Informacje

  • Wszystkie kilometry: 67375.98 km
  • Km w terenie: 3398.25 km (5.04%)
  • Czas na rowerze: 170d 11h 50m
  • Prędkość średnia: 16.46 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kosma100.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie ;)

Dystans całkowity:23465.49 km (w terenie 1491.71 km; 6.36%)
Czas w ruchu:1358:23
Średnia prędkość:17.25 km/h
Maksymalna prędkość:54.84 km/h
Liczba aktywności:449
Średnio na aktywność:52.26 km i 3h 01m
Więcej statystyk

Bike Orient 2010 :-)


Bike Orient 2010 - Rodzinnie i rekreacyjnie


W tym roku nie biorę udziału w Pucharze Polski w rowerowych rajdach na orientację, postanowiłam zatem jechać na Bike Orient rodzinnie.
Moim celem było namówienie największej ilości osób z Rodziny. Tych, co jeżdżą i tych co nie jeżdżą. Rodziny „rodzinnej” i rodziny bikestatsowej.
Wynik, moim zdaniem, do pozazdroszczenia 

Udało mi się namówić:
1.Brata,
2.Bratową,
3.Bratanicę AnięK (8 lat),
4.Bratanicę Martę (4 lata),
5.Kuzynkę Annę,
6.Syna kuzynki Kamila (12 lat),
7.Alistar,
8.Wojtka,
9.Ewcię0706,

Reszty ekipy rekreacyjnego Bikeorientu nie trzeba było namawiać. Szeregi zasilili:
1.Anetka,
2.Wiku,
3.Igorek.

Poważnie podeszli do sprawy:
1. Asiczka,
2. Młynarz,
3. Darek,
4. JPbike,
5. Łukasz (namówiony przeze mnie i Darka),
6. Agenciara.

W piątek, zaraz po pracy spakowaliśmy się i ruszyliśmy samochodami do Łodzi.
Po drodze, zupełnie przypadkowo spotkaliśmy się z rodzinką Darka, z Łukaszem oraz Ewcią.
Szybkie zakupy w sklepie, rejestrujemy się w bazie rajdu i jedziemy do wynajętych wcześniej domków na nocleg.
Posiadówa przy dogorywającym ognisku i mykamy spać – jutro trzeba wcześnie wstać.

Od 7:30 do 8:30 jest śniadanie. Ruszamy z miejsca noclegowego do bazy na śniadanie trochę później niż planowaliśmy.
Wyruszamy na śniadanie:
Przed rajdem © kosma100


W ostatniej chwili zdążamy na śniadanie - w cenie wpisowego jemy pyszny, pożywny makaron z sosem.
O 9:00 start rajdu "Mega", na który z naszej ekipy jedzie: Asiczka, Młynarz, Agenciara, Darek, JPbike, purzyc.
Na starcie
Na starcie © kosma100


Ekipa rajdu rekreacyjnego (czyli reszta wymienionych powyżej) jedzie do sklepu i do domków, ponieważ start rajdu rekreacyjnego dopiero o 14:00.
Dzieci biegają, odkrywają ciekawe rzeczy, "większe dzieci" siedzą przy kawce, izotonikach i kupie śmiechu ;-)

Przy wozie
Przy wozie © kosma100


Co niektórzy kręcą nosem - z chęcią pojechaliby już na rajd ;-) Już nawet bluzkę odpowiednią założyli.
Rowerzystka ;-) © kosma100


Przed 13:00 ruszamy, by się nie spóźnić na start. W drodze z domków do bazy, na start rajdu:
W drodze © kosma100


Relaks przed startem:
Pora relaksu przed startem © kosma100


Panie też odpoczywają:
Panie też odpoczywają :) © kosma100


Wojtek jedzie na swoim oryginalnym wierzchowcu.
Kultowy rower Wojtka © kosma100


Siedząc i czekając na start cieszę się, że tyle osób udało mi się namówić na Bike Orient :-)
Cieszę się, że tyle osób udało mi się namówić na Bikeorient © kosma100


Marta, najmłodszy członek naszej ekipy, jadąca w foteliku, niecierpliwi się, chce już jechać ;-)
No kiedy w końcu ruszymy??? © kosma100


Wybija godzina 14:00 i wyruszamy. Postanawiamy najpierw zaliczyć punkt numer 1 - skrzyżowanie ścieżek. Jedziemy ulicą wycieczkową, następnie kawałek ul. Okólną, następnie terenem. Punkt odnajdujemy i następuje pierwsze dziurkowanie. Dzieci z zaciekawieniem i nieśmiałością robią pierwsze dziurki w swoich kartach startowych. Następny cel to "piątka".
W poszukiwaniu punktów © kosma100


Punkt nr 5 zdobyty! - drabinka na końcu ścieżki.
Punkt numer 5 zdobyty!!! © kosma100


Czasami bywa stromo...
Czasami bylo stromo i ciężko © kosma100


ale nikt nie narzeka :-)
Prowadzenie © kosma100


Zdobywamy punkt numer 7 - skrzyżowanie i wracamy by znaleźć 10.
Odnalezienie punktu numer 10 przysparza nam dużo problemu. "Zagłębienie terenu" szukamy całą ekipą, dość długo. Wreszcie ewcia0706 odnajduje "dziurę".
Gdzie ta dziura???
Gdzie ten punkt? © kosma100


Jest!!!
Jest!!! © kosma100


Po przedziurkowaniu kart postanawiamy zrobić popas. Siadamy, odpoczywamy i jemy batoniki - trzeba uzupełnić kalorie, a i dzieci muszą odpocząć - teren daje im w kość.
Po odpoczynku ruszamy zdobyć "czwórkę" - paśnik.
nawet łatwo go odnajdujemy.
Marta dziurkuje kartę:
Potwierdzenie punktu © kosma100


Czy na pewno dobrze przedziurkowałam???
Czy na pewno przedziurkowałam dobrze??? © kosma100


Dzieciaki czują zmęczenie - jazda po terenie w lesie daje im w kość. Ania narzeka na pupę. Podtrzymuje ją na duchu mówiąc, że jeszcze trochę a później już cały czas asfalt albo dobrze ubite drogi. Faktycznie trasę tak zaplanowałam, że na koniec najłatwiejszy teren.
Ania przytakuje ale widzę, że nie jest dobrze. Obawiam się, że nie da rady...
Widoki, "wielka przygoda", odnajdywanie punktów zaczynają zajmować dzieci na tyle, że zapominają o zmęczeniu :-) co chwila pytaja się na jaki punkt jedziemy i co to za punkt - jaki jest jego opis. Biorą czynny udział w odnajdywaniu punktów i dziurkują swoje karty.

Z 4 jedziemy na 2. "Ósemkę" czyli brzeg bagna darujemy sobie na samym początku. Teraz tylko upewniamy się w słuszności tej decyzji. Po pierwsze - za daleko (szkoda czasu), po drugie - bagna.
Tuż przed punktem numer 2 Mario łapie kapcia. Prowadząc rower zaliczamy 2 - kopiec i bierzemy się za załatanie dętki. Przymusowy, aczkolwiek niektórym potrzebny odpoczynek. Po załataniu kapcia pędzimy zaliczyć 6-tkę. Po drodze Wojtek wykrzywia blat - On to ma siłę :)
Postanawiamy, że jedziemy z dziećmi a Wojtek nas dogoni. Faktycznie, przy punkcie 6 - koniec ścieżki - Wojtek nas dogania.

Na "szóstce"
Na punkcie © kosma100


W końcu wyjeżdżamy z terenu - zaczyna się asfalt. Dzieciaki zadowolone - lżej się jedzie a i punkty wpadają szybciej niż w lesie. Naszym łupem pada 13 - brzeg stawu. Ciężko do niego trafić, gdyby nie wyjeżdżona i wydeptana trawa byłoby trudno :) Dzieciakom bardzo podoba się ten staw - taki magiczny ;)

W drodze na 13-tkę.
W poszukiwaniu punktu © kosma100


W drodze do punktu © kosma100


Staw z wyspą - punkt numer 13 jest na brzegu tego stawu.
Staw z wyspą © kosma100


Czas ucieka... nie ma już czasu na zbędne postoje. Dzieciaki nie narzekają, bo jak wspomniałam jedziemy już lżejszym terenem - asfaltem i ubitym szutrem.
Padają kolejne punkty - 9 - róg ogrodzenia, 12 - skrzyżowanie ścieżek.

Następny punkt to "źródło" - "3". Ciekawy punkt. Dosyć długie dojście do niego a sam punkt umieszczony jest w wodzie. Nikt z tych co poszli podbić karty nie wrócił z suchymi nogami :) Dzieci przejęte :-)
Jest już po 19:00 - koniec rajdu o 20:00. Za każdą minutę spóźnienia odejmowany jest 1 punkt (za każdy zdobyty punkt ma się 1 punkt). Czas nagli... postanawiamy jednak jechać już bardzo szybko i zaliczyć jeszcze 11.
I tutaj błąd nawigacyjny... troche nas w błąd wprowadziła biegaczka, a ja jej uwierzyłam. Błąd tkwił w tym, że niebieskim markerem mialam narysowaną trasę i nie zauważyłam, że pod markerem jest "wał ziemny" a nie "ścieżka". Dopiero po odkryciu tego błędu trafiamy bez problemu na punkt.
zaczyna się już poważna nerwówka. Czasu bardzo mało - 10 minut. Teraz to naprawdę pędzimy.

W drodze na metę:
w drodze © kosma100


Przez cały czas wszyscy zastanawiają się czy zdążymy. Wjeżdżamy o 19:59... ech jest wcześniej, to tylko mój zegarek w liczniku rowerowym spieszy ;-)
ZDĄŻYLIŚMY!!! I zaliczyliśmy 12 punktów na 13!
Sukces. Zmęczeni (w szczególności dzieciaki i osoby, które nie jeżdżą za wiele) ale zadowoleni.
Teraz czas na ognisko i pieczenie kiełbasek oraz na odpoczynek.

Rozdanie nagród. Drużyna Bikestats, po raz kolejny, zdobywa nagrodę za najliczniejszy zespół. Igorek za najmłodszego uczestnika.
Wszyscy zadowoleni ruszamy do domków gdzie mamy nocleg.

Część ekipy idzie spać, część kontynuuje dobrą zabawę. Wieczór upływa pod znakiem złotego izotonika, śmiechów i haseł, które utrwaliły się w naszej pamięci. Prym wiedzie "Rudy 104" oraz "opinacze".
Było pięknie!!! ale to nie nowość. Bike Orient od pierwszej edycji jest najlepiej zorganizowanym rajdem na orientację. Z roku na rok "bracia "Be" z Rodzinką" są coraz lepsi. Już nie mogę doczekać się kolejnej edycji.
A w sierpniu jadę oczywiście na Łemkowski Orient :-) Mój rower nie nadaje się do jazdy po górach więc... startuję pieszo :-)
Cieszę się także, że wszystkie osoby, które namówiłam do startu są zadowolone, bardzo zadowolone i obiecują, że BikeOrient za rok jest już wpisany w ich kalendarz :)
Polecam każdemu, kto chciałby spróbować takich rajdów a boi się, uczestnictwo w Bikeoriencie. Kto raz spróbuje ten się od Bikeorientu nie uwolni :) Gwarantuję!

Dziewczyny zajęły 5 miejsce wśród kobiet, w generalnej zajęliśmy 14 miejsce. SUKCES, biorąc pod uwagę wiek startujących dzieci :-)

Dziękuję organizatorom za organizację i współuczestnikom za świetne towarzystwo.
Do zobaczenia za rok na Bike Oriencie.
A może wcześniej? Bo przecież będzie jeszcze, oprócz Łemkowskiego Orientu, Bike Orient Prolog :-)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • DST 38.76km
  • Czas 04:15
  • VAVG 9.12km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 czerwca 2010 Kategoria Kellysek :), Urzędowo - remontowo, W towarzystwie ;)

Z poznańskim Bikerem po Dąbrowie Górniczej ;-)

Z poznańskim Bikerem po Dąbrowie Górniczej ;-)

W niedzielę wieczorem powiększyła się moja stajnia :-)


Spokojnie, to nie nowy nabytek.
Odwiedził mnie Jacek, który jechał z MTB Trophy.
Jacek jadąc na ten maraton skasował swój wóz :(


Dobrze, że mojemu ulubionemu Poznańskiemu Bikerowi nic się nie stało.

Podziwiałam Jego spodenki z dziurą... ;-)


Dziurkę zrobił na jednym ze zjazdów na maratonie ;)

Pojechaliśmy „służbowo” - musiałam pozałatwiać parę spraw związanych z remontem domu w Urzędzie Miasta... masakra :/

Jacek przed Urzędem ;)


Pojechaliśmy później do mojej cioci na Manhattan, następnie na Mydlice i z powrotem do UM.
Po załatwieniu wszelakiej biurokracji pojechaliśmy na Pogorię :)

Poznański biker na dąbrowskiej Pogorii




Nasza ulubiona zabawa – sesja 3 zdjęć ;)




Z Pogorii popedałowaliśmy na Zieloną. Chociaż były pewne problemy z dojazdem ;)
Jacek myślał, że jest twardszy niż komary...


… niestety okazało się, że komary były twardsze ;-)


Czas niestety nieubłaganie płynął, trzeba było wracać.
Postanowiliśmy jechać na pizzę... ale nie było nam dane zjeść pizzy :)
Byliśmy w 4 pizzeriach – 3 zamknięte, w czwartej piec jeszcze nie był rozgrzany.
Zjedliśmy więc obiadek i popedaliliśmy do domku.

Dzięki Jacku za odwiedziny ;-)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • DST 30.47km
  • Czas 01:51
  • VAVG 16.47km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moszna... :-)

Nie mam dupy
Nie mam dupy
Nie mam dupy
Nie mam dupy

Gdzie ma dupa
Rozdzielona
Czy została
Sprzeniewierzona

Na jej miejscu
Same strupy
Ani śladu
Boskiej dupy

Nie mam dupy
Nie mam mózgu
Nie znam już słów
Nawet bluzgów
Nie mam dupy

Może ryja
Druga opcja
Bardziej sprzyja

A najgorszy
Tego skutek
Że trafiłem
Piłką w słupek

Po tej pieśni
Będzie walczyk
Mówił dla państwa
Wojciech Kowalczyk *


Od tygodnia mam dwutygodniowy urlop ale od świtu do wieczora spędzam na przygotowaniach do remontu. Zero rowerka :(
Zostałam jednak namówiona przez Rodzinkę z Helenki by oderwać się na chwilę od pracy i popedałować.
Zdecydowałam, że ulegnę :-)

Pogoda rewelacyjna – słońce oraz piękne, błękitne niebo. Rankiem Anetka z Chłopakami ruszyła zwiedzać Inwałd, a ja z Darkiem postanowiliśmy pojechać gdzieś rowerem. Pierwszy plan był taki by popedalić do Inwałdu... ale stwierdziliśmy, że za daleko – 80 km w jedną stronę. Hmmm... następny pomysł to Moszna. Hmm... 100 km w jedną stronę... ale za to w drodze powrotnej w Kędzierzynie – Koźlu można wsiąść w pociąg.
Wybraliśmy tę drugą opcję.

Chętny do popedalenia w towarzystwie był Łukasz z Helenki. Umówiliśmy się na 9:10 (o wiele za późno jak na taki dystans). Wyruszyliśmy w końcu około 9:30.



Najpierw zaliczyliśmy Górę Św. Anny.
Miał być łagodniejszy wjazd, w końcu i tak wjeżdżaliśmy od tej bardziej stromej strony.
Helenka - Wieszowa (drogą nr 94) – Pyskowice (drogą nr 40) – Ujazd – Zalesie – Leśnica – Góra Sw. Anny.

Sanktuarium na Górze Św. Anny:






Przy pomniku na Górze Św. Anny:


Na Górze Św. Anny obiad w restauracji pod Jeleniem, chwila odpoczynku, zwiedzenie sanktuarium, pomnika, amfiteatru i ruszamy w kierunku Mosznej.

Przez Gogolin, gdzie Łukasz z Darkiem zaliczają Karolinkę ;-)


Następnie Krapkowice, na Rynku lodziki :-)


Dojeżdżamy do Mosznej, gdzie podziwiamy przepiękny zamek.




Tęcza nad fontanną na zamku w Mosznie.




Darek wypatrzył kościotrupa w oknie na jednej z 99 wieżyczek


Odbicie...


Niedźwiedź


Zamek w środku


Malowidła ścienne wewnątrz zamku w Mosznie


Obejrzeliśmy zamek, poleżeliśmy na trawce ale była już godzina 18:00 i trzeba było pedałować do Kędzierzyna – Koźla na pociąg.

Podczas wsiadania na rowery, wydawaliśmy jak jeden mąż, te same dźwięki...
Dowiedzieliśmy się (po czasie), że jest taniej jak się kupuje bilet na pociąg dla więcej niż jednej osoby – my z Darkiem skorzystaliśmy z promocji, Łukasz niestety już nie. (za 2 osoby zapłaciliśmy 15,30 zł, a Łukasz za jedną osobę 9,00 zł) rowery po 1 zł ;-)
Z Kędzierzyna pociągiem do Gliwic, z Gliwic do Zabrza rowerkami.

W „domu” byliśmy o 23:00. Jak byśmy wyjechali o 6:00 to może nie posiłkowalibyśmy się pociągiem. Było pięknie choć... jak w cytowanej przeze mnie dzisiaj piosence :-)

Darek, Łukasz - dzięki za towarzystwo :-)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)

*El dupa - „Nie mam dupy”.
  • DST 156.24km
  • Czas 07:46
  • VAVG 20.12km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Trening" przed Bike Orientem ;-)

"Trening" przed Bike Orientem ;-)

Bike Orient tuż, tuż, więc trzeba potrenować.
Z Anetką i Igorkiem ruszyliśmy popedałować po Helence.

Najpierw nad staw


Anetka z Igorkiem


Ekipa w komplecie ;-)


Budowa autostrady


Młody biker :-)




Następnie ulicą Przyjemną

Cienie...


Igorek trenując przed Bike Orientem zalicza glebkę w błocie - dobrze wie, że na Bike Orient takie warunki to norma - jak w tamtym roku.




Było pięknie :) dziękuję za towarzystwo :-)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • DST 7.60km
  • Czas 00:46
  • VAVG 9.91km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza kolarska opalenizna w tym roku ;-)


Miałem Wielki Sen - Zabiłem Lwa
Miałem Wielki Sen - Zabiłem Ja
W moim buszu Wielka Zwierzyna
W moim buszu Dużo Jedzenia
Mam kobietę - Moja jest
Mam kobietę - Dam jej jeść
Chcę zaśpiewać pieśń - Zaśpiewać pieśń
Chcę zaśpiewać pieśń
Mam swój Bęben - Bęben mój
Mam swój Bęben - Bęben mój
Kiedy walczę - Ze mną jest
Gdy zwyciężam - śpiewa pieśń
Zamknij oczy i tańcz
Zamknij oczy i skacz *


Na 11:00 udałam się z Darkiem na imprezę z cyklu Polska na Rowery! do Bytomia.
Tam spotkaliśmy Cleo, Isabel, Dynia.
Organizatorem był Roman.
Ruszyliśmy z rynku w Bytomiu. Zabezpieczenie masy było godne podziwu, naprawdę policja profesjonalnie blokowała skrzyżowania. Pierwszy raz byłam na tak świetnie ochranianej masie ;-)

Na starcie




Po około 15 km jazdy i mnóstwie śmiechu dojechaliśmy na miejsce mety. Na kilkanaście metrów przed metą ostry finisz z Jackiem, który wygrałam ja, w ostatniej sekundzie ;)

Przed halą sportową została zorganizowana impreza: grochówka, pokaz ratownictwa i wjeżdżanie po strażackiej drabinie w górę.

Piękny rower :)


Nie mam pojęcia co Jacek chciał zrobić Darkowi, a co Darek Jackowi ;-)


Posiedzieliśmy chwilę, zjedliśmy grochówkę i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Naszym dzisiejszym celem było lotnisko w Pyrzowicach i Zielona.
Najpierw pojechaliśmy przez Bytom do Piekar.

Przy budowie autostrady szaleją faceci na quadach.


W Piekarach Śląskich.


Słonecznie, niebieskie niebo. Nie czuje się jednak upału bo powiewa wiatr.
Jedziemy do Dobieszowic, gdzie znajduje się bunkier. Okazuje się, że jest tam zlot maniaków starych motocykli. Jest dużo chopperów i kilka pojazdów zabytkowych, jest na czym zawiesić oko :)


Z Dobieszowic pojechaliśmy w kierunku Sączowa.
Po drodze zauroczyły mnie proste inaczej znaki ;-)


Przy budowie autostrady:


Przez Sączów do Ożarowic, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na lodzika ;-)


Jedząc lody widzieliśmy lądujący samolot... był blisko. Pojechaliśmy w miejsce, gdzie było widać pas startowy. Niestety akurat w tym momencie nie lądował żaden samolot :(


Następnie lasami, najpierw do „Gierkówki” - w obecnej leśniczówce w latach 70. XX w. był leśny dwór Edwarda Gierka, a następnie do miejsca „Pasieki” gdzie jest zatopiona kopalnia. (na mapie Compasu jest błąd – napisane jest „Piaski” a nie „Pasieki”).
Szczątki murów i rozsiane po lesie jeziorka to pozostałość po dużej kopalni "Bibiela", w której od 1889 r. wydobywano rudy żelaza, ołowiu i srebra. Kres eksploatacji złoża położyła katastrofa górnicza, jaka wydarzyła się 17 czerwca 1917 r. Do wyrobisk gwałtownie wdarła się wówczas woda. Wszyscy pracujący na dole ludzie zdołali uciec przed napierającym żywiołem, jednak nie było mowy o ratowaniu sprzętu. Wystarczyły dwie godziny, aby kopalniane szyby i chodniki zostały całkowicie zalane. Ze względu na zakres zniszczeń eksploatacji nie wznowiono. Dziś Pasieki to urokliwe uroczysko z tajemniczymi jeziorkami lśniącymi między pokopalnianymi hałdami porośniętymi bujnym lasem.






Piękne miejsce, fajna miejscówka by posiedzieć nad jednym z tych uroczych, cichych jeziorek i wypić izotonika ;-) Trzeba pomyśleć o tym, następnym razem ;-)

Po obejrzeniu ruin i przejechaniu się szlakiem rowerowym, który prowadzi wokół terenu kopalni pojechaliśmy lasem do Zielonej.
Zielona:


Z Zielonej popedaliliśmy do Kalet.
Coś dla mavica ;-)




Zegar na wieży kościoła w Kaletach przypomniał nam, która jest już godzina


Zrobiliśmy zakupy w sklepie spożywczym i wjechaliśmy w las, by usiąść na trawie, w świetle słońca, które powoli chyliło się ku zachodowi i zjeść kolacje.
Następnie piękną, leśną autostradą pomknęlismy w kierunku Głębokiego Dołu.


Chcieliśmy zobaczyć najgrubszy cis, który jest zaznaczony na mapie ale nie udało nam się :(
Stanęliśmy na leśnym skrzyżowaniu, by zobaczyć na mapie, w którą stronę mamy jechać, gdy nasze uszy usłyszały ssssssyk. Żmija? Nie, kapeć u Darka.


Dodatkowo szkło, które było sprawcą kapcia, tak paskudnie utkwiło w oponie, że wydawało nam się, że bez szpikulca nie damy rady wyjąć. Poszły w ruch moje świeżo zapuszczone paznokcie i udało się ;-)

Kapeć zmartwił Darka, ale nie na tyle by wpadł w głęboki dół. Postanowiliśmy zatem zaliczyć Głęboki Dół.


Z Głębokiego Dołu na azymut do Pniowca. Później przez Stare Tarnowice, Ptakowice, Stolarzowice na Helenkę.

Było pięknie. I mam pierwszą, dość intensywną, kolarską opaleniznę ;-)
Anetko – dzięki za „użyczenie” męża, Darku – dzięki za towarzystwo na trasie :)
*T.Love - „Bęben mój”.


Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • DST 113.83km
  • Czas 06:36
  • VAVG 17.25km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 kwietnia 2010 Kategoria Kellysek :), W towarzystwie ;)

Zagłębiowska Masa Krytyczna

Zagłębiowska Masa Krytyczna



W dniu dzisiejszym wybrałam się na Zagłębiowską Masę Krytyczną.
Z ggrzybkiem spotkaliśmy się pod Tesco :) i już razem do centrum Sosnowca, gdzie ekipa Bikestatsowiczy już czekała. Wśród Bikestatsowiczy byli:
ewcia0706, DARIUSZ79, Rafaello, bercik, codeisred, Dynio, hose, algra7 (miło było Cię poznać) i jeszcze parę osób ale nie dane mi było ich poznać.

Jednym z organizatorów, jak zwykle, był olo81 – świetna robota!!!
Pięknie zabezpieczone skrzyżowania i w ogóle cool ;-)

Ruszyliśmy z centrum Sosnowca, przez Zagórze, Dąbrowę Górniczą, Będzin, do Czeladzi, gdzie była meta.

Na starcie














Na mecie odbyło się losowanie rowerów, każdy mógł zjeść zalewajkę, rozdawane były mapy ścieżek rowerowych w Będzinie, Czeladzi i mapa Dąbrowy Górniczej.

Wylosowany rower :-)


Postanowiliśmy jechać na Pogorię. Do Będzina ulicą, następnie przy zamku skręciliśmy na ścieżkę rowerową biegnącą przy rzece i tak dojechaliśmy na Zieloną, a następnie na Pogorię, gdzie posiedzieliśmy przy izotoniku.

Ciąg dalszy nastąpił późnym wieczorem, bez rowerów, w pizzerii przy pizzy i piwku ;-)
Dzięki za miłe towarzystwo i do następnego razu :)

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
  • DST 42.93km
  • Czas 02:45
  • VAVG 15.61km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 marca 2010 Kategoria Bike Orient, Orientacyjnie :-), W towarzystwie ;), Z Helenką :)

BikeOrient Prolog


Baptised in fire.
Fourty to one

So silent before the storm
Awaiting command
A few has been chosen to stand
As one outnumbered by far
The orders from high command
Fight back, hold your ground!

In early September it came
A war unknown to the world
No warning they entered that land
That is protected by polish hand
Unless you are fourty to one
Your force will soon be undone

Baptised in fire
Fourty to one
Spirit of spartans
Death and glory
Soldiers of Poland
Second to none
Wrath of the Wehrmacht brought to a halt

The 8th of September it starts
The rage of the Reich
A barrage of mortars and guns
Stand past, the bunkers will hold
The captain has pledged his life
I'll face my fate here!
The sound of artillery strike
So fierce
The thunder of guns

So come, bring on all that you've got
Come hell, come high water, never stop
Unless you are forty to one
your lives will soon be undone

Baptised in fire
40 to 1
Spirit of spartans
Death and glory
Soldiers of Poland
Second to none
Wrath of the Wehrmacht brought to a halt

Always remember, a fallen soldier
Always remember, fathers and sons at war
Always remember, a fallen soldier
Always remember, fathers and sons at war
Always remember, a fallen soldier
Always remember, buried in history

No vermin may enter that land
That is protected by polish hand
Unless you are forty to one
Your force will soon be undone

Baptised in fire
Forty to one
Spirit of spartans
Death and glory!
Soldiers of Poland
Second to none
Wrath of the Wehrmacth brought to a halt*


Dzisiaj, z moim Rowerowym Partnerem spakowaliśmy nasze rowerki do samochodu i ruszyliśmy do Wiączynia, na Bikeorient Prolog.
Bikeorient to najlepiej zorganizowany Rajd na Orientację ;-), to także rajd, który w 2007 zaszczepił we mnie fascynację rowerowymi rajdami na orientację.

O 17:30, po 200 km, lądujemy w Wiączyniu. Szybki telefon do mavica z dopytaniem gdzie jest baza (już pierwsze problemy orientacyjne? :D) i dojeżdżamy do miejsca, w którym zlokalizowana jest baza.

Chłopcy próbują rozpalić ognisko, lecz niestety, z mizernym skutkiem.
Do „ogniska” podjeżdża na rowerze mała dziewczynka i mówi: „Dzień dobry, przyjechałam zobaczyć czy już palicie ognisko”. „Palicie” to zbyt mocne słowo. Dziewczynka odjeżdża. Po 10 minutach przyjeżdża z powrotem z chłopakiem i dwoma kawałkami drewna z żywicą, do podpałki. Dzięki temu ognisko w końcu płonie.

Zaraz po wyjściu z samochodu doznaję szoku... zimno, za zimno, o wiele zimniej niż się spodziewałam... Bez czapki, z krótkimi rękawiczkami... obawiam się, że będzie mi zimno.

Pogawędki, śmiechy, w końcu wybija godzina 19:00. Rozdanie map, parę słów wytłumaczenia i ruszamy!

Omawiamy z Darkiem kolejność zaliczania punktów.
Najpierw jedziemy na 9 – cmentarz ewangelicki. Małe problemy nawigacyjne – przejeżdżamy wjazd z drogi i musimy zawracać. Podbijamy kartę i jedziemy przez Janówkę na kolejny punkt – 15 – kępa drzew.
Do piętnastki dojeżdżamy polną, błotnistą drogą. Ciężko się jedzie moim Kellyskiem. Ale i tak już mam wprawę w jeździe nim po terenie, nie wyobrażam sobie jazdy po czymś takim zaraz po zakupie.

Jedzie się bardzo przyjemnie. W sam raz. Wcale nie jest zimno. To znaczy podczas jazdy nie jest zimno. Gdy stajemy, by podbić kartę lub zjeść coś, od razu czuć chłód.

W Zielonej Górze (ups! szybko dojechaliśmy) mamy większe problemy z odnalezieniem punktu 7. Kluczymy przez jakiś czas, po czym podejmujemy decyzję, że odpuszczamy 7 – szkoda czasu. Kolejna decyzja to zmiana w planie zaliczania kolejnych punktów. Rezygnujemy z tych terenowych, zaliczamy te, które są zlokalizowane blisko dróg. Po pierwsze: dużo błota, po którym ciężko się jedzie, po drugie: tracimy dużo cennego czasu szukając tych „terenowych” punktów.

Jedziemy przez Borową do Gałkowa Małego gdzie podbijamy kartę na punkcie 10 zlokalizowanym na cmentarzu żołnierzy z I wojny światowej. Po nocy, w lesie, na cmentarzu... dreszczyk emocji :)

Kolejnym łupem pada 16 – skrzyżowanie dróg. Następnie jedziemy wioskami (ludzie dziwnie się patrzą, komentując „ufo” itp.) Sobota wieczór – tutejsza młodzież spędza aktywnie czas grupując się przed sklepami :-)

W Małczewie kolejny punkt - 11, kolejny cmentarz z I wojny światowej. Podbijamy kartę i wracamy do drogi. Przed drogą zatrzymujemy się, ponieważ jedzie samochód. Ruszamy. Wtem mam zaszczyt podziwiać Darka, który tańczy na rowerze, dodatkowo tańczy na przednim kole :D Obeszło się bez gleby ale ciekawi mnie gdzie się Darek nauczył takich sztuczek :-) Okazuje się, że zatrzymał się tuż przed dość głęboką dziurą, której nie zauważył i w którą pięknie wpasował swoje przednie koło.

Ostatni punkt, który chcemy zaliczyć w pierwszym etapie to ziemianka. Mamy małe problemy w zlokalizowaniu ziemianki ale Darek w końcu ją odnajduje. Podobno robi wrażenie, niestety ja do niej nie wchodzę, bo szukałam jej w innym miejscu.

Do bazy docieramy o 23:25. Do zamknięcia mety jest jeszcze 30 minut. Chwila namysłu i rezygnujemy z udziału w II etapie. Ogrzewamy się przy ognisku, zajadamy pyszną kiełbaskę.

