Informacje

  • Wszystkie kilometry: 67375.98 km
  • Km w terenie: 3398.25 km (5.04%)
  • Czas na rowerze: 170d 11h 50m
  • Prędkość średnia: 16.46 km/h
  • Suma w górę: 0 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kosma100.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 30 października 2011 Kategoria 100 km OMC, Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))

Zawsze bardzo boleśnie odczuwałam nieodwracalność zdarzeń...

Zawsze bardzo boleśnie odczuwałem nieodwracalność zdarzeń. Kiedy mama po raz pierwszy zaprowadziła mnie do przedszkola, płakałem jak bóbr, ale był to tylko strach przed nieznanym. Kiedy mnie stamtąd zabierała, bo po wakacjach miałem już pójść do szkoły, beczałem dwa razy głośniej. Beczałem, ponieważ wiedziałem, że nigdy już tam nie wrócę, że dzieje się coś nieodwracalnego. Kiedy zdałem egzamin maturalny, wziąłem od kolegi zmiętego papierosa i poszedłem do ubikacji. Jak wiele razy przedtem, zapaliłem stojąc na muszli. Ale przedtem nie odczuwałem żalu, że coś już się nie powtórzy.*

Dzisiaj nie będzie tekstu piosenki... dzisiaj będzie cytat z książki mojego Wujka – Jerzego Nowosada... Wujka, którego już nie ma między nami... który odszedł ale po którym zostało mi wiele wspomnień, wiele bardzo miłych chwil... pogawędki do rana... no i to poczucie humoru... mam je chyba po Nim... ;-)

Jerzy Nowosad – o sobie:
„Już na długo przed urodzeniem oznaczałem się kolosalnym poczuciem czarnego humoru, czego najlepszym dowodem było późniejsze przyjście na świat. Po pewnym czasie orzekłem samokrytycznie, że dowcip ów był z gatunku raczej miernych, w związku z czym postanowiłem zająć się czymś poważnie.
Pierwszy dowcip opublikowałem w klasie czwartej szkoły podstawowej. Nasza klasa pomagała wychowawczyni w prowadzeniu szkolnej biblioteki. Pewnego dnia układałem książki na półkach, zaś trzy panie nauczycielki zajęte były rozmową w przeciwległym końcu pokoju. W pewnej chwili weszła ówczesna moja sympatia i zapytała mnie: „Czy są dziewczynki?” – mając oczywiście na myśli swoje koleżanki.
Są – odpowiedziałem mając na myśli nauczycielki – ale dorosłe.
Tego to historycznego dnia przylgnęło do mnie niejasne określenie człowieka, o którym należy wiedzieć, że nie wiadomo co i kiedy powie.
Nieco poważniej zająłem się tymi niepoważnymi sprawami na studiach. W tym zajmowaniu posunąłem się do tego stopnia, że kiedy Rada Uczelniana Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach ogłosiła literacki konkurs o „Zielony Kwadrat”, miałem czelność wziąć w nim udział. Ku zdumieniu wszystkich, a szczególnie tych, którzy mieli poważne wątpliwości co do kompletu klepek danych mi przez naturę do dyspozycji, jury kierowane przez pana Aleksandra Baumgartena przyznało mi pierwszą nagrodę oraz „Zielony Kwadrat”. Laur ten spłynął na mnie za króciutkie opowiadanie, humoreskę właściwie, noszącą tytuł Gubernator”. Sukces ten spowodował, że w swej bezczelnej zarozumiałości, zjawiłem się z maszynopisem humoreski w redakcji „Karuzeli” i po upływie pewnego czasu znalazłem ją na jej łamach. Było to w styczniu 1967 roku i od tego czasu stale, nie bez satysfakcji połączonej z przyjemnością, współpracuję z tym uśmiechniętym czasopismem. Kąśliwie uśmiechniętym, muszę dodać.
Jak mi się wydaje, jestem jednym z najmłodszych jej współpracowników, przeto i niewiele mam o sobie do powiedzenia. Niekiedy zdarzają mi się nieomal anegdotyczne sytuacje, których przyczyną jest mój młody wiek i fakt zderzenia nazwiska przy nagłówku felietonu z twarzą właściciela nazwiska. Rzecz w tym, że nie wszyscy wierzą, że mając tyle lat i taką gębę, można w ogóle pisać coś podobnego. Wszelkie próby wytłumaczenia z mojej strony kwitowane są uśmiechem pełnym wyrozumiałości, który rozumieć należy: „On pisze, a więc nie wiadomo jak tam u niego było w dzieciństwie”.
Poza tym, drugim moim wielkim nałogiem jest kabaret. Miałem przyjemność być autorem i aktorem niewielkiego, bo dwuosobowego teatrzyku piosenki, niestety wszelkie z nim związane plany zmuszony zostałem odwiesić na jakiś czas na kołku.
Cóż więcej z planów?. Mam apetyt na niewielki tomik felietonów, między innymi tych drukowanych w macierzystym piśmie, ale na razie kończy się to jedynie na apetycie.
O innych planach nie mogę powiedzieć niczego poza enigmatycznym ho! ho!
Dziękuję za uwagę.”

Pomarudzę...
Znowu kolejne „święta”...
Nie cierpię świąt wszelakiej maści... nie cierpię bo... nie cierpię... nie cierpię schematów, ramek itp.

Kolejne „święto” do odfajkowania to Święto Zmarłych – 1 listopad.
Święto, w zamyśle, może fajne ale niestety rzeczywistość zniekształciła niestety zamiar...
Teraz ważne jest ile kwiatów i zniczów będzie na grobie, w jakich kozaczkach wybiorę się, czy pokażę nowe palto, czy przyjdę z mężem/żoną trzymając się za rękę (nieważne co było parę dni temu), fajnie jak przyprowadzę córeczkę i synka - „parka” musi być...
Tak jak inne święta poszły w innym kierunku (i dlatego „Lubię to nie”), to też poszło za innymi...

Rzadko chodzę na grób mojej Mamy... naprawdę rzadko – 3-5 razy w roku?
Ale myślę o Niej często... prawie codziennie...
Myślę, co było by gdyby... co by powiedziała na to co robię, co bym Jej powiedziała... rozmawiam z Nią prawie codziennie... to taki „mój adwokat Boga” (chociaż kociołek w piekle już rezerwuję), bo wiem, że trafiła do nieba... za to, co dała innym ludziom, ilu pomogła, zawsze z uśmiechniętą twarzą...
Groby są „fajne” - pozwalają nie zapomnieć... dla mnie zbędne...
I pytania: „Byłaś już na grobie?”, „To Ty przywiozłaś kwiaty?” itp. są żałosne...

Miałam sprzątać... ale wczoraj umyłam okna, które nie były myte od grudnia 2010 roku i wystarczy :)

Postanowiłam pojechać na grób mojej dobrej Znajomej, która zmarła nagle... która była SUPER CZŁOWIEKIEM, SUPER NAUCZYCIELEM...

Trochę trudności miałam, bo przez ten tydzień, codziennie usiłowałam sobie przypomnieć jak miała na nazwisko... bezskutecznie... dobrze, że imię pamiętałam....

Na początek jadę do wsiowego sklepu po 2 znicze.
Później na grób Mamy.

„Miejsce zarezerwowane” - no comments...
Miejsce zarezerwowane... no comments © kosma100


Kolejny „cel” - grób Koleżanki...
A więc – Łosień – Niegowonice – Ogrodzieniec.
Po drodze – chyba dzięki jesieni zauważam, po raz pierwszy, pomnik.
Pomnik - bohaterom Armii Czerwonej © kosma100


Dalej... jesienna droga ;-)
Jesienna droga © kosma100


Dojeżdżam do Ogrodzieńca.
Atakuje mnie reklama atrakcji (i dobrze).
Reklama atrakcji © kosma100


Następnie – ś(m)cieżka rowerowa... po pierwsze „górki” przed wjazdem na posesje mogą wywrócić wnętrzości do góry nogami, po drugie... czemu wjazd też jest czerwony???
Ś(m)cieżka rowerowa © kosma100


W Ogrodzieńcu (ot tak!) przypominam sobie nazwisko Kumpeli...

Zamek Ogrodzieniec – Podzamcze – dzisiaj nie jest moim celem ;-)
Zamek Podzamcze Ogrodzieniec © kosma100


Po paru kilometrach trafiam na Biskupice... ups! Pomyliłam kierunki? :D
Biskupice... © kosma100


Dojeżdżam do Dobrakowa i na cmentarz...
Wchodzę, kierując się „intuicją”... gdzie to było na pogrzebie...
Trafiam „tubylczynię” i uderzam do niej... pytam się i okazuje się, że stoję przy grobie kumpeli... magia...
Ech...
Ech... 33 lata... © kosma100


Zapalam znicz...
Światełko... © kosma100


Ruszam z powrotem inną drogą. Przez Siadcza, Szyce, Sierbowice, Szypowice, Siamoszyce.
Po drodze kolejny pomnik.
Pomnik... © kosma100


Siamoszyce
Siamoszyce © kosma100


Siamoszyce © kosma100


Przez Mokrus, Giebło do Ogrodzieńca, następnie do Niegowonic.
Niegowonice skałki © kosma100


Niegowonice skałki © kosma100


Ujechałam się... albo to nie był mój dzień, albo było dużo podjazdów.
Jadę jeszcze do p. Heni, do sklepu i do domku.
Marzę o kąpieli...
Marzę... wchodzę do łazienki i...
Lokatorzy w wannie © kosma100


Przypominam sobie, że wczoraj wpakowałam wszystkie kwiatki do wanny w celu reanimacji.
O.K. Wezmę prysznic... Otwieram drzwi i...
Lokator pod prysznicem © kosma100


Lepszy jeden lokator niż 20.
Edit: nie JEDEN – zapomniałam, że mam kota ;-)
Więc wynoszę kwiatka, kota i mogę wziąć prysznic ;-)

Fajny dzień... dużo myslałam... o kimś... o czymś... o życiu...

* Jerzy Nowosad - "Czerwone oczy".

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
  • DST 98.87km
  • Czas 04:57
  • VAVG 19.97km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Jakiś taki melancholijny nastrój wyczuwam ?
Kotka też była pod prysznicem ?
amiga
- 14:50 poniedziałek, 31 października 2011 | linkuj
Kosma, podzielam Twoje zdanie, na temat tego, co się dzieje teraz na cmentarzach, a jednocześnie pragnę zwrócić uwagę, że to świeto inaczej się nazywa - Wszystkich Świętych, a po nim mamy Dzień Zaduszny, a nie Śwęto Zmarłych.
Oj, chyba mi się zaraz dostanie.

Przepych, szał zakupowy no i te groby przepełnione zniczami, kwiatami, wiązankami itp. Im więcej, tym lepiej, co dla nie których.
Nie o to w tym wszystkim chodzi.
Chodzi o to, aby pamiętać w sercu, wspominać, jaka była, czego Cię nauczyła....itd, bo zmarłemu już nie są potrzebne żywe, piękne i najdroższe kwiatki na grobie.
Dość często sobie wspominam dziadków, lubię sobie nawet popłakać w samotności - takie odreagowanie.
Tymoteuszka
- 11:48 poniedziałek, 31 października 2011 | linkuj
Marudz marudz, nie daleko pada jablko od jablonii i tak jak Twój Wujek, też masz rzesze wiernych czytelnikow. Miec w sobie "to cos" w dzisiejszych czasach to ogromna wartosc.

Drapanko dla Musty!
Anonimowa aga - 08:57 poniedziałek, 31 października 2011 | linkuj
Masakra, 33 lata:(
To straszne
Kajman
- 06:30 poniedziałek, 31 października 2011 | linkuj
Nie wiem dlaczego.
Ale najbardziej jesienne (kolorowe) drogi kojarzą mi się ze Śląskiem !
pozdrawiam
Jurek57
- 22:49 niedziela, 30 października 2011 | linkuj
W dzieciństwie chciałam mieć (w przyszłości) grób naprzeciw grobu Babci - takie ładne miejsce pomiędzy drzewami... ;)
alistar
- 21:29 niedziela, 30 października 2011 | linkuj
Niegowonice - muszę zapamiętać i wjechać kiedyś na te skałki.
fredziomf
- 18:41 niedziela, 30 października 2011 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa piewa
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl