Wpisy archiwalne w kategorii
W towarzystwie ;)
Dystans całkowity: | 23465.49 km (w terenie 1491.71 km; 6.36%) |
Czas w ruchu: | 1358:23 |
Średnia prędkość: | 17.25 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.84 km/h |
Liczba aktywności: | 449 |
Średnio na aktywność: | 52.26 km i 3h 01m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 28 czerwca 2009
Kategoria Bike Orient, Kosmacz - Powsinoga :), Meridka :), Ponad 50 km ;), W towarzystwie ;)
Bike Orient - powrót do czterech ścian...
Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego, fantazja, lalalalalala lalalalala.
To szkiełko wszystko potrafi, na każde pytanie odpowie, wystarczy wziąć je do ręki i wszystko będzie różowe, wystarczy wziąć je do ręki, usypać ziarnko fantazji i już za chwile można dolecieć aż do gwiazdy.
Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego, fantazja, lalalalalala lalalalala.
To szkiełko nigdy nie płacze, zawsze jest w dobrym humorze, to szkiełko wszystko rozumie, każdemu chętnie pomoże, wystarczy wziąć je do ręki ziarnko fantazji dosypać i już za chwile można z panem Kleksem w świat pomykać.
Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego, fantazja, lalalalalala lalalalala.
Dzisiaj jest rajd rekreacyjny.
Ruszamy!
Po paru kilometrach postanawiamy poinformować organizatorów by na nas (na Igorka, Anetkę, mnie i Asiczkę oraz Darka) nie czekali bo i tak nie przejedziemy całej trasy...
Młynarz informuje, że dogonił „peleton” i jedzie z Wiktorem całą trasę.
A ja przypominam sobie, że Oni nie maja ani kasy, ani picia, ani jedzenia... NIE DOBRZE!!!
Więc Darek rusza do nich by Ich uratować ;)
Ekipa Pań + Igorek ogląda ruiny zamku, gdzie robi foty a następnie zasiada na ławeczkach nad stawikiem w celu konsumpcji, degustacji i rozmów.
Wszystko to odbywa się w rytmie disco – techno ze stojącego na ulicy auta z otwartymi drzwiami ;)))))))))) ;p
Ruiny zamku

Ruiny zamku again.

Ruiny zamku na dalszym planie...

Ruiny zamku na dalszym planie again...

Po posiedzeniu przy stawiku, uzupełnieniu płynów i lodzikach i bocianach (niektóre kobiety widzą 3 a niektóre 2 ;p) ruszamy poganiane przez Igorka do bazy.
Dojeżdżamy do bazy... Pan – właściciel „bazy” widząc parę osób na rowerach zbliżających się do bazy zamyka nam przed nosem bramę...
„Z Bogiem chłopie” – myślimy i okupujemy boisko, do którego nie ma chyba prawa ;-)
Siedzimy, dyskutujemy, jemy.
„Pan najważniejszy” opuszcza ośrodek... przechodząc przez bramę górą... hihihi ;-) Pozdro dla tego kolesia – stracił dużo na zagotowaniu wody na kaszkę dla 7-miesięcznego dziecka i goszczeniu tylu gości – przez rok by nie nazbierał tylu ochotników i to za tyle kasy w „silnie wanilią” pachnących pokojach... oj niektórzy muszą się nauczyć obsługi Klienta ;-)
Po opalaniu na trawce przy boisku przyjeżdża dalsza część ekipy, czyli Młynarz, Darek, Wiktor.
Jedziemy na obiad do zajazdu.
Jemy i uzupełniamy płyny ;-)
Tutaj obsługa Klienta jest na najwyższym poziomie - nawet znają Asiczkę ;-)
Potem dociera do nas agenciara i hose.
Z hose ruszam do Piotrkowa.... nie jest łatwo – kręgosłup (dokładnie krzyż) boli mnie na Meridce... ;/
Ale docieramy w końcu:
Piotrków Trybunalski:




Ładujemy się do pociągu i jesteśmy w szoku – cały wagon jest rowerowy – tzn. pół jest przechowalnią rowerów, a pół miejscami do siedzenia właścicieli rowerów, tylko, że te pół dla właścicieli zajmują „normalni” podróżni – dlatego się krzywią na nasz (bikeowy) zapach ;)
Wysiadam w Dąbrowie – Hose jedzie dalej.
Docieram do domku „ledwo”, bo czarne chmury wiszą mi nad głową...
No i moje Rumaki w domku ;-)

Krótkim zdaniem:
Było super!!!
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)
To szkiełko wszystko potrafi, na każde pytanie odpowie, wystarczy wziąć je do ręki i wszystko będzie różowe, wystarczy wziąć je do ręki, usypać ziarnko fantazji i już za chwile można dolecieć aż do gwiazdy.
Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego, fantazja, lalalalalala lalalalala.
To szkiełko nigdy nie płacze, zawsze jest w dobrym humorze, to szkiełko wszystko rozumie, każdemu chętnie pomoże, wystarczy wziąć je do ręki ziarnko fantazji dosypać i już za chwile można z panem Kleksem w świat pomykać.
Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego, fantazja, lalalalalala lalalalala.
Dzisiaj jest rajd rekreacyjny.
Ruszamy!
Po paru kilometrach postanawiamy poinformować organizatorów by na nas (na Igorka, Anetkę, mnie i Asiczkę oraz Darka) nie czekali bo i tak nie przejedziemy całej trasy...
Młynarz informuje, że dogonił „peleton” i jedzie z Wiktorem całą trasę.
A ja przypominam sobie, że Oni nie maja ani kasy, ani picia, ani jedzenia... NIE DOBRZE!!!
Więc Darek rusza do nich by Ich uratować ;)
Ekipa Pań + Igorek ogląda ruiny zamku, gdzie robi foty a następnie zasiada na ławeczkach nad stawikiem w celu konsumpcji, degustacji i rozmów.
Wszystko to odbywa się w rytmie disco – techno ze stojącego na ulicy auta z otwartymi drzwiami ;)))))))))) ;p
Ruiny zamku

Ruiny© kosma100
Ruiny zamku again.

Ruiny zamku BO© kosma100
Ruiny zamku na dalszym planie...

Ruiny zamku i nie tylko ;-)© kosma100
Ruiny zamku na dalszym planie again...

Dziewczyny z Bikestats rządzą!!!© kosma100
Po posiedzeniu przy stawiku, uzupełnieniu płynów i lodzikach i bocianach (niektóre kobiety widzą 3 a niektóre 2 ;p) ruszamy poganiane przez Igorka do bazy.
Dojeżdżamy do bazy... Pan – właściciel „bazy” widząc parę osób na rowerach zbliżających się do bazy zamyka nam przed nosem bramę...
„Z Bogiem chłopie” – myślimy i okupujemy boisko, do którego nie ma chyba prawa ;-)
Siedzimy, dyskutujemy, jemy.
„Pan najważniejszy” opuszcza ośrodek... przechodząc przez bramę górą... hihihi ;-) Pozdro dla tego kolesia – stracił dużo na zagotowaniu wody na kaszkę dla 7-miesięcznego dziecka i goszczeniu tylu gości – przez rok by nie nazbierał tylu ochotników i to za tyle kasy w „silnie wanilią” pachnących pokojach... oj niektórzy muszą się nauczyć obsługi Klienta ;-)
Po opalaniu na trawce przy boisku przyjeżdża dalsza część ekipy, czyli Młynarz, Darek, Wiktor.
Jedziemy na obiad do zajazdu.
Jemy i uzupełniamy płyny ;-)
Tutaj obsługa Klienta jest na najwyższym poziomie - nawet znają Asiczkę ;-)
Potem dociera do nas agenciara i hose.
Z hose ruszam do Piotrkowa.... nie jest łatwo – kręgosłup (dokładnie krzyż) boli mnie na Meridce... ;/
Ale docieramy w końcu:
Piotrków Trybunalski:

Piotrków Trybunalski© kosma100

Piotrków Trybunalski...© kosma100

Piotrków Trybunalski© kosma100

Piotrków Trybunalski© kosma100
Ładujemy się do pociągu i jesteśmy w szoku – cały wagon jest rowerowy – tzn. pół jest przechowalnią rowerów, a pół miejscami do siedzenia właścicieli rowerów, tylko, że te pół dla właścicieli zajmują „normalni” podróżni – dlatego się krzywią na nasz (bikeowy) zapach ;)
Wysiadam w Dąbrowie – Hose jedzie dalej.
Docieram do domku „ledwo”, bo czarne chmury wiszą mi nad głową...
No i moje Rumaki w domku ;-)

Aaaa rumaki dwa :-)© kosma100
Krótkim zdaniem:
Było super!!!
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)
- DST 56.18km
- Czas 03:26
- VAVG 16.36km/h
- VMAX 36.94km/h
- Sprzęt Meridka
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 czerwca 2009
Kategoria Bike Orient, In the rain..., Meridka :), Orientacyjnie :-), Ponad 50 km ;), W towarzystwie ;), Z Helenką :)
Bike Orient 2009 - Ręczno
BIKE ORIENT - Ręczno 2009 - Rajd Na Orientację
Ojciec, matka, synowie i córki
Zjednoczona komórka rodzinna
Niechaj każde z Was dobrze pamięta
Rodzina - rzecz święta
Dobry mąż nie pali i nie pije
Żona prasuje, szyje, gotuje
Synowie i córki - materiał młody
Kochają pieniądze i samochody ...
RODZINA, RODZINA
RODZINA TO NASZA RODZINA
OGÓLNA PRUDERIA GALERIA PERFUMERIA
NASZA RODZINA KOCHANA
Zgoda, porządek, życie bez skazy
Regał, kieliszki, rodzinne obrazy
Obiado-biesiady od święta do święta
Alkohole na stole - to się pamięta
Wspólne spacery do Kościoła
Zawsze w niedzielę sumienie woła
Wszyscy na tacę rzucą monet kilka
Rozgrzeszona cała rodzinka ...
RODZINA, RODZINA...
Z racji tego, że nie jeździłam na punkty i wynik, moja relacja nie będzie posiadała walorów dla poskramiaczy rajdów na orientację.
Moje uczestnictwo było typowo rodzinne ;–)
A więc...
W tym roku, nauczeni przez BO 2008, ekipa z BS wybrała sobie numerki odpowiadające nickom na BS ;-) a więc „przypadł” mi numer 100.
Po śniadaniu, który był w cenie wpisowego, bikerzy i bikerki ustawili się w miejscu startu by po gwizdku wyruszyć na poszukiwanie i zdobywanie punktów kontrolnych.
Od rana padał deszcz... Ale nie przeszkadzało to uczestnikom rajdu. Mnie też nie przeszkadzał ani deszcz, ani bolący krzyż przez "dziwną pozycję" na Meridce, na której nie jeździłam od marca, ani brak przedniej przerzutki - jest odkręcona po zimie, bo zardzewiała i nie chodzi.
Na starcie w skład „mojej” ekipy wchodzili: Igorek, Wiktor, Anetka, Darek, Jacek, Ja.
Pojechaliśmy zaliczyć najpierw Jedynkę.
Chociaż rok temu i na Odysei wiedzieliśmy z Darkiem, że trzeba czytać opisy punktów, zapomnieliśmy o tym i zamiast przejść do punktu przez gospodarstwo agroturystyczne przedzieraliśmy się przez krzaki, bo ścieżka, którą zaczęliśmy iść powoli stawała się coraz mniej widoczna. Ale w końcu dotarliśmy do punktu nr 1. Był mostek i zaatakowaliśmy jedynkę od dobrej strony – nie musieliśmy brodzić :-)
Przy dziurkowaniu kart startowych poczuliśmy na własnej skórze obecność małych, krwiopijczych bestii.
Z punktu numer 1 pojechaliśmy na punkt numer 4 zlokalizowany w Rezerwacie Struga Młynki. Był dobrze ukryty :-)
Z punktu numer 4 zawróciliśmy i na skrzyżowaniu dróg leśnych nasza ekipa się rozdzieliła.
Anetka z niespełna SZEŚCIOLETNIM Igorkiem skręciła w prawo i pojechała do Ręczna, do bazy, a Wiktor, Jacek, Darek i ja ruszyliśmy zdobywać kolejne punkty.
Przez Brzezie, Kamienną Górę, Stobnicę Salkowszczyznę na punkt numer 2. Tam krótki odpoczynek, uzupełnienie płynów, uzupełnienie kalorii, debata nad trasą na kolejny punkt i ruszamy!
Do głównej drogi, w prawo a następnie przy przystanku autobusowym w lewo. Przez Salkowszczyznę, Windugę do punktu numer 6.
Punkt numer 6 musieliśmy zdobyć, bo Wiktor napalił się na to, by dowiedzieć się co to jest krypa :)
Na punkcie numer 6 miał być punkt żywieniowy.
Dojeżdżamy do brzegu Pilicy i widzimy rozbite namioty i między nimi stolik, na którym są napoje, piwo i jedzenie. Dobrze, że „namiotowcy” siedzą przy stolikach bo inaczej moglibyśmy wypić i zjeść ich dobytek :)
Okazuje się, że punkt żywieniowy i kontrolny jest po drugiej stronie Pilicy.
Żadnej kładki ani łódki, czy też krypy.
Przez chwilę przychodzi mi na myśl by krzyknąć, że chcę przepłynąć na drugą stronę jakąś łódką ale ten pomysł jest przepędzony ponieważ widzę, że wszyscy bikerzy przechodzą z rowerami na drugą stronę brodząc w Pilicy.
Chwila zastanowienia czy mamy przejść na drugą stronę czy i tak wracamy tutaj. Okazuje się, że wracamy tutaj więc zostawiamy rowery, skarpetki i buty i przechodzimy na drugą stronę :)
Woda ciepła, czysta a dno przyjemne. Udaje mi się przejść prawie całą rzekę nie mocząc pampersa w spodenkach. Niestety ostatnie 1,5 metra to głębsza woda, która jednak zamacza mi pampersa i nieprzyjemne dno, przez które krzyczę wniebogłosy, bo nie wiem co tam jest ;)
Na punkcie posilamy się pomarańczami i arbuzem. Wiktor rusza sumieniem pani na punkcie i z Jej prywatnych zapasów dostaję duży kawałek ciasta. Otrzymujemy także kaszankę ze swojskich wyrobów pana, który pływa krypą :)
Wracamy na lewy brzeg Pilicy krypą – jest wesoło :)
Postanawiamy wrócić już do bazy.
Przez Windugę, Trzy Morgi, Stobnicę, Paskrzyn wracamy do Ręczna by zgłosić się w bazie, posilić i wyruszyć na drugi etap.
Z drugiego etapu zaliczamy punkt 16, który jest najbliżej bazy, zlokalizowany jest przy kamieniołomie piaskowca. Na punkcie chwila zastanowienia – postanawiamy zakończyć nasz rajd, uczestnicy są zmęczeni. Wracamy więc z niespełna dwunastoletnim Wiktorem do bazy, wybierając drogę nie najprostszą, ale ma być orientacyjnie, więc orientacyjnie jest – wyjeżdżamy z lasu naprzeciwko bazy :-)
Uśmiechnięci, brudni, mokrzy oddajemy karty startowe i idziemy się wykąpać.
Wieczorem rozdanie nagród.
Otrzymuję nagrodę za najliczniejszy zespół (mapa Ziemi Kłodzkiej) oraz wylosowuję nagrodę – książkę: „Kapliczki i krzyże znad Pilicy”.
Igorek otrzymuje nagrodę – jako Najmłodszy Uczestnik Bike Orientu – zaliczył 2 punkty I etapu i 1 punkt z II!!!
Następnie ognisko wraz z pieczeniem kiełbasek i wieczorna posiadówka z Bikestatsowiczami.
Było, jak zwykle, SUPER!!! Wspaniała organizacja, wspaniała atmosfera, ogólnie było wspaniale :-)
Wielki szacun dla osób, które zorganizowały ten Rajd.
A teraz parę fotek z opisami:
Mała zagadka: Na wzór jakiej osoby z BS zbudowano tego stracha na wróble? :D

Dezorientacyjnie...

Wiku na punkcie numer 4 :)

„Czy ja na pewno chcę zdobyć kolejny punkt?”

„Pewnie, że chcę :)”

„Czy w tej kałuży da się podeprzeć głową?"

„Aaaa tam, tą sobie odpuszczę, podeprę się ręką w innej, głębszej kałuży!”

„Gdzie ja jestem?”
„O K...Kubuś, dalej nie jadę!”
„Z jaką ekipą zamulaczy ja jadę?”

I kto tu ma prawo jazdy i kartę rowerowa? Jak można siąść na środku drogi, w dodatku na zakręcie? :D

A co na to lekarze?

„Chcę oglądać Twoje nogi, nogi, nogi, chcę byś założył mini”. Darek brodzący ;-)

Anetka: „Ale mam the beściaków”
Wiktor: „To ja – Mr Kałuża - number one wśród najbrudniejszych.”
Igorek: ”To ja – number one wśród najmłodszych”.

No i dodaję kilka fotek, których autorem jest Piotr Rogalski:
Kosma ciesząca...

Wiktor i Igorek na starcie...no i Darek gdzieś tam...

Anetka na starcie

Agenciara – dzięki ;)

Ale czad – trzymamy się wszyscy kurczowo czego popadnie :-)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Ojciec, matka, synowie i córki
Zjednoczona komórka rodzinna
Niechaj każde z Was dobrze pamięta
Rodzina - rzecz święta
Dobry mąż nie pali i nie pije
Żona prasuje, szyje, gotuje
Synowie i córki - materiał młody
Kochają pieniądze i samochody ...
RODZINA, RODZINA
RODZINA TO NASZA RODZINA
OGÓLNA PRUDERIA GALERIA PERFUMERIA
NASZA RODZINA KOCHANA
Zgoda, porządek, życie bez skazy
Regał, kieliszki, rodzinne obrazy
Obiado-biesiady od święta do święta
Alkohole na stole - to się pamięta
Wspólne spacery do Kościoła
Zawsze w niedzielę sumienie woła
Wszyscy na tacę rzucą monet kilka
Rozgrzeszona cała rodzinka ...
RODZINA, RODZINA...
Z racji tego, że nie jeździłam na punkty i wynik, moja relacja nie będzie posiadała walorów dla poskramiaczy rajdów na orientację.
Moje uczestnictwo było typowo rodzinne ;–)
A więc...
W tym roku, nauczeni przez BO 2008, ekipa z BS wybrała sobie numerki odpowiadające nickom na BS ;-) a więc „przypadł” mi numer 100.
Po śniadaniu, który był w cenie wpisowego, bikerzy i bikerki ustawili się w miejscu startu by po gwizdku wyruszyć na poszukiwanie i zdobywanie punktów kontrolnych.
Od rana padał deszcz... Ale nie przeszkadzało to uczestnikom rajdu. Mnie też nie przeszkadzał ani deszcz, ani bolący krzyż przez "dziwną pozycję" na Meridce, na której nie jeździłam od marca, ani brak przedniej przerzutki - jest odkręcona po zimie, bo zardzewiała i nie chodzi.
Na starcie w skład „mojej” ekipy wchodzili: Igorek, Wiktor, Anetka, Darek, Jacek, Ja.
Pojechaliśmy zaliczyć najpierw Jedynkę.
Chociaż rok temu i na Odysei wiedzieliśmy z Darkiem, że trzeba czytać opisy punktów, zapomnieliśmy o tym i zamiast przejść do punktu przez gospodarstwo agroturystyczne przedzieraliśmy się przez krzaki, bo ścieżka, którą zaczęliśmy iść powoli stawała się coraz mniej widoczna. Ale w końcu dotarliśmy do punktu nr 1. Był mostek i zaatakowaliśmy jedynkę od dobrej strony – nie musieliśmy brodzić :-)
Przy dziurkowaniu kart startowych poczuliśmy na własnej skórze obecność małych, krwiopijczych bestii.
Z punktu numer 1 pojechaliśmy na punkt numer 4 zlokalizowany w Rezerwacie Struga Młynki. Był dobrze ukryty :-)
Z punktu numer 4 zawróciliśmy i na skrzyżowaniu dróg leśnych nasza ekipa się rozdzieliła.
Anetka z niespełna SZEŚCIOLETNIM Igorkiem skręciła w prawo i pojechała do Ręczna, do bazy, a Wiktor, Jacek, Darek i ja ruszyliśmy zdobywać kolejne punkty.
Przez Brzezie, Kamienną Górę, Stobnicę Salkowszczyznę na punkt numer 2. Tam krótki odpoczynek, uzupełnienie płynów, uzupełnienie kalorii, debata nad trasą na kolejny punkt i ruszamy!
Do głównej drogi, w prawo a następnie przy przystanku autobusowym w lewo. Przez Salkowszczyznę, Windugę do punktu numer 6.
Punkt numer 6 musieliśmy zdobyć, bo Wiktor napalił się na to, by dowiedzieć się co to jest krypa :)
Na punkcie numer 6 miał być punkt żywieniowy.
Dojeżdżamy do brzegu Pilicy i widzimy rozbite namioty i między nimi stolik, na którym są napoje, piwo i jedzenie. Dobrze, że „namiotowcy” siedzą przy stolikach bo inaczej moglibyśmy wypić i zjeść ich dobytek :)
Okazuje się, że punkt żywieniowy i kontrolny jest po drugiej stronie Pilicy.
Żadnej kładki ani łódki, czy też krypy.
Przez chwilę przychodzi mi na myśl by krzyknąć, że chcę przepłynąć na drugą stronę jakąś łódką ale ten pomysł jest przepędzony ponieważ widzę, że wszyscy bikerzy przechodzą z rowerami na drugą stronę brodząc w Pilicy.
Chwila zastanowienia czy mamy przejść na drugą stronę czy i tak wracamy tutaj. Okazuje się, że wracamy tutaj więc zostawiamy rowery, skarpetki i buty i przechodzimy na drugą stronę :)
Woda ciepła, czysta a dno przyjemne. Udaje mi się przejść prawie całą rzekę nie mocząc pampersa w spodenkach. Niestety ostatnie 1,5 metra to głębsza woda, która jednak zamacza mi pampersa i nieprzyjemne dno, przez które krzyczę wniebogłosy, bo nie wiem co tam jest ;)
Na punkcie posilamy się pomarańczami i arbuzem. Wiktor rusza sumieniem pani na punkcie i z Jej prywatnych zapasów dostaję duży kawałek ciasta. Otrzymujemy także kaszankę ze swojskich wyrobów pana, który pływa krypą :)
Wracamy na lewy brzeg Pilicy krypą – jest wesoło :)
Postanawiamy wrócić już do bazy.
Przez Windugę, Trzy Morgi, Stobnicę, Paskrzyn wracamy do Ręczna by zgłosić się w bazie, posilić i wyruszyć na drugi etap.
Z drugiego etapu zaliczamy punkt 16, który jest najbliżej bazy, zlokalizowany jest przy kamieniołomie piaskowca. Na punkcie chwila zastanowienia – postanawiamy zakończyć nasz rajd, uczestnicy są zmęczeni. Wracamy więc z niespełna dwunastoletnim Wiktorem do bazy, wybierając drogę nie najprostszą, ale ma być orientacyjnie, więc orientacyjnie jest – wyjeżdżamy z lasu naprzeciwko bazy :-)
Uśmiechnięci, brudni, mokrzy oddajemy karty startowe i idziemy się wykąpać.
Wieczorem rozdanie nagród.
Otrzymuję nagrodę za najliczniejszy zespół (mapa Ziemi Kłodzkiej) oraz wylosowuję nagrodę – książkę: „Kapliczki i krzyże znad Pilicy”.
Igorek otrzymuje nagrodę – jako Najmłodszy Uczestnik Bike Orientu – zaliczył 2 punkty I etapu i 1 punkt z II!!!
Następnie ognisko wraz z pieczeniem kiełbasek i wieczorna posiadówka z Bikestatsowiczami.
Było, jak zwykle, SUPER!!! Wspaniała organizacja, wspaniała atmosfera, ogólnie było wspaniale :-)
Wielki szacun dla osób, które zorganizowały ten Rajd.
A teraz parę fotek z opisami:
Mała zagadka: Na wzór jakiej osoby z BS zbudowano tego stracha na wróble? :D

strach na wróble© kosma100
Dezorientacyjnie...

Dezorientacyjnie...© kosma100
Wiku na punkcie numer 4 :)

Wiku na punkcie nr 4 :)© kosma100
„Czy ja na pewno chcę zdobyć kolejny punkt?”

Czy ja chcę zdobyć kolejny punkt?© kosma100
„Pewnie, że chcę :)”

Pewnie, że jadę dalej :-)© kosma100
„Czy w tej kałuży da się podeprzeć głową?"

Czy w tej kałuży da się podeprzeć głową?© kosma100
„Aaaa tam, tą sobie odpuszczę, podeprę się ręką w innej, głębszej kałuży!”

Igorek pokonuje kałużysty teren© kosma100
„Gdzie ja jestem?”
„O K...Kubuś, dalej nie jadę!”
„Z jaką ekipą zamulaczy ja jadę?”

Na punkcie© kosma100
I kto tu ma prawo jazdy i kartę rowerowa? Jak można siąść na środku drogi, w dodatku na zakręcie? :D

Mała posiadówka na środku drogi, na zakręcie© kosma100
A co na to lekarze?

Nie ma jak dobra zabawa :)© kosma100
„Chcę oglądać Twoje nogi, nogi, nogi, chcę byś założył mini”. Darek brodzący ;-)

"Chcę oglądać Twoje nogi, nogi, nogi, chcę byś założył mini"© kosma100
Anetka: „Ale mam the beściaków”
Wiktor: „To ja – Mr Kałuża - number one wśród najbrudniejszych.”
Igorek: ”To ja – number one wśród najmłodszych”.

Anetka z Chłopakami© kosma100
No i dodaję kilka fotek, których autorem jest Piotr Rogalski:
Kosma ciesząca...

Wiktor i Igorek na starcie...no i Darek gdzieś tam...

Anetka na starcie

Agenciara – dzięki ;)

Ale czad – trzymamy się wszyscy kurczowo czego popadnie :-)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 51.35km
- Teren 35.00km
- Czas 04:08
- VAVG 12.42km/h
- VMAX 28.45km/h
- Sprzęt Meridka
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 czerwca 2009
Kategoria Bornholm 2009, In the rain..., Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), Na trzech kółkach :), W towarzystwie ;)
Operacja Bornholm - dzień 13
Operacja Bornholm - dzień 13 - Poczuć się na moment Wielką Osobistością :-)
Dzisiaj wyruszyliśmy z Benaskiem dopiero po 13:00.
Celem naszym było Daugbjerg, gdzie znajdują się miniaturki domów zrobione w 1791 roku.
Najpierw jednak pojechaliśmy w okolice lotniska wojskowo - cywilnego Karup, ponieważ w dniu dzisiejszym odbywały się ćwiczenia samolotu i chcieliśmy porobić fotki.
Fotka samolotu zrobiona z podwórka Benaska.

Krzysiek oczekujący na samolot :-)

Niestety gdy obraliśmy świetną pozycję obserwacyjną samolot albo poleciał gdzieś dalej albo zakończył ćwiczenia i wylądował, więc nie było nam dane porobić fotek.
Pomknęliśmy więc w kierunku Daugbjerg.
Okoliczni mieszkańcy, z tajnych źródeł, dowiedzieli się, że do Karup przyjedzie czerwonouszna Szalona Kobieta na czarno - czerwonym rumaku. Przygotowali się na tę ewentualność budując stos, na którym owa czarownica powinna być spalona...

Przejeżdżaliśmy przez`bezludne pustkowia...


W Daugbjerg obejrzeliśmy antyki... Ciekawe jakie rzeczy można kupić w Danii :D

Znajoma Benaska kiedyś w takim sklepie z antykami w Danii kupiła piękną filiżankę - jako pamiątkę z Danii, po powrocie do Polski obróciła ją... a na spodzie napis: "MADE IN POLAND".
Miniatury w Daugbjerg.

Dzwon i benasek...

Kościół - miniaturka i realny.


Guliwer padł :-)




Wypiliśmy pyszną kawę, zrobiliśmy małą sesję zdjęciową i z powodu deficytu czasowego pognaliśmy z powrotem do Karup.
W drodze powrotnej zaczęło padać i ostatnie 10 kilometrów przejechaliśmy w deszczu.
Fajny rower :-)

Niewyraźni, zmoknięci ale szczęśliwi :)))

Trasa: Karup - Fårbæk - Daugbjerg - Grønhøj - Karup.
A wieczorem... czytaliśmy książki :-)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
<-- Dzień poprzedni
Dzisiaj wyruszyliśmy z Benaskiem dopiero po 13:00.
Celem naszym było Daugbjerg, gdzie znajdują się miniaturki domów zrobione w 1791 roku.
Najpierw jednak pojechaliśmy w okolice lotniska wojskowo - cywilnego Karup, ponieważ w dniu dzisiejszym odbywały się ćwiczenia samolotu i chcieliśmy porobić fotki.
Fotka samolotu zrobiona z podwórka Benaska.

Samolot lecący nad domem Benaska© kosma100
Krzysiek oczekujący na samolot :-)

Benasek oczekuje na samolot...© kosma100
Niestety gdy obraliśmy świetną pozycję obserwacyjną samolot albo poleciał gdzieś dalej albo zakończył ćwiczenia i wylądował, więc nie było nam dane porobić fotek.
Pomknęliśmy więc w kierunku Daugbjerg.
Okoliczni mieszkańcy, z tajnych źródeł, dowiedzieli się, że do Karup przyjedzie czerwonouszna Szalona Kobieta na czarno - czerwonym rumaku. Przygotowali się na tę ewentualność budując stos, na którym owa czarownica powinna być spalona...

Stos do palenia czarownic© kosma100
Przejeżdżaliśmy przez`bezludne pustkowia...

Bezludzie© kosma100

Benasek w akcji© kosma100
W Daugbjerg obejrzeliśmy antyki... Ciekawe jakie rzeczy można kupić w Danii :D

Darz Bór - kufel w sklepie z antykami w Daugbjerg w Danii :)© kosma100
Znajoma Benaska kiedyś w takim sklepie z antykami w Danii kupiła piękną filiżankę - jako pamiątkę z Danii, po powrocie do Polski obróciła ją... a na spodzie napis: "MADE IN POLAND".
Miniatury w Daugbjerg.

Miniatury z 1791 roku© kosma100
Dzwon i benasek...

Miniatury w Daugbjerg© kosma100
Kościół - miniaturka i realny.

Kościół miniatury© kosma100

Miniaturki© kosma100
Guliwer padł :-)

Guliwer padł© kosma100

Guliwer padł© kosma100

Miniaturki z 1791 roku w Danii.© kosma100

Miniaturki© kosma100
Wypiliśmy pyszną kawę, zrobiliśmy małą sesję zdjęciową i z powodu deficytu czasowego pognaliśmy z powrotem do Karup.
W drodze powrotnej zaczęło padać i ostatnie 10 kilometrów przejechaliśmy w deszczu.
Fajny rower :-)

Rower w Danii :-)© kosma100
Niewyraźni, zmoknięci ale szczęśliwi :)))

Zmokni/eci, niewyraźni ale szczęśliwi :)© kosma100
Trasa: Karup - Fårbæk - Daugbjerg - Grønhøj - Karup.
A wieczorem... czytaliśmy książki :-)

Wieczorek z piwami© kosma100
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
<-- Dzień poprzedni
- DST 44.33km
- Czas 02:05
- VAVG 21.28km/h
- VMAX 44.60km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 czerwca 2009
Kategoria Bornholm 2009, Kellysek :), Na trzech kółkach :), Ponad 50 km ;), W towarzystwie ;)
Operacja Bornholm - dzień 12
Dzisiaj czekałam na Benaska, aż przyjdzie z pracy siedząc na BS i spamując tu i ówdzie ;-)
Po 16:30 ruszyliśmy na podbój okolicy...
Karup - Herning - Ikast - Karup.

A wieczorem...

[Zdjęcia i szczegółowy opis po powrocie]
<-- Dzień poprzedni
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)
Po 16:30 ruszyliśmy na podbój okolicy...
Karup - Herning - Ikast - Karup.

Kosma w Herning.© kosma100
A wieczorem...

piwa© kosma100
[Zdjęcia i szczegółowy opis po powrocie]
<-- Dzień poprzedni
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)
- DST 64.97km
- Teren 2.00km
- Czas 03:37
- VAVG 17.96km/h
- VMAX 37.70km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 maja 2009
Kategoria Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), Ponad 100 km ;), W towarzystwie ;)
Tylko piach, piach, piach!!!
Nie ma, nie ma wody na pustyni, a wielbłądy nie chcą dalej iść
Czołgać się już dłużej nie mam siły, o, jak bardzo, bardzo chce się pić
Nasza karawana w piach się wciska, tonie w niej jak stutonowa łódź
Nasz kapelmistrz patrzy na nas z bliska, brudne włosy stoją mu jak drut
Nasz kapelmistrz pije stare wino, w oczach jego widzę dziki blask
Spił się już dokładnie tak jak świnia i po tyłkach batem bije nas
La, la, la, la, la, la, la, la, la, la
La, la, la, la, la, la, la, la, la, la
Pustynia wciąga nas od głowy do pięt
Wypala oczy, suszy ciało i krew
I tylko tra, tra, tra, zgrzyta w zębach piach
Słońce opala brzuchy, wiatr tarmosi nasze ciuchy
Tylko piach ! Suchy piach !
Tylko piach ! Suchy piach ! Tylko...
Nie ma, nie ma wody na pustyni, a przed nami jeszcze drogi szmat
Czyja to jest kara, kogo wina, że czołgamy się już tyle lat ?
Nasz kapelmistrz pije stare wino, w oczach jego widzę dziki blask
Spił się już dokładnie tak jak świnia i po tyłkach batem bije nas
Pustynia wciąga nas od głowy do pięt
Wypala oczy, suszy ciało i krew
I tylko tra, tra, tra, zgrzyta w zębach piach
Słońce opala brzuchy, wiatr tarmosi nasze ciuchy
Postanowiłam pokazać Jackowi że na Zagłębiu wcale nie jest płasko i nie można się nudzić ;-)
Mimo awersji Kellyskowej do terenu część trasy przebiegała w terenie... mocnym (jak na Zagłębie) terenie ;D
Z Mydlic ruszyliśmy najpierw do Mazdy po odbiór upominków (wysępiłam jeden dla Jacka ;))
Później do Strzemieszyc i do Sławkowa.
Jpbike w Sławkowie

JPbike w Sławkowie© kosma100
Ze Sławkowa czerwonym szlakiem rowerowym do Okradzionowa,

Terenowo ;-)© kosma100
z Okradzionowa przez Rudy, Łazy Błędowskie, Błędów, Chechło na Pustynie Błędowską.
Zdjęcie podobne do pewnego zdjęcia... kto zgadnie? Jacek wziął mnie z zaskoczenia ;-)

Śledzenie mapy na Pustyni Błędowskiej© kosma100
Następnie kawałek drogą Klucze – Ogrodzieniec i w teren – na szlak.
Było terenowo ;-)

Jacek - wersja terenowa ;)© kosma100
Oj było terenowo ;)

Terenowo - po Jurze na Kellysku albo raczej z Kellyskiem ;)© kosma100
W Ogrodzieńcu chwila relaksu.

W Ogrodzieńcu, a dokładniej na Podzamczu© kosma100
No i już drogą Ogrodzieniec – Skałki w Niegowonicach
Na skałkach w Niegowonicach ;)

Na Okraglicy 430 m.n.p.m.© kosma100
Jacek na Okrąglicy ;)

Jacek na Okrąglicy© kosma100
Niegowonice – Łosień (sklep i cmentarz) – Ząbkowice – Pogoria I – Pogoria III – Mydlice.
Szybki obiad i kierunek: Helenka ;-)
Dąbrowa Górnicza – Będzin – Czeladź – Siemianowice Śl. – Bytom – Zabrze – Helenka ;))))
A na Helence miałam zajęcie – motylki i kwiatuszki ;)

Upojny wieczór ;)© kosma100
Dziękuję za wspaniały dzień i równie wspaniały wieczór (wszystkim, którzy się do tego przyczynili) ;)))))
Wszystkie zdjęcia umieszczone w tej wycieczce pochodzą z aparatu Jacka ;-)
A tu profil trasy:

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)©
- DST 129.93km
- Teren 30.00km
- Czas 06:45
- VAVG 19.25km/h
- VMAX 44.40km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 maja 2009
Kategoria 100 km OMC, góry, In the rain..., Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), Na trzech kółkach :), Ponad 50 km ;), W towarzystwie ;)
Ride the lighting w Beskidach
Tam na dole zostało,
wszystko to, co mnie męczy,
Patrząc z góry wokoło,
świat wydaje się lepszy...
Molestowana ostatnio nieustannie pięknymi zdjęciami Beskidów przez niradharę i Kajmana postanowiłam odwiedzić, dawno przeze mnie nie odwiedzane, Beskidy.
Od słowa do słowa okazało się, że nie tylko Beskidy odwiedzę ale też Winowajców mojej wycieczki w Beskidy :)
Pobudka o 5:00 pakowanie – chciałam przetestować nowy namiot no i Bikestatsową przyczepkę.
O 6:36 pociąg z Dąbrowy Górniczej do Katowic, w Katowicach przesiadka i już bezpośrednio do Żywca.
W tym mieście powstaje napój Bogów :D

Wysiadłam w Żywcu i ruszam kierując się na drogę 946 na Suchą Beskidzką, ponieważ wymyśliłam sobie zdobycie Przełęczy Kocierskiej z przyczepką...
Po 30 minutach jazdy w Żywcu według drogowskazów ląduję... na skrzyżowaniu, na którym byłam pół godziny temu!!!
Na wyjazd z miasta (które wcale nie jest duże!) tracę godzinę – 12 km zrobiłam by wyjechać z miasta.
Zadowolona jadę dalej. Pierwszy podjazd po wyjeździe z miasta zaskakuje (chyba zapomniałam co to góry) i prawdę powiedziawszy od tego momentu zaczynam się zastanawiać czy nie zmienić planów... Ale jadę.
Jezioro Żywieckie

W drodze na przełęcz Kocierską


Jedzie mi się nawet fajnie – nie myślę o podjazdach tylko podziwiam widoków, nie martwię się tym, że może mi „braknąć przerzutek” – jadę na 1/2.
Było już dawno pod górę, a tu dopiero teraz znak? No to będzie jeszcze bardziej pod górę :-)

Droga na Przełęcz mija mi szybko, bezboleśnie i sprawia wielką frajdę – uwielbiam się wspinać. Wolę jazdę pod górę niż z góry.
Podjeżdżam pod Kocierz, gdzie dzwonię do Piotrka i robię małą sesję zdjęciową.
Kocierz

Kellysek z przyczepką w Beskidach


Od tego momentu zjeżdżam. Boję się osiągać większe prędkości (przyczepkę jednak czuć) więc systematycznie zdzieram klocki hamulcowe.
Wjeżdżam do województwa Małopolskiego.

Po małych perypetiach orientacyjnych z Piotrkiem w końcu się spotykamy :-)
Piotrek zabiera mnie by pokazać ciekawe miejsca.
Jedziemy na zaporę w Czańcu.
Zapora Czaniec


Następnie pedałujemy do Kobiernic na spotkanie z Elą i Gero :D
Zaczyna padać deszcz. Staramy się go przeczekać prowadząc ciekawe rozmowy. Deszcz, burza, grad – full service :-)
Przestaje padać ruszamy – Gospodarze chcą oprowadzić mnie po okolicy.
Niestety deszcz znowu zaczyna padać. Nam to jednak nie przeszkadza – jest ciepło, deszcz też nie jest zimny – pedałujemy więc w deszczu rozmawiając.
Robimy też deszczowe zdjęcia – reakcja Pani za kierownicą, która zatrzymuje się by niradhara mogła zrobić zdjęcie Piotrka ze mną (jesteśmy po drugiej stronie ulicy) wywołuje uśmiech na naszych twarzach – dziękujemy Pani – Ludzie jednak są mili, gdy tylko się nie spieszą :-)

Zwiedzam okoliczne stawy, przestaje padać i nawet wychodzi tęcza.
Następnie zatrzymujemy się przy Klasztorze.


W parku Pan Biker robi nam pamiątkową fotkę – o dziwo nawet ładnie wykadrował (nie tak artystycznie jak Pani ostatnio robiąc zdjęcie Eli ;))

Wracamy do Kobiernic.
Namiotu nie mam okazji przetestować.
Dzięki samo zatrzaskującym się kluczykom spędzamy wspólnie wieczór. Po wieczorze pełnym ciekawych rozmów idziemy spać – jutro wstaje nowy dzień – część z nas ma obowiązki, część obowiązkowe przyjemności :)
A tu profil trasy: Żywiec - Przełęcz Kocierska - Kobiernice

Elu i Piotrze – bardzo dziękuję :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
wszystko to, co mnie męczy,
Patrząc z góry wokoło,
świat wydaje się lepszy...
Molestowana ostatnio nieustannie pięknymi zdjęciami Beskidów przez niradharę i Kajmana postanowiłam odwiedzić, dawno przeze mnie nie odwiedzane, Beskidy.
Od słowa do słowa okazało się, że nie tylko Beskidy odwiedzę ale też Winowajców mojej wycieczki w Beskidy :)
Pobudka o 5:00 pakowanie – chciałam przetestować nowy namiot no i Bikestatsową przyczepkę.
O 6:36 pociąg z Dąbrowy Górniczej do Katowic, w Katowicach przesiadka i już bezpośrednio do Żywca.
W tym mieście powstaje napój Bogów :D

Dworzec PKP w Żywcu© kosma100
Wysiadłam w Żywcu i ruszam kierując się na drogę 946 na Suchą Beskidzką, ponieważ wymyśliłam sobie zdobycie Przełęczy Kocierskiej z przyczepką...
Po 30 minutach jazdy w Żywcu według drogowskazów ląduję... na skrzyżowaniu, na którym byłam pół godziny temu!!!
Na wyjazd z miasta (które wcale nie jest duże!) tracę godzinę – 12 km zrobiłam by wyjechać z miasta.
Zadowolona jadę dalej. Pierwszy podjazd po wyjeździe z miasta zaskakuje (chyba zapomniałam co to góry) i prawdę powiedziawszy od tego momentu zaczynam się zastanawiać czy nie zmienić planów... Ale jadę.
Jezioro Żywieckie

Jezioro Żywieckie© kosma100
W drodze na przełęcz Kocierską

W drodze na przełęcz Kocierską© kosma100

Potok w Beskidach© kosma100
Jedzie mi się nawet fajnie – nie myślę o podjazdach tylko podziwiam widoków, nie martwię się tym, że może mi „braknąć przerzutek” – jadę na 1/2.
Było już dawno pod górę, a tu dopiero teraz znak? No to będzie jeszcze bardziej pod górę :-)

Podjazd na Przełęcz Kocierską© kosma100
Droga na Przełęcz mija mi szybko, bezboleśnie i sprawia wielką frajdę – uwielbiam się wspinać. Wolę jazdę pod górę niż z góry.
Podjeżdżam pod Kocierz, gdzie dzwonię do Piotrka i robię małą sesję zdjęciową.
Kocierz

Kocierz© kosma100
Kellysek z przyczepką w Beskidach

Kellysek z przyczepką na Kocierskiej© kosma100

Kocierz© kosma100
Od tego momentu zjeżdżam. Boję się osiągać większe prędkości (przyczepkę jednak czuć) więc systematycznie zdzieram klocki hamulcowe.
Wjeżdżam do województwa Małopolskiego.

Województwo Małopolskie ;-)© kosma100
Po małych perypetiach orientacyjnych z Piotrkiem w końcu się spotykamy :-)
Piotrek zabiera mnie by pokazać ciekawe miejsca.
Jedziemy na zaporę w Czańcu.
Zapora Czaniec

Zapora Czaniec© kosma100

Na Zaporze Czaniec© kosma100
Następnie pedałujemy do Kobiernic na spotkanie z Elą i Gero :D
Zaczyna padać deszcz. Staramy się go przeczekać prowadząc ciekawe rozmowy. Deszcz, burza, grad – full service :-)
Przestaje padać ruszamy – Gospodarze chcą oprowadzić mnie po okolicy.
Niestety deszcz znowu zaczyna padać. Nam to jednak nie przeszkadza – jest ciepło, deszcz też nie jest zimny – pedałujemy więc w deszczu rozmawiając.
Robimy też deszczowe zdjęcia – reakcja Pani za kierownicą, która zatrzymuje się by niradhara mogła zrobić zdjęcie Piotrka ze mną (jesteśmy po drugiej stronie ulicy) wywołuje uśmiech na naszych twarzach – dziękujemy Pani – Ludzie jednak są mili, gdy tylko się nie spieszą :-)

Deszczowe zdjęcia na deszczowej przejażdżce© kosma100
Zwiedzam okoliczne stawy, przestaje padać i nawet wychodzi tęcza.
Następnie zatrzymujemy się przy Klasztorze.

Święty© kosma100

Kościół© kosma100
W parku Pan Biker robi nam pamiątkową fotkę – o dziwo nawet ładnie wykadrował (nie tak artystycznie jak Pani ostatnio robiąc zdjęcie Eli ;))

Pamiątkowa fotka© Kajman
Wracamy do Kobiernic.
Namiotu nie mam okazji przetestować.
Dzięki samo zatrzaskującym się kluczykom spędzamy wspólnie wieczór. Po wieczorze pełnym ciekawych rozmów idziemy spać – jutro wstaje nowy dzień – część z nas ma obowiązki, część obowiązkowe przyjemności :)
A tu profil trasy: Żywiec - Przełęcz Kocierska - Kobiernice

Elu i Piotrze – bardzo dziękuję :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 96.55km
- Teren 1.00km
- Czas 05:28
- VAVG 17.66km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 maja 2009
Kategoria Czarna lista kierowców bałwanów, Kellysek :), Kosmacz - Powsinoga :), Na trzech kółkach :), Ponad 100 km ;), W towarzystwie ;), We dwoje - ja i mój rowerek ;))), Z Helenką :)
Test przyczepki...
Test przyczepki...
Rankiem (troszkę później niż planowałam) wyjechałam z Wrocławia do domku.
Młynarz był taki miły, że wstał rano i „odprowadził mnie” za Lasek Rakowiecki bym nie musiała gubić się w wielkim mieście – dzięki :)
Mała sesja zdjęciowa z przyczepką:




Rowerek na śluzie.

A łabądków Cześka nie ma :(

Jest różnica jak jedzie się z taką przyczepką – kierowcy (chyba będąc w szoku) wyprzedzają z większym odstępem.
Nie dotyczy to oczywiście wszystkich. Przed Opolem autobus wyprzedził mnie na trzeciego, z naprzeciwka jechał TIR!!! TIR + AUTOBUS = bardzo mało miejsca na drodze dla Kosmacza na rowerze z przyczepką!!!
Za parę minut jadę, patrzę, a autobus stoi na poboczu.
Podjeżdżam i mówię:
- Pan jest kierowcą tego autobusu?
- Tak.
- Proszę się nauczyć wyprzedzać.
- Umiem.
- Hahahaha. Żenujące – wyprzedził mnie Pan na centymetry.
- Bez przesady – nie na centymetry. A z resztą tak równo Pani jechała, że nie było obawy.
- Równo? To za to, że równo jeżdżę mam stracić życie pod kołami autobusu??? Przy takiej prędkości i odległości wystarczyłby delikatny podmuch wiatru i śmierć murowana.
Zrobiłam jeszcze fotkę autobusu – Pan nawet mi pomachał, więc wyraża zgodę na publikację zdjęcia :-)

Miałam jechać cały czas 94-ką ale trochę mnie zmęczył ruch na niej.
Postanowiłam, że pojadę tak jak ostatnio, obok jeziora Turawskiego i przez Ozimek oraz Pyskowice.
10 km przed Opolem zatrzymałam się w przydrożnym barze na obiad.
Rozmawiałam z kierowcą i ten polecił mi bym zamiast w Opolu odbijała najpierw na Kluczbork, później na Turawę, pojechała na Częstochowę i tam dojadę od razu do Ozimka. Powiedział, że droga jest fajna, szerokie pobocze i około 10 km od Opola. Nie mam mojej mapy Polski więc łamię moją zasadę „Nie UFOj nikomu” i jadę tak jak mi radzi.
Rzeczywistość była inna...
Faktycznie przy Opolu droga na Częstochowę to marzenie bikerów – piękna droga rowerowa obok:

Kamień pamięci - rowerowy akcent.
"W tym miejscu, w dniu 28.04.1928 roku poległ z ręki mordercy mieszkaniec Lędzin, 19-letni ROCH NOWAK – członek Górnośląskiego Związku Łowieckiego.
Jadących tą drogą, na rowerach, czterech młodzieńców natknęło się na jadącego z przeciwka mężczyznę (okolicznego bandziora), który bez uprzedzenia oddał w ich stronę strzał z pistoletu. Roch trafiony kulą zginął na miejscu.
Morderca zbiegł i nie został ujęty, mimo iż został rozpoznany.
Na cześć zmarłego członkowie miejscowego Koła Łowieckiego ufundowali ten kamień – głaz, który upamiętnia nagłą i niewinną śmierć kolegi.
Tablicę opisową dołączono w 80 rocznicę śmierci – po przebudowie drogi nr 46 i renowacji postumentu – maj 2008."

Przy drodze miejscowości w dwóch językach...

W okolicy Lędzin jadący z naprzeciwka biały samochód zatrąbił, zbliżając się zatrąbił jeszcze raz – Kierowca pozdrowił mnie... ciekawe kto to?
Sesja zdjęciowa chmur:




Stan dobrej drogi trwa jakieś 5 km, później (przez około 15 – 20 km) droga jest STRASZNA!!!!!!!! – wąska i straszny ruch!!!
Przez tą godzinę jazdy do Ozimka strasznie się stresowałam – non stop adrenalina na wysokich obrotach, bo blachosmrody pędziły obok mnie o centymetry!!!
Jak już zjechałam z tej drogi śmierci to nawet mnie to nie cieszyło – byłam padnięta. Mój organizm reaguje na stres tak, że gdy stres odpuści jestem jak dętka w której nie ma powietrza – tak też było i tym razem, no ale nic – trzeba jechać dalej...
W miejscowości Zawadzkie mam przyjemność oglądania jak kierowca TIRa z Ukrainy wjeżdża na zakaz ruchu na rozkopaną całkowicie drogę i tam już chyba pozostanie...
Robię odpoczynek na stacji EJK... kupuję litrową colę, dzwonię do Darka by powiedział ile kilometrów mi pozostało... nie mam siły, trochę biadolę przez telefon.
Okazuję się, że zostało mi jakieś 40 km.

Darek pyta się czy ma po mnie przyjechać. „Rowerem?” – pytam. „Chyba żartujesz” – słyszę odpowiedź. „Nie, nie przyjeżdżaj, sama dojadę”.
Musiałam mieć chyba bardzo wykończony głos, bo gdy jechałam do Pyskowic, po litrowej coli dostałam kopa i nawet fajnie mi się jechało, spotkałam „wóz techniczny”, który zabrał mnie na Helenkę.
Już dawno się tak nie zmasakrowałam, a to przede wszystkim przez ten wysoki stres, który trwał przez godzinę...
Opatowice - Trestno - Blizanowice - Siechnice (tam wyjazd na drogę numer 94) – Oława – Brzeg – Opole – Ozimek – Zawadzkie Wielowieś.
Potem już tylko gorączka ze zmęczenia i przemiły (jak zwykle) wieczór na Helence – dziękuję za gościnę :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Rankiem (troszkę później niż planowałam) wyjechałam z Wrocławia do domku.
Młynarz był taki miły, że wstał rano i „odprowadził mnie” za Lasek Rakowiecki bym nie musiała gubić się w wielkim mieście – dzięki :)
Mała sesja zdjęciowa z przyczepką:

Kosmacz z przyczepką© kosma100

Kosmacz z przyczepką© kosma100

Kosmacz z przyczepka© kosma100

Kosmacz z przyczepką© kosma100
Rowerek na śluzie.

Rower z przyczepką na sluzie© kosma100
A łabądków Cześka nie ma :(

Nie ma łabędzi Cześka© kosma100
Jest różnica jak jedzie się z taką przyczepką – kierowcy (chyba będąc w szoku) wyprzedzają z większym odstępem.
Nie dotyczy to oczywiście wszystkich. Przed Opolem autobus wyprzedził mnie na trzeciego, z naprzeciwka jechał TIR!!! TIR + AUTOBUS = bardzo mało miejsca na drodze dla Kosmacza na rowerze z przyczepką!!!
Za parę minut jadę, patrzę, a autobus stoi na poboczu.
Podjeżdżam i mówię:
- Pan jest kierowcą tego autobusu?
- Tak.
- Proszę się nauczyć wyprzedzać.
- Umiem.
- Hahahaha. Żenujące – wyprzedził mnie Pan na centymetry.
- Bez przesady – nie na centymetry. A z resztą tak równo Pani jechała, że nie było obawy.
- Równo? To za to, że równo jeżdżę mam stracić życie pod kołami autobusu??? Przy takiej prędkości i odległości wystarczyłby delikatny podmuch wiatru i śmierć murowana.
Zrobiłam jeszcze fotkę autobusu – Pan nawet mi pomachał, więc wyraża zgodę na publikację zdjęcia :-)

Autobus z kierowcą, który nie umie wyprzedzać!© kosma100
Miałam jechać cały czas 94-ką ale trochę mnie zmęczył ruch na niej.
Postanowiłam, że pojadę tak jak ostatnio, obok jeziora Turawskiego i przez Ozimek oraz Pyskowice.
10 km przed Opolem zatrzymałam się w przydrożnym barze na obiad.
Rozmawiałam z kierowcą i ten polecił mi bym zamiast w Opolu odbijała najpierw na Kluczbork, później na Turawę, pojechała na Częstochowę i tam dojadę od razu do Ozimka. Powiedział, że droga jest fajna, szerokie pobocze i około 10 km od Opola. Nie mam mojej mapy Polski więc łamię moją zasadę „Nie UFOj nikomu” i jadę tak jak mi radzi.
Rzeczywistość była inna...
Faktycznie przy Opolu droga na Częstochowę to marzenie bikerów – piękna droga rowerowa obok:

droga rowerowa obok Opola© kosma100
Kamień pamięci - rowerowy akcent.
"W tym miejscu, w dniu 28.04.1928 roku poległ z ręki mordercy mieszkaniec Lędzin, 19-letni ROCH NOWAK – członek Górnośląskiego Związku Łowieckiego.
Jadących tą drogą, na rowerach, czterech młodzieńców natknęło się na jadącego z przeciwka mężczyznę (okolicznego bandziora), który bez uprzedzenia oddał w ich stronę strzał z pistoletu. Roch trafiony kulą zginął na miejscu.
Morderca zbiegł i nie został ujęty, mimo iż został rozpoznany.
Na cześć zmarłego członkowie miejscowego Koła Łowieckiego ufundowali ten kamień – głaz, który upamiętnia nagłą i niewinną śmierć kolegi.
Tablicę opisową dołączono w 80 rocznicę śmierci – po przebudowie drogi nr 46 i renowacji postumentu – maj 2008."

kamień pamięci© kosma100
Przy drodze miejscowości w dwóch językach...

Nazwy miejscowości w dwóch językach...© kosma100
W okolicy Lędzin jadący z naprzeciwka biały samochód zatrąbił, zbliżając się zatrąbił jeszcze raz – Kierowca pozdrowił mnie... ciekawe kto to?
Sesja zdjęciowa chmur:

Chmury© kosma100

chmury© kosma100

chmury© kosma100

kościół© kosma100
Stan dobrej drogi trwa jakieś 5 km, później (przez około 15 – 20 km) droga jest STRASZNA!!!!!!!! – wąska i straszny ruch!!!
Przez tą godzinę jazdy do Ozimka strasznie się stresowałam – non stop adrenalina na wysokich obrotach, bo blachosmrody pędziły obok mnie o centymetry!!!
Jak już zjechałam z tej drogi śmierci to nawet mnie to nie cieszyło – byłam padnięta. Mój organizm reaguje na stres tak, że gdy stres odpuści jestem jak dętka w której nie ma powietrza – tak też było i tym razem, no ale nic – trzeba jechać dalej...
W miejscowości Zawadzkie mam przyjemność oglądania jak kierowca TIRa z Ukrainy wjeżdża na zakaz ruchu na rozkopaną całkowicie drogę i tam już chyba pozostanie...
Robię odpoczynek na stacji EJK... kupuję litrową colę, dzwonię do Darka by powiedział ile kilometrów mi pozostało... nie mam siły, trochę biadolę przez telefon.
Okazuję się, że zostało mi jakieś 40 km.

rower© kosma100
Darek pyta się czy ma po mnie przyjechać. „Rowerem?” – pytam. „Chyba żartujesz” – słyszę odpowiedź. „Nie, nie przyjeżdżaj, sama dojadę”.
Musiałam mieć chyba bardzo wykończony głos, bo gdy jechałam do Pyskowic, po litrowej coli dostałam kopa i nawet fajnie mi się jechało, spotkałam „wóz techniczny”, który zabrał mnie na Helenkę.
Już dawno się tak nie zmasakrowałam, a to przede wszystkim przez ten wysoki stres, który trwał przez godzinę...
Opatowice - Trestno - Blizanowice - Siechnice (tam wyjazd na drogę numer 94) – Oława – Brzeg – Opole – Ozimek – Zawadzkie Wielowieś.
Potem już tylko gorączka ze zmęczenia i przemiły (jak zwykle) wieczór na Helence – dziękuję za gościnę :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 171.87km
- Teren 5.00km
- Czas 08:08
- VAVG 21.13km/h
- VMAX 37.40km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 maja 2009
Kategoria Ponad 50 km ;), Na trzech kółkach :), Kosmacz - Powsinoga :), Kellysek :), W towarzystwie ;)
Po przyczepkę do Wrocka...
Po przyczepkę do Wrocka...
Dzisiaj umówiłam się z Blase’m, że odbiorę od Niego przyczepkę, którą to pożyczam na moją wyprawę do Danii.
Miałam jechać rowerem, ale musiałam się wyspać oraz pogoda rano nie nastrajała do jazdy. Pojechałam więc pociągiem osobowym z dwoma przesiadkami.
Pogoda jednak się poprawiła i postanowiłam wysiąść w Oławie zamiast we Wrocławiu i dalej pojechać rowerem ;)
Do Oławy przyjechał po mnie Młynarz.
Z Oławy pojechaliśmy jakimiś wioseczkami.
Naklejka na jednym ze sklepów na wsi.

Krzyż pokutny.

Moi Znajomi, z uporem maniaka, ciągają mnie po terenie, gdy tymczasem Kellysek nie przepada za terenem...
Oto skutek „pojechania tam” według Młynarza :)

Oblepiliśmy się prawie cali tą błotnisto – gliniastą papką.
Młynarz :-)

Pojechaliśmy na Gaj, gdzie spotkaliśmy się z Asiczką i chwilę potem z Blase’m.
Błażej pojechał do domu po przyczepkę, by wrócić z nią.
To była miłość od pierwszego wejrzenia (do przyczepki a nie do Błażeja :D).
Jej „radosne” ruchy, skoczność, zwrotność, jaskrawość... jest piękna :)
Następnie przyczepka zmieniła ciągnącego (od tej pory byłam nim ja) i pojechaliśmy na pizzę.
Udało mi się nawet wejść do pomieszczenia, w którym jest bankomat z rowerem i przyczepką :D
Wieczorem (po 21:00) pożegnaliśmy się z Blase’m i popedaliliśmy na Kozanów, gdzie spędziliśmy miły wieczór.
Blase – wielkie dzięki za pożyczenie przyczepki :)
Asiczka - wielkie dzięki za gościnę :)
Asiczka, Blase, Młynarz - wielkie dzięki za miłe towarzystwo :)
Dokładna trasa: Oława - Gaj Oławski - Marszowice - Miłonów - Sobocisko - Jarosławice - Okrzeszyce - Sulimów - Święta Katarzyna - Zacharzyce - Iwiny - WRO/Brochów/Gaj/Grabiszynek/Gądów/Kozanów
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Dzisiaj umówiłam się z Blase’m, że odbiorę od Niego przyczepkę, którą to pożyczam na moją wyprawę do Danii.
Miałam jechać rowerem, ale musiałam się wyspać oraz pogoda rano nie nastrajała do jazdy. Pojechałam więc pociągiem osobowym z dwoma przesiadkami.
Pogoda jednak się poprawiła i postanowiłam wysiąść w Oławie zamiast we Wrocławiu i dalej pojechać rowerem ;)
Do Oławy przyjechał po mnie Młynarz.
Z Oławy pojechaliśmy jakimiś wioseczkami.
Naklejka na jednym ze sklepów na wsi.

Krasnale© kosma100
Krzyż pokutny.

Krzyż pokutny© kosma100
Moi Znajomi, z uporem maniaka, ciągają mnie po terenie, gdy tymczasem Kellysek nie przepada za terenem...
Oto skutek „pojechania tam” według Młynarza :)

Czysta opona© kosma100
Oblepiliśmy się prawie cali tą błotnisto – gliniastą papką.
Młynarz :-)

Młynarz© kosma100
Pojechaliśmy na Gaj, gdzie spotkaliśmy się z Asiczką i chwilę potem z Blase’m.
Błażej pojechał do domu po przyczepkę, by wrócić z nią.
To była miłość od pierwszego wejrzenia (do przyczepki a nie do Błażeja :D).
Jej „radosne” ruchy, skoczność, zwrotność, jaskrawość... jest piękna :)
Następnie przyczepka zmieniła ciągnącego (od tej pory byłam nim ja) i pojechaliśmy na pizzę.
Udało mi się nawet wejść do pomieszczenia, w którym jest bankomat z rowerem i przyczepką :D
Wieczorem (po 21:00) pożegnaliśmy się z Blase’m i popedaliliśmy na Kozanów, gdzie spędziliśmy miły wieczór.
Blase – wielkie dzięki za pożyczenie przyczepki :)
Asiczka - wielkie dzięki za gościnę :)
Asiczka, Blase, Młynarz - wielkie dzięki za miłe towarzystwo :)
Dokładna trasa: Oława - Gaj Oławski - Marszowice - Miłonów - Sobocisko - Jarosławice - Okrzeszyce - Sulimów - Święta Katarzyna - Zacharzyce - Iwiny - WRO/Brochów/Gaj/Grabiszynek/Gądów/Kozanów
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 53.94km
- Czas 02:54
- VAVG 18.60km/h
- VMAX 31.40km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 maja 2009
Kategoria Kosmacz - Powsinoga :), W towarzystwie ;), Z Helenką :)
Maximum 50 % terenu w terenie.
Jezu jak się cieszę
Z tych króciutkich wskrzeszeń
Kiedy pełną kieszeń znowu mam
Znowu mogę myśleć
Trochę jakby ściślej
I wymyślać śmiało nowy plan
I pięknie jest
Nieskromnie bardzo jest
Kiedy mija, tak jak wszystko
Ta euforia kilku dniowa
Wstawać i pracować i mieć
Nie bardzo mogę
Nie bardzo mogę nie
Nie bardzo chcę
Jezu jak ja lubię
Jak ja bardzo lubię
Chyba tak nie umie lubić nikt
Lubię się zaszywać
Lubię nadużywać
Szukam wciąż okazji
I je mam
I pięknie jest
Nieskromnie bardzo jest
Mieliśmy wstać o 6:00 by pojechać gdzieś dalej.
Wstaliśmy... trochę później – na rower wyjechaliśmy około 14:00. Anetka z Chłopakami poszli na mecz piłki ręcznej, a ja z Darkiem – na rower.
Maximum 50 % terenu w terenie - to było moje życzenie, prośba, rozkaz.
O dziwo! Darek posłuchał ;-)
Po ch.... mi te piórka????

Darek ciśnie na Kubalonkę – było ciężko ;)

Po zjechaniu z Kubalonki popedaliliśmy do Pałacu Warkoczów w Rybnej – w końcu moje warkocze odejdą w siną dal... za 3 tygodnie ;)

Tam sobie pofociliśmy...
„Uśmiech numer 5 ;p”

Kolejny cel - Pałac barona Fryderyka von Fürstenberga (1894r) w Kopaninie.

Potem był tylko las, las, las, spokojna droga... i... Darek chciał zatrzymać się na parkingu leśnym. Powodem była guma...

No i co ja teraz zrobię???

“Kosma tam jest bardzo fajny teren i zaraz tam pojedziemy”

Dziura zaklejona, dziwne ale w oponie nic nie znaleźliśmy w miejscu dziury. Darek pompuje koło, pssss uchodzi powietrze. Dziura, którą Darek załatał najprowdopodobniej zrobiła się podczas wyjmowania dętki... a ta faktyczna dziura pozostała i kolec w oponie :D a więc łatanie dziury po raz drugi :-)
Po zrobieniu kapcia widzimy grupę rowerzystów, dużą grupę, bardzo dużą.
Doganiamy ich po kolei i wyprzedzamy.
Następnie optymistyczny akcent – spotykamy pędzący Huragan ;-) chwila pogawędki z Chłopakami, którzy wracają z Częstochowy (twardziele) i ruszamy dalej – do miejscowości Brynek.
Pałac Henckela von Donneresmarcka - Brynek


Dalej – dosyć ruchliwym asfaltem do Boruszowic. Tam looknięcie na fabrykę papieru z 1894 roku.

I przerwa w „Biec Garten” (wyraźnie tam jest Biec a nie Bier).

Po popasie i popiciu ruszamy dalej. Przez Opatowice (fota specjalnie dla Cześka :D)

Stare Tarnowice – tutaj urodził się pewnien Biker (zalogowany na BS :))
Zamek w Starych Tarnowicach.

Brama :-)

Następnie przez park w Reptach do domku (II).
Szyb Sylwester

To był naprawdę fajny dzień (dwa dni).
Dzięki za wszystko moja Helenko :-)
Relacja Darka - zapraszam do poczytania.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
Z tych króciutkich wskrzeszeń
Kiedy pełną kieszeń znowu mam
Znowu mogę myśleć
Trochę jakby ściślej
I wymyślać śmiało nowy plan
I pięknie jest
Nieskromnie bardzo jest
Kiedy mija, tak jak wszystko
Ta euforia kilku dniowa
Wstawać i pracować i mieć
Nie bardzo mogę
Nie bardzo mogę nie
Nie bardzo chcę
Jezu jak ja lubię
Jak ja bardzo lubię
Chyba tak nie umie lubić nikt
Lubię się zaszywać
Lubię nadużywać
Szukam wciąż okazji
I je mam
I pięknie jest
Nieskromnie bardzo jest
Mieliśmy wstać o 6:00 by pojechać gdzieś dalej.
Wstaliśmy... trochę później – na rower wyjechaliśmy około 14:00. Anetka z Chłopakami poszli na mecz piłki ręcznej, a ja z Darkiem – na rower.
Maximum 50 % terenu w terenie - to było moje życzenie, prośba, rozkaz.
O dziwo! Darek posłuchał ;-)
Po ch.... mi te piórka????

puchate ptoszki ;)© kosma100
Darek ciśnie na Kubalonkę – było ciężko ;)

Zdjęcie z wycieczki rowerowej© kosma100
Po zjechaniu z Kubalonki popedaliliśmy do Pałacu Warkoczów w Rybnej – w końcu moje warkocze odejdą w siną dal... za 3 tygodnie ;)

Pałac Warkoczów© kosma100
Tam sobie pofociliśmy...
„Uśmiech numer 5 ;p”

Uśmiech nuemr 5 - jakie głupie zdjęcie tym razem zrobimy Kosmie? :D© kosma100
Kolejny cel - Pałac barona Fryderyka von Fürstenberga (1894r) w Kopaninie.

Palacyk© kosma100
Potem był tylko las, las, las, spokojna droga... i... Darek chciał zatrzymać się na parkingu leśnym. Powodem była guma...

Łatamy gumę...... ;)© kosma100
No i co ja teraz zrobię???

Co ja teraz zrobię????© kosma100
“Kosma tam jest bardzo fajny teren i zaraz tam pojedziemy”

Tam jest fajny teren ;)© kosma100
Dziura zaklejona, dziwne ale w oponie nic nie znaleźliśmy w miejscu dziury. Darek pompuje koło, pssss uchodzi powietrze. Dziura, którą Darek załatał najprowdopodobniej zrobiła się podczas wyjmowania dętki... a ta faktyczna dziura pozostała i kolec w oponie :D a więc łatanie dziury po raz drugi :-)
Po zrobieniu kapcia widzimy grupę rowerzystów, dużą grupę, bardzo dużą.
Doganiamy ich po kolei i wyprzedzamy.
Następnie optymistyczny akcent – spotykamy pędzący Huragan ;-) chwila pogawędki z Chłopakami, którzy wracają z Częstochowy (twardziele) i ruszamy dalej – do miejscowości Brynek.
Pałac Henckela von Donneresmarcka - Brynek

Pałac Henckela von Donneresmarcka - Brynek© kosma100

Brynek© kosma100
Dalej – dosyć ruchliwym asfaltem do Boruszowic. Tam looknięcie na fabrykę papieru z 1894 roku.

Fabryka papieru© kosma100
I przerwa w „Biec Garten” (wyraźnie tam jest Biec a nie Bier).

BieC Garten© kosma100
Po popasie i popiciu ruszamy dalej. Przez Opatowice (fota specjalnie dla Cześka :D)

Opatowice ;)© kosma100
Stare Tarnowice – tutaj urodził się pewnien Biker (zalogowany na BS :))
Zamek w Starych Tarnowicach.

Stare Tarnowice© kosma100
Brama :-)

Brama© kosma100
Następnie przez park w Reptach do domku (II).
Szyb Sylwester

Szyb Sylwester© kosma100
To był naprawdę fajny dzień (dwa dni).
Dzięki za wszystko moja Helenko :-)
Relacja Darka - zapraszam do poczytania.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
- DST 57.00km
- Czas 03:10
- VAVG 18.00km/h
- VMAX 37.90km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 maja 2009
Kategoria Do pracy / z pracy, Kellysek :), We dwoje - ja i mój rowerek ;))), Kosmacz - Powsinoga :), W towarzystwie ;)
Majowo...
Gdy ujrzała go był maj, pachniały bzy
w twarz uderzył wiatr
stanęły w oczach łzy
on uśmiechnął się i podniósł dłoń
spojrzeniem przywołał ją
do siebie ujęła jego dłoń,
ścisnęła mocno gdzieś
w oddali ptak wzniósł pieśń radosną
czy to wiosny czar
czy miłosny żar sprawiły to.....
że ona robi loda mu, bo umi
robi loda mu bo lubi to
robi loda mu jakie to piękne jest
że ona robi loda mu bo umi
robi loda mu bo lubi to
robi loda mu, a w okół kwitną bzy
Ciepłem swoich warg,
ogrzała go całego
on palce w jej włosy wplótł
i spojrzał w niebo
w welurze jego ud znalazła
schronienie swe
i radośc przed końcem drogi tej,
nie czuł już lęku wcale
cytować zaczął więc
Goethe'ego w orginale
po chwili białym bzem
udekorował włosy jej
bo ona robi loda mu bo umi..
Taki majowy kawałek :)
Rankiem (bardzo wczesnym) – do pracy.
Po pracy pognałam standardem numer II czyli na Helenkę ;-)
Po pysznym obiadku wyruszyliśmy na wycieczkę rowerową.
Uczestnicy wycieczki to: Igorek, WRK97, Djk71, no i ja.
Anetka niestety nie pojechała (a szkoda).
P.S. Gdzie ten Darek tak spogląda????

Chłopaków „odstawiliśmy” na mecz piłki ręcznej, a my pognaliśmy w sina dal...
Tam gdzie rzepak...

tam gdzie gruz i kamienie...

tam gdzie piach i te inne „przeszkadzacze” w jeździe NIE NA GÓRSKIM ROWERZE!!!!!!!
Mój Kellysek był ZBULWERSOWANY!!!
Poszlajaliśmy się po każdym, najgorszym, najbliższym terenie i wróciliśmy po Wika i Igorka ;-)
Z Nimi z Rokitnicy na Helenkę chodnikiem.
Chłopaki nie płaczą ;-)

Potem już do „domku numer II” - na Helence ;)
To był bardzo fajny dzień ;-) (i wieczór też).
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)©
w twarz uderzył wiatr
stanęły w oczach łzy
on uśmiechnął się i podniósł dłoń
spojrzeniem przywołał ją
do siebie ujęła jego dłoń,
ścisnęła mocno gdzieś
w oddali ptak wzniósł pieśń radosną
czy to wiosny czar
czy miłosny żar sprawiły to.....
że ona robi loda mu, bo umi
robi loda mu bo lubi to
robi loda mu jakie to piękne jest
że ona robi loda mu bo umi
robi loda mu bo lubi to
robi loda mu, a w okół kwitną bzy
Ciepłem swoich warg,
ogrzała go całego
on palce w jej włosy wplótł
i spojrzał w niebo
w welurze jego ud znalazła
schronienie swe
i radośc przed końcem drogi tej,
nie czuł już lęku wcale
cytować zaczął więc
Goethe'ego w orginale
po chwili białym bzem
udekorował włosy jej
bo ona robi loda mu bo umi..
Taki majowy kawałek :)
Rankiem (bardzo wczesnym) – do pracy.
Po pracy pognałam standardem numer II czyli na Helenkę ;-)
Po pysznym obiadku wyruszyliśmy na wycieczkę rowerową.
Uczestnicy wycieczki to: Igorek, WRK97, Djk71, no i ja.
Anetka niestety nie pojechała (a szkoda).
P.S. Gdzie ten Darek tak spogląda????

Ekipa Rodzinki "Ka" :)© kosma100
Chłopaków „odstawiliśmy” na mecz piłki ręcznej, a my pognaliśmy w sina dal...
Tam gdzie rzepak...

Pole rzepaku© kosma100
tam gdzie gruz i kamienie...

Teren...© kosma100
tam gdzie piach i te inne „przeszkadzacze” w jeździe NIE NA GÓRSKIM ROWERZE!!!!!!!
Mój Kellysek był ZBULWERSOWANY!!!
Poszlajaliśmy się po każdym, najgorszym, najbliższym terenie i wróciliśmy po Wika i Igorka ;-)
Z Nimi z Rokitnicy na Helenkę chodnikiem.
Chłopaki nie płaczą ;-)

Szczęśliwi bikerzy© kosma100
Potem już do „domku numer II” - na Helence ;)
To był bardzo fajny dzień ;-) (i wieczór też).
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ;)©
- DST 65.84km
- Czas 04:07
- VAVG 15.99km/h
- VMAX 40.70km/h
- Sprzęt Kellysek ;)
- Aktywność Jazda na rowerze