Zajmuję IV miejsce wśród kobiet (startowały 4 panie :)).
Rozdanie nagród, z racji tego, że osoba która zajęła III miejsce pojechała już do domu, trafia mi się jej nagroda.

Jeszcze chwila na rozmowy i o 1:00 ruszamy do domu.
Fajna impreza :) Jak zwykle. Podziękowania dla Organizatorów.
Było pięknie!!!

Ognisko


Mapa


Kosma nad mapą (zdjęcie mavica).





* Sabaton - "40-1".
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
  • DST 50.79km
  • Czas 03:23
  • VAVG 15.01km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza setka... :-)


Póki świeci Słońce
Póki płynie Wisła
Obłęd innym jest pisany
Tobie spokój zmysłów
Obłęd innym jest pisany
Tobie spokój zmysłów

Nie wiesz co się dzieje
Przez weneckie lustro
Widzisz ich a oni ciebie
Chociaż to oszustwo
Widzisz ich a oni ciebie
Chociaż to oszustwo

Dobrowolnie nikt
Nie wyznaje prawdy
I nie przyzna że
Bywa nienormalny
Nie otwieraj ust
Bo wyskoczy z ciebie wariat

Niby zwykłe myśli
Niby zwykłe gesty
Czy na pewno na umyśle
Całkiem zdrowy jesteś
Czy na pewno na umyśle
Całkiem zdrowy jesteś?

Dobrowolnie nikt
Nie wyznaje prawdy
I nie przyzna że
Bywa nienormalny
Nie otwieraj ust
Bo wyskoczy z ciebie wariat


Cóż tu dużo pisać...
po prostu
BYŁO PIEKNIE!!!

Szczegółowe relacje u:
Darka;
Codeisred'a;
Fredziomf'a;
Młynarza (kiedyś będzie);
Asiczki (kiedyś będzie).

Parę fotek (zapożyczone od Darka i codeisred'a).
Pieknie tu... © djk71





Na koniec straszny i nieprzyjemny incydent z kierowcą - idiotą ciężarówki :(

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających©
  • DST 100.52km
  • Czas 05:28
  • VAVG 18.39km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Masowo na Masę... w Bytomiu :)

Powiedz, czego pragniesz;
czy możemy to naprawić co
umarło między nami.
Powiedz, czy otworzysz
te drzwi do których pukam dziś.
Nie było mnie latami.

ooo
Nie wierzysz już nikomu.
ooo
Dziś popiół jest w mym domu.

Powiedz, co zrobiłeś;
co ciebie opętało,że zabiłeś wierność mą.
Powiedz, czemu nocą
ja sama płaczę w kołdrę gdy
dzieci nasze śpią.

ooo
A mogłeś mieć swój diament.
ooo
Przysięgę jak sakrament.

Stanęliśmy przed ołtarzem,
zapatrzeni w nasze twarze.
Oszukałem Cię.
Oszukałeś mnie.
Ty nie ufasz już nikomu.
Ja zdradzałem po kryjomu.
Przestaliśmy razem być.

Powiedz, czy tego chciałeś;
błąkać się po lądach mroku;
złego ducha czuć.
Powiedz, czy twoja mądrość
drogowskazem moim może być do końca już.

ooo
Wybaczać nie jest łatwo
ooo
Lecz miłość niesie światło

Stańmy więc przed sobą razem,
zapatrzeni w nasze twarze.
Nie zostawiaj mnie.
Nie zostawiaj mnie.
Tak jak kiedyś w tym kościele,
gdzie przysięga znaczy wiele.
Niech się wszystko uda dziś.
la la la la lalala

Stańmy więc przed sobą razem,
zapatrzeni w nasze twarze.
Nie zostawiaj mnie.
Nie zostawiaj mnie.
Tak jak kiedyś w tym kościele,
gdzie przysięga znaczy wiele.
Niech się wszystko uda dziś.

Stańmy więc przed sobą razem,
zapatrzeni w nasze twarze.
Nie zostawiaj mnie.
Nie zostawiaj mnie.
Tak jak kiedyś w tym kościele,
gdzie przysięga znaczy wiele.
Niech się wszystko uda dziś.
la la la la lalala


Dzisiaj dawno oczekiwany „weekend u mnie”. W cudzysłowie, bo wszyscy goście zaproszeni przeze mnie wylądowali w końcu na Helence... ach ta Helenka!

Po pracy „sprint” blachosmrodem z Katowic na Helenkę. Szybciej bym dojechała rowerem :)
W ostatniej chwili dojeżdżam na Helenkę.
Pod blokiem Anetki i Darka spotykam Łukasza z Narzeczoną, którzy już czekają na Resztę.


Pedzę na IV piętro by przebrać się w pedalskie ciuszki. Następnie na dół. Czekamy na Resztę :)
W końcu ruszamy przez Stolarzowice do Bytomia na Masę.

Przed Masą jeszcze wywiad... jakie ja głupoty naopowiadałam? Nie pamiętam... ciekawe czy gdzieś to można obejrzeć?


Na Masie.


Ponieważ Dynio zapomniał numerków dla zaszczycających nas swoją obecnością Młynarczyków, jedziemy do nowego sklepu Rowerka po numerki i jazdę próbną składakiem :-)
Asiczka na składaku ;-)


Po imprezie, gdzie niektórzy pili mleko, by być wielkim


wracamy na Helenkę z frendziomfem, który ma niedosyt kilometrów i umawiamy się na jutro.
Darek jest baaaaaaaaaaaaaaaardzo niepoprawnym optymistą (albo znowu żartował) i chce umówić się na godzinę 8:00. Znamy nasze realia i plany (gry, gry, gry, śmiechy, śmiechy popijane izotonikami), więc umawiamy się na 10:00.

Fajnie było...
a jutro....

Wszystkie zdjęcia są autorstwa zdolnego Młynarzyka :-) (dzięki za udostępnienie).

* Muniek - „Dzieje grzechu”.

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
  • DST 36.32km
  • Czas 02:24
  • VAVG 15.13km/h
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 marca 2010 Kategoria Kellysek :), W towarzystwie ;), Z Helenką :)

Brzydcy ludzie z Tesco ;-)

Żółć się leje mi z wątroby jak tramwaj na Patriarszych Prudach
Moja poduszka - milimetr od szyn, więc mam twarz jak stary Bułgar

Dzisiaj w mej głowie zabili mi Kennedy'ego jest 23 listopad
Pada mi za kołnierz jesieni polskiej glajda wyprzedzają się tiry na autostradach

Bywam jak kucharz, co nie urodził się w kuchni, nudzę się w operze
Chodzę tylko do knajp, w których mnie nie znają, zostawiam po sobie puste talerze

Jestem jak jaskółka co wiosnę zgubiła i znów zima za dupę mnie trzyma
I tani frajer sprzedaje mi zimny czaj Redaktor Odyniec z pysma Padlina

Jestem chory na wszystko kochana
I nie wiem co mnie tu czeka
Jestem chory na wszystko
Chorobę mam na powiekach
Jestem chory na wszystko kochana
I jak pies kulawy szczekam
Jestem chory na wszystko
Chory na wszystko
Chorobę mam na powiekach

Dostałem w ryj fajką pokoju kiedy znów kopałem się z koniem
Wtedy zadzwonił do mnie Olof Palme i chciał porozmawiać z Kuroniem

Ty ciągle i wciąż masz mi za złe, że już nie mieszkam w Punk Rock City
Mieszkam w całkiem innym miejscu Polski i cierpię na syndrom sztokholmski

Śpiewam już tylko o Polsce i o złej miłości złe piosenki o złym systemie
Polska przychodzi do mnie tylko po autograf dla miłości zaś jestem złudzeniem

Nigdy nie będziemy jak Bonny i Clyde - ani orłem ani reszką
Będziemy jak ten deszczowy maj, jak ci WSZYSCY BRZYDCY LUDZIE Z TESCO

Jestem chory na wszystko kochana
I nie wiem co mnie tu czeka
Jestem chory na wszystko
Chorobę mam na powiekach
Jestem chory na wszystko kochana
I jak pies kulawy szczekam
Jestem chory na wszystko
Chory na wszystko
Chorobę mam na powiekach*


Wczoraj miała być setka i Góra Św. Anny.
Miała być ale nie było, ponieważ ktoś tam na górze bił się na poduszki i posypało... no i nie chciało się ;-) i poza tym był „Dzień Kobiet” ;) (dzienks).

Nie chciało się... nie chciało się w piątek, nie chciało się w sobotę i nie chciało się dzisiaj.
Ale jakoś dzisiaj, pomimo marudzenia, udało się nam (mnie i mojemu Rowerowemu Partnerowi - Darkowi) wyjechać. W sumie to chyba jedyną osobą, której się chciało była Anetka ale Ona nie mogła z racji swojej ostatniej kontuzji.
No i już było groźnie, ponieważ w mojej „rumuńskiej” torbie z ciuchami rowerowymi nie znalazłam kurtki rowerowej... pojechałam w bluzie i kurtce, w której chodzę na co dzień... masakra ;/ - upociłam się „jak świnka” ;-)

Pojechaliśmy najpierw niepewnie, po białej ulicy na osiedlu, później z lekką dozą niepewności (czy nam się chce) w kierunku Ptakowic, kolejnym krokiem było niezdecydowanie (czy damy radę?) a następnie z entuzjazmem przez Tarnowice, Opatowice do Strzybnicy.





Jak u Oberixa i Asterixa ;-)


Darek stara się ogarnąć swój aparat z nowymi bajerami.


Dalej, zadowoleni, że nam tak dobrze idzie, „mkniemy” do Rybnej.
Z racji tego, że jestem kobietą mówię, że marznie mi mój mały palec ;-) (mężczyzna raczej nie przyznaje się do tego, że ma małego palca ;p).

Zaliczamy kolejna drogę, „którą nie jechał Darek” ;-) i pędzimy do Kamieńca (pędzimy to nadinterpretacja).

Podniecamy się z Darkiem tym, że tak lekko nam się jedzie... do czasu...
Najpierw zaliczamy sklep i pijemy odrdzewiacz, a później oboje tracimy siły.

Było pięknie i te kaemy jakoś szybko minęły.
Potrzebowałam tego – moja głowa ostatnio ma za dużo „projektów” do wykonania, których nie zaczęłam wykonywać...

Później jeszcze tylko rundki z szafkami kuchennymi z IV piętra i ułożenie tego wszystkiego wraz z Kellyskiem w mojej cytrynce i do domu.

Dzięki za (jak zwykle) wspaniały weekend ;)

* Strachy na Lachy - "Chory na wszystko".

Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)©
  • DST 44.67km
  • Czas 02:27
  • VAVG 18.23km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • Sprzęt Kellysek ;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl