnej kamizelce, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Dobre rady, mądre słowa...
Jedni mi mówią-pomalutku
Gdy pomalutku łatwiej dojdziesz skutku
Drudzy za radzą-działaj bystro
Działając bystro wnet ogarniesz wszystko
Tamci mi mówią-rób powoli
Powoli-mówią-zrób to mniej boli
Inni zaradzą-weź i utnij
Jeśli nie utniesz to ugrzęźniesz w kłótni
Ten podpowiada-tylko spoko!
Bo tylko spoko to jest mocny okop
Tamten mi wciska-weź wygarnij
Jak nie wygarniesz to się skończy marnie
Dobre rady i sposoby
Mądre zdania i działania
A ja nie wiem co mam robić
Świat do wyrzygania*
Miałam straszny sen - ukradli mi Kellyska...
Na szczęście to był tylko sen, a nie mam tendencji do proroczych snów.
Hmmm… wczoraj jednak nie zdawało mi się… były podjazdy:
Dzisiaj rankiem do pracy – bez sekscesów.
Ech... muszę uzupełnić wpisy z majówki na Węgrzech oraz z KKW2011 - może wieczorem uda mi się je uzupełnić.
* KSU – „Dobre rady, mądre słowa"
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 30.73km
- Czas 01:28
- VAVG 20.95km/h
- VMAX 36.00km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 października 2011
Kategoria 100 km OMC, Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Zawsze bardzo boleśnie odczuwałam nieodwracalność zdarzeń...
Zawsze bardzo boleśnie odczuwałem nieodwracalność zdarzeń. Kiedy mama po raz pierwszy zaprowadziła mnie do przedszkola, płakałem jak bóbr, ale był to tylko strach przed nieznanym. Kiedy mnie stamtąd zabierała, bo po wakacjach miałem już pójść do szkoły, beczałem dwa razy głośniej. Beczałem, ponieważ wiedziałem, że nigdy już tam nie wrócę, że dzieje się coś nieodwracalnego. Kiedy zdałem egzamin maturalny, wziąłem od kolegi zmiętego papierosa i poszedłem do ubikacji. Jak wiele razy przedtem, zapaliłem stojąc na muszli. Ale przedtem nie odczuwałem żalu, że coś już się nie powtórzy.*
Dzisiaj nie będzie tekstu piosenki... dzisiaj będzie cytat z książki mojego Wujka – Jerzego Nowosada... Wujka, którego już nie ma między nami... który odszedł ale po którym zostało mi wiele wspomnień, wiele bardzo miłych chwil... pogawędki do rana... no i to poczucie humoru... mam je chyba po Nim... ;-)
Jerzy Nowosad – o sobie:
„Już na długo przed urodzeniem oznaczałem się kolosalnym poczuciem czarnego humoru, czego najlepszym dowodem było późniejsze przyjście na świat. Po pewnym czasie orzekłem samokrytycznie, że dowcip ów był z gatunku raczej miernych, w związku z czym postanowiłem zająć się czymś poważnie.
Pierwszy dowcip opublikowałem w klasie czwartej szkoły podstawowej. Nasza klasa pomagała wychowawczyni w prowadzeniu szkolnej biblioteki. Pewnego dnia układałem książki na półkach, zaś trzy panie nauczycielki zajęte były rozmową w przeciwległym końcu pokoju. W pewnej chwili weszła ówczesna moja sympatia i zapytała mnie: „Czy są dziewczynki?” – mając oczywiście na myśli swoje koleżanki.
Są – odpowiedziałem mając na myśli nauczycielki – ale dorosłe.
Tego to historycznego dnia przylgnęło do mnie niejasne określenie człowieka, o którym należy wiedzieć, że nie wiadomo co i kiedy powie.
Nieco poważniej zająłem się tymi niepoważnymi sprawami na studiach. W tym zajmowaniu posunąłem się do tego stopnia, że kiedy Rada Uczelniana Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach ogłosiła literacki konkurs o „Zielony Kwadrat”, miałem czelność wziąć w nim udział. Ku zdumieniu wszystkich, a szczególnie tych, którzy mieli poważne wątpliwości co do kompletu klepek danych mi przez naturę do dyspozycji, jury kierowane przez pana Aleksandra Baumgartena przyznało mi pierwszą nagrodę oraz „Zielony Kwadrat”. Laur ten spłynął na mnie za króciutkie opowiadanie, humoreskę właściwie, noszącą tytuł Gubernator”. Sukces ten spowodował, że w swej bezczelnej zarozumiałości, zjawiłem się z maszynopisem humoreski w redakcji „Karuzeli” i po upływie pewnego czasu znalazłem ją na jej łamach. Było to w styczniu 1967 roku i od tego czasu stale, nie bez satysfakcji połączonej z przyjemnością, współpracuję z tym uśmiechniętym czasopismem. Kąśliwie uśmiechniętym, muszę dodać.
Jak mi się wydaje, jestem jednym z najmłodszych jej współpracowników, przeto i niewiele mam o sobie do powiedzenia. Niekiedy zdarzają mi się nieomal anegdotyczne sytuacje, których przyczyną jest mój młody wiek i fakt zderzenia nazwiska przy nagłówku felietonu z twarzą właściciela nazwiska. Rzecz w tym, że nie wszyscy wierzą, że mając tyle lat i taką gębę, można w ogóle pisać coś podobnego. Wszelkie próby wytłumaczenia z mojej strony kwitowane są uśmiechem pełnym wyrozumiałości, który rozumieć należy: „On pisze, a więc nie wiadomo jak tam u niego było w dzieciństwie”.
Poza tym, drugim moim wielkim nałogiem jest kabaret. Miałem przyjemność być autorem i aktorem niewielkiego, bo dwuosobowego teatrzyku piosenki, niestety wszelkie z nim związane plany zmuszony zostałem odwiesić na jakiś czas na kołku.
Cóż więcej z planów?. Mam apetyt na niewielki tomik felietonów, między innymi tych drukowanych w macierzystym piśmie, ale na razie kończy się to jedynie na apetycie.
O innych planach nie mogę powiedzieć niczego poza enigmatycznym ho! ho!
Dziękuję za uwagę.”
Pomarudzę...
Znowu kolejne „święta”...
Nie cierpię świąt wszelakiej maści... nie cierpię bo... nie cierpię... nie cierpię schematów, ramek itp.
Kolejne „święto” do odfajkowania to Święto Zmarłych – 1 listopad.
Święto, w zamyśle, może fajne ale niestety rzeczywistość zniekształciła niestety zamiar...
Teraz ważne jest ile kwiatów i zniczów będzie na grobie, w jakich kozaczkach wybiorę się, czy pokażę nowe palto, czy przyjdę z mężem/żoną trzymając się za rękę (nieważne co było parę dni temu), fajnie jak przyprowadzę córeczkę i synka - „parka” musi być...
Tak jak inne święta poszły w innym kierunku (i dlatego „Lubię to nie”), to też poszło za innymi...
Rzadko chodzę na grób mojej Mamy... naprawdę rzadko – 3-5 razy w roku?
Ale myślę o Niej często... prawie codziennie...
Myślę, co było by gdyby... co by powiedziała na to co robię, co bym Jej powiedziała... rozmawiam z Nią prawie codziennie... to taki „mój adwokat Boga” (chociaż kociołek w piekle już rezerwuję), bo wiem, że trafiła do nieba... za to, co dała innym ludziom, ilu pomogła, zawsze z uśmiechniętą twarzą...
Groby są „fajne” - pozwalają nie zapomnieć... dla mnie zbędne...
I pytania: „Byłaś już na grobie?”, „To Ty przywiozłaś kwiaty?” itp. są żałosne...
Miałam sprzątać... ale wczoraj umyłam okna, które nie były myte od grudnia 2010 roku i wystarczy :)
Postanowiłam pojechać na grób mojej dobrej Znajomej, która zmarła nagle... która była SUPER CZŁOWIEKIEM, SUPER NAUCZYCIELEM...
Trochę trudności miałam, bo przez ten tydzień, codziennie usiłowałam sobie przypomnieć jak miała na nazwisko... bezskutecznie... dobrze, że imię pamiętałam....
Na początek jadę do wsiowego sklepu po 2 znicze.
Później na grób Mamy.
„Miejsce zarezerwowane” - no comments...
Kolejny „cel” - grób Koleżanki...
A więc – Łosień – Niegowonice – Ogrodzieniec.
Po drodze – chyba dzięki jesieni zauważam, po raz pierwszy, pomnik.
Dalej... jesienna droga ;-)
Dojeżdżam do Ogrodzieńca.
Atakuje mnie reklama atrakcji (i dobrze).
Następnie – ś(m)cieżka rowerowa... po pierwsze „górki” przed wjazdem na posesje mogą wywrócić wnętrzości do góry nogami, po drugie... czemu wjazd też jest czerwony???
W Ogrodzieńcu (ot tak!) przypominam sobie nazwisko Kumpeli...
Zamek Ogrodzieniec – Podzamcze – dzisiaj nie jest moim celem ;-)
Po paru kilometrach trafiam na Biskupice... ups! Pomyliłam kierunki? :D
Dojeżdżam do Dobrakowa i na cmentarz...
Wchodzę, kierując się „intuicją”... gdzie to było na pogrzebie...
Trafiam „tubylczynię” i uderzam do niej... pytam się i okazuje się, że stoję przy grobie kumpeli... magia...
Ech...
Zapalam znicz...
Ruszam z powrotem inną drogą. Przez Siadcza, Szyce, Sierbowice, Szypowice, Siamoszyce.
Po drodze kolejny pomnik.
Siamoszyce
Przez Mokrus, Giebło do Ogrodzieńca, następnie do Niegowonic.
Ujechałam się... albo to nie był mój dzień, albo było dużo podjazdów.
Jadę jeszcze do p. Heni, do sklepu i do domku.
Marzę o kąpieli...
Marzę... wchodzę do łazienki i...
Przypominam sobie, że wczoraj wpakowałam wszystkie kwiatki do wanny w celu reanimacji.
O.K. Wezmę prysznic... Otwieram drzwi i...
Lepszy jeden lokator niż 20.
Edit: nie JEDEN – zapomniałam, że mam kota ;-)
Więc wynoszę kwiatka, kota i mogę wziąć prysznic ;-)
Fajny dzień... dużo myslałam... o kimś... o czymś... o życiu...
* Jerzy Nowosad - "Czerwone oczy".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Dzisiaj nie będzie tekstu piosenki... dzisiaj będzie cytat z książki mojego Wujka – Jerzego Nowosada... Wujka, którego już nie ma między nami... który odszedł ale po którym zostało mi wiele wspomnień, wiele bardzo miłych chwil... pogawędki do rana... no i to poczucie humoru... mam je chyba po Nim... ;-)
Jerzy Nowosad – o sobie:
„Już na długo przed urodzeniem oznaczałem się kolosalnym poczuciem czarnego humoru, czego najlepszym dowodem było późniejsze przyjście na świat. Po pewnym czasie orzekłem samokrytycznie, że dowcip ów był z gatunku raczej miernych, w związku z czym postanowiłem zająć się czymś poważnie.
Pierwszy dowcip opublikowałem w klasie czwartej szkoły podstawowej. Nasza klasa pomagała wychowawczyni w prowadzeniu szkolnej biblioteki. Pewnego dnia układałem książki na półkach, zaś trzy panie nauczycielki zajęte były rozmową w przeciwległym końcu pokoju. W pewnej chwili weszła ówczesna moja sympatia i zapytała mnie: „Czy są dziewczynki?” – mając oczywiście na myśli swoje koleżanki.
Są – odpowiedziałem mając na myśli nauczycielki – ale dorosłe.
Tego to historycznego dnia przylgnęło do mnie niejasne określenie człowieka, o którym należy wiedzieć, że nie wiadomo co i kiedy powie.
Nieco poważniej zająłem się tymi niepoważnymi sprawami na studiach. W tym zajmowaniu posunąłem się do tego stopnia, że kiedy Rada Uczelniana Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach ogłosiła literacki konkurs o „Zielony Kwadrat”, miałem czelność wziąć w nim udział. Ku zdumieniu wszystkich, a szczególnie tych, którzy mieli poważne wątpliwości co do kompletu klepek danych mi przez naturę do dyspozycji, jury kierowane przez pana Aleksandra Baumgartena przyznało mi pierwszą nagrodę oraz „Zielony Kwadrat”. Laur ten spłynął na mnie za króciutkie opowiadanie, humoreskę właściwie, noszącą tytuł Gubernator”. Sukces ten spowodował, że w swej bezczelnej zarozumiałości, zjawiłem się z maszynopisem humoreski w redakcji „Karuzeli” i po upływie pewnego czasu znalazłem ją na jej łamach. Było to w styczniu 1967 roku i od tego czasu stale, nie bez satysfakcji połączonej z przyjemnością, współpracuję z tym uśmiechniętym czasopismem. Kąśliwie uśmiechniętym, muszę dodać.
Jak mi się wydaje, jestem jednym z najmłodszych jej współpracowników, przeto i niewiele mam o sobie do powiedzenia. Niekiedy zdarzają mi się nieomal anegdotyczne sytuacje, których przyczyną jest mój młody wiek i fakt zderzenia nazwiska przy nagłówku felietonu z twarzą właściciela nazwiska. Rzecz w tym, że nie wszyscy wierzą, że mając tyle lat i taką gębę, można w ogóle pisać coś podobnego. Wszelkie próby wytłumaczenia z mojej strony kwitowane są uśmiechem pełnym wyrozumiałości, który rozumieć należy: „On pisze, a więc nie wiadomo jak tam u niego było w dzieciństwie”.
Poza tym, drugim moim wielkim nałogiem jest kabaret. Miałem przyjemność być autorem i aktorem niewielkiego, bo dwuosobowego teatrzyku piosenki, niestety wszelkie z nim związane plany zmuszony zostałem odwiesić na jakiś czas na kołku.
Cóż więcej z planów?. Mam apetyt na niewielki tomik felietonów, między innymi tych drukowanych w macierzystym piśmie, ale na razie kończy się to jedynie na apetycie.
O innych planach nie mogę powiedzieć niczego poza enigmatycznym ho! ho!
Dziękuję za uwagę.”
Pomarudzę...
Znowu kolejne „święta”...
Nie cierpię świąt wszelakiej maści... nie cierpię bo... nie cierpię... nie cierpię schematów, ramek itp.
Kolejne „święto” do odfajkowania to Święto Zmarłych – 1 listopad.
Święto, w zamyśle, może fajne ale niestety rzeczywistość zniekształciła niestety zamiar...
Teraz ważne jest ile kwiatów i zniczów będzie na grobie, w jakich kozaczkach wybiorę się, czy pokażę nowe palto, czy przyjdę z mężem/żoną trzymając się za rękę (nieważne co było parę dni temu), fajnie jak przyprowadzę córeczkę i synka - „parka” musi być...
Tak jak inne święta poszły w innym kierunku (i dlatego „Lubię to nie”), to też poszło za innymi...
Rzadko chodzę na grób mojej Mamy... naprawdę rzadko – 3-5 razy w roku?
Ale myślę o Niej często... prawie codziennie...
Myślę, co było by gdyby... co by powiedziała na to co robię, co bym Jej powiedziała... rozmawiam z Nią prawie codziennie... to taki „mój adwokat Boga” (chociaż kociołek w piekle już rezerwuję), bo wiem, że trafiła do nieba... za to, co dała innym ludziom, ilu pomogła, zawsze z uśmiechniętą twarzą...
Groby są „fajne” - pozwalają nie zapomnieć... dla mnie zbędne...
I pytania: „Byłaś już na grobie?”, „To Ty przywiozłaś kwiaty?” itp. są żałosne...
Miałam sprzątać... ale wczoraj umyłam okna, które nie były myte od grudnia 2010 roku i wystarczy :)
Postanowiłam pojechać na grób mojej dobrej Znajomej, która zmarła nagle... która była SUPER CZŁOWIEKIEM, SUPER NAUCZYCIELEM...
Trochę trudności miałam, bo przez ten tydzień, codziennie usiłowałam sobie przypomnieć jak miała na nazwisko... bezskutecznie... dobrze, że imię pamiętałam....
Na początek jadę do wsiowego sklepu po 2 znicze.
Później na grób Mamy.
„Miejsce zarezerwowane” - no comments...
Miejsce zarezerwowane... no comments© kosma100
Kolejny „cel” - grób Koleżanki...
A więc – Łosień – Niegowonice – Ogrodzieniec.
Po drodze – chyba dzięki jesieni zauważam, po raz pierwszy, pomnik.
Pomnik - bohaterom Armii Czerwonej© kosma100
Dalej... jesienna droga ;-)
Jesienna droga© kosma100
Dojeżdżam do Ogrodzieńca.
Atakuje mnie reklama atrakcji (i dobrze).
Reklama atrakcji© kosma100
Następnie – ś(m)cieżka rowerowa... po pierwsze „górki” przed wjazdem na posesje mogą wywrócić wnętrzości do góry nogami, po drugie... czemu wjazd też jest czerwony???
Ś(m)cieżka rowerowa© kosma100
W Ogrodzieńcu (ot tak!) przypominam sobie nazwisko Kumpeli...
Zamek Ogrodzieniec – Podzamcze – dzisiaj nie jest moim celem ;-)
Zamek Podzamcze Ogrodzieniec© kosma100
Po paru kilometrach trafiam na Biskupice... ups! Pomyliłam kierunki? :D
Biskupice...© kosma100
Dojeżdżam do Dobrakowa i na cmentarz...
Wchodzę, kierując się „intuicją”... gdzie to było na pogrzebie...
Trafiam „tubylczynię” i uderzam do niej... pytam się i okazuje się, że stoję przy grobie kumpeli... magia...
Ech...
Ech... 33 lata...© kosma100
Zapalam znicz...
Światełko...© kosma100
Ruszam z powrotem inną drogą. Przez Siadcza, Szyce, Sierbowice, Szypowice, Siamoszyce.
Po drodze kolejny pomnik.
Pomnik...© kosma100
Siamoszyce
Siamoszyce© kosma100
Siamoszyce© kosma100
Przez Mokrus, Giebło do Ogrodzieńca, następnie do Niegowonic.
Niegowonice skałki© kosma100
Niegowonice skałki© kosma100
Ujechałam się... albo to nie był mój dzień, albo było dużo podjazdów.
Jadę jeszcze do p. Heni, do sklepu i do domku.
Marzę o kąpieli...
Marzę... wchodzę do łazienki i...
Lokatorzy w wannie© kosma100
Przypominam sobie, że wczoraj wpakowałam wszystkie kwiatki do wanny w celu reanimacji.
O.K. Wezmę prysznic... Otwieram drzwi i...
Lokator pod prysznicem© kosma100
Lepszy jeden lokator niż 20.
Edit: nie JEDEN – zapomniałam, że mam kota ;-)
Więc wynoszę kwiatka, kota i mogę wziąć prysznic ;-)
Fajny dzień... dużo myslałam... o kimś... o czymś... o życiu...
* Jerzy Nowosad - "Czerwone oczy".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 98.87km
- Czas 04:57
- VAVG 19.97km/h
- VMAX 47.30km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 27 października 2011
Kategoria Czarna lista kierowców bałwanów, Do pracy / z pracy, Kellysek :), W oczojebnej kamizelce, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Śmierć jeździ blachosmrodem...
Rankiem do pracy.
Nie chciało mi się... bardzo mi się nie chciało.
Ale jak już wyszłam z domu, nasmarowałam napęd, włożyłam oczoj... kamizelkę, wsiadłam na rower to mi się zachciało ;-)
Tymbardziej mi się zachciało jak zobaczyłam, że jest 7:30 a ja o 9:15 mam spotkanie... Oj, wtedy to mi się zachciało :-)
Mam wrażenie, że jak jadę w oczoj... kamizelce to kierowcy-bałwany blachosmrodów wyprzedzają z większym odstępem. Daleko mu (temu odstępowi) do kodeksowego odstępu ale ujdzie...
Przez D.G. Tworzeń, Centrum, Sosnowiec Centrum, Katowice Morawa do pracy.
W Katowicach, na ulicy 1-go Maja przed przejściem dla pieszych stoi radiowóz z migającym kogutem. Dalej, na pasach samochód (jakiś mały, srebrny).
Podjeżdżam, zapala się na przejściu czerwone światło, normalnie bym przejechała ale nie będę robić bydła przy drogówce. Zatrzymuję się i czekam na zielone.
Zielone... ruszam.
Przejeżdżam obok samochodu stojącego na pasach i... szok!
Pod kołami samochodu leży rower...
Zrobiło mi się słabo...
Nie znam żadnych szczegółów, więc nie będę gdybać. Rower wydawał mi się dziecięcy, taki na 20-calowych kołach..
Szok...
Na chodniku stoi... dziadek w kapeluszu...
Roztrzęsiona dojeżdżam do pracy...
:(
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających...
Nie chciało mi się... bardzo mi się nie chciało.
Ale jak już wyszłam z domu, nasmarowałam napęd, włożyłam oczoj... kamizelkę, wsiadłam na rower to mi się zachciało ;-)
Tymbardziej mi się zachciało jak zobaczyłam, że jest 7:30 a ja o 9:15 mam spotkanie... Oj, wtedy to mi się zachciało :-)
Mam wrażenie, że jak jadę w oczoj... kamizelce to kierowcy-bałwany blachosmrodów wyprzedzają z większym odstępem. Daleko mu (temu odstępowi) do kodeksowego odstępu ale ujdzie...
Przez D.G. Tworzeń, Centrum, Sosnowiec Centrum, Katowice Morawa do pracy.
W Katowicach, na ulicy 1-go Maja przed przejściem dla pieszych stoi radiowóz z migającym kogutem. Dalej, na pasach samochód (jakiś mały, srebrny).
Podjeżdżam, zapala się na przejściu czerwone światło, normalnie bym przejechała ale nie będę robić bydła przy drogówce. Zatrzymuję się i czekam na zielone.
Zielone... ruszam.
Przejeżdżam obok samochodu stojącego na pasach i... szok!
Pod kołami samochodu leży rower...
Zrobiło mi się słabo...
Nie znam żadnych szczegółów, więc nie będę gdybać. Rower wydawał mi się dziecięcy, taki na 20-calowych kołach..
Szok...
Na chodniku stoi... dziadek w kapeluszu...
Roztrzęsiona dojeżdżam do pracy...
:(
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających...
- DST 30.74km
- Czas 01:21
- VAVG 22.77km/h
- VMAX 39.10km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 października 2011
Kategoria Czarna lista kierowców bałwanów, Do pracy / z pracy, Kellysek :), W oczojebnej kamizelce, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Siekieraaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
Siekieraaaaaa...
Czy tu się głowy ścina ?
Czy zjedli tu murzyna ?
Czy leży tu Madonna ?
Czy tu jest jazda konna ?
Siekiera x15
Siekieraaaaa...
Czy w nocy dobrze śpicie ?
Czy śmierci się boicie ?
Czy zabił ktoś tokarza ?
Czy często się to zdarza ?*
Rano była Siekiera, to wieczorem, też będzie :-)
Kultowy kawałek Siekiery ;-)
Może zamiast zużytej korby zacznę wozić ze sobą siekierę? :-)
Z pracy - przyjemnie.
Ale muszę zainwestować w akumulatorki i ładowarkę... :(
Ciepło - o 19:00 (jak dojechalam do domu) było 10 stopni :-)
A tu mała sesja zdjęciowa poweekendowych postępów w kończeniu remontu ;-) no i Musta offfkorsssss :-)
* Siekiera - "Czy zjedli tu murzyna".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Czy tu się głowy ścina ?
Czy zjedli tu murzyna ?
Czy leży tu Madonna ?
Czy tu jest jazda konna ?
Siekiera x15
Siekieraaaaa...
Czy w nocy dobrze śpicie ?
Czy śmierci się boicie ?
Czy zabił ktoś tokarza ?
Czy często się to zdarza ?*
Rano była Siekiera, to wieczorem, też będzie :-)
Kultowy kawałek Siekiery ;-)
Może zamiast zużytej korby zacznę wozić ze sobą siekierę? :-)
Z pracy - przyjemnie.
Ale muszę zainwestować w akumulatorki i ładowarkę... :(
Ciepło - o 19:00 (jak dojechalam do domu) było 10 stopni :-)
A tu mała sesja zdjęciowa poweekendowych postępów w kończeniu remontu ;-) no i Musta offfkorsssss :-)
Numerki... a gdzie 69?© kosma100
Musta: "WTF???"© kosma100
* Siekiera - "Czy zjedli tu murzyna".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 31.08km
- Czas 01:33
- VAVG 20.05km/h
- VMAX 35.20km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 października 2011
Kategoria Czarna lista kierowców bałwanów, Do pracy / z pracy, Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Rankiem ruszył pierwszy oddział ślepych
Rusza pierwszy oddział ślepych
Karły, kundle, dobrze jest
Naprzód, ognia, zabić, zgnieść
Dobrze jest, dobrze jest
Fala, fala...
Na bok chamy, kurwy, śmiecie
Pierwszy oddział, dobrze jest
Naprzód, ognia, zabić, zgnieść
Dobrze jest, dobrze jest
Fala, fala... *
Zaraz rusza oczyszczanie
Zaraz rusza zabijanie
Zaraz będzie krwawa sekcja
Zaraz będzie dezynfekcja
Tam na polanie dzikiej
Chłop walczy z robotnikiem
Zaraz krew się poleje
Zaraz będzie weselej**
No tak... Ruszył rano pierwszy oddział ślepych (kierowców blachosmrodów) i aż chciało by się ruszyć z oczyszczaniem, zabijaniem, krwawą sekcją, dezynfekcją...
Mowa o kierowcach - baranach...
W Dąbrowie Górniczej "eL-ka" chce mnie przejechać ale na szczęście pan instruktor ma refleks i zdążył zahamować. Nawet przeprasza mnie ręką - musiałam wyglądać na przestraszoną.
Coś nam rośnie w miejscu starego Urzędu Miejskiego...
W Sosnowcu na ul. 1-go Maja jakiś idiota kierujący autobusem "D" o numerze rejestracyjnym SO 1162G wyprzedza mnie na centymetry.
Żenada :(
Naprawdę mnie przestraszył - odbiłam na prawo (był pas do skrętu w prawo) i mam cholerne szczęście, że tym pasem nikt nie jechał.
Chyba zacznę wozić ze sobą zużytą korbę :-)
Nie wspomnę o babie w Punto...
Muszę przestać się przejmować kierowcami - baranami...
Złość piękności szkodzi (niektórym nic już nie zaszkodzi) ;-)
Jechało się (pomimo baranów) przyjemnie.
Małe urozmaicenie - zamiast przez Strzemieszyce to przez Tworzeń - trzeba sobie urozmaicać życie, co by nie popaść w rutynę :-)
* Siekiera - "Fala"
** Siekiera - "Dezynsekcja".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Karły, kundle, dobrze jest
Naprzód, ognia, zabić, zgnieść
Dobrze jest, dobrze jest
Fala, fala...
Na bok chamy, kurwy, śmiecie
Pierwszy oddział, dobrze jest
Naprzód, ognia, zabić, zgnieść
Dobrze jest, dobrze jest
Fala, fala... *
Zaraz rusza oczyszczanie
Zaraz rusza zabijanie
Zaraz będzie krwawa sekcja
Zaraz będzie dezynfekcja
Tam na polanie dzikiej
Chłop walczy z robotnikiem
Zaraz krew się poleje
Zaraz będzie weselej**
No tak... Ruszył rano pierwszy oddział ślepych (kierowców blachosmrodów) i aż chciało by się ruszyć z oczyszczaniem, zabijaniem, krwawą sekcją, dezynfekcją...
Mowa o kierowcach - baranach...
W Dąbrowie Górniczej "eL-ka" chce mnie przejechać ale na szczęście pan instruktor ma refleks i zdążył zahamować. Nawet przeprasza mnie ręką - musiałam wyglądać na przestraszoną.
Coś nam rośnie w miejscu starego Urzędu Miejskiego...
Nowa budowla© kosma100
W Sosnowcu na ul. 1-go Maja jakiś idiota kierujący autobusem "D" o numerze rejestracyjnym SO 1162G wyprzedza mnie na centymetry.
Żenada :(
Naprawdę mnie przestraszył - odbiłam na prawo (był pas do skrętu w prawo) i mam cholerne szczęście, że tym pasem nikt nie jechał.
Chyba zacznę wozić ze sobą zużytą korbę :-)
Nie wspomnę o babie w Punto...
Muszę przestać się przejmować kierowcami - baranami...
Złość piękności szkodzi (niektórym nic już nie zaszkodzi) ;-)
Jechało się (pomimo baranów) przyjemnie.
Małe urozmaicenie - zamiast przez Strzemieszyce to przez Tworzeń - trzeba sobie urozmaicać życie, co by nie popaść w rutynę :-)
* Siekiera - "Fala"
** Siekiera - "Dezynsekcja".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 30.72km
- Czas 01:19
- VAVG 23.33km/h
- VMAX 39.40km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 października 2011
Kategoria Czarna lista kierowców bałwanów, Do pracy / z pracy, In the rain..., Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Miało nie padać...
Miało nie padać...
Miało!
Miało być pięknie...
Miało!
Padało - jak jechałam z pracy.
I mam jednak straszną traumę i uraz psychiczny przed blachosmrodami po wypadku 2 lata temu...
Dzisiaj o mały włos bym się popłakała ze strachu gdy wyprzedzały mnie samochody... zbyt mała odległość... zbyt szybko... zbyt mokro... zbyt ciemno.
Dobrze, że koleżanka zadała pytanie: "To ile wyciągnęłaś od gościa z oc po potrąceniu" tydzień temu a nie jutro...
Bo jutro... byłoby jesiennie - dostałaby z liścia...
Zastanawiam się czy nie iść na psychoterapię... tylko nie wiem czy jest jakiś czas by obciążyć dalszymi kosztami gościa...
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Miało!
Miało być pięknie...
Miało!
Padało - jak jechałam z pracy.
I mam jednak straszną traumę i uraz psychiczny przed blachosmrodami po wypadku 2 lata temu...
Dzisiaj o mały włos bym się popłakała ze strachu gdy wyprzedzały mnie samochody... zbyt mała odległość... zbyt szybko... zbyt mokro... zbyt ciemno.
Dobrze, że koleżanka zadała pytanie: "To ile wyciągnęłaś od gościa z oc po potrąceniu" tydzień temu a nie jutro...
Bo jutro... byłoby jesiennie - dostałaby z liścia...
Zastanawiam się czy nie iść na psychoterapię... tylko nie wiem czy jest jakiś czas by obciążyć dalszymi kosztami gościa...
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 30.16km
- Czas 01:37
- VAVG 18.66km/h
- VMAX 30.60km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 października 2011
Kategoria Czarna lista kierowców bałwanów, Do pracy / z pracy, Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Ich liebe dich nicht
Ich liebe dich
Ich liebe dich nicht
Ich liebe dich nicht mehr
Ich liebe dich nicht mehr oder weniger als du
Als du mich geliebt hast
Als du mich noch geliebt hast
Die schönen Mädchen sind nicht schön
Die warmen Hände sind so kalt
Alle Uhren bleiben stehen
Lachen ist nicht mehr gesund und bald
Such ich dich hinter dem Licht
Wo bist du
So allein will ich nicht sein
Wo bist du
Die schönen Mädchen sind nicht schön
Die warmen Hände sind so kalt
Alle Uhren bleiben stehen
Lachen ist nicht mehr gesund und bald
Such ich dich hinter dem Licht
Wo bist du
So allein will Ich nicht sein
Wo bist du
Ich suche dich unter jedem Stein
Wo bist du
Ich schlaf mit einem Messer ein
Wo bist du*
Każdy ma swoją teorie na temat miłości, partnerstwa, małżeństwa i życia…
Niektórzy jakże różną mają teorię od mojej…
Niektórzy nie są sami ale są bardzo samotni…
Niektórzy są sami ale nie są samotni…
Dzisiaj rowerkiem do pracy.
Nie miałam innego wyjścia, bo po wczorajszym szaleństwie w Laser House wróciłam do domu ”taksówką” – blachosmród został na pracowym parkingu, a do komunikacji miejskiej dobrowolnie NIE WSIĄDĘ!
Swoją drogą fajna zabawa. Nigdy nie grałam w gry-strzelanki, nigdy mnie do nich nie ciągnęło, nie grałam także w paintballa ale w laser house mi się podobało. Jedna rozgrywka przy muzyce Rammstein, druga przy Apocalyptica.
Było naprawdę super! Polecam :-)
Trochę statystyki:
Pierwsza gra (gra w dwóch drużynach)
Trafiłam – 43 razy ;-)
Trafili mnie – 61 razy ;-(
Weszłam na minę – 2.
Moja drużyna wygrała 424 na 139 punktów ;-)
Druga gra (gra w 4 osoby – każdy przeciwko każdemu):
Trafiłam – 41 razy;
Trafili mnie – 53 razy ;-)
Weszłam na minę – 0.
Rankiem, po 7:00 do pracy.
Temperatura 4 stopnie. Na początku myślałam, że ubrałam się idealnie ale jednak później okazało się, że troszkę za ciepło – podkoszulka termoaktywna z długim rękawem, koszulka z krótkim i kurtka windstopper.
Jesień...
Opadły mu liścia... temu drzewu :-)© kosma100
Poranne niebo...
Poranne niebo... ładne :-)© kosma100
No i taki akcencik w Sosnowcu
Zagłębie :-)© kosma100
Zagłębie!
Ale przecież Brynica to nie granica ;-)
Trzech kierowców – baranów chciało mnie rozjechać :(
W Sosnowcu, na ruchliwym skrzyżowaniu, podczas ruszania, przeskoczył mi bębenek i obiłam sobie jajka, których nie mam.
Ech… muszę coś z tym zrobić bo robi się niebezpiecznie :(
Postanowiłam sobie, że oprócz dokończenia porządków w domu muszę trochę uporządkować sobie życie.
Ostatnio byłam na konferencji z Davidem Allenem… dał mi trochę do myślenia…
Na początek postanowienie – NIE PRZESTAWIAĆ BUDZIKA W NIESKOŃCZONOŚĆ – WSTAWAĆ PO PIERWSZYM DZWONIENIU. Zobaczymy jak mi się uda zrealizować postanowienie ;-)
Trzeba korzystać z możliwości jazdy na rowerze…
Póki nie ma śniegu i lodu na ulicy…
Jak się nie ma silnej woli to trzeba kombinować.
W ostatnim czasie moja wola, która kiedyś była silna, z czasem osłabła...
I tak zamiast wstawać np. o 4:00 i zrobić coś pożytecznego przed pracą i jechać do pracy rowerem, śpię do oporu, przestawiając budzik z godziny na godzinę i jadę blachosmrodem.
Dzisiaj postanowiłam nie odbierać blachosmrodka z parkingu pracowego tylko śmigać do piątku rowerem do pracy.
A Cytrynka tymczasem postoi sobie pod dachem ;-)
Mam tylko nadzieję, że się nie zabiję przez mój przeskakujący bębenek ;-)
Rammstein - "Wo bist du".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 29.82km
- Czas 01:19
- VAVG 22.65km/h
- VMAX 43.70km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 października 2011
Weekendowo remontowo do wsiowego sklepu
Weekend remontowy.
Malowania ciąg dalszy i ostateczny ;-)
Po malowaniu do wsiowego sklepu po browca - za obcięcie Tatusia.
Zauważam taką zależność - im mniej Ludzie mają pieniędzy, tym bardziej się nimi dzielą...
Ostatnio porządkowałam dokumenty... w trakcie układania dokumentów:
I parę fotek z sesji fotograficznej Musty (dzięki Robert ;-))
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Malowania ciąg dalszy i ostateczny ;-)
Po malowaniu do wsiowego sklepu po browca - za obcięcie Tatusia.
Zauważam taką zależność - im mniej Ludzie mają pieniędzy, tym bardziej się nimi dzielą...
Ostatnio porządkowałam dokumenty... w trakcie układania dokumentów:
Porządek w dokumentach musi być ;-)© kosma100
I parę fotek z sesji fotograficznej Musty (dzięki Robert ;-))
polowanie© kosma100
Ja cię zaraz dorwę...© kosma100
Będziesz moja!... myszko ;-)© kosma100
Mam Cię!© kosma100
Patrząc z góry wokoło świat wydaje się lepszy ;-)© kosma100
Przyczajony tygrys...© kosma100
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 1.23km
- Czas 00:03
- VAVG 24.60km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 października 2011
Kategoria Do pracy / z pracy, Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Musta na Harpaganie i nie marnuj jedzenia
Rankiem patrzę na termometr – 0 stopni ZERO stopni!
Zero stopni to zero stopni, nie pięć stopni, tylko zero.
Ubieram się odpowiednio i pedalę do Dąbrowy po Cytrynkę.
Pakuję rower do Cytrynki, skrobię szyby w Cytrynce i mykam do Katowic blachosmrodem.
Następnie rowerkiem Murckowska – Sokolska na kurs szybkiego czytania... ciekawy :-)
I z powrotem do fabryki.
Na Rynku w Katowicach spotykam manifestację "Nie marnuj jedzenia"
A swoją drogą te porady są zgodne z moimi przekonaniami... też staram się NIGDY nie wyrzucać jedzenia.
I tyle było by tego pedalenia na dzisiaj.
Niestety bębenek dogorywa :(
Następne koszty :(
Wróciłam do domu i powitała mnie moja kochana Musta.
Musta na Harpaganie (dzięki Marecky za plakaty :-))
i jeszcze raz:
A relacja z Harpagana się robi ;-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Zero stopni to zero stopni, nie pięć stopni, tylko zero.
Ubieram się odpowiednio i pedalę do Dąbrowy po Cytrynkę.
Pakuję rower do Cytrynki, skrobię szyby w Cytrynce i mykam do Katowic blachosmrodem.
Następnie rowerkiem Murckowska – Sokolska na kurs szybkiego czytania... ciekawy :-)
I z powrotem do fabryki.
Na Rynku w Katowicach spotykam manifestację "Nie marnuj jedzenia"
Nie marnuj jedzenia© kosma100
A swoją drogą te porady są zgodne z moimi przekonaniami... też staram się NIGDY nie wyrzucać jedzenia.
I tyle było by tego pedalenia na dzisiaj.
Niestety bębenek dogorywa :(
Następne koszty :(
Wróciłam do domu i powitała mnie moja kochana Musta.
Musta na Harpaganie (dzięki Marecky za plakaty :-))
Musta na Harpaganie :-)© kosma100
i jeszcze raz:
Musta na Harpaganie© kosma100
A relacja z Harpagana się robi ;-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 22.01km
- Czas 01:08
- VAVG 19.42km/h
- VMAX 36.60km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 października 2011
Kategoria Kellysek :), Orientacyjnie :-), Ponad 100 km ;), Z Helenką :)
Błotnisto-gliniasta masakra Kellysem Axisem na Harpaganie.
Jeszcze nigdy nie byłam na Harpaganie.
To będzie mój pierwszy raz. Darek też jeszcze nie był, więc będzie to nasz pierwszy raz ;-)
Do bazy docieramy przed północą... późno. Rejestracja była do 23:30, więc trzeba będzie rano odebrać numerki i karty.
Zmechaceni podróżą idziemy spać. Trzeba choć ciutkę się wyspać.
Pobudka o 4:30. Szykowanie się, śniadanie, odebranie i przyszykowanie rowerów, rejestracja.
O 6:30 start. Trochę nerwowo, bo Darek nie może znaleźć lampek, pompki. Darek ma nie najlepszy humor, ogólnie analnie podchodzi do startu... mnie też się nie chce ale nic się nie odzywam, robię „dobrą minę do złej gry”, bo wiem, że jeśli powiem, że ja też mam wszystko w d... to ze startu nic nie będzie. Zaciskam zęby i uśmiecham się :-)
Planujemy trasę i w drogę!
Jako pierwszy punkt do zdobycia wybieramy PK 8 – Krasny Las – południowa strona bagna.
Najpierw trzeba wyjechać z miasta... nie jest to łatwe... często mamy z tym problem.
Jedziemy, jedziemy i lądujemy w okolicy punktu 19 – Bażantaria – Oblisk Augusta Papau.
No cóż... nie tu chcieliśmy wylądować... Postanawiamy zaliczyć więc PK 19. Jedziemy w sporej grupce. Trafiamy na punkt.
Teraz mała korekta planów. Wyjeżdżamy na drogę nr 504, jedziemy przez Milejewo, Kamiennik Wlk, Kwietnik. Tam zlokalizowany jest PK 12 – Kwietnik – szczyt górki.
Wjeżdżamy do lasu, troszkę błądzimy, po czym idziemy przez las na azymut szukając górki. Mijamy grzybiarzy. Idąc znajduję ślicznego, dużego prawdziwka. „Grzyb!” - krzyczę. Grzybiarz zdziwiony patrzy na mnie. „Proszę sobie go zebrać”. „Myślałem, że pani też zbiera grzyby”. „Nie, nie zbieram, zbieram punkty”.
Gościu się zdziwił, odchodząc słyszę jak mówi: „Piękny!”.
;-)
Może jak zainstaluję koszyk na kierownicę dla Musty to na rajdach będę grzyby do niego zbierać ;-)
Znajdujemy w końcu punkt.
Następnie jedziemy do Majewa. W drodze do Majewa zaczyna się błoto. BŁOTO, które nie opuści nas już do samego końca. Zaczynam rozumieć dlaczego to błoto przeżywał uczestnik trasy pieszo-rowerowej, mówiąc: „Straszne błoto, ciężko się idzie po nim, a co dopiero jeździ”.
Dziwną konsystencję ma to błoto. Wygląda strasznie, a jeździ się po nim dobrze.
Gdyby u mnie było tyle błota nie było by szansy po tym jeździć a tam... fajne to elbląskie błoto ;-)
Lżej się jedzie rowerem po nim niż chodzi.
W drodze z Kwietnika do Majewa spotykamy tomalosa.
Przed Zajączkowem spotykamy Piotrka Buciaka i z nim jedziemy na PK 17 – Zajączkowo – za górką, na wschodzie.
Ten punkt sprawia nam największą trudność. Dość długo szukamy. Piotrek też... rozdzielamy się z nim i... spotykamy znów na punkcie. Jesteśmy na punkcie jako 13 i 14 więc trawa nie jest jeszcze rozjeżdżona – Ci, co zostawili sobie go na koniec trafiają bez problemu po śladach ;-)
Po zjeździe śmiejemy się z Darkiem z tego błota, dzielimy się wrażeniami i z naszych akrobacji.
Postanawiamy zaliczyć PK 8 i dalej według pierwotnego wariantu.
Błotko nadal i wciąż. Trafiamy, zaliczamy, zatapiamy (w błocie :-)).
Pędzimy (tzn. taplamy się w błocie) do PK 15 – Próchnik – polanka nad potokiem Kamienica.
I tu zauważam, że hamulce mi się skończyły...
Szkoda, że zauważam ten fakt na zjeździe...
Zjeżdżam po betonowych płytach z zaciśniętymi klamkami (nic to nie daje), wyhamowywuję więc nogą... masakra :(
Na punkcie dociągam linkę... przednią, bo tylnej nie umiem odkręcić i mam... przedni hamulec – najwyżej wylecę przez kierownicę ale hamulce mam ;-)
Następna ofiara to PK 16 – Kadyny – wieża widokowa. Skoro wieża widokowa to bez problemu da się ją znaleźć. No i się znalazło.
Na wieży foty ale nie wyszły :(
Z 16 na 20-tkę... oj nie będzie łatwo.
Dostaliśmy ostrzeżenie, żeby jechać torami – nie blotem... to jedziemy.
Masakra... nie pamiętam kiedy mnie tak wytelepało.
Nie wyobrażam sobie jazdy tam bez kasku... już widzę swój mózg na torach...
Jakoś udaje nam się zdobyć PK 20 – Święty kamień. Tam mała sesja zdjęciowa.
Na 20 podziwiamy widoki, weryfikujemy czas i odległość i postanawiamy pedalić do mety z założeniem, że może uda nam się zdobyć PK 18.
W drodze powrotnej łapię kapcia. Pierwszy raz słyszę tak intensywne „SSSSSSSSSSSSSSSSSSSS!!!!!!!”.
Nie dziwne...
Przecięta opona...
Docieramy do 18. Liczymy... i postanawiamy odpuścić PK i pedalić na metę. Dobra decyzja. Przed metą zaliczam glebę OMC przez przeskakujący bębenek :(
Dojeżdżamy na metę, odbijamy karty i jedziemy pod szkołę by oddać karty i opróżnić plecak (trzeba zrobić miejsce na izobroniki).
Na boisku najeżdżam na kabel i robię spektakularny ślizg z finałem na asfalcie :(
Obite kolano, potargane JEDYNE bezdziurne getry, wbita kierownica w brzuch i obtłuczone ramie to konsekwencja najechania na kabel :(
Jedziemy do sklepu po browce, następnie myjemy rowery.
W kolejce do myjki poznajemy Turystę (miło było).
Następnie z Niewem i josivem oraz Resztą idziemy na browca.
Było super!!!
Jestem na 6 miejscu wśród 40 kobiet, Darek jest na 94 wśród 320 facetów, open zajmuję JEDYNE SŁUSZNE MIEJSCE dla kosmy100, czyli 100 na 361 uczestników ;-)
Zwycięża Darecki - jeszcze raz gratulacje i szkoda, że tak mało czasu było. Pomimo fajnie było Cię poznać w realu ;-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Harpagan 42© kosma100
To będzie mój pierwszy raz. Darek też jeszcze nie był, więc będzie to nasz pierwszy raz ;-)
Do bazy docieramy przed północą... późno. Rejestracja była do 23:30, więc trzeba będzie rano odebrać numerki i karty.
Zmechaceni podróżą idziemy spać. Trzeba choć ciutkę się wyspać.
Pobudka o 4:30. Szykowanie się, śniadanie, odebranie i przyszykowanie rowerów, rejestracja.
O 6:30 start. Trochę nerwowo, bo Darek nie może znaleźć lampek, pompki. Darek ma nie najlepszy humor, ogólnie analnie podchodzi do startu... mnie też się nie chce ale nic się nie odzywam, robię „dobrą minę do złej gry”, bo wiem, że jeśli powiem, że ja też mam wszystko w d... to ze startu nic nie będzie. Zaciskam zęby i uśmiecham się :-)
Planujemy trasę i w drogę!
Jako pierwszy punkt do zdobycia wybieramy PK 8 – Krasny Las – południowa strona bagna.
Najpierw trzeba wyjechać z miasta... nie jest to łatwe... często mamy z tym problem.
Jedziemy, jedziemy i lądujemy w okolicy punktu 19 – Bażantaria – Oblisk Augusta Papau.
No cóż... nie tu chcieliśmy wylądować... Postanawiamy zaliczyć więc PK 19. Jedziemy w sporej grupce. Trafiamy na punkt.
Teraz mała korekta planów. Wyjeżdżamy na drogę nr 504, jedziemy przez Milejewo, Kamiennik Wlk, Kwietnik. Tam zlokalizowany jest PK 12 – Kwietnik – szczyt górki.
Wjeżdżamy do lasu, troszkę błądzimy, po czym idziemy przez las na azymut szukając górki. Mijamy grzybiarzy. Idąc znajduję ślicznego, dużego prawdziwka. „Grzyb!” - krzyczę. Grzybiarz zdziwiony patrzy na mnie. „Proszę sobie go zebrać”. „Myślałem, że pani też zbiera grzyby”. „Nie, nie zbieram, zbieram punkty”.
Gościu się zdziwił, odchodząc słyszę jak mówi: „Piękny!”.
;-)
Może jak zainstaluję koszyk na kierownicę dla Musty to na rajdach będę grzyby do niego zbierać ;-)
Znajdujemy w końcu punkt.
Następnie jedziemy do Majewa. W drodze do Majewa zaczyna się błoto. BŁOTO, które nie opuści nas już do samego końca. Zaczynam rozumieć dlaczego to błoto przeżywał uczestnik trasy pieszo-rowerowej, mówiąc: „Straszne błoto, ciężko się idzie po nim, a co dopiero jeździ”.
Błotko na Harpaganie© kosma100
Dziwną konsystencję ma to błoto. Wygląda strasznie, a jeździ się po nim dobrze.
Gdyby u mnie było tyle błota nie było by szansy po tym jeździć a tam... fajne to elbląskie błoto ;-)
Lżej się jedzie rowerem po nim niż chodzi.
W drodze z Kwietnika do Majewa spotykamy tomalosa.
Mijanka z Tomalosem© kosma100
Przed Zajączkowem spotykamy Piotrka Buciaka i z nim jedziemy na PK 17 – Zajączkowo – za górką, na wschodzie.
Ten punkt sprawia nam największą trudność. Dość długo szukamy. Piotrek też... rozdzielamy się z nim i... spotykamy znów na punkcie. Jesteśmy na punkcie jako 13 i 14 więc trawa nie jest jeszcze rozjeżdżona – Ci, co zostawili sobie go na koniec trafiają bez problemu po śladach ;-)
Po zjeździe śmiejemy się z Darkiem z tego błota, dzielimy się wrażeniami i z naszych akrobacji.
Postanawiamy zaliczyć PK 8 i dalej według pierwotnego wariantu.
Błotko nadal i wciąż. Trafiamy, zaliczamy, zatapiamy (w błocie :-)).
Pędzimy (tzn. taplamy się w błocie) do PK 15 – Próchnik – polanka nad potokiem Kamienica.
I tu zauważam, że hamulce mi się skończyły...
Szkoda, że zauważam ten fakt na zjeździe...
Zjeżdżam po betonowych płytach z zaciśniętymi klamkami (nic to nie daje), wyhamowywuję więc nogą... masakra :(
Na punkcie dociągam linkę... przednią, bo tylnej nie umiem odkręcić i mam... przedni hamulec – najwyżej wylecę przez kierownicę ale hamulce mam ;-)
Następna ofiara to PK 16 – Kadyny – wieża widokowa. Skoro wieża widokowa to bez problemu da się ją znaleźć. No i się znalazło.
Na wieży foty ale nie wyszły :(
Z 16 na 20-tkę... oj nie będzie łatwo.
Dostaliśmy ostrzeżenie, żeby jechać torami – nie blotem... to jedziemy.
Masakra... nie pamiętam kiedy mnie tak wytelepało.
Nie wyobrażam sobie jazdy tam bez kasku... już widzę swój mózg na torach...
Jakoś udaje nam się zdobyć PK 20 – Święty kamień. Tam mała sesja zdjęciowa.
Darek obok Świętego kamienia© kosma100
Na 20 podziwiamy widoki, weryfikujemy czas i odległość i postanawiamy pedalić do mety z założeniem, że może uda nam się zdobyć PK 18.
Święty kamień© kosma100
Darek siada na Świętym kamieniu© kosma100
W drodze powrotnej łapię kapcia. Pierwszy raz słyszę tak intensywne „SSSSSSSSSSSSSSSSSSSS!!!!!!!”.
Nie dziwne...
Łatanie kapcia na Harpaganie© kosma100
Przecięta opona...
Uuuuu przecięta opona© kosma100
Dziura w oponie© kosma100
Docieramy do 18. Liczymy... i postanawiamy odpuścić PK i pedalić na metę. Dobra decyzja. Przed metą zaliczam glebę OMC przez przeskakujący bębenek :(
Widoczek w drodze na metę Harpagana© kosma100
Dojeżdżamy na metę, odbijamy karty i jedziemy pod szkołę by oddać karty i opróżnić plecak (trzeba zrobić miejsce na izobroniki).
Na boisku najeżdżam na kabel i robię spektakularny ślizg z finałem na asfalcie :(
Obite kolano, potargane JEDYNE bezdziurne getry, wbita kierownica w brzuch i obtłuczone ramie to konsekwencja najechania na kabel :(
Jedziemy do sklepu po browce, następnie myjemy rowery.
W kolejce do myjki poznajemy Turystę (miło było).
Następnie z Niewem i josivem oraz Resztą idziemy na browca.
Było super!!!
Jestem na 6 miejscu wśród 40 kobiet, Darek jest na 94 wśród 320 facetów, open zajmuję JEDYNE SŁUSZNE MIEJSCE dla kosmy100, czyli 100 na 361 uczestników ;-)
Zwycięża Darecki - jeszcze raz gratulacje i szkoda, że tak mało czasu było. Pomimo fajnie było Cię poznać w realu ;-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 128.73km
- Czas 08:31
- VAVG 15.12km/h
- VMAX 43.70km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze