Wpisy archiwalne w kategorii
góry
Dystans całkowity: | 1357.45 km (w terenie 259.00 km; 19.08%) |
Czas w ruchu: | 91:34 |
Średnia prędkość: | 14.82 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.20 km/h |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 61.70 km i 4h 09m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 22 kwietnia 2012
Kategoria góry, Kosmacz - Powsinoga :), W towarzystwie ;)
Pokonferencyjnie w Karpaczu
Day after...
Konferencja wyeliminowała mi towarzysza do kręcenia, pojechałam zatem tylko z jednym :-)
Była zapora,
była downująca Kosma,
były widoczki
i nawet trochę terenu się znalazło ;-)
Był także izobronik.
Było pięknie!!!
Nawet było przytulanie ;-) Gość miał dużą faję!
W hotelu Biała Perła miała takie warunki:
A lokalizacja tego telefonu rozbawiła mnie do łez...
"Hej! Dzwonie do Ciebie..."
"Co to za odgłosy?"
"A nie wiem jakieś zakłócenia".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Konferencja wyeliminowała mi towarzysza do kręcenia, pojechałam zatem tylko z jednym :-)
Była zapora,
Zapora Karpacz© kosma100
była downująca Kosma,
Kosma ustaw się zrobię Ci zdjęcie!© kosma100
były widoczki
Ach jak tu pięknie!© kosma100
i nawet trochę terenu się znalazło ;-)
Trochę terenu ;-)© kosma100
Był także izobronik.
Lwówek na tle gór© kosma100
Było pięknie!!!
Nawet było przytulanie ;-) Gość miał dużą faję!
Przytulanko© kosma100
W hotelu Biała Perła miała takie warunki:
Meridka "w garażu" znaczy w garderobie ;-)© kosma100
A lokalizacja tego telefonu rozbawiła mnie do łez...
"Hej! Dzwonie do Ciebie..."
"Co to za odgłosy?"
"A nie wiem jakieś zakłócenia".
Hej! Dzwonię do Ciebie...© kosma100
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 16.42km
- Czas 01:17
- VAVG 12.79km/h
- Sprzęt Biała Perła
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 kwietnia 2012
Kategoria góry, W towarzystwie ;)
PoKarpaczowo w towarzystwie ;-)
Dosyć często rozważam
Co jest warte me życie
Setka zgranych kawałków
Miraż bycia na szczycie
W takich chwilach najczęściej
Ruszam gdzieś w Połoniny
Tam zmęczony wspinaczką
Człowiek staje się inny
Ref. Tam na dole zostało
Wszystko to co cię męczy
Patrząc z góry wokoło
Świat wydaje się lepszy
Tam na dole zostało wszystko
Wszystko to co cię męczy
Patrząc z góry wokoło
Świat wydaje się lepszy
Uczesane przez wiatry
Gołe szczyty Połonin
Proszą byś po nich poszedł
Biesom, Czadom się skłonił
Z twarzą mokrą od deszczu
Przeziębnięty, zmęczony
Od złych rzeczy na dole
Jesteś mgłą oddzielony*
Konferencja w Karpaczu.
Był wyjazd, był pomysł by zabrać ze sobą rowery.
To zabraliśmy.
Na konferencję.
Do Karpacza.
Świątynia Wang Karpacz© kosma100
Przy Świątynii Wang© kosma100
Ach! Jak tu pięknie!!!© kosma100
Kosmacz napiera w Karpaczu ;-)© kosma100
A co to? :D© kosma100
A to drewno© kosma100
Karpacz1© kosma100
Karpacz2© kosma100
Karpacz3 :)© kosma100
Szlak na Śnieżkę...© kosma100
Wodospadzik© kosma100
Widok na Śnieżkę z ławeczki© kosma100
Oświetlona wiezornym słońcem Śnieżka© kosma100
Schronisko na Śnieżce© kosma100
Ławeczka z widokiem na Śnieżkę© kosma100
Było pięknie!!!
* KSU - "Za mgłą".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądajacych :)
- DST 16.48km
- Czas 01:14
- VAVG 13.36km/h
- Sprzęt Biała Perła
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 września 2011
Kategoria góry, Kellysek :), W towarzystwie ;)
Namestovo - Żywiec
It’s time for you to fix me
‘Cause I can’t breathe
It wasn’t my intention
To let things go this far
All the big ideas
I’ve kept inside
I guess it doesn’t mean that much to you
Don’t you wanna hear
Don’t you wanna see
The colours in my head
No need to lose you hope now
I owe you all you need
But I’m out of function cold and scared inside
This fairytale is almost complete
Like a million lies
But I guess it doesn’t mean that much to you
Don’t you wanna hear
Don’t you wanna see
The colours in my head
The colours in my head*
Jakoś ciężko się zwlekamy z karimat...
pomimo że dzisiaj spalismy w poziomie ;-)
Tym razem w poziomie© kosma100
O 9:30 dopiero ruszamy z miejsca gdzie spaliśmy.
Wcześniej śniadanko we mgle... nad samym brzegiem jeziora...
Most w Namestovie we mgle© kosma100
Mgła nad jeziorem© kosma100
Fota jeziora we mgle
Poranna fota jeziora we mgle© kosma100
Góra we mgle
Góra we mgle© kosma100
Z Namestova jedziemy na Przełęcz Glinne.
Po drodze mamy widok na Babią Górę.
Babia Góra© kosma100
Zakupy© kosma100
Widoczki ;)© kosma100
Widoczki© kosma100
Tam robimy 3-godzinny popas na trawce pod lasem :-)
W Żywcu
W Żywcu© kosma100
Żywiec© kosma100
Podróż powrotna w pociągu... koszmar – 12 rowerów i 12 ludzi w przedziale dla podróżnych z większym bagażem...
Jazda PKP© kosma100
Ale i tak BYŁO PIĘKNIE!!!
* Airbag - „Colours”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 70.80km
- Czas 03:32
- VAVG 20.04km/h
- VMAX 47.30km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 września 2011
Kategoria góry, Kellysek :), W towarzystwie ;)
Trójstyk, Czechy, Słowacja i czarno-biała kaczka ;-)
Es ist nicht einfach, sich plötzlich wieder zu sehen.
Es schleudert unsere Zeit mit voller Wucht zurück.
Und als ob wir es nicht besser wüssten,
spielen wir die Vermissten und fallen über uns her.
Ein Moment voller Hoffnung, ein Moment voller Glück,
in dem wir nicht an gestern denken und was morgen vielleicht ist,
denn dann würd' es wieder weh tun, es wär nicht das erste Mal,
wir versprechen uns nie wieder und glauben selbst nicht dran.
Vielen Dank, für alles was mal war,
für jeden guten Tag, nun sage mir,
wie war dein Leben ohne mich?
Vielen Dank, für alles was mal war.
In unseren Köpfen drehen sich Gedankenspiele.
Was wär gewesen wenn, wo würden wir heut' stehen?
Wir denken an unsere alten Ziele
und suchen nach dem Fehler in unserem System.
Warst du nach uns einsam, oder fühltest du dich frei?
Und was hast du gemacht, in all der Zwischenzeit?
Es ist nicht leicht, das einzusehen, doch wahrscheinlich war es so,
was wir uns geben konnten, war damals nicht genug.
Vielen Dank, für alles was mal war,
für jeden guten Tag, nun sage mir,
wie war dein Leben ohne mich?
Vielen Dank für alles was mal war.
Falls du's vergessen hast, das ist nicht schlimm,
ich erinner' mich für dich,
an alles was mal war.
Am meisten lieben wir die Dinge, die wir nicht haben können.
Wir sollten lernen zu verzichten, doch wir kriegen es nicht hin.
Wir rufen Lebewohl winken uns noch einmal zu,
dann drehen wir uns um und laufen dabei los.
Vielen Dank, für alles was mal war
für jeden guten Tag, nun sage mir,
wie war dein Leben ohne mich?
Vielen Dank, für alles was mal war.
Falls du's vergessen hast, das ist nicht schlimm,
ich erinner' mich für dich
Vielen Dank, für alles was mal war *
Pobudka o 6:00 z krótkimi drzemkami ;-)
Pakowanie namiotu i jedziemy.
Na początek myśl, że śniadanie zjemy gdzieś po drodze na Kubalonkę albo na Kubalonce.
W drodze na Kubalonkę.
W drodze na Przełęcz Kubalonka© kosma100
Później pada propozycja, by jechać na Stecówkę.
Na Kubalonce odbijamy więc na Stecówkę, dojeżdżamy do schroniska gdzie zamierzamy zjeść śniadanie i napić się herbaty.
Herbatę wydają od 9:00, z toalety można skorzystać także od 9:00 siadamy więc na ławeczce podziwiając widoki, jedząc śniadanie popijając Brackim niepasteryzowanym (piwo udało nam się kupić w schronisku przed 9:00 :-)).
Na Stecówce:
Na Stecówce© kosma100
Brackie niepasteryzowane na Stecówce:
Brackie Mastne© kosma100
Ze Stecówki zjeżdżamy w kierunku Istebnej.
Jadąc przez Mlaskawkę spotykamy dziwnego mężczyznę, który nas zagaduje:
„Państwo Kolarze nie widzieli kaczki? Biało-czarnej kaczki?”
Odpowiadamy, że nie widzieliśmy.
Odchodzi popierdując przy każdym kroku ;-)
Droga, która na mapie wygląda na asfalt lub szutrówkę, w rzeczywistości okazuje się błotno – kamienistą masakrą w lesie ;-)
Na mapie to droga© kosma100
W Istebnej wyjeżdżamy na asfalt, którym przemykają kolarze (jakiś maraton szosowy się odbywa). Stajemy na poboczu czekając aż kolarze przejadą.
Wyścig w Istebnej© kosma100
Wtem słyszę okrzyk: „Cześć!”
Okazuje się, że w wyścigu jedzie Dyrektor MDK-u w Miechowie, gdzie odbywała się Mini Odyseja. Jaki ten świat mały ;-)
Z Istebnej do Jaworzynki
Zjazd z widoczkiem© kosma100
Następnie szlakiem na Trójstyk.
Trójstyk© kosma100
Trójstyk© kosma100
Trójstyk granic Rep. Czeskiej, Polski i Słowacji - punkt styku trzech granic państwowych na tzw. Trzycatku. Po stronie polskiej znajduje się miejscowość Jaworzynka, po czeskiej Herczawa (czes. Hrčava), a po słowackiej Czarne (słow. Čierne).
Dokładne miejsce zetknięcia się granic zostało wyznaczone metodą geodezyjną. Jest to źródłowa część koryta Wawrzyczowego Potoku, gdzie wytworzył się głęboki na 8 m i szeroki na 24 m jar. W tym punkcie nie można było umieścić wspólnego obelisku, dlatego ustawiono w odległości kilku metrów od siebie, trzy trójgraniaste granitowe słupy z wyrytymi godłami poszczególnych państw.
Na Trzycatku stykają się dwa regiony historyczne: Śląsk Cieczyński (w Polsce i Rep. Czeskiej) oraz Kisuce (na Słowacji). Formalnie trójstyk granic powstał dopiero w 1993 r. po rozpadzie Czechosłowacji. Do grudnia 2007 r. było tu potrójne, turystyczne przejście graniczne.
Z Trójstyku najpierw żółtym szlakiem przez Czechy, a następnie odbijamy na zielony szlak na Słowację.
Oj robi się terenowo ;-)
Terenowo... ;-)© kosma100
Terenowo :D :D :D© kosma100
Terenowo - wodniście ;-)© kosma100
Kosmacz w kałuży ;-)© kosma100
Terenowo mokro© kosma100
Z miejscowości Svrcinovec do Cadcy jedziemy główną drogą.
Jedzie się ciężko – duży ruch.
Z zamkniętymi oczami odróżniamy kierowcę TIR-a Polaka i Slowaka... kultura jazdy – no comments... Polacy wyprzedzają na centymetry (jeden nawet omc mnie zmiata z drogi) a Słowacy – jak cywilizowani ludzie – z odstępem większym niż Wyborcza.
Widoki rekompensują niedogodności...
Mosty, wiadukty... I love it!© kosma100
Jak już zjeżdżamy na mało uczęszczaną drogę nr 520 zajeżdżamy do knajpy uzupełnić płyny ;-)
Rumaki odpoczywają© kosma100
Piękne widoki :)
Ach te widoki!© kosma100
Kosmacz w górach© kosma100
Następne uzupełnienie płynów ;-)
Kozel© kosma100
Jedziemy dalej... widoki zniewalają ;-)
I niepokoją...
Droga...© kosma100
Droga...© kosma100
Drooooooooooooooga© kosma100
Ech JAK TU PIĘKNIE!!!© kosma100
Widoczek© kosma100
Docieramy do Namestova i znajdujemy super miejscówkę – nad samym jeziorem ale w drzewach ;-)
Tym razem namiot rozbijamy na poziomej powierzchni – nie ma spadania ;-)
Pomimo upału, pomimo podjazdów (albo dzięki nim) BYŁO PIĘKNIE!!!
* Die toten Hosen - „Alles was war”
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 108.33km
- Teren 20.00km
- Czas 06:23
- VAVG 16.97km/h
- VMAX 46.20km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 września 2011
Kategoria góry, Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), W towarzystwie ;)
Początek weekendu, początek gór, początek końca...
Nadszedł weekend, wobec którego (o dziwo!) nie mam planów – nie uczestniczę w rajdzie na orientację ani nie robię imprezy.
Miał nastąpić atak Che ale atak został odwołany :( No cóż… obcęgi do wykręcania sutów już kupione :D :D :D
Biłam się z myślami czy zabrać się za remont i go w końcu skończyć, czy pojechać gdzieś w pi… piękne okolice ;-)
Do podjęcia jedynej słusznej decyzji skłonił mnie Mój Ulubiony Zespołowy Kolega, który po pracy w czwartek poprosił mnie bym Go podrzuciła do mechanika – „to jest tuż za miedzą, w kierunku Tychów”.
„Tuż za miedzą” okazało się Tychami. Więc zanim dotarłam do domu była 18:00 na dodatek wracając nie jechałam obok Castoramy więc nie miałam materiałów do remontu.
Postanowiłam więc jechać w GÓRY ;-)
Wieczorem w czwartek zmieniłam opis na gg na: „Weekend... ja, Rower, Góry, Podjazdy, spanie na dziko... ;-) Będzie pięknie!!!” no i zagadał Stary Znajomy.
Napisał, że jak się zgodzę to pojedzie ze mną.
O.K. :-) Więc samotna ucieczka od wszystkiego okazała się weekendową wycieczką w towarzystwie.
Po pracy w piątek pociągiem z Katowic do Wisły.
W Wiśle byliśmy o 21:00, szybkie zakupy i jedziemy do Wisły Głębce szukać miejscówki do spania na dziko.
Znajdujemy świetne miejsce, przy ulicy na dworzec pkp w Wiśle Głębce. Rozbijamy się w zupełnych ciemnościach podziwiając gwiaździste niebo, rozmawiając, pijąc BRACKIE :-)
Brackie i rozmowy do późnych godzin… a może do wczesnych?
Trochę krzywo… śpiąc raz po raz się zsuwamy… rankiem okazuje się, że 5 metrów dalej było idealne równiutkie miejsce na rozbicie namiotu.
Trochę krzywo...
:-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Miał nastąpić atak Che ale atak został odwołany :( No cóż… obcęgi do wykręcania sutów już kupione :D :D :D
Biłam się z myślami czy zabrać się za remont i go w końcu skończyć, czy pojechać gdzieś w pi… piękne okolice ;-)
Do podjęcia jedynej słusznej decyzji skłonił mnie Mój Ulubiony Zespołowy Kolega, który po pracy w czwartek poprosił mnie bym Go podrzuciła do mechanika – „to jest tuż za miedzą, w kierunku Tychów”.
„Tuż za miedzą” okazało się Tychami. Więc zanim dotarłam do domu była 18:00 na dodatek wracając nie jechałam obok Castoramy więc nie miałam materiałów do remontu.
Postanowiłam więc jechać w GÓRY ;-)
Wieczorem w czwartek zmieniłam opis na gg na: „Weekend... ja, Rower, Góry, Podjazdy, spanie na dziko... ;-) Będzie pięknie!!!” no i zagadał Stary Znajomy.
Napisał, że jak się zgodzę to pojedzie ze mną.
O.K. :-) Więc samotna ucieczka od wszystkiego okazała się weekendową wycieczką w towarzystwie.
Po pracy w piątek pociągiem z Katowic do Wisły.
W Wiśle byliśmy o 21:00, szybkie zakupy i jedziemy do Wisły Głębce szukać miejscówki do spania na dziko.
Znajdujemy świetne miejsce, przy ulicy na dworzec pkp w Wiśle Głębce. Rozbijamy się w zupełnych ciemnościach podziwiając gwiaździste niebo, rozmawiając, pijąc BRACKIE :-)
Brackie i rozmowy do późnych godzin… a może do wczesnych?
Trochę krzywo… śpiąc raz po raz się zsuwamy… rankiem okazuje się, że 5 metrów dalej było idealne równiutkie miejsce na rozbicie namiotu.
Trochę krzywo...
Fajna miejscówka ale trochę krzywo ;-)© kosma100
:-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 8.90km
- Czas 00:38
- VAVG 14.05km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 sierpnia 2011
Kategoria góry, Kellysek :), Orientacyjnie :-), W towarzystwie ;), Z Helenką :)
Izerska Wyrypa 2011
...Chociaż cel wciąż wydaje się być tak odległy
...
Chociaż nic nie nabiera znaczenia od dawna
Trzeba być między ludźmi szukając wciąż światła...
Ktoś, tak bardzo został sam,
W nieprzerwanym zgiełku dnia,
Coraz szybciej płynie czas,
Coraz trudniej znaleźć sens, by dalej iść...
Gdzieś, pośród myśli nikną sny,
Obrócone w drobny pył,
Zapętlonej ciszy gwiazd,
Trzeba znaleźć jeszcze raz
Siłę by dalej iść!!!
Chociaż cel wciąż wydaje się być tak odległy...*
W piątek lądujemy z Darkiem w Zarębie, gdzie w tym roku odbywa się ekstremalny rajd na orientację Izerska Wielka Wyrypa .
Dawno nie jeździliśmy po górach na maratonie na orientację, zobaczymy jak nam pójdzie, jak kondycja itp.
Zasypiamy po 1:00, bo trzeba było pogadać ze znajomymi. Budzę się o 4:30, bo muszę jeszcze wyregulować hamulce, przykręcić mapnik i nasmarować napęd.
Jemy śniadanie i o 6:20 idziemy na odprawę.
Izerska Wyrypa 2011© kosma100
Rajd jest podzielony na dwa etapy - zachodni i wschodni. Na początku dostajemy mikro-mapkę na której zlokalizowane są tylko 2 punkty, na których można odebrać mapy - na jednym z części wschodniej, na drugim z części zachodniej.
Jedziemy odebrać najpierw część zachodnią.
Odbieramy mapy, tutaj kolejny plus dla organizatora – mapy zalaminowane :) chyba po zeszłorocznym doświadczeniu postanowił zabezpieczyć mapy :-) Decydujemy z Darkiem jak jedziemy, rysujemy część trasy i ruszamy zdobywać punkty.
Widoczki zachwycają.
Pierwszy cel to PK W08 - „zakręt ścieżki”.
Jedziemy obok zakładu karnego w Zarębie. Wyobraźnia działa... wyobrażam sobie jak więźniowie chodzą po placu wysypując ziemię z kieszeni ;-) Mimowolnie jadąc obok ogrodzenia wypatruję wykopanej dziury ;-)
Te druty kolczaste, te wieże strażnicze... robią wrażenie... mam ochotę cyknąć fotę ale dopiero co ruszyliśmy... szkoda czasu... kiedyś tu jeszcze wrócę ;-)
Na skrzyżowaniu drogi ze szlakiem zamiast odbić ostro w prawo na szlak niebieski rowerowy jedziemy w prawo obok stawu. Myślimy, że to tu ale rybak uświadamia nam: „tu nie ma drogi, jechało takich dwóch jakieś dwadzieścia minut temu i też zawrócili”.
Za te „dwadzieścia minut” mamy mu ochotę wp.... ;-)
Hmmm staw... niby się zgadza ale jednak wracamy do skrzyżowania i okazuje się, że jednak źle pojechaliśmy. Wjeżdżamy na szlak „rowerowy” i robi się lekki hardcore – mokro... bardzo mokro ;-)
Dojeżdżamy do punktu W08.
Izerska Wyrypa 2011 - na punkcie© kosma100
Kolejny łup to W10 - „skrzyżowanie ścieżek”. Trafiamy na niego bez problemu.
Później kierujemy się na punkt W11 - „skrzyżowanie ścieżki i strumienia.
Po drodze trochę się brudzimy... pierwsze kąpiele kałużowo – błotne ;-)
Izerska Wyrypa - na trasie© kosma100
Skutek kąpieli w kałuży ;-)
Izerska Wyrypa - czarna ospa błotna© kosma100
Chwila (minuta) przerwy – uzupełnienie płynów ;-)
Izerska Wyrypa - uzupełnianie płynów© kosma100
Po zaliczeniu Jedenastki kierujemy się na Trzynastkę - „skrzyżowanie ścieżki i strumienia”.
Skręcamy na skrzyżowaniu dróg, odliczamy metry i... NIC... nie ma żadnej drogi...
Wracamy się. W tym momencie dojeżdża Asia i Robert z Rudego Kota. Też krążą i nie mogą znaleźć tego punktu.
Razem szukamy przedzierając się komuś przez podwórko ;-)
Dzięki uprzejmości tubylca, który krzyczy: „tu coś jest!” odnajdujemy punkt. Okazuje się, że można było jechać prosto na skrzyżowaniu i dotarłoby się do punktu – mapa mówi inaczej ;-)
Jedziemy dalej na W14 - „słupek graniczny 11/85 – w dołku”, roszadując się co chwila z Rudym Kotem :)
Na skrzyżowaniu w lesie Rudy Kot jedzie łukiem w prawo, my zatrzymujemy się i analizujemy... nie podoba nam się ten kierunek. Kompas w ruch... zupełnie nam się nie podoba...
Co robić? Jechać za doświadczonymi zawodnikami czy zaufać sobie?
Spojrzenie na Darka... jedziemy tam gdzie uważamy ;-)
Po chwili Rudy Kot też z nami jedzie... stajemy na zjeździe i patrzymy, że Rudy Kot wraca...
Spojrzenie, chwila namysłu, rzut oka na mapę i jedziemy dalej.
Wszystko dobrze idzie do czasu gdy na naszej drodze nie napotykamy ogrodzenia... jakaś szkółka leśna...
Wrrr...
Obchodzimy ogrodzenie i na azymut przemykamy w kierunku punktu.
Wychodzimy już w Czechach ale szybko się orientujemy gdzie jesteśmy i gnamy do punktu.
Zadowoleni zaliczamy W14 i debatujemy czy kot jest przed nami czy za nami ;-)
Izerska Wyrypa - punkt© kosma100
Jedziemy przez Czechy – Dolni Oldris na punkt W12 - „skrzyżowanie ścieżki i strumienia” Ten opis... mam chyba Deja vu ;-)
Kolejny łup i kolejne „ skrzyżowanie ścieżki i strumienia” zaliczamy bez przeszkód.
Następna ofiara to W09 - „skała na szczycie”... skała na szczycie Czubatki.
W drodze na Czubatkę piękne widoki ;-)
Piękne widoki :) Izerska Wyrypa© kosma100
Na Czubatkę trochę wspinania ale na punkcie... miodzio ;-)
Izerska Wyrypa - Czubatka© kosma100
Izerska Wyrypa - na Czubatce© kosma100
Następnie pedalimy na W07 - „świetlica / przystanek PKS” gdzie jest punkt żywieniowy i wcinamy drożdżówki.
Na posiłku spotykamy ponownie Rudego Kota ;-)
Oni jadą w lewo, my w prawo...
Czyli odpuszczają Szóstkę.
My pedalimy na Szóstkę - „zachodni brzeg stawu”.
Zdobywamy go bez problemu i ciśniemy na Czwórkę - „zagłębienie terenu”.
Na punkcie - Izerska Wyrypa© kosma100
Kolejny cel to punkt W03 - „GRODZISKO – na szczycie”. Oj było ciężko, bo grodzisko zdobywaliśmy od najbardziej stromej strony – było trudno tam wejść a co dopiero wejść z rowerem ;-)
Izerska Wyrypa - Białogóra© kosma100
Grodzisko zdobyte, pedalimy dalej ;-)
Przez Wyrębę na W01 - „na szczycie”, następnie przedziurkować W02 - „piaskownię – zachodnią ścianę”.
Izerska Wyrypa - Piaskownia© kosma100
Izerska Wyrypa - na punkcie© kosma100
Po piaskownicy do Henrykowa do ogródka piwnego...
Izerska Wyrypa - W ogródku piwnym© kosma100
Ogródek piwny - Izerska Wyrypa© kosma100
na energizer a nie izobronik... nie poznaję się ;-)
Później Piątka - „przydrożny jar” i baza by oddać kartę startową pierwszego etapu i chwila na małe co nieco.
O 16:30 ruszamy dalej i tu porażka... tracimy 1 godzinę 10 minut na łażenie po polach, zbożach, krzakach w lesie...
„W końcu docieramy do jakiejś drogi zjeżdżamy do asfaltu. Odnajdujemy zielony szlak i dojeżdżamy do punktu. 17:45, czyli prawie dwie godziny od zakończenia pierwszego etapu. Porażka.
Modyfikujemy plany. Mało czasu więc tylko szybkie punkty. Dojeżdżamy do Leśnej, a stamtąd w kierunku Zamku Czocha. Czuć zmęczenie. Znów podjazdy. E10 to drzewo w zagłębieniu terenu - odnajdujemy szybko. Jedziemy do Złotego Potoku, gdzie czeka na nas żurek. Szkoda czasu ale potrzebujemy czegoś ciepłego. Dobry żurek, ale tracimy tu jakieś 20 minut.
Po drodze widzimy jak koledzy (bodajże z Ustronia) walczą z łańcuchem. Ratujemy ich narzędziami (Darek im pożycza) i jedziemy dalej.
Kierunek: E12 - pod mostem. Bez problemu.**
Po drodze na pierwszy punkt na wschodzie, tuż po wjechaniu na zielony szlak zaliczam glebę... nie glebę - wystrzał z roweru... upadam z impetem na lewą stronę... boli... boję się, że złamałam obojczyk ale szybko się podnoszę (co by Darek foty nie zdążył zrobić ;p) i tylko boli - jestem cała ;-)
Izerska Wyrypa - pod mostem© kosma100
Dochodzi dwudziesta. Naciskam Darka by już wracać krajówką... inaczej nie zdążymy...
Darek ma parcie na chociaż jeden punkt... ja myślę na zimno i przekonuje Go, że nie ma sensu...
Dziwne... to On zawsze naciska by wracać do bazy... teraz ja naciskam a On się upiera by zaliczyć punkt... no cóż...
Wracamy do bazy o 21:04... pyszny makaron i zimny browar ;-)
Później impreza na środku sali na naszych karimatach, opowieści, pokaz zdjęć, było miło ;-)
Chociaż panowie przy drzwiach nie byli zadowoleni ;-)
Moje nogi... liczyłam, że jak wypije 3 piwa to brud przestanie mi przeszkadzać... i nie będę musiała się myć... umyłam się jednak ;-)
Nogi... po Izerskiej Wyrypie ;-)© kosma100
Impreza super, super widoki, super organizacja, super jazda, po prostu super ;-)
Bardzo ale to bardzo mi się podobało ;-)
Ogólnie jestem niemiłosiernie zadowolona, z pierwszej części bardzo, z drugiej mniej.
W Open lądujemy na 32 miejscu. Wśród kobiet jestem czwarta, Darek jest na 29 miejscu .
Darek, dzięki za partnerstwo w kolejnej imprezie na orientację ;-)
Relacja Darka
* Neith - „Codzienność”.
** to cytat z Darka bloga.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 153.52km
- Teren 75.00km
- Czas 09:57
- VAVG 15.43km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 czerwca 2011
Kategoria Kellysek :), In the rain..., góry, Ponad 50 km ;), Z Helenką :)
Równica, Wujek, Sztuka latania oraz Upadla Madonna z Wielkim Cycem ;-)
Prosisz mnie znowu, który to już twój list?
By ci odpisać, jeśli tylko bym mógł
Jakie postępy poczyniłem na dziś
W sztuce latania, najtrudniejszej ze sztuk
Co rano windą wjeżdżam prawie na dach
Jest tu w osiedlu taki najwyższy blok
Codziennie myślę, patrząc z nieba na świat
Co będzie, kiedy wreszcie zrobię ten krok
Ostatni krzyk, łabędzia nuta
I dalej nic w teatrze lalek
Ogólnie mówiąc - life is brutal
Poza tym wszystko doskonale
Wczoraj skoczyłem, miałem skrzydła jak ptak
Raz jeden w życiu każdy chyba to czuł
Ktoś nagle krzyknął: "Tak to każdy by chciał!"
Coś pochwyciło i ściągnęło mnie w dół
Ostatni krzyk, łabędzia nuta...
Ostatni krzyk, łabędzia nuta...
(Life is brutal)
Poza tym wszystko doskonale*
Dzisiaj z Wiktorem jedziemy na Równicę.
Rankiem (o 6:00) z Helenki na dworzec PKP w Zabrzu.
Następnie pociągiem do Katowic, a z Katowic pociągiem do Ustronia – Zdroju.
W Ustroniu na dworcu czeka już na nas wspaniała ekipa w składzie: Poisonek, Zbychu i stin14
Chwila powitania i ruszamy ścieżką rowerową przy Wiśle do Ustronia Polany, gdzie zaczynamy podjazd na Równicę.
Odpoczynek ;)
Odpoczynek again ;)
Po kilku odpoczynkach zdobywamy Równicę i siadamy na tarasie restauracji by odpocząć i uzupełnić płyny.
Wiku – szacun za wjazd na Równicę. Mało kto w wieku 14 lat wjechał na Równicę rowerem ;-)
Po odpoczynku na Równicy ruszamy w dół zaliczając po drodze tor saneczkowy ;-)
Następnie dalej w dół.
Jadę jako ostatnia. Na chwilę gubię z oczu Wiktora. Wyjeżdżam z zakrętu i oczom moim ukazuje się widok: samochód stoi, dwa rowery leżą rzucone na poboczu, na poboczu siedzą Zbychu i Wiktor a nad nimi grupka ludzi... robi mi się słabo... ciemno przed oczami ze strachu... podjeżdżam do nich, a serce chce mi wyskoczyć z klatki...
Okazuje się, że starsza pani, która szła poboczem wyszła wprost pod koła Zbycha. Z racji tego, że pod górę wjeżdżał samochód Zbychu nie miał gdzie uciec więc wjechał na pobocze i zrobił lot przez kierownicę wprost na głowę...
Wiku widząc taką sytuację przed sobą wyhamował i „się zatrzymał” (jak to określił). Znam lepsze sposoby na zatrzymanie ;-)
Wiku już po wyhamowaniu przewrócił się na bok i obtarł rękę.
Kask Zbycha pękł... aż boję się wyobrażać co by było gdyby jechał bez kasku...
Miejsce zdarzenia...
Zbychowi drętwieje ramię, bo naciągnął sobie ścięgna karku podczas uderzenia. Zbieramy się i zjeżdżamy na doł, gdzie czekają na nas Arek i Robert.
Drogą rowerową przy Wiśle jedziemy do Wisły.
Tam...
Ekipa karetki opatruje rany Wikiego.
Były pokazy pierwszej pomocy więc wykorzystaliśmy to ;-)
Następnie oglądam Małysza z czekolady.
Zjadamy obiadek i ruszamy w kierunku Wisły – Malinki.
Zaczyna grzmieć i pada deszcz.
Przeczekujemy najgorszy deszcz pod daszkiem.
Następnie ruszamy dalej.
Skocznia w Wiśle Malince.
Podjeżdżamy na wodospady, a następnie nad jezioro Czerniańskie.
Tam żegnamy się z Ekipą. Ekipa jedzie na przełęcz Kubalonkę a my z Wiktorem zjeżdżamy do Wisły.
W Wiśle lody i postanawiamy jechać do Ustronia.
W Ustroniu wpadamy do restauracji „Allo Allo”.
Tam uzupełniamy płyny, przenosząc się w realia serialu „Allo Allo”. Wystrój, muzyka umożliwia nam poczuć klimat serialu.
Allo Allo ;-)
Jazda testowa nowego roweru ;-)
W Ustroniu centrum sesja przy nowo wyremontowanym placu.
Na koń!!!
Wiku przenosi się w czasie ;-)
Wracamy – pociągiem z Ustronia do Zabrza (z przesiadką w Katowicach), a następnie z Zabrza dworca PKP na Helenkę rowerami.
Wpadamy do McDonalda. Wiku je cheesburgery, po których noga mu tak podaje, że jestem w szoku... po tylu kilometrach, po górach, ma jeszcze tyle siły...
Dzięki całej Ekipie za towarzystwo – było super!!!
Wiku – dzięki za towarzystwo i SZACUN ;-) mam nadzieję, że to nie był ostatni nasz wyjazd w góry ;-)
Co do wypadku na zjeździe... nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszlo. Dla niektórych będzie to przestrogą i dowodem na to, że kask na glowie się jednak przydaje i w wielu przypadkach może uratować przed śmiercią lub kalectwem.
Myślę też, że zdarzenie to pobudziło wyobraźnię Wiktora, któremu i tak na górze powtarzałam milion razy by nie jechał za szybko bo jest tutaj duży ruch... jednak słowa mają mniejszą siłę przebicia... widok tego zdarzenia bardziej przemówi każdemu do rozsądku...
Opis poisonka.
Opis Roberta
Opis Wiktora
* Lady Pank - „Sztuka latania”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
By ci odpisać, jeśli tylko bym mógł
Jakie postępy poczyniłem na dziś
W sztuce latania, najtrudniejszej ze sztuk
Co rano windą wjeżdżam prawie na dach
Jest tu w osiedlu taki najwyższy blok
Codziennie myślę, patrząc z nieba na świat
Co będzie, kiedy wreszcie zrobię ten krok
Ostatni krzyk, łabędzia nuta
I dalej nic w teatrze lalek
Ogólnie mówiąc - life is brutal
Poza tym wszystko doskonale
Wczoraj skoczyłem, miałem skrzydła jak ptak
Raz jeden w życiu każdy chyba to czuł
Ktoś nagle krzyknął: "Tak to każdy by chciał!"
Coś pochwyciło i ściągnęło mnie w dół
Ostatni krzyk, łabędzia nuta...
Ostatni krzyk, łabędzia nuta...
(Life is brutal)
Poza tym wszystko doskonale*
Upadła Madonna z Wielkim Cycem© kosma100
Dzisiaj z Wiktorem jedziemy na Równicę.
Rankiem (o 6:00) z Helenki na dworzec PKP w Zabrzu.
Rankiem, w drodze na dworzec PKP© kosma100
Następnie pociągiem do Katowic, a z Katowic pociągiem do Ustronia – Zdroju.
Na dworcu PKP w Katowicach© kosma100
W Ustroniu na dworcu czeka już na nas wspaniała ekipa w składzie: Poisonek, Zbychu i stin14
Chwila powitania i ruszamy ścieżką rowerową przy Wiśle do Ustronia Polany, gdzie zaczynamy podjazd na Równicę.
Odpoczynek ;)
Odpoczynek w drodze na Równicę© kosma100
Odpoczynek again ;)
W drodze na Równicę© kosma100
Po kilku odpoczynkach zdobywamy Równicę i siadamy na tarasie restauracji by odpocząć i uzupełnić płyny.
Na Równicy© kosma100
Wiku – szacun za wjazd na Równicę. Mało kto w wieku 14 lat wjechał na Równicę rowerem ;-)
Na Równicy ;-)© kosma100
Po odpoczynku na Równicy ruszamy w dół zaliczając po drodze tor saneczkowy ;-)
Następnie dalej w dół.
Jadę jako ostatnia. Na chwilę gubię z oczu Wiktora. Wyjeżdżam z zakrętu i oczom moim ukazuje się widok: samochód stoi, dwa rowery leżą rzucone na poboczu, na poboczu siedzą Zbychu i Wiktor a nad nimi grupka ludzi... robi mi się słabo... ciemno przed oczami ze strachu... podjeżdżam do nich, a serce chce mi wyskoczyć z klatki...
Okazuje się, że starsza pani, która szła poboczem wyszła wprost pod koła Zbycha. Z racji tego, że pod górę wjeżdżał samochód Zbychu nie miał gdzie uciec więc wjechał na pobocze i zrobił lot przez kierownicę wprost na głowę...
Wiku widząc taką sytuację przed sobą wyhamował i „się zatrzymał” (jak to określił). Znam lepsze sposoby na zatrzymanie ;-)
Wiku już po wyhamowaniu przewrócił się na bok i obtarł rękę.
Kask Zbycha pękł... aż boję się wyobrażać co by było gdyby jechał bez kasku...
Zniszczony kask po upadku...© kosma100
Miejsce zdarzenia...
Miejsce wypadku© kosma100
Zbychowi drętwieje ramię, bo naciągnął sobie ścięgna karku podczas uderzenia. Zbieramy się i zjeżdżamy na doł, gdzie czekają na nas Arek i Robert.
Drogą rowerową przy Wiśle jedziemy do Wisły.
Tam...
Karetka© kosma100
Ekipa karetki opatruje rany Wikiego.
Opatrywanie ran Wikiego© kosma100
Były pokazy pierwszej pomocy więc wykorzystaliśmy to ;-)
Następnie oglądam Małysza z czekolady.
Figura Małysza z białej czekolady© kosma100
Zjadamy obiadek i ruszamy w kierunku Wisły – Malinki.
Zaczyna grzmieć i pada deszcz.
Przeczekujemy najgorszy deszcz pod daszkiem.
Przeczekać deszcz...© kosma100
Następnie ruszamy dalej.
Skocznia w Wiśle Malince.
Wiku pod skocznią w Wiśle Malince© kosma100
Podjeżdżamy na wodospady, a następnie nad jezioro Czerniańskie.
Wiku nad jeziorem Czerniańskim© kosma100
Jezioro Czerniańskie© kosma100
Ekipa nad jeziorem Czerniańskim© kosma100
Ekipa nad jeziorem Czerniańskim© kosma100
Tam żegnamy się z Ekipą. Ekipa jedzie na przełęcz Kubalonkę a my z Wiktorem zjeżdżamy do Wisły.
W Wiśle lody i postanawiamy jechać do Ustronia.
W Ustroniu wpadamy do restauracji „Allo Allo”.
Allo Allo© kosma100
Tam uzupełniamy płyny, przenosząc się w realia serialu „Allo Allo”. Wystrój, muzyka umożliwia nam poczuć klimat serialu.
Allo Allo ;-)
Wiku w hełmie w restauracji Allo Allo© kosma100
Jazda testowa nowego roweru ;-)
Kellysek mi się już znudził ;-)© kosma100
W Ustroniu centrum sesja przy nowo wyremontowanym placu.
Na koń!!!
Na koń!!!© kosma100
Wiku przenosi się w czasie ;-)
Wiku uważaj na samochody!© kosma100
Wracamy – pociągiem z Ustronia do Zabrza (z przesiadką w Katowicach), a następnie z Zabrza dworca PKP na Helenkę rowerami.
Wpadamy do McDonalda. Wiku je cheesburgery, po których noga mu tak podaje, że jestem w szoku... po tylu kilometrach, po górach, ma jeszcze tyle siły...
Dzięki całej Ekipie za towarzystwo – było super!!!
Wiku – dzięki za towarzystwo i SZACUN ;-) mam nadzieję, że to nie był ostatni nasz wyjazd w góry ;-)
Co do wypadku na zjeździe... nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszlo. Dla niektórych będzie to przestrogą i dowodem na to, że kask na glowie się jednak przydaje i w wielu przypadkach może uratować przed śmiercią lub kalectwem.
Myślę też, że zdarzenie to pobudziło wyobraźnię Wiktora, któremu i tak na górze powtarzałam milion razy by nie jechał za szybko bo jest tutaj duży ruch... jednak słowa mają mniejszą siłę przebicia... widok tego zdarzenia bardziej przemówi każdemu do rozsądku...
Opis poisonka.
Opis Roberta
Opis Wiktora
* Lady Pank - „Sztuka latania”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 71.53km
- Czas 04:23
- VAVG 16.32km/h
- VMAX 46.60km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 października 2010
Kategoria góry, Kellysek :), Orientacyjnie :-), W towarzystwie ;), Z Helenką :)
Odyseja Rożnowska - dzień 1
Odyseja Rożnowska 2010
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
Ze świata czterech stron,
z jarzębinowych dróg,
gdzie las spalony,
wiatr zmęczony,
noc i front,
gdzie nie zebrany plon,
gdzie poczerniały głóg,
wstaje dzień.
Słońce przytuli nas
do swych rąk.
I spójrz: ziemia aż ciężka od krwi,
znowu urodzi nam zboża łan,
złoty kurz.
Przyjmą kobiety nas
pod swój dach.
I spójrz: będą śmiać się przez łzy.
Znowu do tańca ktoś zagra nam.
Może już
za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś.
Chleby upieką się w piecach nam.
I spójrz: tam gdzie tylko był dym,
kwiatem zabliźni się wojny ślad,
barwą róż.
Dzieci urodzą się nowe nam.
I spójrz: będą śmiać się, że my
znów wspominamy ten podły czas,
porę burz.
Za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś,
za noc, za dzień,
doczekasz się,
wstanie świt.*
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
będziemy sklasyfikowani...
Wiedzieliśmy, że mało jeździmy w tym roku, że kondycja pozostawia wiele do życzenia ale pojechaliśmy. W tym roku, z powodu innych obowiązków byłam tylko na Odysei Wiosennej i BikeOriencie, resztę rajdów na orientację odpuściłam – trzeba było ustawić priorytety. Przed Odyseją wspominamy, że kiedyś zajmowało się 31 miejsce na 85 startujących team'ów :),
5 miejsce w kategorii MIX
To nic, jedziemy. Jedziemy rekreacyjnie, chociaż na trasie orienteering maraton.
Na starcie
Po drodze podziwiamy widoki i przystajemy by zrobić zdjęcie :)
Darek z widoczkiem
Pierwszy punkt, który zamierzamy zaliczyć to 8. Jadąc na nią, nie kontrolujemy drogi i jak przystajemy, to okazuje się, że wjechaliśmy w złą ścieżkę.
To nic, zgodnie z naszym postawionym celem: „próbujemy na skróty a nie na łatwiznę” postanawiamy dotrzeć do tego punktu terenem.
Przedzieramy się leśnymi ścieżkami, po dość stromym zjeździe okazuje się, ze Darek zgubił mapę z mapnikiem... świetnie! Darek wraca na górę w poszukiwaniu mapnika a ja czekam na Niego.
Czas mija a Darka nie ma. W międzyczasie badam okolicę i szukam grzybów :-)
Okazuje się, że jakoś umknęły nam narysowane na mapie cienkie, niebieskie linie i zabrnęliśmy w miejsce otoczone z 3 stron strumykami... bosko! Zachowujemy się jak zupełni amatorzy, a przecież to nie jest nasz pierwszy rajd na orientację.
Zaczynam się obawiać, że zgubimy się z Darkiem – długo Go nie ma, a ja nie mam komórki przy sobie. Cóż nawet jak bym ją miała to by mi to nic nie dało – w tych okolicach nie było w ogóle zasięgu z Orange.
Wreszcie widzę Darka... uff to by był dopiero niewypał – zgubić się z partnerem z drużyny na rajdzie na orientację, hehehe.
Rowery czekające na Darka
No cóż decydujemy się na przeprawę przez strumyk. Na początku myślimy, że trzeba będzie ściągnąć buty ale jakoś udaje nam się przejść przez niego suchą nogą. Chociaż łatwo nie było :-)
Przeprawa przez strumyk
Zaliczamy 8 i jedziemy na 1.
Po drodze co chwilę staję by zrobić zdjęcie.
Czasami bywało pod górkę... :)
Darek foci górkę :)
Górka, która z dołu wyglądała na „nie do wjechania” zostaje przez nas pokonana – i mnie i Darkowi udaje się na nią wjechać – fajnie ;-)
Na 1 trafiamy bez problemu – o dziwo ;p
Zjeżdżając z 1 przejeżdżamy obok szpitala leśnego partyz. A.K.
Kierujemy się na 3. Przed samą trójką zaliczam glebę – zabłocone spd nie chce się wypiąć gdy zarzuca mnie na podmokłej trawie, przewracam się na bok, lądując na rurce i obijając kolano oraz rękę.
Po zaliczeniu 3 jedziemy w kierunku 4. Na skrzyżowaniu dróg, przy kapliczce robimy przerwę na popas.
Uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy, ile przejechaliśmy, ile czasu minęło i... postanawiamy zmienić wcześniej zaplanowaną trasę – już wiemy, że naprawdę jedziemy już tylko rekreacyjnie – nie mamy szans na zdobycie ośmiu punktów :( no cóż i tak jest pięknie, pedalimy dalej podziwiając widoki, robiąc zdjęcia, śmiejąc się, odreagowujemy naszą ostatnio szarą i zagmatwaną rzeczywistość.
Postanawiamy wracać, zaliczając po drodze 10 i 11.
Na 10:
Po zaliczeniu 10 plany znowu ulegają zmianie – patrząc na poziomice na mapie odpuszczamy 11 i kierujemy się do bazy rajdu.
Kąpiel i siedzimy nad jeziorem czekając na pozostałych uczestników. Jak tu jest pięknie!
Zachód słońca nad jeziorem Rożnowskim
Wieczorem ognisko z kiełbaskami i piwo. Pogaduchy ze znajomymi. Organizator tym razem zaskoczył pozytywnie. Ognisko i pieczenie kiełbasek jest nie tylko na stronie internetowej ale także w realu ;-) Idziemy spać wiedząc, że jutro będzie czysta rekreacja...
Relacja Darka.
* Strachy na Lachy - „Nim wstanie dzień”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
Ze świata czterech stron,
z jarzębinowych dróg,
gdzie las spalony,
wiatr zmęczony,
noc i front,
gdzie nie zebrany plon,
gdzie poczerniały głóg,
wstaje dzień.
Słońce przytuli nas
do swych rąk.
I spójrz: ziemia aż ciężka od krwi,
znowu urodzi nam zboża łan,
złoty kurz.
Przyjmą kobiety nas
pod swój dach.
I spójrz: będą śmiać się przez łzy.
Znowu do tańca ktoś zagra nam.
Może już
za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś.
Chleby upieką się w piecach nam.
I spójrz: tam gdzie tylko był dym,
kwiatem zabliźni się wojny ślad,
barwą róż.
Dzieci urodzą się nowe nam.
I spójrz: będą śmiać się, że my
znów wspominamy ten podły czas,
porę burz.
Za dzień, za dwa,
za noc, za trzy,
choć nie dziś,
za noc, za dzień,
doczekasz się,
wstanie świt.*
Może już za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś...
będziemy sklasyfikowani...
Wiedzieliśmy, że mało jeździmy w tym roku, że kondycja pozostawia wiele do życzenia ale pojechaliśmy. W tym roku, z powodu innych obowiązków byłam tylko na Odysei Wiosennej i BikeOriencie, resztę rajdów na orientację odpuściłam – trzeba było ustawić priorytety. Przed Odyseją wspominamy, że kiedyś zajmowało się 31 miejsce na 85 startujących team'ów :),
5 miejsce w kategorii MIX
To nic, jedziemy. Jedziemy rekreacyjnie, chociaż na trasie orienteering maraton.
Na starcie
Po drodze podziwiamy widoki i przystajemy by zrobić zdjęcie :)
Darek z widoczkiem
Pierwszy punkt, który zamierzamy zaliczyć to 8. Jadąc na nią, nie kontrolujemy drogi i jak przystajemy, to okazuje się, że wjechaliśmy w złą ścieżkę.
To nic, zgodnie z naszym postawionym celem: „próbujemy na skróty a nie na łatwiznę” postanawiamy dotrzeć do tego punktu terenem.
Przedzieramy się leśnymi ścieżkami, po dość stromym zjeździe okazuje się, ze Darek zgubił mapę z mapnikiem... świetnie! Darek wraca na górę w poszukiwaniu mapnika a ja czekam na Niego.
Czas mija a Darka nie ma. W międzyczasie badam okolicę i szukam grzybów :-)
Okazuje się, że jakoś umknęły nam narysowane na mapie cienkie, niebieskie linie i zabrnęliśmy w miejsce otoczone z 3 stron strumykami... bosko! Zachowujemy się jak zupełni amatorzy, a przecież to nie jest nasz pierwszy rajd na orientację.
Zaczynam się obawiać, że zgubimy się z Darkiem – długo Go nie ma, a ja nie mam komórki przy sobie. Cóż nawet jak bym ją miała to by mi to nic nie dało – w tych okolicach nie było w ogóle zasięgu z Orange.
Wreszcie widzę Darka... uff to by był dopiero niewypał – zgubić się z partnerem z drużyny na rajdzie na orientację, hehehe.
Rowery czekające na Darka
No cóż decydujemy się na przeprawę przez strumyk. Na początku myślimy, że trzeba będzie ściągnąć buty ale jakoś udaje nam się przejść przez niego suchą nogą. Chociaż łatwo nie było :-)
Przeprawa przez strumyk
Przeprawa przez strumyk© kosma100
Zaliczamy 8 i jedziemy na 1.
Po drodze co chwilę staję by zrobić zdjęcie.
Czasami bywało pod górkę... :)
Darek foci górkę :)
Górka, która z dołu wyglądała na „nie do wjechania” zostaje przez nas pokonana – i mnie i Darkowi udaje się na nią wjechać – fajnie ;-)
Na 1 trafiamy bez problemu – o dziwo ;p
Zjeżdżając z 1 przejeżdżamy obok szpitala leśnego partyz. A.K.
Kierujemy się na 3. Przed samą trójką zaliczam glebę – zabłocone spd nie chce się wypiąć gdy zarzuca mnie na podmokłej trawie, przewracam się na bok, lądując na rurce i obijając kolano oraz rękę.
Po zaliczeniu 3 jedziemy w kierunku 4. Na skrzyżowaniu dróg, przy kapliczce robimy przerwę na popas.
Uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy, ile przejechaliśmy, ile czasu minęło i... postanawiamy zmienić wcześniej zaplanowaną trasę – już wiemy, że naprawdę jedziemy już tylko rekreacyjnie – nie mamy szans na zdobycie ośmiu punktów :( no cóż i tak jest pięknie, pedalimy dalej podziwiając widoki, robiąc zdjęcia, śmiejąc się, odreagowujemy naszą ostatnio szarą i zagmatwaną rzeczywistość.
Widoczek :)© kosma100
Postanawiamy wracać, zaliczając po drodze 10 i 11.
Na 10:
Po zaliczeniu 10 plany znowu ulegają zmianie – patrząc na poziomice na mapie odpuszczamy 11 i kierujemy się do bazy rajdu.
Kąpiel i siedzimy nad jeziorem czekając na pozostałych uczestników. Jak tu jest pięknie!
Zachód słońca nad jeziorem Rożnowskim
Wieczorem ognisko z kiełbaskami i piwo. Pogaduchy ze znajomymi. Organizator tym razem zaskoczył pozytywnie. Ognisko i pieczenie kiełbasek jest nie tylko na stronie internetowej ale także w realu ;-) Idziemy spać wiedząc, że jutro będzie czysta rekreacja...
Relacja Darka.
* Strachy na Lachy - „Nim wstanie dzień”.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 40.79km
- Czas 03:32
- VAVG 11.54km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 października 2009
Kategoria góry, Meridka :), Orientacyjnie :-), Ponad 50 km ;), W towarzystwie ;), Z Helenką :), Z nie swoimi rzeczami- C by Wiki
Odyseja - dzień 1
Odyseja – dzień 1
Patrzą na mnie
Przez witraże tego nieba różowego
Uczuciami pogmatwany
Nie potrafię znaleźć szczęścia
Mówią ludzie
Jest mu dobrze
Pewnie pełen jest nadziei
Chciałbym umieć nienawidzić
Nie potrafię nawet krzywdzić
Raj upragniony
Raj który chciałeś
Raj nie istnieje
Raj wydumałeś
Patrzę na nich
Na dno studni
Wypełnionej ludzkim żalem
Dzień po dniu
Noc po nocy
Jak zaklęty powtarzałem
Tracę wiarę w miłość
Dobro, przyjaźń, prawdę
Szczerość, wolność
Zwykłych ludzi, zwykłe słowa
Szukam błądzę
Nie znam drogi
Raj upragniony
Raj który chciałeś
Raj nie istnieje
Raj wydumałeś
Mój udział w Odysei od 21 września, kiedy to zostałam potrącona przez samochód, stał pod wielkim znakiem zapytania.
25 września, po wyjściu od lekarza, trzymając w rękach kolejne L4 (do 2 października), receptę na zastrzyki rozrzedzające krew, czując się wypompowana i zaciskając zęby z powodu bólu kręgosłupa postanowiłam zadzwonić do mojego Rowerowego Partnera informując Go, że niestety rezygnuję z Odysei.
Było mi przykro, chciało mi się płakać, ponieważ czekałam na tę imprezę i bardzo chciałam pojechać.
Względy zdrowotne wygrały jednak z chęciami i rowerowym nałogiem.
Załatwiłam Darkowi Partnerkę i piątek spędziłam na rozpaczaniu z tego powodu…
W niedzielę poczułam się lepiej – kręgosłup już tak nie przeszkadzał, zaczęło jednak ściskać w gardle gdy myślałam, że nie pojadę na Odyseję.
„Odkręciłam” piątkową decyzję i zadowolona czekałam na Odyseję.
Problem tkwił w tym, że nie miałam sprawnego rowerka – Kellysek czeka na przegląd po wypadku, a Meridka ma nowego właściciela.
Pożyczyłam więc Meridkę od Wiktora (dzięki Wiku) i ruszyłam na Odyseję :-)
W piątek wieczorno – nocna posiadówa z osobami, z którymi dawno się nie widzieliśmy oraz z nowymi twarzami. Śmiechy, rozmowy o wszystkim popijane złotym napojem do późnych godzin nocnych albo wczesno porannych :-)
Rano, pomimo dzwonków przypomnień, budzików i drzemek, trudno było się zebrać.
W końcu udało się ruszyć cztery litery.
O 9:00 ruszamy z Darkiem z bazy na miejsce startu – start jest w Stryszowie przy Urzędzie Gminy, a baza znajduje się w ośrodku Caritas w Zakrzowie.
Pierwszy zjazd „na dzień dobry” bardzo mi się podoba :) oczywiście hamuję, ponieważ nie mam na tyle odwagi by pędzić z górki z pełną prędkością ale i tak jest super.
Darek na zjeździe:
Widoki zachwycają i zapierają mi dech w piersiach.
Widok podczas zjazdu z bazy.
Dojeżdżamy na start – wcześnie, za wcześnie. Postanowiliśmy więc pojechać pod górę by zrobić sobie wspólną fotę :)
Na starcie
Następuje rozdanie map, a następnie start.
Od paru startów w rajdach na orientacje tłumaczyliśmy sobie, że nie warto gnać zaraz po starcie, tylko trzeba sobie na spokojnie przeanalizować mapę, zaznaczyć markerem trasę, a dopiero ruszać.
Mimo tego, że wiedzieliśmy co chcemy zrobić, to nigdy nie udało nam się wprowadzić tego planu w czyn.
Teraz nam się udało :-)
Siedzieliśmy na spokojnie, gdy tymczasem wszyscy już dawno pojechali.
Przeanalizowaliśmy mapę, zważyliśmy nasze możliwości i zaplanowaliśmy trasę. Już na początku odpuściliśmy punkt 1, 10, 13, 12. Punkt 11 mieliśmy zaliczyć jak nam starczy czasu i sił.
Ruszyliśmy na wschód. Drogą główną przez Stryszów, Zakrzów, Stronie do Leśnicy. Tam wjeżdżamy w teren. Pierwszy podjazd daje nam w kość – przypomina, że jesteśmy w górach :)
Widoki z pierwszego poważniejszego podjazdu - w oddali Kalwaria.
Super trasy :)
Darek zaczyna się rozbierać...
Pierwszy podjazd zaliczony :)
Ach te widoki – warto było się tu wspiąć :)
Zdobywamy punkt numer 8, który zlokalizowany jest „na rogu lasu”. Potem jeszcze troszkę podjazdu i zjazd do Skawinki.
Jedziemy asfaltem do Lanckorony. Punkt 9 mieści się przy ruinach zamku, z południowej strony.
Po drodze na ten punkt pijemy „anielski izotonik” ze studni Trzeciego Anioła.
W Lanckoronie podziwiamy Rynek. Niestety jedyne zdjęcie z Rynku to Izba Pamięci :(
Ruiny zamku
Po zdobyciu 9 jedziemy niebieskim szlakiem. Tam pewna pani po zaobserwowaniu jak zjeżdżam z górki, mówi do sprowadzającego rower Darka: „Pan jest mądrzejszy”. Śmiejemy się z tego tekstu przez cały dzień :)
Jedziemy do Kalwarii.
Zastanawiamy się z Darkiem po co i dlaczego, komu i w jakim celu powstały te kapliczki i ta droga...
Kalwaria jest ośrodkiem ruchu pielgrzymkowego do sanktuarium pasyjno-maryjnego oo. bernardynów, w skład którego wchodzi klasztor bernardynów, Bazylika Matki Boskiej Anielskiej oraz zespół 42 kapliczek i kościółków (tzw. Dróżki). Ten manierystyczno-barokowy zespół z XVII i XVIII wieku został w 1999 r. wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Odwiedza go rocznie 300 tys. turystów i pątników.
Kalwarię tworzą 42 kaplice i kościoły. Dróżki Pana Jezusa (28 stacji), opowiadając historię od wyjścia w Wielki Czwartek z Wieczernika, aż do Jego śmierci i pogrzebu. Są tu kaplice: Wieczernika, Ogrójca, Pojmania na Cedronie, domy Annasza i Kajfasza, pałac Heroda i Piłata. Dróżki Matki Boskiej (24 stacje), obrazujące boleść, pogrzeb i tryumf. Część kaplic jest wspólna, np. Kościół Grobu Matki Bożej, Wieczernik czy Kościół Ukrzyżowania. Są również zupełnie odrębne budowle, jak Betsaida, Kościół Wniebowstąpienia czy Pustelnia św. Marii Magdaleny.
Kapliczka w Kalwarii.
Po przejeździe przez pielgrzymkowy szlak kapliczek i kościółków pedalimy na punkt numer 4.
Nie jest łatwo. Stromo i z przeszkodami. Nie zniechęca nas to jednak – pedalimy dalej.
Czwórka okazuje się masakrą.
Wiele zespołów rozdziela się tutaj by w pojedynkę zdobyć ten punkt...
A my dzielnie dajemy radę ;-)
Końcówka przed 4 to już przesada :)
Zjeżdżamy na dół, tam wspólna fota i w drogę :)
Kultura... niestety to „nasi”... :/
Ruszamy na 3 na Ostrą Górę.
Piękne widoki... :)
Po zaliczeniu 3 jedziemy czarnym szlakiem prowadzącym po ulicy następnie w Łękawicy trochę wspinania i jazda drogą wzdłuż poziomic :)
Odbijamy Dwójkę, która jest ulokowana na szczycie.
Następnie szlakiem rowerowym kierujemy się do Marcówki.
Z utęsknieniem czekamy na bar oznaczony na mapie. Niestety baru nie ma :(
Na 5 tracimy trochę czasu, bo zaufaliśmy ekipie wracającej z punktu, zamiast jechać według swoich planów.
W Marcówce robimy postój w barze :-)
Uzupełniamy zapasy wody, jemy i pijemy izotonika, po którym Darka otrzepuje :D
Po odpoczynku ruszamy na podbój Szóstki. Wprowadzając pod górę mijamy się ze zjeżdżającym tomalosem... straszny zjazd.
Po zdobyciu 6 postanawiamy nie zjeżdżać tą sama drogą tylko jechać prosto i zjechać następną.
Gubimy się.
Lądujemy w krzakach... tutaj pomaga nam kompas. Idziemy „na azymut”, przedzierając się przez krzaki i chaszcze.
Docieramy wreszcie do drogi... jest późno, sił ubywa...
Jedziemy w kierunku bazy. Jedziemy to zbyt ambitne określenie... wleczemy się.
Pod ostatnia górę naprawdę jest ciężko.
Docieramy w końcu do bazy – 18:07 – 7 minut spóźnienia czyli 35 minut kary.
Dodatkowo doliczone minuty karne za niezdobyte punkty.
Zadowoleni, uśmiechnięci dowiadujemy się, że nie ma ogniska, idziemy się kąpać i wieczorna „imprezka” na której wszyscy padają przed 22:00.
BYŁO PIĘKNIE!!!
Dawno nie doznałam takiej przyjemności z jazdy na rowerze – piękna okolica i przesympatyczne towarzystwo.
Sorki za nadmiar zdjęć, ale widoki były tak piękne, że nie mogłam się oprzeć :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Patrzą na mnie
Przez witraże tego nieba różowego
Uczuciami pogmatwany
Nie potrafię znaleźć szczęścia
Mówią ludzie
Jest mu dobrze
Pewnie pełen jest nadziei
Chciałbym umieć nienawidzić
Nie potrafię nawet krzywdzić
Raj upragniony
Raj który chciałeś
Raj nie istnieje
Raj wydumałeś
Patrzę na nich
Na dno studni
Wypełnionej ludzkim żalem
Dzień po dniu
Noc po nocy
Jak zaklęty powtarzałem
Tracę wiarę w miłość
Dobro, przyjaźń, prawdę
Szczerość, wolność
Zwykłych ludzi, zwykłe słowa
Szukam błądzę
Nie znam drogi
Raj upragniony
Raj który chciałeś
Raj nie istnieje
Raj wydumałeś
Mój udział w Odysei od 21 września, kiedy to zostałam potrącona przez samochód, stał pod wielkim znakiem zapytania.
25 września, po wyjściu od lekarza, trzymając w rękach kolejne L4 (do 2 października), receptę na zastrzyki rozrzedzające krew, czując się wypompowana i zaciskając zęby z powodu bólu kręgosłupa postanowiłam zadzwonić do mojego Rowerowego Partnera informując Go, że niestety rezygnuję z Odysei.
Było mi przykro, chciało mi się płakać, ponieważ czekałam na tę imprezę i bardzo chciałam pojechać.
Względy zdrowotne wygrały jednak z chęciami i rowerowym nałogiem.
Załatwiłam Darkowi Partnerkę i piątek spędziłam na rozpaczaniu z tego powodu…
W niedzielę poczułam się lepiej – kręgosłup już tak nie przeszkadzał, zaczęło jednak ściskać w gardle gdy myślałam, że nie pojadę na Odyseję.
„Odkręciłam” piątkową decyzję i zadowolona czekałam na Odyseję.
Problem tkwił w tym, że nie miałam sprawnego rowerka – Kellysek czeka na przegląd po wypadku, a Meridka ma nowego właściciela.
Pożyczyłam więc Meridkę od Wiktora (dzięki Wiku) i ruszyłam na Odyseję :-)
W piątek wieczorno – nocna posiadówa z osobami, z którymi dawno się nie widzieliśmy oraz z nowymi twarzami. Śmiechy, rozmowy o wszystkim popijane złotym napojem do późnych godzin nocnych albo wczesno porannych :-)
Rano, pomimo dzwonków przypomnień, budzików i drzemek, trudno było się zebrać.
W końcu udało się ruszyć cztery litery.
O 9:00 ruszamy z Darkiem z bazy na miejsce startu – start jest w Stryszowie przy Urzędzie Gminy, a baza znajduje się w ośrodku Caritas w Zakrzowie.
Pierwszy zjazd „na dzień dobry” bardzo mi się podoba :) oczywiście hamuję, ponieważ nie mam na tyle odwagi by pędzić z górki z pełną prędkością ale i tak jest super.
Darek na zjeździe:
Widoki zachwycają i zapierają mi dech w piersiach.
Widok podczas zjazdu z bazy.
Dojeżdżamy na start – wcześnie, za wcześnie. Postanowiliśmy więc pojechać pod górę by zrobić sobie wspólną fotę :)
Na starcie
Następuje rozdanie map, a następnie start.
Od paru startów w rajdach na orientacje tłumaczyliśmy sobie, że nie warto gnać zaraz po starcie, tylko trzeba sobie na spokojnie przeanalizować mapę, zaznaczyć markerem trasę, a dopiero ruszać.
Mimo tego, że wiedzieliśmy co chcemy zrobić, to nigdy nie udało nam się wprowadzić tego planu w czyn.
Teraz nam się udało :-)
Siedzieliśmy na spokojnie, gdy tymczasem wszyscy już dawno pojechali.
Przeanalizowaliśmy mapę, zważyliśmy nasze możliwości i zaplanowaliśmy trasę. Już na początku odpuściliśmy punkt 1, 10, 13, 12. Punkt 11 mieliśmy zaliczyć jak nam starczy czasu i sił.
Ruszyliśmy na wschód. Drogą główną przez Stryszów, Zakrzów, Stronie do Leśnicy. Tam wjeżdżamy w teren. Pierwszy podjazd daje nam w kość – przypomina, że jesteśmy w górach :)
Widoki z pierwszego poważniejszego podjazdu - w oddali Kalwaria.
Super trasy :)
Darek zaczyna się rozbierać...
Pierwszy podjazd zaliczony :)
Ach te widoki – warto było się tu wspiąć :)
Zdobywamy punkt numer 8, który zlokalizowany jest „na rogu lasu”. Potem jeszcze troszkę podjazdu i zjazd do Skawinki.
Jedziemy asfaltem do Lanckorony. Punkt 9 mieści się przy ruinach zamku, z południowej strony.
Po drodze na ten punkt pijemy „anielski izotonik” ze studni Trzeciego Anioła.
W Lanckoronie podziwiamy Rynek. Niestety jedyne zdjęcie z Rynku to Izba Pamięci :(
Ruiny zamku
Po zdobyciu 9 jedziemy niebieskim szlakiem. Tam pewna pani po zaobserwowaniu jak zjeżdżam z górki, mówi do sprowadzającego rower Darka: „Pan jest mądrzejszy”. Śmiejemy się z tego tekstu przez cały dzień :)
Jedziemy do Kalwarii.
Zastanawiamy się z Darkiem po co i dlaczego, komu i w jakim celu powstały te kapliczki i ta droga...
Kalwaria jest ośrodkiem ruchu pielgrzymkowego do sanktuarium pasyjno-maryjnego oo. bernardynów, w skład którego wchodzi klasztor bernardynów, Bazylika Matki Boskiej Anielskiej oraz zespół 42 kapliczek i kościółków (tzw. Dróżki). Ten manierystyczno-barokowy zespół z XVII i XVIII wieku został w 1999 r. wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Odwiedza go rocznie 300 tys. turystów i pątników.
Kalwarię tworzą 42 kaplice i kościoły. Dróżki Pana Jezusa (28 stacji), opowiadając historię od wyjścia w Wielki Czwartek z Wieczernika, aż do Jego śmierci i pogrzebu. Są tu kaplice: Wieczernika, Ogrójca, Pojmania na Cedronie, domy Annasza i Kajfasza, pałac Heroda i Piłata. Dróżki Matki Boskiej (24 stacje), obrazujące boleść, pogrzeb i tryumf. Część kaplic jest wspólna, np. Kościół Grobu Matki Bożej, Wieczernik czy Kościół Ukrzyżowania. Są również zupełnie odrębne budowle, jak Betsaida, Kościół Wniebowstąpienia czy Pustelnia św. Marii Magdaleny.
Kapliczka w Kalwarii.
Po przejeździe przez pielgrzymkowy szlak kapliczek i kościółków pedalimy na punkt numer 4.
Nie jest łatwo. Stromo i z przeszkodami. Nie zniechęca nas to jednak – pedalimy dalej.
Czwórka okazuje się masakrą.
Wiele zespołów rozdziela się tutaj by w pojedynkę zdobyć ten punkt...
A my dzielnie dajemy radę ;-)
Końcówka przed 4 to już przesada :)
Zjeżdżamy na dół, tam wspólna fota i w drogę :)
Kultura... niestety to „nasi”... :/
Ruszamy na 3 na Ostrą Górę.
Piękne widoki... :)
Po zaliczeniu 3 jedziemy czarnym szlakiem prowadzącym po ulicy następnie w Łękawicy trochę wspinania i jazda drogą wzdłuż poziomic :)
Odbijamy Dwójkę, która jest ulokowana na szczycie.
Następnie szlakiem rowerowym kierujemy się do Marcówki.
Z utęsknieniem czekamy na bar oznaczony na mapie. Niestety baru nie ma :(
Na 5 tracimy trochę czasu, bo zaufaliśmy ekipie wracającej z punktu, zamiast jechać według swoich planów.
W Marcówce robimy postój w barze :-)
Uzupełniamy zapasy wody, jemy i pijemy izotonika, po którym Darka otrzepuje :D
Po odpoczynku ruszamy na podbój Szóstki. Wprowadzając pod górę mijamy się ze zjeżdżającym tomalosem... straszny zjazd.
Po zdobyciu 6 postanawiamy nie zjeżdżać tą sama drogą tylko jechać prosto i zjechać następną.
Gubimy się.
Lądujemy w krzakach... tutaj pomaga nam kompas. Idziemy „na azymut”, przedzierając się przez krzaki i chaszcze.
Docieramy wreszcie do drogi... jest późno, sił ubywa...
Jedziemy w kierunku bazy. Jedziemy to zbyt ambitne określenie... wleczemy się.
Pod ostatnia górę naprawdę jest ciężko.
Docieramy w końcu do bazy – 18:07 – 7 minut spóźnienia czyli 35 minut kary.
Dodatkowo doliczone minuty karne za niezdobyte punkty.
Zadowoleni, uśmiechnięci dowiadujemy się, że nie ma ogniska, idziemy się kąpać i wieczorna „imprezka” na której wszyscy padają przed 22:00.
BYŁO PIĘKNIE!!!
Dawno nie doznałam takiej przyjemności z jazdy na rowerze – piękna okolica i przesympatyczne towarzystwo.
Sorki za nadmiar zdjęć, ale widoki były tak piękne, że nie mogłam się oprzeć :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 56.76km
- Teren 30.00km
- Czas 04:59
- VAVG 11.39km/h
- Sprzęt Meridka
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 lipca 2009
Kategoria Do pracy / z pracy, Dookoła Polski, góry, In the rain..., Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :)
Wariactwo Kosmato-dookołapolskie :-)
Karty kalendarzy skradły czas
Myślę ile zmarnowałem lat
Zegary ziewały długimi godzinami
Nie liczyłem dni
Chciałem kochać aby żyć
Poczuć wina smak
Pocałować raz
W strugach deszczu stać
Patrzeć w słońce
Dławić płacz
I zatonąć gdzieś
W oceanie gwiazd
Zapach mokrych traw gonił wiatr
Nawet zieleń drzew miała sens
Nakarmiłem marzeniami
Niezdobyte nigdy szczyty
Nie liczyłem dni
Chciałem kochać aby żyć
Poczuć wina smak
Pocałować raz
W strugach deszczu stać
Patrzeć w słońce
Dławić płacz
I zatonąć gdzieś
W oceanie gwiazd
W wikipedii możemy wyczytać, że Przyjaźń to: – według Arystotelesa, jedna z cnót, chociaż, w przeciwieństwie do cnót kardynalnych, nie jest ona cnotą normatywną. Filozof ten twierdzi także, że istnieje kilka rodzajów przyjaźni: idealna (teleia philia, będąca wartością samą w sobie), oraz takie, z których każda ma spełniać pewien cel (przyjemność lub użyteczność).
Większość ludzi uważa, że ich przyjaciele dobrze ich znają. Jednak badania wykazały, że w większości przypadków jest to złudzenie związane z chęcią poprawy samooceny. Wierząc, że przyjaciołom zależy na nas, budujemy poczucie własnej wartości.
Przyjaźń w kontekście socjologicznym jest silnie związana z nieprzyjaźnią. Wspólny wróg bardzo skutecznie cementuje więzi między przyjaciółmi, a jednym z narzędzi służących do tego jest plotka[3]. Przyjaciele mają tendencję do wyolbrzymiania negatywnych cech swych nieprzyjaciół i pomijania ich cech pozytywnych.
Zawieranie przyjaźni odbywa się w różny sposób, zależnie od kultury i powiązań religijnych. Niektóre przyjaźnie są zawierane poprzez zapytanie: "Czy chciałbyś/chciałabyś zostać moim przyjacielem" lub w inny podobny sposób, czasem towarzyszą temu obietnice i przysięgi. Coraz rzadziej spotykana jest formuła braterstwa krwi.
Z badań wynika również, że przyjaźń może mieć tło genetyczne: najsilniejsze więzy łączą nas z ludźmi genetycznie do nas podobnymi. Może to jednocześnie tłumaczyć istnienie uprzedzeń rasowych i innych form ksenofobii.
Sam akt nawiązywania przyjaźni ma również podłoże biologiczne - jest ściśle związany z tzw. pierwszym wrażeniem. Z badań wynika, że nieświadomą decyzję o chęci bliższego poznania danej osoby podejmujemy w ciągu zaledwie 10 minut od pierwszego z nią kontaktu.
Powiem tak:
- gdyby nie przyjaźń – pospałabym sobie w domku;
- gdyby nie przyjaźń deszcz nie zmoczyłby mnie;
- gdyby nie przyjaźń nie zamarzłabym na dworcu PKP w Katowicach;
- gdyby nie przyjaźń nie byłabym aż tak szczęśliwa :D
Wczoraj pracowałam do 22:00 w Katowicach.
Już wcześniej zaplanowałam zrobić niespodziewankę Asiczce, Młynarzowi i reszcie Ekipy Dookoła Polski i odwiedzić Ich na trasie ;-)
Trochę trudno było mi zrealizować plan, bo w sobotę o 22:00 kończę pracę, w domu jestem o 23:00, idę spać o 00:00, wstawać muszę o 2:45... więc trochę mało snu.
Ale jak ktoś chce to zrobi – dostaję zgodę „od samej góry” na nocleg w pracy ;-)
Więc ruszam o 4:00 z pracy i na dworcu PKP, po zakupieniu biletu czekam na pociąg... godzinę, dwie... dowiaduję się, ze jest opóźnienie...
Pociąg w końcu nadjeżdża, wsiadam i małe „kłody pod nogi” o których nie chcę pisać ;)
Z racji spóźnienia wysiadam w Goleszowie i pedalę do schroniska w Cieszynie.
Tam wchodzę i kieruję się na salę, w której śpi Ekipa.
Wszyscy (oprócz Pawła) nie śpią, nagle jednak się budzą... wszyscy chyba są w lekkim szoku, po dwa razy otwierają i zamykają oczy a Jacek na to:”Zjawa!” :D
Dla takich chwil warto żyć.
Śniadanie... pada, pogaduchy... pada, w końcu ruszamy... pada....
Dojeżdżamy do Ustronia i śniadanio-obiad (chociaż na śniadanie objedliśmy troszkę Mavica :D). Jemy spoglądając na padający deszcz. Deszcz przestaje padać... My kończymy jeść i deszcz znowu zaczyna i tak w kółko...
Po jakimś czasie w końcu ruszamy w kierunku Wisły.
Prowadzę ścieżką rowerową przy Wiśle.
Asfalt zmienia się w szutrówkę, po paru metrach Paweł (na szosówce) łapie kapcia...
Hmmm....
Po załataniu, po „zaprzestaniu lania” przez deszcz decydują się jechać asfaltem, a ja decyduję się jechać na pociąg, bo mam ciężki tydzień w pracy....
Tu relacja JPbike
Relacja Mavica
Dzięki wszystkim za wszystko i podziwiam Twardzieli, którzy dzisiaj.... ciekawe gdzie dotrą? (może jakiś konkurs? :D)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Myślę ile zmarnowałem lat
Zegary ziewały długimi godzinami
Nie liczyłem dni
Chciałem kochać aby żyć
Poczuć wina smak
Pocałować raz
W strugach deszczu stać
Patrzeć w słońce
Dławić płacz
I zatonąć gdzieś
W oceanie gwiazd
Zapach mokrych traw gonił wiatr
Nawet zieleń drzew miała sens
Nakarmiłem marzeniami
Niezdobyte nigdy szczyty
Nie liczyłem dni
Chciałem kochać aby żyć
Poczuć wina smak
Pocałować raz
W strugach deszczu stać
Patrzeć w słońce
Dławić płacz
I zatonąć gdzieś
W oceanie gwiazd
W wikipedii możemy wyczytać, że Przyjaźń to: – według Arystotelesa, jedna z cnót, chociaż, w przeciwieństwie do cnót kardynalnych, nie jest ona cnotą normatywną. Filozof ten twierdzi także, że istnieje kilka rodzajów przyjaźni: idealna (teleia philia, będąca wartością samą w sobie), oraz takie, z których każda ma spełniać pewien cel (przyjemność lub użyteczność).
Większość ludzi uważa, że ich przyjaciele dobrze ich znają. Jednak badania wykazały, że w większości przypadków jest to złudzenie związane z chęcią poprawy samooceny. Wierząc, że przyjaciołom zależy na nas, budujemy poczucie własnej wartości.
Przyjaźń w kontekście socjologicznym jest silnie związana z nieprzyjaźnią. Wspólny wróg bardzo skutecznie cementuje więzi między przyjaciółmi, a jednym z narzędzi służących do tego jest plotka[3]. Przyjaciele mają tendencję do wyolbrzymiania negatywnych cech swych nieprzyjaciół i pomijania ich cech pozytywnych.
Zawieranie przyjaźni odbywa się w różny sposób, zależnie od kultury i powiązań religijnych. Niektóre przyjaźnie są zawierane poprzez zapytanie: "Czy chciałbyś/chciałabyś zostać moim przyjacielem" lub w inny podobny sposób, czasem towarzyszą temu obietnice i przysięgi. Coraz rzadziej spotykana jest formuła braterstwa krwi.
Z badań wynika również, że przyjaźń może mieć tło genetyczne: najsilniejsze więzy łączą nas z ludźmi genetycznie do nas podobnymi. Może to jednocześnie tłumaczyć istnienie uprzedzeń rasowych i innych form ksenofobii.
Sam akt nawiązywania przyjaźni ma również podłoże biologiczne - jest ściśle związany z tzw. pierwszym wrażeniem. Z badań wynika, że nieświadomą decyzję o chęci bliższego poznania danej osoby podejmujemy w ciągu zaledwie 10 minut od pierwszego z nią kontaktu.
Powiem tak:
- gdyby nie przyjaźń – pospałabym sobie w domku;
- gdyby nie przyjaźń deszcz nie zmoczyłby mnie;
- gdyby nie przyjaźń nie zamarzłabym na dworcu PKP w Katowicach;
- gdyby nie przyjaźń nie byłabym aż tak szczęśliwa :D
Wczoraj pracowałam do 22:00 w Katowicach.
Już wcześniej zaplanowałam zrobić niespodziewankę Asiczce, Młynarzowi i reszcie Ekipy Dookoła Polski i odwiedzić Ich na trasie ;-)
Trochę trudno było mi zrealizować plan, bo w sobotę o 22:00 kończę pracę, w domu jestem o 23:00, idę spać o 00:00, wstawać muszę o 2:45... więc trochę mało snu.
Ale jak ktoś chce to zrobi – dostaję zgodę „od samej góry” na nocleg w pracy ;-)
Więc ruszam o 4:00 z pracy i na dworcu PKP, po zakupieniu biletu czekam na pociąg... godzinę, dwie... dowiaduję się, ze jest opóźnienie...
Pociąg w końcu nadjeżdża, wsiadam i małe „kłody pod nogi” o których nie chcę pisać ;)
Z racji spóźnienia wysiadam w Goleszowie i pedalę do schroniska w Cieszynie.
Tam wchodzę i kieruję się na salę, w której śpi Ekipa.
Wszyscy (oprócz Pawła) nie śpią, nagle jednak się budzą... wszyscy chyba są w lekkim szoku, po dwa razy otwierają i zamykają oczy a Jacek na to:”Zjawa!” :D
Dla takich chwil warto żyć.
Śniadanie... pada, pogaduchy... pada, w końcu ruszamy... pada....
Dojeżdżamy do Ustronia i śniadanio-obiad (chociaż na śniadanie objedliśmy troszkę Mavica :D). Jemy spoglądając na padający deszcz. Deszcz przestaje padać... My kończymy jeść i deszcz znowu zaczyna i tak w kółko...
Po jakimś czasie w końcu ruszamy w kierunku Wisły.
Prowadzę ścieżką rowerową przy Wiśle.
Asfalt zmienia się w szutrówkę, po paru metrach Paweł (na szosówce) łapie kapcia...
Hmmm....
Po załataniu, po „zaprzestaniu lania” przez deszcz decydują się jechać asfaltem, a ja decyduję się jechać na pociąg, bo mam ciężki tydzień w pracy....
Tu relacja JPbike
Relacja Mavica
Dzięki wszystkim za wszystko i podziwiam Twardzieli, którzy dzisiaj.... ciekawe gdzie dotrą? (może jakiś konkurs? :D)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 43.74km
- Czas 02:48
- VAVG 15.62km/h
- VMAX 53.20km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze