Informacje

  • Wszystkie kilometry: 67375.98 km
  • Km w terenie: 3398.25 km (5.04%)
  • Czas na rowerze: 170d 11h 50m
  • Prędkość średnia: 16.46 km/h
  • Suma w górę: 0 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kosma100.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Ponad 50 km ;)

Dystans całkowity:4220.55 km (w terenie 421.00 km; 9.98%)
Czas w ruchu:236:52
Średnia prędkość:17.82 km/h
Maksymalna prędkość:46.60 km/h
Liczba aktywności:62
Średnio na aktywność:68.07 km i 3h 49m
Więcej statystyk

Bytomska Masa Krytyczna z duchem...

Bytomska Masa Krytyczna z duchem...


At home drawing pictures of mountain tops
With him on top
Lemon yellows sun arms raised in a V
Dead lay in pools of maroon below

Daddy didn't give attention
To the fact that Mommy didn't care
King Jeremy the wicked rules his world

Jeremy spoke in class today
Jeremy spoke in class today

Clearly I remember picking on the boy
Seemed a harmless little fuck
But we unleashed a lion
Gnashed his teeth and bit the recessed lady's
breast

How could I forget
He hit me a surprise left
My jaw left hurtin', dropped wide open
Just like the day, like the day I heard

Daddy didn't give affection
And the boy was something Mommy wouldn't wear
King Jeremy the wicked ruled his world

Jeremy spoke in class today
Try to forget this...
Try to erase this...
From the blackboard.*




Najpierw po Dąbrowie Górniczej, by znaleźć punkt ksero, który drukuje z penów.
Miałam wydrukować ulotki promujące ŚIR, by rozdać je na Bytomskiej Masie Rowerowej.
Udało się :-) Pani w punkcie ksero też się zainteresowała, więc dostała ulotkę :)


Następnie z centrum Dąbrowy ruszyłam przez Zieloną do Grodźca.
Tam fotka cementowni – muszę się tu kiedyś wybrać w celu pofocenia, tylko samej trochę strach zapuszczać się do środka.


Z Grodźca do Piekar Śląskich - tam na drodze – MASAKRA. Przeprowadzają remont drogi, a ze względu na to, że podłoże to czerwona glina, wszędzie pełno ciemnoceglastej mazi :/


Później przez Dąbrowę Miejską do Zabrza na Helenkę, po Darka.
Trasa – z domu – na Bytomską Masę Krytyczną przez Helenkę :-)


Z Darkiem, prowadząc go „moją drogą” – niekoniecznie na skróty, skutecznie podniosłam Mu ciśnienie ;p Z Helenki przez Dąbrowę Miejską, obok stadionu, gdzie zbierali się już kibice, na Rynek – miejsce zbiórki Bytomskiej Masy Krytycznej.

Przyjechaliśmy w ostatnim momencie.
Tam od Jacka dostałam obiecaną naklejkę :-)

Niestety z racji moich obślizgłych ciuchów rowerowych naklejka nie trzymała się na ubraniu.

Ruszyła IV Bytomska Masa Krytyczna.
Organizacja mnie mile zaskoczyła – Roman miał do dyspozycji mikrofon, dzięki czemu wydawane przez Niego komendy docierały do wszystkich. Można było sprawnie kierować Masą, a jednocześnie reklamować i tłumaczyć kierowcom oraz przechodniom co to, po co to i komu? :D
Ludzie zabezpieczający też mieli kamizelki, lizaki oraz plansze z tekstem „Bytomska Rowerowa Masa Krytyczna”.

Trasa krótka ale jak na dzisiejsze warunki (mecz w Bytomiu) w sam raz.

Powrót w towarzystwie Dynia, Goofy’ego, Benioka oraz Darka.
Chodnikami (bo nalegałam, by nie po ruchliwej ulicy) pod kościół przy ulicy Stolarzowickiej. Tam pożegnaliśmy Dynia. Następnie na Helenkę, gdzie po drodze „zgubił się” kolejny Biler, a przed samą Helenką odpadł Goofy.

Było super! Dziękuję Towarzyszom za towarzystwo i Organizatorom za świetną organizację :-)

* Pearl Jam - "Jeremy".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • DST 72.56km
  • Czas 04:18
  • VAVG 16.87km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie odejdę w nieznane, nie wtopię się w tło...


Kiedy wszystko się wali i kończy się świat
A depresja zamraża jak zima
Kiedy wszyscy są obcy i warczą jak psy
Martwa rozpacz ogłupia i gryzie
Ani kroku do przodu, stary sztandar jak....
Wzniosłe słowa brzmią pusto jak kpina
Oczy nie chcą zapłakać widać szkoda im łez
a pociągu nie można zatrzymać.

Dobranoc, nadchodzi mrok
Okrywa dobro i zło
Dobranoc, króluje mrok
Umarła radość i złość
Ostatnia noc, ostatni pociąg.

Jutro kopia z przedwczoraj, bezmyślne dni
Jednakowym rytmem przepłyną
Powielane uczucia, zatrucie krwi
Gęstą papką z głupoty i śliny
Stary zegar szaleje gmatwając czas
Oszukuje, kradnąc mi nuty
Płynę z czasem pod wiatr błędnym pulsem jak liść
Opętany, żałosny, okrutny.

Dobranoc, nadchodzi mrok
Okrywa dobro i zło
Dobranoc, króluje mrok
Umarła radość i złość
Ostatnia noc, ostatni pociąg.

Te straszliwe decyzje które trzeba pchnąć
W sprawach błahych, nudnych i zwykłych
Wszyscy bliscy są obcy, wrogowie to dno
Jak tu uciec, odpłynąć i zniknąć
Nie odejdę w nieznane, nie wtopie się w tło
Brak odwagi jest gorszy od śmierci
Płynę z moją depresją szarą rzeką i klnę
Swą bezradność, obłudę i śmieszność.

Dobranoc, nadchodzi mrok
Okrywa dobro i zło
Dobranoc, króluje mrok
Umarła radość i złość
Ostatnia noc, ostatni pociąg... *



Dzisiaj miałam dzień wolny od pracy, niemniej jednak miałam dużo spraw do załatwienia.
Najpierw pojechałam do szpitala odwiedzić Bratową.
Dąbrowa Górnicza to bardzo dziwne miasto... po wycięciu migdałków pacjentki leżą na oddziale... ginekologicznym :D
Po rozmowie i odebraniu książeczki, którą miałam podbić w Katowicach ruszyłam w kierunku Katowic.
Standardową drogą, którą jeżdżę do pracy (w tę stronę da się to przeżyć).
Na Stawiki w Sosnowcu jesień też zawitała :-)


W Katowicach pojechałam ścieżką rowerową, która idzie przy ulicy Roździeńskiego.
Rozwiązanie ścieżki rowerowej przy przystanku autobusowym – jak widać ani czerwona kostka, ani gruba, biała, wyraźna linia nie uzmysławia ludkom, że to jest ścieżka dla rowerów a nie dla pieszych – grubasek w swetrze z telefoniady zacięcie rozmawia przez telefon stojąc na ścieżce rowerowej :(

Spodek


W oddali mój dzisiejszy cel – budynek przy ulicy Sokolskiej 34.


Zostawiłam rower przed budynkiem przypięty do stojaka i poprosiłam ochroniarza, który stał w budynku by miał go na oku. Pan potwierdził, że będzie miał go na oku... czy miał to nie wiem ale w budynku spędziłam jakieś 30 minut a rower stał nadal jak wróciłam do niego :-)

Zastanowiłam się gdzie by tu pojechać. Jedno było pewne – nie miałam ochoty jeździć między blachosmrodami.



Centrum Sztuki Filmowej... tu chyba było kiedyś kino...



Pojechałam więc przez Wełnowiec, Siemianowice, Park Pszczelnik, na skróty wylądowałam w Czeladzi przy osiedlu XXXV-lecia PRL. Następnie jechałam kawałek 94-ką.
Prawie jak w Danii :) Jajowate rondo w Siemianowicach z kulami na środku.


Niszczejący zabytek w Parku w Siemianowicach.


Jesień w pełni :)


Mam nadzieję, że Wiku nie czyta tego bloga... od Niego pożyczyłam Meridkę :-)


Żyj kolorowo :)


Na skrzyżowaniu z drogą podporządkowaną i to taką jakąś mało uczęszczaną następny incydent!!!
Dojeżdżam do skrzyżowaniu, gościu jedzie tą drogą trochę szybko ale w końcu się zatrzymuje. Gdy jestem na jego wysokości rusza!!! MASAKRA!!! Krzyczę głośno, dobrze, że gościu ma otwarte okno i usłyszał. On w ogóle mnie nie widział a ja byłam 2 metry przed nim!!!
Dziadek w samochodzie o wiadomej marce, tylko ta marka teraz dla kamuflażu kryje się pod nazwą Chevrolet. O dziwo nie miał kapelusza, pewnie jest za wysoki i nie mieści się w kapeluszu w samochodzie, pewnie kapelusz leżał na siedzeniu obok...
Numer rejestracyjny: SBE 39LW.
No tak LW jak LeWus...
Gościu machnął ręką w przeprosiny... tylko na co by mi były jego przeprosiny gdyby jednak nie usłyszał?
Nabawię się nerwicy. Dzisiaj jeszcze chyba z 4 razy miałam stracha na skrzyżowaniach, wszystko to na skrzyżowaniach z pierwszeństwem przejazdu.
Jak tak dalej pójdzie to będę się zatrzymywać przed każdym skrzyżowaniem, niezależnie od pierwszeństwa przejazdu – to dopiero będzie masakra.

W Czeladzi skręciłam na ulicę Grodziecką, którą dojechałam (jak sama nazwa wskazuje) do Grodźca.

Most na drodze do Grodźca.


Chciałam wjechać na Dorotkę ale bardzo chciało mi się pić i po zjeździe do sklepu nie chciało mi się już wjeżdżać pod górkę :)
Pojechałam więc w kierunku Pogorii przez las.
Łagisza.


Fajne tereny :-)


Przejazd przez most... ciekawy i dobrze podnosi adrenalinę :)




Chwilę spędziłam na ławeczce. Uruchomiłam w końcu tropiciela :)
W drodze powrotnej wpadłam na chwilę do Empiku kupić Pozytywny Przewodnik po Śląsku ale nie było (będą od 16 października).
Kupiłam więc taki przewodnik:


Wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć :) Będzie gdzie jeździć i co opisywać :)

Na koniec jeszcze na moment do szpitala.
Acha - dzisiaj jechałam w krótkim rękawku!

A tu foty kubków z akcentem rowerowym (dla vana) (sorki za jakość ale baterie mi padły):

Kubek: „Najlepszy rowerzysta” - od Husików :)


Kubek „Kosma100” - od Anetki i Rodzinki :)



Kubek „Wyprawa rowerowa dookoła Polski” - od siebie :)


* KSU - "Dobranoc"

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
  • DST 52.62km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:59
  • VAVG 17.64km/h
  • VMAX 37.30km/h
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odyseja - dzień 1

Odyseja – dzień 1

Patrzą na mnie
Przez witraże tego nieba różowego
Uczuciami pogmatwany
Nie potrafię znaleźć szczęścia
Mówią ludzie
Jest mu dobrze
Pewnie pełen jest nadziei
Chciałbym umieć nienawidzić
Nie potrafię nawet krzywdzić
 
Raj upragniony
Raj który chciałeś
Raj nie istnieje
Raj wydumałeś
 
Patrzę na nich
Na dno studni
Wypełnionej ludzkim żalem
Dzień po dniu
Noc po nocy
Jak zaklęty powtarzałem
Tracę wiarę w miłość
Dobro, przyjaźń, prawdę
Szczerość, wolność
Zwykłych ludzi, zwykłe słowa
Szukam błądzę
Nie znam drogi
 
Raj upragniony
Raj który chciałeś
Raj nie istnieje
Raj wydumałeś



Mój udział w Odysei od 21 września, kiedy to zostałam potrącona przez samochód, stał pod wielkim znakiem zapytania.
25 września, po wyjściu od lekarza, trzymając w rękach kolejne L4 (do 2 października), receptę na zastrzyki rozrzedzające krew, czując się wypompowana i zaciskając zęby z powodu bólu kręgosłupa postanowiłam zadzwonić do mojego Rowerowego Partnera informując Go, że niestety rezygnuję z Odysei.
Było mi przykro, chciało mi się płakać, ponieważ czekałam na tę imprezę i bardzo chciałam pojechać.
Względy zdrowotne wygrały jednak z chęciami i rowerowym nałogiem.
Załatwiłam Darkowi Partnerkę i piątek spędziłam na rozpaczaniu z tego powodu…
W niedzielę poczułam się lepiej – kręgosłup już tak nie przeszkadzał, zaczęło jednak ściskać w gardle gdy myślałam, że nie pojadę na Odyseję.
„Odkręciłam” piątkową decyzję i zadowolona czekałam na Odyseję.
Problem tkwił w tym, że nie miałam sprawnego rowerka – Kellysek czeka na przegląd po wypadku, a Meridka ma nowego właściciela.
Pożyczyłam więc Meridkę od Wiktora (dzięki Wiku) i ruszyłam na Odyseję :-)
 
W piątek wieczorno – nocna posiadówa z osobami, z którymi dawno się nie widzieliśmy oraz z nowymi twarzami. Śmiechy, rozmowy o wszystkim popijane złotym napojem do późnych godzin nocnych albo wczesno porannych :-)
Rano, pomimo dzwonków przypomnień, budzików i drzemek, trudno było się zebrać.
W końcu udało się ruszyć cztery litery.
O 9:00 ruszamy z Darkiem z bazy na miejsce startu – start jest w Stryszowie przy Urzędzie Gminy, a baza znajduje się w ośrodku Caritas w Zakrzowie.
Pierwszy zjazd „na dzień dobry” bardzo mi się podoba :) oczywiście hamuję, ponieważ nie mam na tyle odwagi by pędzić z górki z pełną prędkością ale i tak jest super.
Darek na zjeździe:

Widoki zachwycają i zapierają mi dech w piersiach.
Widok podczas zjazdu z bazy.


Dojeżdżamy na start – wcześnie, za wcześnie. Postanowiliśmy więc pojechać pod górę by zrobić sobie wspólną fotę :)


Na starcie






Następuje rozdanie map, a następnie start.
Od paru startów w rajdach na orientacje tłumaczyliśmy sobie, że nie warto gnać zaraz po starcie, tylko trzeba sobie na spokojnie przeanalizować mapę, zaznaczyć markerem trasę, a dopiero ruszać.
Mimo tego, że wiedzieliśmy co chcemy zrobić, to nigdy nie udało nam się wprowadzić tego planu w czyn.
Teraz nam się udało :-)
Siedzieliśmy na spokojnie, gdy tymczasem wszyscy już dawno pojechali.
Przeanalizowaliśmy mapę, zważyliśmy nasze możliwości i zaplanowaliśmy trasę. Już na początku odpuściliśmy punkt 1, 10, 13, 12. Punkt 11 mieliśmy zaliczyć jak nam starczy czasu i sił.
Ruszyliśmy na wschód. Drogą główną przez Stryszów, Zakrzów, Stronie do Leśnicy. Tam wjeżdżamy w teren. Pierwszy podjazd daje nam w kość – przypomina, że jesteśmy w górach :)

Widoki z pierwszego poważniejszego podjazdu - w oddali Kalwaria.


Super trasy :)


Darek zaczyna się rozbierać...


Pierwszy podjazd zaliczony :)


Ach te widoki – warto było się tu wspiąć :)


Zdobywamy punkt numer 8, który zlokalizowany jest „na rogu lasu”. Potem jeszcze troszkę podjazdu i zjazd do Skawinki.


Jedziemy asfaltem do Lanckorony. Punkt 9 mieści się przy ruinach zamku, z południowej strony.

Po drodze na ten punkt pijemy „anielski izotonik” ze studni Trzeciego Anioła.


W Lanckoronie podziwiamy Rynek. Niestety jedyne zdjęcie z Rynku to Izba Pamięci :(


Ruiny zamku


Po zdobyciu 9 jedziemy niebieskim szlakiem. Tam pewna pani po zaobserwowaniu jak zjeżdżam z górki, mówi do sprowadzającego rower Darka: „Pan jest mądrzejszy”. Śmiejemy się z tego tekstu przez cały dzień :)



Jedziemy do Kalwarii.


Zastanawiamy się z Darkiem po co i dlaczego, komu i w jakim celu powstały te kapliczki i ta droga...

Kalwaria jest ośrodkiem ruchu pielgrzymkowego do sanktuarium pasyjno-maryjnego oo. bernardynów, w skład którego wchodzi klasztor bernardynów, Bazylika Matki Boskiej Anielskiej oraz zespół 42 kapliczek i kościółków (tzw. Dróżki). Ten manierystyczno-barokowy zespół z XVII i XVIII wieku został w 1999 r. wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Odwiedza go rocznie 300 tys. turystów i pątników.
Kalwarię tworzą 42 kaplice i kościoły. Dróżki Pana Jezusa (28 stacji), opowiadając historię od wyjścia w Wielki Czwartek z Wieczernika, aż do Jego śmierci i pogrzebu. Są tu kaplice: Wieczernika, Ogrójca, Pojmania na Cedronie, domy Annasza i Kajfasza, pałac Heroda i Piłata. Dróżki Matki Boskiej (24 stacje), obrazujące boleść, pogrzeb i tryumf. Część kaplic jest wspólna, np. Kościół Grobu Matki Bożej, Wieczernik czy Kościół Ukrzyżowania. Są również zupełnie odrębne budowle, jak Betsaida, Kościół Wniebowstąpienia czy Pustelnia św. Marii Magdaleny.

Kapliczka w Kalwarii.


Po przejeździe przez pielgrzymkowy szlak kapliczek i kościółków pedalimy na punkt numer 4.
Nie jest łatwo. Stromo i z przeszkodami. Nie zniechęca nas to jednak – pedalimy dalej.
Czwórka okazuje się masakrą.
Wiele zespołów rozdziela się tutaj by w pojedynkę zdobyć ten punkt...


A my dzielnie dajemy radę ;-)


Końcówka przed 4 to już przesada :)


Zjeżdżamy na dół, tam wspólna fota i w drogę :)


Kultura... niestety to „nasi”... :/


Ruszamy na 3 na Ostrą Górę.
Piękne widoki... :)


Po zaliczeniu 3 jedziemy czarnym szlakiem prowadzącym po ulicy następnie w Łękawicy trochę wspinania i jazda drogą wzdłuż poziomic :)


Odbijamy Dwójkę, która jest ulokowana na szczycie.
Następnie szlakiem rowerowym kierujemy się do Marcówki.
Z utęsknieniem czekamy na bar oznaczony na mapie. Niestety baru nie ma :(
Na 5 tracimy trochę czasu, bo zaufaliśmy ekipie wracającej z punktu, zamiast jechać według swoich planów.
W Marcówce robimy postój w barze :-)
Uzupełniamy zapasy wody, jemy i pijemy izotonika, po którym Darka otrzepuje :D


Po odpoczynku ruszamy na podbój Szóstki. Wprowadzając pod górę mijamy się ze zjeżdżającym tomalosem... straszny zjazd.
Po zdobyciu 6 postanawiamy nie zjeżdżać tą sama drogą tylko jechać prosto i zjechać następną.
Gubimy się.
Lądujemy w krzakach... tutaj pomaga nam kompas. Idziemy „na azymut”, przedzierając się przez krzaki i chaszcze.
Docieramy wreszcie do drogi... jest późno, sił ubywa...


Jedziemy w kierunku bazy. Jedziemy to zbyt ambitne określenie... wleczemy się.
Pod ostatnia górę naprawdę jest ciężko.


Docieramy w końcu do bazy – 18:07 – 7 minut spóźnienia czyli 35 minut kary.
Dodatkowo doliczone minuty karne za niezdobyte punkty.
Zadowoleni, uśmiechnięci dowiadujemy się, że nie ma ogniska, idziemy się kąpać i wieczorna „imprezka” na której wszyscy padają przed 22:00.

BYŁO PIĘKNIE!!!
Dawno nie doznałam takiej przyjemności z jazdy na rowerze – piękna okolica i przesympatyczne towarzystwo.

Sorki za nadmiar zdjęć, ale widoki były tak piękne, że nie mogłam się oprzeć :)


Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • DST 56.76km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:59
  • VAVG 11.39km/h
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

BikeStatsowicze na Pogorii :-)

Przejedźmy się chociaż sama nie wiesz tego czy chcesz
zabieram cię naprawdę
przejedźmy się na drugą stronę tego, ja wiem
pojedźmy tym pojazdem
omińmy puste miasta, smutne wsie
speluny, w których nic nie wiedzą
pojedźmy tam gdzie jeszcze nie był nikt
przejedźmy się na pewno

przyjacielu - musisz tu być
przyjacielu - tylko ty
przyjacielu - ostatni raz
potrzebna jesteś mi, potrzebny jesteś mi

usiądźmy gdzieś i porozmawiajmy o tym co jest
tutaj najważniejsze
nie chodzi mi o narkotyki, chlanie czy sex
to nie są rzeczy święte
nie pytaj mnie czy to dobry czy to zły tak mówi
nie powiem ci kolego
przejedźmy się chociaż sama nie wiesz tego czy chcesz
na drugą stronę tego

przyjacielu - musisz tam być
przyjacielu - tylko ty
przyjacielu - ostatni raz
potrzebna jesteś mi, potrzebny jesteś mi
*

W dniu wczorajszym zadzwonił telefon… niby normalna rzecz, a cieszy :-)
Cieszy, ponieważ w słuchawce usłyszałam głos niradhary :)
Dowiedziałam się, że niradhara wraz z Kajmanem planują dzisiaj przyjechać na Pogorię.
- Samochodem? – spytałam.
- Rowerami – usłyszałam w słuchawce.
Ucieszyłam się podwójnie. Niezły dystans im się szykuje – około 200 km.

Umówiliśmy się, że zadzwonią gdy będą w Imielinie, wtedy ruszę Im na spotkanie.
Zadzwonili o 7:50, niestety, z racji tego, że poszłam spać około 3:00, „oczko mi się przymknęło” i ruszyłam o 9:00.

Pojechałam z Mydlic do Sosnowca na ulicę Wojska Polskiego i tam się spotkaliśmy.
Miał jeszcze dołączyć Grzesiek ale niestety miał problem z gumami i najpierw umówiliśmy się, ze dołączy na Pogorii, a później zrezygnował ze spotkania.

Pojechaliśmy najpierw na resztki cmentarza Żydowskiego na Mydlicach, a następnie obok żenującego dworca PKP na Zieloną. Pochwaliłam się nowymi tablicami ścieżek rowerowych i nie-ścieżką rowerową ruszyliśmy na Pogorię III. Godzina 10:00 – nie ma jeszcze wielkiego tłoku – co nas cieszy :-)

Pokazałam Gościom „moją” ławeczkę, a następnie popedaliliśmy na Pogorię II.
Z Pogorii II krzaczorami na asfalt, następnie przez przejazd kolejowy i na Pogorię I.

Tam chcieliśmy się napić i zjeść ale przyjechali Strażnicy Miejscy na rowerach (dokładniej Strażnik ze Strażniczką) i postanowiliśmy gdzie indziej zrobić popas.
Pojechaliśmy na Piekło, na lody włoskie i picie.
Czas mijał nieubłagalnie… po popasie nadejszła wiekopomna chwila i trzeba było się rozstać.
Piotrek z Elą pojechali zwiedzać ostatnią Pogorię, następnie w planach mieli Ujejsce, Ząbkowice, Łosień, Okradzionów, Sławków, Jaworzno i powrót do domku do Kobiernic, a ja popedaliłam do pracy do Katowic.

Szkoda, że musiałam jechać do pracy :(
Ale i tak było pięknie :)
I dostałam w prezencie z urlopu w Austrii mapki i przewodniki – hip hip hurra!!! Pewnie się przydadzą… kiedyś :)

Dziękuję Elu i Piotrku za wspaniałe chwile i prezent :-)

Dzisiejsza trasa:



P.S. Goście na trasie Dookoła Polski zalogowali się na BikeStats :-)
Serdecznie witam Juraska i Jurka :)

Teraz tylko czekam na nowych Bikestatsowiczy - o nickach - Tata Młynarza i Berna100 :-)

*tekst – T.Love – „Jazda”

Foty:

Na cmentarzu Żydowskim


Ela i Piotrek na Pogorii II


Ela w krzaczorach


Spojrzenie niradhary... ciekawe na co / kogo patrzy? :D


Na Pogorii I – Piotrek ucieka... ;-)


Późnym wieczorem - z pracy

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
  • DST 71.60km
  • Czas 03:50
  • VAVG 18.68km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dookoła Polski - dzień 30 (9)

Dookoła Polski - dzień 30 (9)

Połęcko - Jasień.

Szczegóły później.

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • DST 71.10km
  • Czas 03:41
  • VAVG 19.30km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dookoła Polski - dzień 3 (3) - niestety na razie ostatni :(



Dookoła Polski - dzień 3 - niestety na razie ostatni :(Po wczorajszych wieczornych ustaleniach pobudka o 6;00. Wstajemy, pakujemy namioty, jemy śniadanie, pijemy przepyszną kawę i o 8:00 opuszczamy naszą wspaniałą miejscówkę.
Dzisiaj niestety muszę rozstać się z Twardzielami, którzy w 30 dni objadą Polskę dookoła.
Przez Ogorzelec, Szarocin dojeżdżamy do Kamiennej Góry – to był nasz wczorajszy, nieosiągnięty cel.
W Kamiennej Górze pora na przepięcie sakw (pożyczam moją sakwę na kierownicę Młynarczykowi).
Czułe pożegnanie i ekipa pedali dalej – na Krzeszów. Ja obieram kierunek na Wałbrzych.
Niestety jutro muszę iść do pracy więc w planach mam zwiedzić zamek Książ i pociągiem wrócić do domku.
Oj! Ale mam ochotę jechać z Nimi dalej... wielką, nieposkromioną... ale cóż – życie to nie rurka z kremem, oprócz przyjemności są niestety obowiązki i oto one mnie wzywają...

Po odłączeniu pedalę drogą 367 na Wałbrzych. Chcę zjechać z niej za Czarnym Borem ale na tym skrzyżowaniu widzę planszę: „Zamek Książ prosto 13km”, więc pedalę dalej prosto.
W miejscowości Boguszów Gorce, przy zjeździe widzę, że mam „małą” awarię – znowu zgubiłam nakrętkę na śrubę przytrzymującą bagażnik... nie jest dobrze ale postanawiam jechać bez nakrętki ewentualnie poprawiać śrubę.
Niestety droga przypomina ser szwajcarski i śruba wysuwa się co trochę. W Wałbrzychu odkręcam nakrętkę przytrzymującą błotnik i nakręcam ją na tą niegrzeczną śrubę.
Wyjeżdżam z Wałbrzycha i nie mam już śruby i nakrętki...
Wałbrzych będzie mi się kojarzył tylko ze strasznymi dziurami na drodze...

Podjeżdżam do zamku Książ no i... piękny, tylko, że... zaczyna lać... :(
Oczywiście, żeby nie było za lekko, za łatwo i za przyjemnie...
No i nie mam z kim zostawić rowerka... muszę następnym razem przyjechać tam w towarzystwie :)

Z zamku pedalę do Świebodzic, gdzie wsiadam w pociąg do Katowic z przesiadką we Wrocku i z Katowic pedalę do domku.
Fajnie było się w końcu porządnie wykąpać chociaż wolałabym śmierdzieć ale być teraz razem z Nimi...

Obozowisko
obozowisko © kosma100


obozowisko © kosma100


Nasze rowery tak sobie noc przeczekały ;-)
Nocleg rowerów © kosma100


A to nasz prysznic na miejscówce ;-)
prysznic ;) © kosma100


Asiczka i Młynarczyk ;-)
Asiczka i Młynarz © kosma100


Asiczka na podjeździe ;-)
Asiczka na podjeździe © kosma100



No i Nuka została chyba przysłana na przeszpiegi ;-)
Nuka © kosma100


Dla takich widoków wart żyć... gdzieś w drodze na Kamienną Górę.
Widoczek w drodze Dookoła Polski © kosma100


Jak miło ;-)
Jak miło... :) © kosma100


Te miasta partnerskie (a w szczególności jedno) bardzo mi się podoba ;-)
Podoba mi się to miasto partnerskie ;) © kosma100


Pożegnanie Kosmy – najwyraźniej się cieszą :D
Pożegnanie Kosmy © kosma100


Awaria...
Awaria... © kosma100


Oj będzie chyba padać...
Hmmm chyba popada ;p © kosma100


Następna filia KL Gross Rosen.
Filia Gross Rosen © kosma100


Zamek Książ.
Zamek Książ © kosma100


Zamek Książ © kosma100


Herb na zamku Książ.
Herb na Zamku Książ. © kosma100


Ogród na Zamku Książ © kosma100


PKP Świebodzice
Świebodzice PKP © kosma100


Koczownik
Koczownik z BS na dworcu pkp w Świebodzicach ;-) © kosma100


Luftschutz!!! – na dworcu PKP w Świebodzicach.
luftschutz © kosma100


W pociągu – fajny aromat się koło mnie roznosił ;-)
W pociągu... © kosma100


Było pięknie, szkoda, że tak krótko, chociaż cieszę się, że w ogóle mi się udało :D
Trzymam kciuki za Twardzieli i trzymajcie i Wy ;-)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
  • DST 79.13km
  • Czas 04:29
  • VAVG 17.65km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Anią :)

Z Anią.

Dzisiaj pedaliłam z Anią.

Szczegóły później ;)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)
  • DST 51.84km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:23
  • VAVG 15.32km/h
  • VMAX 34.60km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Orient - powrót do czterech ścian...

Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego, fantazja, lalalalalala lalalalala.

To szkiełko wszystko potrafi, na każde pytanie odpowie, wystarczy wziąć je do ręki i wszystko będzie różowe, wystarczy wziąć je do ręki, usypać ziarnko fantazji i już za chwile można dolecieć aż do gwiazdy.

Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego, fantazja, lalalalalala lalalalala.

To szkiełko nigdy nie płacze, zawsze jest w dobrym humorze, to szkiełko wszystko rozumie, każdemu chętnie pomoże, wystarczy wziąć je do ręki ziarnko fantazji dosypać i już za chwile można z panem Kleksem w świat pomykać.

Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego, fantazja, lalalalalala lalalalala.



Dzisiaj jest rajd rekreacyjny.
Ruszamy!
Po paru kilometrach postanawiamy poinformować organizatorów by na nas (na Igorka, Anetkę, mnie i Asiczkę oraz Darka) nie czekali bo i tak nie przejedziemy całej trasy...
Młynarz informuje, że dogonił „peleton” i jedzie z Wiktorem całą trasę.
A ja przypominam sobie, że Oni nie maja ani kasy, ani picia, ani jedzenia... NIE DOBRZE!!!
Więc Darek rusza do nich by Ich uratować ;)

Ekipa Pań + Igorek ogląda ruiny zamku, gdzie robi foty a następnie zasiada na ławeczkach nad stawikiem w celu konsumpcji, degustacji i rozmów.
Wszystko to odbywa się w rytmie disco – techno ze stojącego na ulicy auta z otwartymi drzwiami ;)))))))))) ;p

Ruiny zamku
Ruiny © kosma100


Ruiny zamku again.
Ruiny zamku BO © kosma100


Ruiny zamku na dalszym planie...
Ruiny zamku i nie tylko ;-) © kosma100


Ruiny zamku na dalszym planie again...
Dziewczyny z Bikestats rządzą!!! © kosma100


Po posiedzeniu przy stawiku, uzupełnieniu płynów i lodzikach i bocianach (niektóre kobiety widzą 3 a niektóre 2 ;p) ruszamy poganiane przez Igorka do bazy.

Dojeżdżamy do bazy... Pan – właściciel „bazy” widząc parę osób na rowerach zbliżających się do bazy zamyka nam przed nosem bramę...
„Z Bogiem chłopie” – myślimy i okupujemy boisko, do którego nie ma chyba prawa ;-)

Siedzimy, dyskutujemy, jemy.

„Pan najważniejszy” opuszcza ośrodek... przechodząc przez bramę górą... hihihi ;-) Pozdro dla tego kolesia – stracił dużo na zagotowaniu wody na kaszkę dla 7-miesięcznego dziecka i goszczeniu tylu gości – przez rok by nie nazbierał tylu ochotników i to za tyle kasy w „silnie wanilią” pachnących pokojach... oj niektórzy muszą się nauczyć obsługi Klienta ;-)

Po opalaniu na trawce przy boisku przyjeżdża dalsza część ekipy, czyli Młynarz, Darek, Wiktor.

Jedziemy na obiad do zajazdu.
Jemy i uzupełniamy płyny ;-)
Tutaj obsługa Klienta jest na najwyższym poziomie - nawet znają Asiczkę ;-)

Potem dociera do nas agenciara i hose.
Z hose ruszam do Piotrkowa.... nie jest łatwo – kręgosłup (dokładnie krzyż) boli mnie na Meridce... ;/

Ale docieramy w końcu:

Piotrków Trybunalski:
Piotrków Trybunalski © kosma100


Piotrków Trybunalski... © kosma100


Piotrków Trybunalski © kosma100


Piotrków Trybunalski © kosma100


Ładujemy się do pociągu i jesteśmy w szoku – cały wagon jest rowerowy – tzn. pół jest przechowalnią rowerów, a pół miejscami do siedzenia właścicieli rowerów, tylko, że te pół dla właścicieli zajmują „normalni” podróżni – dlatego się krzywią na nasz (bikeowy) zapach ;)

Wysiadam w Dąbrowie – Hose jedzie dalej.
Docieram do domku „ledwo”, bo czarne chmury wiszą mi nad głową...

No i moje Rumaki w domku ;-)
Aaaa rumaki dwa :-) © kosma100


Krótkim zdaniem:
Było super!!!

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)
  • DST 56.18km
  • Czas 03:26
  • VAVG 16.36km/h
  • VMAX 36.94km/h
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Orient 2009 - Ręczno

BIKE ORIENT - Ręczno 2009 - Rajd Na Orientację


Ojciec, matka, synowie i córki
Zjednoczona komórka rodzinna
Niechaj każde z Was dobrze pamięta
Rodzina - rzecz święta

Dobry mąż nie pali i nie pije
Żona prasuje, szyje, gotuje
Synowie i córki - materiał młody
Kochają pieniądze i samochody ...

RODZINA, RODZINA
RODZINA TO NASZA RODZINA
OGÓLNA PRUDERIA GALERIA PERFUMERIA
NASZA RODZINA KOCHANA

Zgoda, porządek, życie bez skazy
Regał, kieliszki, rodzinne obrazy
Obiado-biesiady od święta do święta
Alkohole na stole - to się pamięta

Wspólne spacery do Kościoła
Zawsze w niedzielę sumienie woła
Wszyscy na tacę rzucą monet kilka
Rozgrzeszona cała rodzinka ...

RODZINA, RODZINA...


Z racji tego, że nie jeździłam na punkty i wynik, moja relacja nie będzie posiadała walorów dla poskramiaczy rajdów na orientację.
Moje uczestnictwo było typowo rodzinne ;–)
A więc...
W tym roku, nauczeni przez BO 2008, ekipa z BS wybrała sobie numerki odpowiadające nickom na BS ;-) a więc „przypadł” mi numer 100.
Po śniadaniu, który był w cenie wpisowego, bikerzy i bikerki ustawili się w miejscu startu by po gwizdku wyruszyć na poszukiwanie i zdobywanie punktów kontrolnych.
Od rana padał deszcz... Ale nie przeszkadzało to uczestnikom rajdu. Mnie też nie przeszkadzał ani deszcz, ani bolący krzyż przez "dziwną pozycję" na Meridce, na której nie jeździłam od marca, ani brak przedniej przerzutki - jest odkręcona po zimie, bo zardzewiała i nie chodzi.

Na starcie w skład „mojej” ekipy wchodzili: Igorek, Wiktor, Anetka, Darek, Jacek, Ja.
Pojechaliśmy zaliczyć najpierw Jedynkę.
Chociaż rok temu i na Odysei wiedzieliśmy z Darkiem, że trzeba czytać opisy punktów, zapomnieliśmy o tym i zamiast przejść do punktu przez gospodarstwo agroturystyczne przedzieraliśmy się przez krzaki, bo ścieżka, którą zaczęliśmy iść powoli stawała się coraz mniej widoczna. Ale w końcu dotarliśmy do punktu nr 1. Był mostek i zaatakowaliśmy jedynkę od dobrej strony – nie musieliśmy brodzić :-)
Przy dziurkowaniu kart startowych poczuliśmy na własnej skórze obecność małych, krwiopijczych bestii.

Z punktu numer 1 pojechaliśmy na punkt numer 4 zlokalizowany w Rezerwacie Struga Młynki. Był dobrze ukryty :-)
Z punktu numer 4 zawróciliśmy i na skrzyżowaniu dróg leśnych nasza ekipa się rozdzieliła.
Anetka z niespełna SZEŚCIOLETNIM Igorkiem skręciła w prawo i pojechała do Ręczna, do bazy, a Wiktor, Jacek, Darek i ja ruszyliśmy zdobywać kolejne punkty.

Przez Brzezie, Kamienną Górę, Stobnicę Salkowszczyznę na punkt numer 2. Tam krótki odpoczynek, uzupełnienie płynów, uzupełnienie kalorii, debata nad trasą na kolejny punkt i ruszamy!

Do głównej drogi, w prawo a następnie przy przystanku autobusowym w lewo. Przez Salkowszczyznę, Windugę do punktu numer 6.
Punkt numer 6 musieliśmy zdobyć, bo Wiktor napalił się na to, by dowiedzieć się co to jest krypa :)
Na punkcie numer 6 miał być punkt żywieniowy.
Dojeżdżamy do brzegu Pilicy i widzimy rozbite namioty i między nimi stolik, na którym są napoje, piwo i jedzenie. Dobrze, że „namiotowcy” siedzą przy stolikach bo inaczej moglibyśmy wypić i zjeść ich dobytek :)
Okazuje się, że punkt żywieniowy i kontrolny jest po drugiej stronie Pilicy.
Żadnej kładki ani łódki, czy też krypy.
Przez chwilę przychodzi mi na myśl by krzyknąć, że chcę przepłynąć na drugą stronę jakąś łódką ale ten pomysł jest przepędzony ponieważ widzę, że wszyscy bikerzy przechodzą z rowerami na drugą stronę brodząc w Pilicy.

Chwila zastanowienia czy mamy przejść na drugą stronę czy i tak wracamy tutaj. Okazuje się, że wracamy tutaj więc zostawiamy rowery, skarpetki i buty i przechodzimy na drugą stronę :)
Woda ciepła, czysta a dno przyjemne. Udaje mi się przejść prawie całą rzekę nie mocząc pampersa w spodenkach. Niestety ostatnie 1,5 metra to głębsza woda, która jednak zamacza mi pampersa i nieprzyjemne dno, przez które krzyczę wniebogłosy, bo nie wiem co tam jest ;)

Na punkcie posilamy się pomarańczami i arbuzem. Wiktor rusza sumieniem pani na punkcie i z Jej prywatnych zapasów dostaję duży kawałek ciasta. Otrzymujemy także kaszankę ze swojskich wyrobów pana, który pływa krypą :)

Wracamy na lewy brzeg Pilicy krypą – jest wesoło :)

Postanawiamy wrócić już do bazy.
Przez Windugę, Trzy Morgi, Stobnicę, Paskrzyn wracamy do Ręczna by zgłosić się w bazie, posilić i wyruszyć na drugi etap.

Z drugiego etapu zaliczamy punkt 16, który jest najbliżej bazy, zlokalizowany jest przy kamieniołomie piaskowca. Na punkcie chwila zastanowienia – postanawiamy zakończyć nasz rajd, uczestnicy są zmęczeni. Wracamy więc z niespełna dwunastoletnim Wiktorem do bazy, wybierając drogę nie najprostszą, ale ma być orientacyjnie, więc orientacyjnie jest – wyjeżdżamy z lasu naprzeciwko bazy :-)

Uśmiechnięci, brudni, mokrzy oddajemy karty startowe i idziemy się wykąpać.
Wieczorem rozdanie nagród.

Otrzymuję nagrodę za najliczniejszy zespół (mapa Ziemi Kłodzkiej) oraz wylosowuję nagrodę – książkę: „Kapliczki i krzyże znad Pilicy”.
Igorek otrzymuje nagrodę – jako Najmłodszy Uczestnik Bike Orientu – zaliczył 2 punkty I etapu i 1 punkt z II!!!

Następnie ognisko wraz z pieczeniem kiełbasek i wieczorna posiadówka z Bikestatsowiczami.

Było, jak zwykle, SUPER!!! Wspaniała organizacja, wspaniała atmosfera, ogólnie było wspaniale :-)
Wielki szacun dla osób, które zorganizowały ten Rajd.

A teraz parę fotek z opisami:

Mała zagadka: Na wzór jakiej osoby z BS zbudowano tego stracha na wróble? :D
strach na wróble © kosma100


Dezorientacyjnie...
Dezorientacyjnie... © kosma100


Wiku na punkcie numer 4 :)
Wiku na punkcie nr 4 :) © kosma100


„Czy ja na pewno chcę zdobyć kolejny punkt?”
Czy ja chcę zdobyć kolejny punkt? © kosma100



„Pewnie, że chcę :)”
Pewnie, że jadę dalej :-) © kosma100


„Czy w tej kałuży da się podeprzeć głową?"
Czy w tej kałuży da się podeprzeć głową? © kosma100


„Aaaa tam, tą sobie odpuszczę, podeprę się ręką w innej, głębszej kałuży!”
Igorek pokonuje kałużysty teren © kosma100



„Gdzie ja jestem?”
„O K...Kubuś, dalej nie jadę!”
„Z jaką ekipą zamulaczy ja jadę?”
Na punkcie © kosma100


I kto tu ma prawo jazdy i kartę rowerowa? Jak można siąść na środku drogi, w dodatku na zakręcie? :D
Mała posiadówka na środku drogi, na zakręcie © kosma100


A co na to lekarze?
Nie ma jak dobra zabawa :) © kosma100


„Chcę oglądać Twoje nogi, nogi, nogi, chcę byś założył mini”. Darek brodzący ;-)
"Chcę oglądać Twoje nogi, nogi, nogi, chcę byś założył mini" © kosma100


Anetka: „Ale mam the beściaków”
Wiktor: „To ja – Mr Kałuża - number one wśród najbrudniejszych.”
Igorek: ”To ja – number one wśród najmłodszych”.
Anetka z Chłopakami © kosma100


No i dodaję kilka fotek, których autorem jest Piotr Rogalski:
Kosma ciesząca...

Wiktor i Igorek na starcie...no i Darek gdzieś tam...

Anetka na starcie

Agenciara – dzięki ;)

Ale czad – trzymamy się wszyscy kurczowo czego popadnie :-)



Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
  • DST 51.35km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:08
  • VAVG 12.42km/h
  • VMAX 28.45km/h
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 czerwca 2009 Kategoria Bornholm 2009, Kellysek :), Na trzech kółkach :), Ponad 50 km ;)

Operacja Bornholm - Koniec (prawie) !!!

Operacja Bornholm - dzień 24 - Koniec (prawie)

Wczoraj jak podjeżdżałam na camping to się przywitałam z jakimiś gośćmi, którzy tam już byli. Okazali się być Holendrami. Pogadałam trochę z jedną laską, jak się dowiedziała, że jestem z Polski to od razu usłyszałam "Dzień dobry" :-). Potem poszłam na piwko. Rano spakowana ruszam, a oni akurat wywlekli się z namiotu. Pożegnaliśmy się i jadę. A oni zaraz mieli ruszyć do Ahlbecku i potem wrócić.

W miejscowości Wolgast czas na śniadanie ale wszystko zamknięte. W końcu znajduję gdzieś loda, a potem kupuję już coś więcej - 45 min przerwy. Już chcę odjeżdżać i... spotykam moich Holendrów. Chwila rozmowy i jadę. Tradycyjnie zabłądziłam. W koncu jadę dalej, po drodze kupowanie prezentów w sklepach i na jakimś straganie. W Uckeritz znów spotykam Holendrów. Teraz już jedziemy razem. Fajnie się jedzie. Na pożegnanie dostali namiary na bikestats.pl ;-) Czyżby pora na wersję international?

Dojeżdżam do Świnoujścia zadowolona. Zadowolona, że już w Polsce ale smutna, że już prawie koniec wyprawy.

Przy okazji: już mi nie przeszkadza że ktoś chodzi po rowerówkach, o dziwo Niemcy też chodzą po nich ale na dzwonek schodzą z drogi.

Wsiadłam do pociągu i zaraz ruszam do... Nie, nie do domu... Skądże znowu... jadę, żeby o nad ranem obudzić pewną rodzinkę w Zabrzu, a dokładniej... na Helence ;-)


EDIT 1
A w Poznaniu na dworcu niespodziewane odwiedziny ;-)



[Zdjęcia i szczegółowy opis po powrocie]

<--Dzień poprzedni Dzień następny -->

  • DST 89.95km
  • Teren 25.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 15.83km/h
  • VMAX 35.10km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl