Wpisy archiwalne w kategorii
Do pracy / z pracy
Dystans całkowity: | 23039.43 km (w terenie 557.00 km; 2.42%) |
Czas w ruchu: | 1183:00 |
Średnia prędkość: | 19.51 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.20 km/h |
Liczba aktywności: | 721 |
Średnio na aktywność: | 32.00 km i 1h 38m |
Więcej statystyk |
Piątek, 24 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Do pracy
Do pracy
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 16.21km
- Czas 00:53
- VAVG 18.35km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Świr jest najsilniejszy w bandzie Zaś Zylu to sterydów król Trwa bal killerów w MacDonaldzie Za ścieżką ścieżka Fal
Świr jest najsilniejszy w bandzie
Zaś Zylu to sterydów król
Trwa bal killerów w MacDonaldzie
Za ścieżką ścieżka
Faluje karczycho
Złoto oblepia cielsko
Grzeją się silniki
Inhalując bielsko białe
Przymulony Bole nie jest z Mensy
W spodnie ma wpuszczony gruby sweter
Wąs pod nosem się wałęsi
Siebie się zapyta
Zielony z narzekania
Zapieniony zgredźmin
Same głupie pytania
I głupie odpowiedzi
To nieważka i nieliczka – rzecze tak Andrzej Jegliczka
Hej ty który mieszkasz w niebie
Proszę pożycz mi swój grzebień
Przewodniczący Chaos serce ma przebite strzałą
Na koniec tej fanfaronady wyskakuje z mej szuflady
Egzystencjalny paw
Cały rękaw wkładam sobie w usta
Ten krawat mu wychodzi nosem
Ja odczuwam organiczny wstręt
Elegancik się zatacza z papierosem
Tetate z szulerem
Zero się zeruje z zerem
Bankier mego bankiera
Nie jest moim bankierem
A kiedy się zaczyna noc
Karuzeluję się z gwiazdami
Ty pięknie wyciągasz swoją dłoń
Po bukiet kwiatów z bankomatu
Kuku
A tu
Kuku
Trzecia pospolita klęska
Tragicznie oczywista rzecz
Już nie katolicka lecz złodziejska
Z dwóch palców vałka
Jak statystyczny Polak
W narodowym skeczu
Mądry jest po szkodzie
Martwi się po meczu
Wszystkie polskie matki boskie kleją rymy częstochowskie
Hej ty który mieszkasz w niebie
Proszę pożycz mi swój grzebień
Przewodniczący Chaos serce ma przebite strzałą
Na koniec tej fanfaronady wyskakuje z mej szuflady
Egzystencjalny paw
Cały rękaw wkładam sobie w usta
Szczęśliwy pech
Rankiem, jak zwykle ma to miejsce po nocce w pracy, wsiadłam na rower i zaczęłam jechać w kierunku domu.
Padało, tzn. było po deszczu – pełno kałuż na drodze. Nic nowego – przyzwyczaiłam się już do jazdy w deszczu.
Szkoda tylko, że nie miałam błotników – tylni błotnik sklejam po tym jak go urwałam.
Za 15 minut miałam się dowiedzieć, że brak błotników to nie problem biorąc pod uwagę to co miało się wydarzyć...
A więc jadę sobię po mokrych, pełnych kałuż ulicach i jak to zwykle bywa rozmawiam z Kobrą przez zestaw słuchawkowy...
Jadę ulicą Obrońców Westerplatte, przy przystanku przy Poltrans gdy nagle... ja latam!!!
Przednie koło wpadło do dziury skrytej pod kałużą, a dziura była pokaźna – wchodzi w nią 1/3 koła :/
Upadek trwał ułamek sekundy ale ja przez ten ułamek zdążyłam wyobrazić sobie najeżdżający na mnie samochód... więc szybko pomyślałam: „żeby tylko żaden samochód za mną nie jechał”
Trzask! Leżę na ulicy – rower leży w poprzek, patrzę – nic nie jedzie – udało mi się! (Szczęście w nieszczęściu). Czuję przeszywający ból w lewym kolanie i łokciu.
Naładowana adrenaliną podnoszę się szybko, zbieram rower i wchodzę na chodnik, cała się trzęsę a z oczu lecą łzy... nikt ze stojących 10 metrów dalej na przystanku gapiów nie podchodzi do mnie spytać się czy wszystko w porządku... Przez zestaw słuchawkowy rzucam mięsem... Po chwili orientuję się, że niewyraźnie widzę... hmmm przecież nie uderzyłam głową tylko kolanami i łokciem....
O q..... moje okulary!!!!!!!!!!!!!! Ciemno, ja ślepa, okulary leżą na środku pasa pewnie już przejechane przez samochód.... :( udało się – są całe! Podnoszę je z ulicy, wycieram i wkładam na nos.
Cała brudna – przedstawiam sobą obraz nędzy i rozpaczy...
I te łzy... nie płaczę z rozpaczy, płaczę z nerwów, że popełniłam tak głupi błąd... przecież wiedziałam, że ta dziura tam jest!!! Jeżdżę tamtędy codziennie...
No ale cóż... gdy ochłonęłam trochę ruszam dalej... kolano lewe (to, które miałam kiedyś kontuzjowane) boli... pedałuję tylko prawą nogą... jadę powoli, bardzo powoli...
W centrum o mały włos dochodzi do poważniejszego wypadku – moim zdaniem jedna kobieta na milion powinna posiadać prawo jazdy!!! Jadę przez skrzyżowanie pod ślimakiem, wyprzedza mnie kobieta, całe szczęście, że po manewrze wyprzedzania nie zdążyła wrócić na pas przede mnie tylko z jej prawej strony zostaje jakieś 1,5 metra... bo co robi ten wirtuoz kierownicy????? Kiedy światło, które jest jakieś 7 metrów przed nami zmienia się na czerwone, kobieta blokując koła zatrzymuje się z małym poślizgiem prawie w miejscu (7 metrów przed światłami!!!!) Ma szczęście, że za nią nikt nie jechał (oprócz mnie) i ja mam szczęście, że udaje mi się wyminąć ją z prawej strony – nie miałabym szans wyhamować – pada deszcz...Wymijając ją nie mówię nic tylko patrzę się co za imbecyl siedzi za kierownicą... Podjeżdżam tak jak kodeks nakazał, by zatrzymać się przed światłami... Kobieta wyprzedzając mnie na zielonym bardzo uważnie mi się przygląda... ciekawe czemu??? Może w jej wyobrażeniu przepisów popełniłam jakiś kategoryczny błąd nie zatrzymując się w miejscu widząc zapalające się czerwone światło???
Mam dość – zdarzenie to wpędza mnie w totalnie żałobny nastrój i wierzcie mi NIE MAM OCHOTY jechać kawałek trzypasmówką... skręcam więc przy stoku na Środuli w górę i w lewo na chodnik, jadę przy cmentarzu i mam nadzieję, że jest tam jakiś przejazd... guzik! Zawracam, skręcam w lewo do przejścia podziemnego koło Auchan... przy schodzeniu po schodach kolano boli... mam wszystkiego dość, chce mi się płakać...
Docieram jako – tako do domu... jestem przed ósmą w domu – normalnie, jeśli podróż jest bez „przygód” w domu jestem o 7:00 albo o 6:55...
Po kąpieli w letniej wodzie, bo nie ma gorącej (czyżby wszystko przysięgło się przeciwko mnie?) robię oględziny ciała... lewe kolano – spuchnięte, posiniaczone, bolące... prawe kolano – siniak i leciutko opuchnięte, łokieć – siniak, uda – poobijane – lekkie siniaki, plecy obolałe (nie wiem dlaczego – dostałam rowerem, czy co?).
Moje kochane kolano :(((
Moje kochane kolano again :(((
Czekam na razie co będzie dalej, czy będzie konieczna wizyta u lekarza, czy nie.
Jedno wiem – o jeździe do pracy na rowerze przez najbliższe parę dni mogę zapomnieć...
No i 10000 km oddaliło się...
Jednak cieszę się, że tylko takie skutki są tej przewrotki, naprawdę nie było by wesoło gdyby za mną jechał samochód – nie miałabym szans...
_________________________________________________
TEST KOLANA
Po okładach z lodu i nasmarowaniu kolana maściami poszłam spać. Śpiąc cały czas czułam pulsujące, gorące kolano...
Obudziłam się i stwierdziłam, że nie ma pogorszenia - czyli jednak tylko stłuczenie, bez większych komplikacji :D
Na 16:00 byłam umówiona w centrum z koleżanką by oddać jej książkę. Myślę sobie: na piechotę to nie dojdę - do tesco jak szłam to miałam problem... hmm może pojadę delikatnie na rowerze? :D
A więc Mydlice - centrum - Mydlice.
I powiem, że jazda na rowerze sprawia mi mniej bólu niż chodzenie (oczywiście oszczędzam moją lewą nogę).
Dzisiaj i jutro jadę do pracy samochodem ale w sobotę... :D
Wiem, że przez najbliższy czas na pewno nie ruszę się na rower bez owiniętego bandażem elastycznym kolana ale i tak się cieszę - na początku wyglądało to o wiele groźniej :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Zaś Zylu to sterydów król
Trwa bal killerów w MacDonaldzie
Za ścieżką ścieżka
Faluje karczycho
Złoto oblepia cielsko
Grzeją się silniki
Inhalując bielsko białe
Przymulony Bole nie jest z Mensy
W spodnie ma wpuszczony gruby sweter
Wąs pod nosem się wałęsi
Siebie się zapyta
Zielony z narzekania
Zapieniony zgredźmin
Same głupie pytania
I głupie odpowiedzi
To nieważka i nieliczka – rzecze tak Andrzej Jegliczka
Hej ty który mieszkasz w niebie
Proszę pożycz mi swój grzebień
Przewodniczący Chaos serce ma przebite strzałą
Na koniec tej fanfaronady wyskakuje z mej szuflady
Egzystencjalny paw
Cały rękaw wkładam sobie w usta
Ten krawat mu wychodzi nosem
Ja odczuwam organiczny wstręt
Elegancik się zatacza z papierosem
Tetate z szulerem
Zero się zeruje z zerem
Bankier mego bankiera
Nie jest moim bankierem
A kiedy się zaczyna noc
Karuzeluję się z gwiazdami
Ty pięknie wyciągasz swoją dłoń
Po bukiet kwiatów z bankomatu
Kuku
A tu
Kuku
Trzecia pospolita klęska
Tragicznie oczywista rzecz
Już nie katolicka lecz złodziejska
Z dwóch palców vałka
Jak statystyczny Polak
W narodowym skeczu
Mądry jest po szkodzie
Martwi się po meczu
Wszystkie polskie matki boskie kleją rymy częstochowskie
Hej ty który mieszkasz w niebie
Proszę pożycz mi swój grzebień
Przewodniczący Chaos serce ma przebite strzałą
Na koniec tej fanfaronady wyskakuje z mej szuflady
Egzystencjalny paw
Cały rękaw wkładam sobie w usta
Szczęśliwy pech
Rankiem, jak zwykle ma to miejsce po nocce w pracy, wsiadłam na rower i zaczęłam jechać w kierunku domu.
Padało, tzn. było po deszczu – pełno kałuż na drodze. Nic nowego – przyzwyczaiłam się już do jazdy w deszczu.
Szkoda tylko, że nie miałam błotników – tylni błotnik sklejam po tym jak go urwałam.
Za 15 minut miałam się dowiedzieć, że brak błotników to nie problem biorąc pod uwagę to co miało się wydarzyć...
A więc jadę sobię po mokrych, pełnych kałuż ulicach i jak to zwykle bywa rozmawiam z Kobrą przez zestaw słuchawkowy...
Jadę ulicą Obrońców Westerplatte, przy przystanku przy Poltrans gdy nagle... ja latam!!!
Przednie koło wpadło do dziury skrytej pod kałużą, a dziura była pokaźna – wchodzi w nią 1/3 koła :/
Upadek trwał ułamek sekundy ale ja przez ten ułamek zdążyłam wyobrazić sobie najeżdżający na mnie samochód... więc szybko pomyślałam: „żeby tylko żaden samochód za mną nie jechał”
Trzask! Leżę na ulicy – rower leży w poprzek, patrzę – nic nie jedzie – udało mi się! (Szczęście w nieszczęściu). Czuję przeszywający ból w lewym kolanie i łokciu.
Naładowana adrenaliną podnoszę się szybko, zbieram rower i wchodzę na chodnik, cała się trzęsę a z oczu lecą łzy... nikt ze stojących 10 metrów dalej na przystanku gapiów nie podchodzi do mnie spytać się czy wszystko w porządku... Przez zestaw słuchawkowy rzucam mięsem... Po chwili orientuję się, że niewyraźnie widzę... hmmm przecież nie uderzyłam głową tylko kolanami i łokciem....
O q..... moje okulary!!!!!!!!!!!!!! Ciemno, ja ślepa, okulary leżą na środku pasa pewnie już przejechane przez samochód.... :( udało się – są całe! Podnoszę je z ulicy, wycieram i wkładam na nos.
Cała brudna – przedstawiam sobą obraz nędzy i rozpaczy...
I te łzy... nie płaczę z rozpaczy, płaczę z nerwów, że popełniłam tak głupi błąd... przecież wiedziałam, że ta dziura tam jest!!! Jeżdżę tamtędy codziennie...
No ale cóż... gdy ochłonęłam trochę ruszam dalej... kolano lewe (to, które miałam kiedyś kontuzjowane) boli... pedałuję tylko prawą nogą... jadę powoli, bardzo powoli...
W centrum o mały włos dochodzi do poważniejszego wypadku – moim zdaniem jedna kobieta na milion powinna posiadać prawo jazdy!!! Jadę przez skrzyżowanie pod ślimakiem, wyprzedza mnie kobieta, całe szczęście, że po manewrze wyprzedzania nie zdążyła wrócić na pas przede mnie tylko z jej prawej strony zostaje jakieś 1,5 metra... bo co robi ten wirtuoz kierownicy????? Kiedy światło, które jest jakieś 7 metrów przed nami zmienia się na czerwone, kobieta blokując koła zatrzymuje się z małym poślizgiem prawie w miejscu (7 metrów przed światłami!!!!) Ma szczęście, że za nią nikt nie jechał (oprócz mnie) i ja mam szczęście, że udaje mi się wyminąć ją z prawej strony – nie miałabym szans wyhamować – pada deszcz...Wymijając ją nie mówię nic tylko patrzę się co za imbecyl siedzi za kierownicą... Podjeżdżam tak jak kodeks nakazał, by zatrzymać się przed światłami... Kobieta wyprzedzając mnie na zielonym bardzo uważnie mi się przygląda... ciekawe czemu??? Może w jej wyobrażeniu przepisów popełniłam jakiś kategoryczny błąd nie zatrzymując się w miejscu widząc zapalające się czerwone światło???
Mam dość – zdarzenie to wpędza mnie w totalnie żałobny nastrój i wierzcie mi NIE MAM OCHOTY jechać kawałek trzypasmówką... skręcam więc przy stoku na Środuli w górę i w lewo na chodnik, jadę przy cmentarzu i mam nadzieję, że jest tam jakiś przejazd... guzik! Zawracam, skręcam w lewo do przejścia podziemnego koło Auchan... przy schodzeniu po schodach kolano boli... mam wszystkiego dość, chce mi się płakać...
Docieram jako – tako do domu... jestem przed ósmą w domu – normalnie, jeśli podróż jest bez „przygód” w domu jestem o 7:00 albo o 6:55...
Po kąpieli w letniej wodzie, bo nie ma gorącej (czyżby wszystko przysięgło się przeciwko mnie?) robię oględziny ciała... lewe kolano – spuchnięte, posiniaczone, bolące... prawe kolano – siniak i leciutko opuchnięte, łokieć – siniak, uda – poobijane – lekkie siniaki, plecy obolałe (nie wiem dlaczego – dostałam rowerem, czy co?).
Moje kochane kolano :(((
Moje kochane kolano again :(((
Czekam na razie co będzie dalej, czy będzie konieczna wizyta u lekarza, czy nie.
Jedno wiem – o jeździe do pracy na rowerze przez najbliższe parę dni mogę zapomnieć...
No i 10000 km oddaliło się...
Jednak cieszę się, że tylko takie skutki są tej przewrotki, naprawdę nie było by wesoło gdyby za mną jechał samochód – nie miałabym szans...
_________________________________________________
TEST KOLANA
Po okładach z lodu i nasmarowaniu kolana maściami poszłam spać. Śpiąc cały czas czułam pulsujące, gorące kolano...
Obudziłam się i stwierdziłam, że nie ma pogorszenia - czyli jednak tylko stłuczenie, bez większych komplikacji :D
Na 16:00 byłam umówiona w centrum z koleżanką by oddać jej książkę. Myślę sobie: na piechotę to nie dojdę - do tesco jak szłam to miałam problem... hmm może pojadę delikatnie na rowerze? :D
A więc Mydlice - centrum - Mydlice.
I powiem, że jazda na rowerze sprawia mi mniej bólu niż chodzenie (oczywiście oszczędzam moją lewą nogę).
Dzisiaj i jutro jadę do pracy samochodem ale w sobotę... :D
Wiem, że przez najbliższy czas na pewno nie ruszę się na rower bez owiniętego bandażem elastycznym kolana ale i tak się cieszę - na początku wyglądało to o wiele groźniej :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 21.34km
- Czas 01:25
- VAVG 15.06km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 22 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, In the fog..., We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Tęsknota we mnie siedzi
Jak drucik z miedzi
Się żarzy rzęsy mi parzy
Nie mam czasu na seks
A tak bardzo chciałabym mieć<
Tęsknota we mnie siedzi
Jak drucik z miedzi
Się żarzy rzęsy mi parzy
Nie mam czasu na seks
A tak bardzo chciałabym mieć
Nie mam czasu na kochanie
na piepszoty całowanie
Tęsknota spać nie daje
aż serce staje
umieram i się rozbieram
nie mam czasu na seks
a tak bardzo chciałabym mieć
nie mam czasu na kochanie
na piepszoty całowanie
tęsknota we mnie siedzi
jak drucik z miedzi
się żarzy parzy i parzy
parzy i parzy
parzy i parzy
parzy i parzy
nie mam czasu na seks
a tak bardzo chciałabym mieć
nie mam czasu na kochanie
na piepszoty całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
nie mam czasu na seks
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
całowanie
nie mam czasu na seks
Brrr.... zimno!
Rankiem - z pracy - standardowo.
Zimno w ręce - chyba zacznę zabierać ze sobą długopalczaste rękawiczki - nigdy nie wiadomo kiedy będzie zimno :)
A to parę scenek, które doprowadziły mnie do łez OMC ;)
Komiks - "Rozmowy z Bogiem"
Zaciągnięte z pewnego "teledysku"
Wieczorem - do pracy...
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Jak drucik z miedzi
Się żarzy rzęsy mi parzy
Nie mam czasu na seks
A tak bardzo chciałabym mieć
Nie mam czasu na kochanie
na piepszoty całowanie
Tęsknota spać nie daje
aż serce staje
umieram i się rozbieram
nie mam czasu na seks
a tak bardzo chciałabym mieć
nie mam czasu na kochanie
na piepszoty całowanie
tęsknota we mnie siedzi
jak drucik z miedzi
się żarzy parzy i parzy
parzy i parzy
parzy i parzy
parzy i parzy
nie mam czasu na seks
a tak bardzo chciałabym mieć
nie mam czasu na kochanie
na piepszoty całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
nie mam czasu na seks
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
na kochanie całowanie
całowanie
nie mam czasu na seks
Brrr.... zimno!
Rankiem - z pracy - standardowo.
Zimno w ręce - chyba zacznę zabierać ze sobą długopalczaste rękawiczki - nigdy nie wiadomo kiedy będzie zimno :)
A to parę scenek, które doprowadziły mnie do łez OMC ;)
Komiks - "Rozmowy z Bogiem"
Zaciągnięte z pewnego "teledysku"
Wieczorem - do pracy...
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 34.85km
- Teren 1.00km
- Czas 01:54
- VAVG 18.34km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, Kosmacz - Powsinoga :), W towarzystwie ;), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Kawa za granicą oraz Brunet wieczorową porą
Kawa za granicą oraz Brunet wieczorową porą
Kawa była, nawet sztuk (kubków) dwie i pół :D, za granicą jak za granicą, wieczorową porą był ale czy Brunet? :D
Dzisiaj miałam w planach setkę - wizytę na grobie mojej Znajomej w Dobrakowie.
Z racji późnej pory zwleknięcia swoich zwłok z łóżka plany zmieniłam na zamek w Rabsztynie.
Po telefonie od pewnej Brunetki plany zamieniłam na kawę za granicą :)
D.G - Będzin - Czeladź - Siemianowice Śl. - Piekary Śl. - Bytom - Zabrze (Helenka).
Igorek bez gipsu - hip hip hurra!!!
Następnie namówiłam Gospodarza Domu do wyjścia na rower i odwiezienia mnie kawałek :)
Nie wiedziałam, że Darek się tak wkręci - odwiózł mnie pod samą fabrykę :)
A więc: Zabrze - Bytom - Chorzów - Katowice.
Po drodze pokazałam Mu to i owo, między innymi panie pałające się najstarszym zawodem świata - dobrze, że miał przy sobie tylko 20 zł, bo mógłby się skusić, buahahahahahaha ;p
Było szybko, ciepło wręcz gorrąco. Dopiero pod koniec poczuliśmy chłodek ale nie wiem czy był spowodowany spadkiem prędkości, bliskością stawów (chodzi o akweny wodne a nie stawy np. w kolanach :D) czy późną porą.
Ogólnie było fajnie :) dzięki Darku za eskortę :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Kawa była, nawet sztuk (kubków) dwie i pół :D, za granicą jak za granicą, wieczorową porą był ale czy Brunet? :D
Dzisiaj miałam w planach setkę - wizytę na grobie mojej Znajomej w Dobrakowie.
Z racji późnej pory zwleknięcia swoich zwłok z łóżka plany zmieniłam na zamek w Rabsztynie.
Po telefonie od pewnej Brunetki plany zamieniłam na kawę za granicą :)
D.G - Będzin - Czeladź - Siemianowice Śl. - Piekary Śl. - Bytom - Zabrze (Helenka).
Igorek bez gipsu - hip hip hurra!!!
Następnie namówiłam Gospodarza Domu do wyjścia na rower i odwiezienia mnie kawałek :)
Nie wiedziałam, że Darek się tak wkręci - odwiózł mnie pod samą fabrykę :)
A więc: Zabrze - Bytom - Chorzów - Katowice.
Po drodze pokazałam Mu to i owo, między innymi panie pałające się najstarszym zawodem świata - dobrze, że miał przy sobie tylko 20 zł, bo mógłby się skusić, buahahahahahaha ;p
Było szybko, ciepło wręcz gorrąco. Dopiero pod koniec poczuliśmy chłodek ale nie wiem czy był spowodowany spadkiem prędkości, bliskością stawów (chodzi o akweny wodne a nie stawy np. w kolanach :D) czy późną porą.
Ogólnie było fajnie :) dzięki Darku za eskortę :)
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 65.14km
- Czas 03:05
- VAVG 21.13km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Kibel, kibel, kibel, kibel
roznosi zarazki.
Kibel, kibel, kibel, kibel
wylęgarnia muszek!
Kibel, kibel, kibel, kibel
Kibel, kibel, kibel, kibel
roznosi zarazki.
Kibel, kibel, kibel, kibel
wylęgarnia muszek!
Kibel, kibel, kibel, kibel
Chyba się uduszę!!!
Taki kibel...
Rano nie chciało mi się zwlec z łóżka, skutkiem czego było 15-minutowe spóźnienie do pracy.
Po pracy - powrót - kiblowy czyli standardowy z dużą domieszką muszek, tfu! tzn. blachosmrodów.
Wpadłam na 30 minut do domu, odrobiłam pracę domową z angielskiego, którą i tak zostawiłam na biurku w domu :] i ruszyłam pospikać :)
Po angielskim w ciemnościach do domku :)
Jutro jadę dopiero do pracy na 20:00 ale chyba przegniję cały dzień w łóżku ;p
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
roznosi zarazki.
Kibel, kibel, kibel, kibel
wylęgarnia muszek!
Kibel, kibel, kibel, kibel
Chyba się uduszę!!!
Taki kibel...
Rano nie chciało mi się zwlec z łóżka, skutkiem czego było 15-minutowe spóźnienie do pracy.
Po pracy - powrót - kiblowy czyli standardowy z dużą domieszką muszek, tfu! tzn. blachosmrodów.
Wpadłam na 30 minut do domu, odrobiłam pracę domową z angielskiego, którą i tak zostawiłam na biurku w domu :] i ruszyłam pospikać :)
Po angielskim w ciemnościach do domku :)
Jutro jadę dopiero do pracy na 20:00 ale chyba przegniję cały dzień w łóżku ;p
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 34.51km
- Teren 2.00km
- Czas 01:55
- VAVG 18.01km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Kiedy obudziłem się, zobaczyłem że,
Wszystko naokoło mnie, nagle inne jest!
Na ulicy taki gwar, wszyscy śmieją się,
Samochody
Kiedy obudziłem się, zobaczyłem że,
Wszystko naokoło mnie, nagle inne jest!
Na ulicy taki gwar, wszyscy śmieją się,
Samochody kolorowe, wszyscy mają je!
Ja wiem, to następny tylko sen!
O tym, że tak jest, jest, jest,
Nie ja jeden tylko wiem!
I wy też!
Nie ma żadnych granic już, wszyscy razem znów,
Można wreszcie więcej czuć i się nie bać już!
Kolorowy cały świat, w siebie wierzysz tam,
Kłamać już nie umie nikt! Tak sie chce tu żyć!
Tak, jakbym nagle wszedł,
Tam, gdzie wszystko jest dobre a nie złe!
Wiem, tyle trzeba sił,
By uwierzyć w to i zawsze Tam być!
Kiedy obudziłem się, zobaczyłem że,
Wszystko naokoło mnie, nagle inne jest!
Drzewa, słońce, Ty i ja i bez wojen świat!
Przeznaczone mam od dziś sto spokojnych lat!
Sen... pragnę snu - dzisiaj miałam ciężką nockę w fabryce... bardzo ciężką...
Wychodzę z rowerkiem z pracy... ZIMNO... brr.. ale cieszę się, że jest tak zimno i ręce ubrane w krótkie rękawiczki mi marzną bo inaczej chyba bym usnęła.
Po drodze kilka słów o polskich / dąbrowskich ścieżkach rowerowych.
Obok Makro jest górka... jadąc z górki (na szczęście) nie spotykamy żadnego zakazu ruchu. Jadąc pod górkę tą samą drogą napotykamy znak: "Zakaz ruchu rowerów" (jak by znak ten mógł być w jedną stronę :D) dlatego, że jest obok ścieżka rowerowa (aż 300 metrowy kawałek!) w takim oto stanie:
Jechałam nią 4 razy, w tym 2 razy złapałam kapcia. Oprócz tego, że jest zarośnięta, to jest pełno szkieł bo nikt ich nie sprząta na takim zadupiu...No cóż...oto Polska właśnie :D
Przy okazji robienia zdjęć wyciągnęłam parę cennych uwag :D (człowiek uczy się przez całe życie).
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Wszystko naokoło mnie, nagle inne jest!
Na ulicy taki gwar, wszyscy śmieją się,
Samochody kolorowe, wszyscy mają je!
Ja wiem, to następny tylko sen!
O tym, że tak jest, jest, jest,
Nie ja jeden tylko wiem!
I wy też!
Nie ma żadnych granic już, wszyscy razem znów,
Można wreszcie więcej czuć i się nie bać już!
Kolorowy cały świat, w siebie wierzysz tam,
Kłamać już nie umie nikt! Tak sie chce tu żyć!
Tak, jakbym nagle wszedł,
Tam, gdzie wszystko jest dobre a nie złe!
Wiem, tyle trzeba sił,
By uwierzyć w to i zawsze Tam być!
Kiedy obudziłem się, zobaczyłem że,
Wszystko naokoło mnie, nagle inne jest!
Drzewa, słońce, Ty i ja i bez wojen świat!
Przeznaczone mam od dziś sto spokojnych lat!
Sen... pragnę snu - dzisiaj miałam ciężką nockę w fabryce... bardzo ciężką...
Wychodzę z rowerkiem z pracy... ZIMNO... brr.. ale cieszę się, że jest tak zimno i ręce ubrane w krótkie rękawiczki mi marzną bo inaczej chyba bym usnęła.
Po drodze kilka słów o polskich / dąbrowskich ścieżkach rowerowych.
Obok Makro jest górka... jadąc z górki (na szczęście) nie spotykamy żadnego zakazu ruchu. Jadąc pod górkę tą samą drogą napotykamy znak: "Zakaz ruchu rowerów" (jak by znak ten mógł być w jedną stronę :D) dlatego, że jest obok ścieżka rowerowa (aż 300 metrowy kawałek!) w takim oto stanie:
Jechałam nią 4 razy, w tym 2 razy złapałam kapcia. Oprócz tego, że jest zarośnięta, to jest pełno szkieł bo nikt ich nie sprząta na takim zadupiu...No cóż...oto Polska właśnie :D
Przy okazji robienia zdjęć wyciągnęłam parę cennych uwag :D (człowiek uczy się przez całe życie).
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 15.63km
- Czas 00:53
- VAVG 17.69km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, In the rain..., We dwoje - ja i mój rowerek ;))), W towarzystwie ;)
@#$%@#$**&*@^%%$@^%$#
@#$%@#$**&*@^%%$@^%$#
Dawno nie jeździłam w deszczu...
Rankiem (wczesnym) z pracy do domku - standardowo - w deszczu :(
W południe pojechałam zagranicę na kawę, na spaghetti i na farmera :] do zagipsowanego Igorka.
@#$%@#$**&*@^%%$@^%$#
Już dawno nie jechałam pod tak mocny wiatr!!! MASAKRA!!! Metry dłużyły się jak kilometry...
Po drodze mijamy bunkry
Wieczorem w planach była jazda z Darkiem po okolicach i jazda do pracy (wyszło by tego z 80 km) ale niestety padał deszcz i pojechałam blachosmrodem (dzięki D. :)) do pracy (oczywiście z rowerem :]).
No i dostałam płytkę Siekiery :D
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Dawno nie jeździłam w deszczu...
Rankiem (wczesnym) z pracy do domku - standardowo - w deszczu :(
W południe pojechałam zagranicę na kawę, na spaghetti i na farmera :] do zagipsowanego Igorka.
@#$%@#$**&*@^%%$@^%$#
Już dawno nie jechałam pod tak mocny wiatr!!! MASAKRA!!! Metry dłużyły się jak kilometry...
Po drodze mijamy bunkry
Wieczorem w planach była jazda z Darkiem po okolicach i jazda do pracy (wyszło by tego z 80 km) ale niestety padał deszcz i pojechałam blachosmrodem (dzięki D. :)) do pracy (oczywiście z rowerem :]).
No i dostałam płytkę Siekiery :D
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 46.70km
- Czas 02:31
- VAVG 18.56km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, W towarzystwie ;), We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Gdy po schodach płynie sobie
Ciepła ludzka krew
Karzeł ciągnie zwłoki kobiet
Lubi damską płeć
Matko moja, spójrz prz
Gdy po schodach płynie sobie
Ciepła ludzka krew
Karzeł ciągnie zwłoki kobiet
Lubi damską płeć
Matko moja, spójrz przez okno
Wszędzie śmierć i krew
Idzie wojna, idzie wojna
Idzie krwawa rzeź
Tam na polu leży głowa
Gnije szczurza pierś
Robot gwałci krokodyla
Małpę gryzie pies
Już się skrada, już zabija
Wojny wampir gdzieś
Będzie wojna, będzie wojna
Będzie krwawa rzeź
Nie pamiętam - może już ten tekst cytowałam ale dzisiaj taki zaj**** klimat stworzył jak jechałam wieczorem (późnym) do pracy przez dzielnice gdzie nawet diabeł nie chce powiedzieć "dobranoc", że nie mogłam sie oprzeć i zacytowałam go dzisiaj :D
Ciekawe czy dostanę upragnioną płytkę Siekiery? :D
Wieczorkiem (wczesnym) na angielski.
Na angielskim ubawiłam się jak norka jak współkursanci wymyślali odpowiedzi na pytanie:
"What do you think you should do if someone has too much drink and loses consciousness?"
Albo druga sytuacja:
Wykładowca pyta: "Jak myślicie więcej hipochondryków jest wśród kobiet czy wśród mężczyzn?
"Wśród kobiet" - pada odpowiedź.
"A dlaczego?"
"Bo kobiety często mówią, że je głowa boli".
Po prostu było śmiesznie, bardzo śmiesznie :D
Po angielskim do pracy - standardowo.
A jutro, żeby nabić kilometrów jadę zagranicę na kawę :D
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Ciepła ludzka krew
Karzeł ciągnie zwłoki kobiet
Lubi damską płeć
Matko moja, spójrz przez okno
Wszędzie śmierć i krew
Idzie wojna, idzie wojna
Idzie krwawa rzeź
Tam na polu leży głowa
Gnije szczurza pierś
Robot gwałci krokodyla
Małpę gryzie pies
Już się skrada, już zabija
Wojny wampir gdzieś
Będzie wojna, będzie wojna
Będzie krwawa rzeź
Nie pamiętam - może już ten tekst cytowałam ale dzisiaj taki zaj**** klimat stworzył jak jechałam wieczorem (późnym) do pracy przez dzielnice gdzie nawet diabeł nie chce powiedzieć "dobranoc", że nie mogłam sie oprzeć i zacytowałam go dzisiaj :D
Ciekawe czy dostanę upragnioną płytkę Siekiery? :D
Wieczorkiem (wczesnym) na angielski.
Na angielskim ubawiłam się jak norka jak współkursanci wymyślali odpowiedzi na pytanie:
"What do you think you should do if someone has too much drink and loses consciousness?"
Albo druga sytuacja:
Wykładowca pyta: "Jak myślicie więcej hipochondryków jest wśród kobiet czy wśród mężczyzn?
"Wśród kobiet" - pada odpowiedź.
"A dlaczego?"
"Bo kobiety często mówią, że je głowa boli".
Po prostu było śmiesznie, bardzo śmiesznie :D
Po angielskim do pracy - standardowo.
A jutro, żeby nabić kilometrów jadę zagranicę na kawę :D
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 19.75km
- Teren 1.00km
- Czas 01:04
- VAVG 18.52km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, W oczojebnej kamizelce, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Nocna masakra Kosmacza cz. VI - ostatnia :D
Ja widziałem, tak wielu trzymało się za ręce
Mówią, jeśli się zgodzimy, ty może
Nocna masakra Kosmacza cz. VI - ostatnia :D
Ja widziałem, tak wielu trzymało się za ręce
Mówią, jeśli się zgodzimy, ty możesz zostać tu
Tylko jeden z nas może tu zostać, to nie będziesz ty
A ja nie chcę stąd odchodzić, ja nie chcę smucić się
I widziałem, tak wielu stało wokół drzewa
Które, które, które, które, które wysokie jak pal
A ja bardzo, tak, tak bardzo, bardzo chciałbym wiedzieć od ciebie
Czy muszę stąd odchodzić, czy muszę smucić się
I widziałem ich pana, stał w środku między nimi
Mówił, odejdź stąd, ty nie masz, ty nie masz tutaj być
Tylko jeden z nas może tu zostać, to nie będziesz ty
A ja nie chcę stąd odchodzić, ja nie chcę smucić się
I widziałem ich pana, stał w środku między nimi
Mówił, odejdź stąd, ty nie masz, ty nie masz tutaj być
Tylko jeden z nas może tu zostać, to nie będziesz ty
A ja chcę twego końca, ja chcę byś smucił się
Pozwólcie mi zostać, pozwólcie mi być
Pozwólcie mi zostać, ja nie chcę, nie chcę, nie chcę
Odchodzić!
Po północy z pracy.
Po południu do Castoramy po śrubki, wiertła i takie tam :D
Wszystkiego Najlepszego z okazji Dnia Nauczyciela wszystkim nauczycielom, a przede wszystkim... takiej Jednej z Helenki :D
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Ja widziałem, tak wielu trzymało się za ręce
Mówią, jeśli się zgodzimy, ty możesz zostać tu
Tylko jeden z nas może tu zostać, to nie będziesz ty
A ja nie chcę stąd odchodzić, ja nie chcę smucić się
I widziałem, tak wielu stało wokół drzewa
Które, które, które, które, które wysokie jak pal
A ja bardzo, tak, tak bardzo, bardzo chciałbym wiedzieć od ciebie
Czy muszę stąd odchodzić, czy muszę smucić się
I widziałem ich pana, stał w środku między nimi
Mówił, odejdź stąd, ty nie masz, ty nie masz tutaj być
Tylko jeden z nas może tu zostać, to nie będziesz ty
A ja nie chcę stąd odchodzić, ja nie chcę smucić się
I widziałem ich pana, stał w środku między nimi
Mówił, odejdź stąd, ty nie masz, ty nie masz tutaj być
Tylko jeden z nas może tu zostać, to nie będziesz ty
A ja chcę twego końca, ja chcę byś smucił się
Pozwólcie mi zostać, pozwólcie mi być
Pozwólcie mi zostać, ja nie chcę, nie chcę, nie chcę
Odchodzić!
Po północy z pracy.
Po południu do Castoramy po śrubki, wiertła i takie tam :D
Wszystkiego Najlepszego z okazji Dnia Nauczyciela wszystkim nauczycielom, a przede wszystkim... takiej Jednej z Helenki :D
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 19.15km
- Czas 01:02
- VAVG 18.53km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 października 2008
Kategoria Do pracy / z pracy, In the fog..., W oczojebnej kamizelce, We dwoje - ja i mój rowerek ;)))
Nocna masakra Kosmacza cz. V
Nocna masakra Kosmacza cz. V
Standard masakryczny...
13 październik = 8540 km
Chciałam zrobić 10000 km w roku 2008, brakuje mi 1460.
Jeśli założę, że do końca listopada będę jeździć do pracy to mi się uda :D
Oby :)
Wczoraj przygotowałam sobie "małą" ściągę - zaczynam dokształcać się w temacie czerwcowej wyprawy :D
Po południu do pracy.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
Standard masakryczny...
13 październik = 8540 km
Chciałam zrobić 10000 km w roku 2008, brakuje mi 1460.
Jeśli założę, że do końca listopada będę jeździć do pracy to mi się uda :D
Oby :)
Wczoraj przygotowałam sobie "małą" ściągę - zaczynam dokształcać się w temacie czerwcowej wyprawy :D
Po południu do pracy.
Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających :)
- DST 31.17km
- Czas 01:35
- VAVG 19.69km/h
- Aktywność Jazda na rowerze